Historia po mojemu: Jacek Dehnel

opublikowano: 2018-09-28, 13:44
wolna licencja
Jacek Dehnel – pisarz, poeta i tłumacz odpowiada na pytania ankiety Histmag.org „Historia po mojemu”.
reklama
Jacek Dehnel – pisarz, poeta, tłumacz. Urodził się w 1980 r. w Gdańsku, studia – polonistykę w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych – ukończył na Uniwersytecie Warszawskim. Wielokrotnie nagradzany za swoją twórczość literacką, nominowany m.in. do Nagrody Literackiej Nike za cykl „Balzakiana”. Odznaczony brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (fot. Ryjówka, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).

Czy lubił Pan historię w szkole? I w szkole, i przed nią, i po niej. W liceum miałem znakomitego historyka, prof. Milewskiego, który przedstawiał historię jako różnorodne, złożone i nieoczywiste procesy, a nie jako zbiór nazwisk, miejsc i dat; takiego też rozumienia historii wymagał na egzaminach, w tym na maturze. Doceniał myślenie niestandardowe, zauważanie dodatkowych aspektów. W dzisiejszym, „kluczowym” ocenianiu matur byłoby to pewnie nie do pomyślenia, ale ja z tych lekcji wyniosłem bardzo dużo.

W jakiej epoce i miejscu chciałby Pan żyć? Epoka bardzo mi odpowiada. Jeszcze sto lat temu, ba, pewnie pięćdziesiąt, pewnie bym nie przeżył dzieciństwa, mój brat, który urodził się jako wcześniak, tym bardziej. Jestem wielkim miłośnikiem rozwoju medycyny, technologii, łatwości podróżowania. Natomiast niespecjalnie zwolennikiem łupienia planety, co postrzegam jako największy problem ludzkości. To, że namnożyliśmy się jak najgorsze szkodniki, wydaje mi się przerażające.

Miejsce? Dobrze mi w wielu miejscach, lubię podróżować, lubię mieszkać w miastach, które dopiero poznaję. Z drugiej strony mam też silne poczucie zakorzenienia, bazy – więc potrzebuję miejsca, do którego wracam. Od lat jest ono w Warszawie, choć najlepiej czuję się chyba we Włoszech.

Jakie wydarzenie w historii Polski uważa Pan za najważniejsze? Mam pewien problem z rozumieniem „historii Polski” – zresztą jak i innych krajów – tak, jak jest ona przekazywana w szkole: jako pewien monolit, który zaczyna się nagle niepewną datą chrztu i trwa do dziś, bez względu na to, jakie to państwo ma granice, formy, czy istnieje politycznie, czy nie istnieje. Polska w rozumieniu Krzywoustego, Jagiełły, Batorego, Poniatowskiego, Traugutta, Piłsudskiego, Bora-Komorowskiego, Bieruta, Wałęsy, Kaczyńskiego to dla mnie zupełnie różne całości. Widzę pomiędzy nimi pewną ciągłość, nie taką wszakże, żebym umiał umieścić to wszystko na jednej osi. Nie umiem tego zważyć. Bardziej interesują mnie procesy. Ale jaka jest waga jagiellońskiego renesansu, skoro zostaje rozmieniony na drobne w kolejnych stuleciach i zamiast rozwoju czeka nas zwój?

Gdybym miał się jednak na czymś skupić, to proces emancypacji obywateli w XIX i XX wieku. Na kraju, którym rządzi (czy to faktycznie, czy symbolicznie) garstka mężczyzn-szlachciców, powstaniowe straty i niepowodzenia wymuszają włączenie do obywatelskości tych, którzy byli pomijani: mieszczaństwa, chłopstwa, Żydów, kobiet wreszcie. To największy przyrost obywateli w naszej historii, nie poprzez reprodukcję, tylko poprzez upodmiotowienie współmieszkańców Polski.

Jaka jest Pańska ulubiona postać historyczna lub z jaką postacią historyczną się Pan utożsamia? Nigdy mnie specjalnie nie interesowały te wielkie postaci, o których się tyle mówi i pisze: królowie, generałowie, wielcy twórcy. Znacznie bardziej ciekawią mnie mali świadkowie historii, drobni bohaterowie i niebohaterowie. Dlatego jeśli piszę powieści bazujące na prawdziwych wydarzeniach, daję zawsze głos tym, którzy głosu nie mają: Javierowi Goya, matce Makrynie Mieczysławskiej, czy mojej babci Lali. To są prywatne osoby, które doświadczyły, jak my wszyscy, dziejów powszechnych w niewielkim, dostępnym większości jednostek stopniu, ale w żaden sposób nie umniejsza to prawd, jakie mają do przekazania.

reklama

Jaki jest Pański ulubiony cytat historyczny? O, akurat z niemiłej postaci, bardzo niemiłej. „Żadnych złudzeń, panowie” [car Aleksander II Romanow do witających go Polaków – przyp. red.]. Polska jest krajem złudzeń, nam się cały czas wydaje, że „szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele, i jakoś to będzie”. Brak przygotowania, wiara zamiast aprowizacji.

Które wydarzenie historyczne chciałby Pan na żywo zobaczyć? Nie lubię rzezi, bitew, morderstw. Bardzo chętnie oglądałbym jakieś widowiskowe, paradne wjazdy. Wjazd Ossolińskiego do Rzymu, paradę Makarta z okazji jubileuszu Franciszka Józefa, uczty i widowiska dworskie, tego rodzaju imprezy. To były wydarzenia stworzone do oglądania, można się skupić na samym obrazie – a nie na rozumieniu zawiłości.

Które teksty kultury (filmy/seriale/książki/gry komputerowe itp.) nawiązujące do historii lubi Pan najbardziej? Z filmów przychodzą mi do głowy od razu „Królowa Margot", „Sprawa Dantona" czy niedawna „Śmierć Ludwika XIV", natomiast do furii doprowadziły mnie historyczne nieścisłości w „Rodzinie Borgiów", nie byłem w stanie oglądać tej operetki. Co innego, jak wszystko jest wzięte w nawias, jak w obu wspaniałych wersjach „Lwa w zimie". Z tekstów ogromnie cenię biografie pisane przez Stefana Zweiga, „Marię Antoninę" i „Balzaka", mam też wielką słabość do nieco staroświeckiego Chłędowskiego, którego pożeram pasjami. Bardzo cenię książki Jarosława Marka Rymkiewicza, z którym politycznie zupełnie mi nie po drodze – ale nawet jeśli weźmiemy jego nowsze dzieła, to wystarczy zdjąć z wierzchu nachalną propagandową tezę i okaże się, że te książki niejako mówią przeciwko swojemu autorowi, jakby faktycznie zapanował nad nim jakiś dajmonion, który niekoniecznie daje mu zrozumienie tego, co każe mu powtarzać.

Kto Pana zdaniem najlepiej pisze/opowiada o historii? Ten, kto potrafi częściowo wyjść poza swoją epokę i wcielić się w sposób myślenia ludzi z czasów, które opisuje. To jest sprawa zupełnie kluczowa: tak przestawić swój sposób rozumowania, żeby zarazem patrzeć z zewnątrz i od środka. Ogromnie trudna sprawa. Trzeba być w obu miejscach naraz całym sobą.

Jaka jest według Pana największa zagadka historii? Że ludzkość potrafiła przez stulecia tak się rozwinąć poznawczo, a zupełnie nie zauważyć, że piłuje gałąź „Ziemia", na której siedzi.

Gdyby mógł Pan wymazać z dziejów jedno wydarzenie/postać, to kto/co by to było? Znowu: procesy, nie postaci czy pojedyncze wydarzenia. Łatwo powiedzieć, że wymazalibyśmy chętnie z historii Hitlera, Stalina albo Mao. Albo konferencję w Wannsee czy rzeź Woli. Albo rzeź Pragi. Tyle, że takie wymazanie niewiele by zmieniło: ta nienawiść już się gotowała, Zeitgeist kipiał. Wymazanie samego Hitlera niekoniecznie rzecz by ulepszyło, być może pojawiłby się ktoś, kto wprowadziłby nowy nienawistny, populistyczny porządek w sposób bardziej skuteczny, bo pozbawiony szaleństwa. Zamiast takiej gdybaniny wolę skupiać się na tym, czego nas magistra vitae uczy: co i jak robić, żeby te procesy się nie powtórzyły. Ale wydaje się, że jesteśmy, jako ludzkość w ogólności i jako Polacy w szczególności, dość tępymi uczniami w tej szkole.

Zobacz także inne nasze materiały opublikowane w ramach akcji „Historia po mojemu”!

Bez Twojej pomocy nie będziemy mogli dalej popularyzować historii! Wesprzyj naszą działalność już dziś!

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone