Hiob: heretyk kontra ortodoksja
Hiob to jedna z bardziej znanych postaci ze Starego Testamentu. Jak wygląda konfrontacja Biblii z badaniami archeologicznymi?
Gdy amerykański prezydent John F. Kennedy chciał zredukować liczbę bomb jądrowych, bo uważał, że czynią one świat coraz bardziej niebezpiecznym miejscem, spotkał się z silną opozycją. Jego najbardziej zajadłym krytykiem był pewien fizyk jądrowy, który sądził, że im więcej bomb posiada Ameryka, tym jest ona bezpieczniejsza. Zapytany o to prezydent zwrócił uwagę, że ktoś całkowicie o czymś przekonany, szczególnie jeśli chodzi o eksperta w jakiejś dziedzinie, musi wstrząsnąć tymi, którzy mają otwarte, poszukujące umysły. Taki jest właśnie pożytek z posiadania zamkniętego, ograniczonego umysłu.
Dla takiego zamkniętego umysłu jedyny cel życiowy stanowi narzucenie swoich poglądów wszystkim innym. Ten rodzaj przekonania co do słuszności własnych poglądów nosi nazwę ortodoksji, od greckiego słowa oznaczającego prawdziwą albo słuszną wiarę. Ktoś taki jak prezydent Kennedy, który sprzeciwiał się ortodoksyjnym poglądom na broń jądrową, był heretykiem, którego zdanie było herezją. Słowo heretyk również pochodzi ze starożytnej greki – oznaczało dawniej kogoś, kto sprzeciwia się powszechnie przyjętym poglądom. Ortodoksje i herezje dotyczą całego ludzkiego życia, ale mają szczególne znaczenie w religii. Obserwacja tego, jak funkcjonują, pomoże zrozumieć, dlaczego w obrębie poszczególnych religii panuje ciągła, czasem bardzo gwałtowna niezgoda.
Właściwie wszystkie religie rozpoczęły się od herezji. Prorok reaguje na wewnętrzny głos, który podważa powszechnie panującą opinię, w taki sposób, jak Abraham szydził z bogów w sklepie swojego ojca. Potem najczęściej następuje podział – heretyk odchodzi i staje się założycielem nowej religii albo jej konkurencyjnej odnogi. Czasem heretycy wygrywają spór i ich idee stają się nową ortodoksją. Albo też ortodoksi pozostają głusi na argumenty i nowa inspiracja szuka sobie miejsca gdzie indziej. Czasem zamknięte umysły otwierają się na tyle, by wchłonąć nowe idee.
Żydzi opanowali cały ten proces lepiej niż wyznawcy innych monoteistycznych religii. Od początku spory i niezgoda zajmowały bardzo ważne miejsce w ich życiu. Oczywiście we wszystkich religiach pojawiają się spory, ale większość z nich kończy dyskusję tak szybko, jak to jest możliwe, i ustala wytyczne, które każdy musi zaakceptować albo opuścić wspólnotę. Lubią porządek. Religia żydowska nigdy taka nie była. Uznawała, że w religii nie ma kwestii, o których nie można dyskutować. Uważała, że lepiej było rozwijać się w sporach, niż zamknąć swoje poglądy w metalowych kasetkach na cztery spusty, a klucz wyrzucić. W sercu świętej księgi judaizmu znajdziemy heretyka zwanego Hiobem, występującego we własnej sprawie przeciw ówczesnej ortodoksji.
Dzieje Hioba od dawna opowiadano sobie w formie przypowieści, ale podczas niewoli babilońskiej wziął je na warsztat nieznany bliżej poeta, żeby na ich przykładzie przeanalizować problem cierpienia. Żydzi odczuwali zapewne większą potrzebę zmierzenia się z tym problemem niż jakakolwiek inna rasa. Inne narody i ludy zniknęły z kart historii, zmiecione przez wielkie imperia. Ale przynajmniej ich cierpienia się na tym zakończyły. Cierpienie Żydów zdawało się jednak nie mieć końca. Zniszczeni jako naród w 70 roku n.e., bez miejsca, które mogliby nazwać swoim, stawali się rozdziałem w dziejach wędrówki i odrzucenia, gdziekolwiek się pojawili. W ciągłym braku poczucia bezpieczeństwa cały czas siedzieli na walizkach, gotowi na kolejny exodus, kolejne wygnanie. Stracili swój kraj i swoją świątynię, ale zachowali swą Księgę. Stała się ona ich duchowym domem, który mogli spakować do torby i zabrać ze sobą, gdy znów ich wypędzano. A nawet jeśli im ją odbierano, nieśli w pamięci jej esencję, kilka wersów z Pentateuchu, które znali na pamięć. Nazywali je Szema albo Szma od hebrajskiego słowa słuchaj. „Słuchaj, Izraelu! Wiekuisty jest naszym Bogiem, Wiekuisty jest jedyny! A będziesz miłował Wiekuistego, Boga twojego całym sercem twoim, i całą duszą twoją, i całą mocą twoją”. Zgodnie ze starą żydowską tradycją Daniel recytował modlitwę Szema w jaskini lwów i wyszedł z niej nietknięty. A historia Daniela dodawała odwagi Izraelowi w chwilach wielkiego zagrożenia. Ale co mogło im dodać ducha teraz, gdy zostali starci na proch w lwiej paszczy? Dlaczego cierpienie stało się teraz życiem Izraela?
To było pytanie, na które odpowiadała Księga Hioba. Hiob nie dawał gotowej odpowiedzi na pytanie, które jego lud zadawał sobie od stuleci. Tym, co zrobił, było odrzucenie ortodoksyjnego poglądu, że Bóg pokarał Izrael za grzechy. I jest to wielka chwila w dziejach religii. Ukazuje nam człowieka, który dostrzegając coś złego, wie, że jest to złe. Ale jego religia mówi mu, że nie może to być złe, bo Bóg mówi, że jest to dobre. Pyta zatem samego siebie: czy Bóg może sprawić, że zło staje się dobrem, twierdząc po prostu, że tak jest? Nie – zło pozostaje złem, niezależnie od tego, co mówi Bóg, czy też co mówią kapłani, którzy twierdzą, że tak rzecze Bóg. Wiem, że nie mają racji i będę tak twierdził nawet wtedy, jeśli niebiosa spadną mi na głowę. Hiob jest heretykiem, który pojawia się w samym centrum Biblii i podważa jej własne nauki.
Na początku Księgi Hioba dowiadujemy się, że jest on sprawiedliwym i prawym człowiekiem, bajecznie przy tym bogatym. Ma siedmiu synów, trzy córki, siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic, nieprzeliczoną liczbę nieruchomości i służby. Jego bogactwa w ówczesnej walucie nie dałoby się porachować.
Tekst jest fragmentem książki Richarda Hollowaya „Krótka historia religii”:
W ciągu kilku dni utracił jednak wszystko. Jego inwentarz ukradziono, sługi i dzieci zabito, a on sam został dotknięty złośliwym trądem. Siedząc na kupie gnoju, drapał się skorupą zbitego garnka. Jego cierpienie było absolutne. Żona mówiła mu, że powinien złorzeczyć Bogu i umrzeć. Ale odpowiedź Hioba na całe jego cierpienie była następująca: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!”.
W kolejnej scenie Hioba odwiedza trójka jego przyjaciół, którzy mówią, że przyszli, by go pocieszyć, ale tak naprawdę przybyli, by go wybadać. Należą oni do tego rodzaju wiernych, którzy mają gotową odpowiedź na wszystko, nawet na taką lawinę nieszczęść, która zasypała Hioba. Elifaz z Temanu. Bildad z Szuach i Sofar z Naamy siadają naprzeciw dotkniętego nieszczęściem przyjaciela i zaczynają przesłuchanie. Z rosnącym rozdrażnieniem powtarzają wciąż to samo, ale to Elifaz z Temanu jako pierwszy podaje oficjalne wyjaśnienie niedoli Hioba.
Mówi, że niewinni nigdy nie giną, za to złoczyńcy, siejący nieprawość, zbierają z niej plon. Zbierasz plon nieprawości, więc powiedz nam, co uczyniłeś takiego, co sprowadziło na twe barki takie nieszczęście? Hiob nie chce zaakceptować logiki ich oskarżenia. Jakikolwiek jest powód ataku Boga na niego, nie są nim jego grzechy. Hiob wie, że jest prawym człowiekiem, który nie uczynił nic, by sobie na to wszystko zasłużyć.
Przyjaciele Hioba nie podchodzą do niego z otwartymi umysłami. Nie przychodzi im na myśl, że oficjalna teoria może być błędna. Gdyby dopuścili do siebie taką możliwość, rozpadłby się ich cały uporządkowany religijny kosmos. Lepiej trzymać się wyznaczonego kursu niż zasiać w sobie ziarno wątpliwości. Ale Hiob trzyma się swojej wersji. Z doktryną musi być coś nie tak, skoro wie, że nie uczynił nic, by zasłużyć na ruinę rodziny i szczęścia.
Będąc zwykłym człowiekiem, który znalazł się nagle w niezwykłej sytuacji, Hiob znajduje w sobie odwagę, by przeciwstawić się bezwzględnej teorii. Nie poddaje się oskarżeniom skierowanym przeciw sobie. Nawet jeśli niemożliwe będzie udowodnienie swej niewinności w tym życiu – udowodnienie zaprzeczenia jest zawsze niemożliwe – wierzy, że po śmierci Bóg go zrehabilituje. „Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i że jako ostatni nad prochem stanie! Że potem, chociaż moja skóra jest tak poszarpana, uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga. Tak! Ja sam ujrzę go i moje oczy zobaczą go, nie kto inny”.
Ale Hiob nie musi czekać na śmierć, by została oddana mu sprawiedliwość. Bóg sam zjawia się i oskarża tych, którzy próbowali go obwinić, o obrazę: „Pan przemówił i do Elifaza z Temanu: »Zapłonąłem gniewem na ciebie i na dwóch przyjaciół twoich, bo nie mówiliście o Mnie prawdy, jak sługa mój, Hiob«”. To heretyk dostaje boże błogosławieństwo, a nie ortodoksyjni nauczyciele, którzy trzymali się cały czas oficjalnej wykładni.
Nawet Bogu nie pozwolono jednak podważyć ortodoksyjnych nauk w tej historii. Późniejszy pisarz, niezadowolony z tego, że Bóg zaaprobował herezję Hioba, dołączył do tekstu szczęśliwe zakończenie. Bóg oddaje Hiobowi „całą majętność w dwójnasób”, powracając do starej teorii, że dobrzy zawsze są nagradzani, a źli karani za swe czyny w tym życiu. Geniusz tej historii polega na tym, że pozwala nam ona ujrzeć herezję i ortodoksję w działaniu. I pozwala nam samym wybrać.
Rozważając tę historię, spróbujmy wrócić do Drugiego Przykazania z jego odrzuceniem bożków. Przestrzegało ono Izrael przed próbą owijania Boga w małe schludne paczuszki, które można rzucić na rynek dewocjonaliów. Tak jak to mają w zwyczaju czynić zorganizowane religie. Pakują Boga w pudełka własnych ortodoksji i próbują je wetknąć innym. Tak właśnie postępowali pocieszyciele Hioba. Zamiast usiąść z nim i współczuć mu w jego rozpaczy i bólu, objaśniali mu działania Boga w jego sytuacji i nalegali, by zgodził się z ich wyjaśnieniami. Rozwinięte ortodoksje religijne lubują się w takich działaniach. W mówieniu ludziom, co należy myśleć, wyjaśnianiu im znaczenia różnych spraw i tłumaczeniu, jak Bóg odnosi się do danej sytuacji. Bycie przedmiotem nawały wyjaśnień, które proponują niektóre religie, porównać można z siedzeniem podczas długiej, nocnej podróży autobusem obok natrętnego gaduły, wyładowującego na tobie swoje obsesje.
Elifaz z Temanu. Bildad z Szuach i Sofar z Naamy są przykładami klasycznych fanatyków religijnych, którzy uważają, że wszystko mają nagrane na taśmie i uwielbiają puszczać taśmę każdemu, kogo spotkają. Wielkość Księgi Hioba polega na tym, że nie boi się zanudzić nas niemal na śmierć, każąc nam ich wysłuchiwać, po to, żeby zwrócić uwagę na to, co najważniejsze. Nie bądź tak bardzo pewien, że wiesz, czym jest Bóg, albo jakie są jego zamiary – tak brzmi jej przesłanie.
Żydzi znacznie lepiej niż wierni innych religii opanowali sztukę życia w tej niepewności. Nie próbują narzucać swego Boga innym ludziom. Zawsze byli zbyt zajęci spieraniem się z nim, by znaleźć na to czas. I cały czas się z nim wadzą.
Ale musimy teraz opuścić Żydów, pozostawiając ich pogrążonych w bezustannym sporze z Bogiem, aby tymczasem przyjrzeć się innej religii – zaratusztrianizmowi. Cofniemy się teraz do mniej więcej 600 roku p.n.e. i powędrujemy do Persji. Po drodze zrobimy sobie jednak krótki postój w Indiach.