Helena Buchner – „Dzieci Hanyski” – recenzja i ocena
Dzieci Hanyski są drugą częścią opolskiej dylogii autorstwa Heleny Buchner. Znajdziemy w niej bohaterów już znanych oraz całkiem nowych. Wszyscy oni będą coraz bardziej uwikłani we wciąż utrzymującą się niechęć (a momentami nawet nienawiść i pogardę) między chaziajami a hanysami. Niestety, te spory będą przenosić się na dzieci i ich przyszłość.
Wydaje się, że Maria osiągnęła jaką taką stabilizację. Ma pracę, gospodarstwo, skończyły się grabieże i napady. Odchowane dzieci idą do szkół. Niestety, nie jest im dane zaznać szkolnej nudy. Na każdym kroku są wyśmiewane przez nauczycieli oraz innych uczniów. Ich niemiecki akcent, posługiwanie się gwarą, bycie autochtonami – wszystko czyni z nich wrogów. Nie pomaga również chłopsko-robotnicze pochodzenie, które tylu innych doskonale w życiu „ustawiło”. Dzieci hanyski, niemry, nie mają czego szukać na studiach.
Recenzowany tom dylogii jest zupełnie różny od poprzedniego. Większą część stanowi wątek romansowy, miłostki, dziewczęce rozterki i tajemnica poczęcia Hanyska, którą nosi w sobie Maria. Choć autorka zachowała wysoki poziom w prowadzonej narracji, to jednak czytelnik ma już do niej znacznie mniej emocjonalny stosunek. Trzeba przecież przyznać, że problemy z dostępem do edukacji miały również dzieci innych wrogów ludu: powstańców, żołnierzy podziemia, przedwojennej inteligencji. Jednak te dzieci nigdy nie zaznawały takiego odrzucenia przez rówieśników, jak te mówiące po śląsku. Tak samo jak wrogiem publicznym numer jeden był język niemiecki, którego nie można było nauczać w szkole.
Wydaje się, że im dalej od zakończenia wojny, im bardziej normuje się sytuacja na wsi, tym bardziej chaziaje i hanysy nauczą się żyć obok siebie i ze sobą. Nic bardziej mylnego. Maria będzie stanowczo sprzeciwiać się związkom jej córek z synami chaziajów. W jednym przypadku obie strony pójdą po rozum do głowy i nie będą niszczyć szczęścia młodych. Eryka wyjdzie za Konstantego Buraka, tego samego, którego rodzinę kiedyś dokwaterowano Marii na wycugu. Niestety, ten związek, choć jako małżeństwo nawet szczęśliwy, będzie ucieczką od własnej tożsamości.
Znamienne jest tutaj zdanie kończące książkę: „W tym domu [dawny dom rodziny Brunn – przyp. DC], w tym miejscu tamto życie zostawiła, tamten czas, kiedy jeszcze była hanyską. A teraz już hanyską nie jest ”. Chaziaje mają mniej do stracenia. I tak zawsze sami uważają się za Polaków. Oni tracą tylko pamięć o własnym hajmacie, tam za Bugiem.
A może tylko teraz wydaje się, że te rozterki młodych dziewcząt i kawalerów są błahe? Może dla nich to były największe tragedie? W końcu rodzina Marii będzie musiała znowu się rozstać, a w końcu – już podzielona – po raz kolejny próbować pozbierać rozsypane życie. Trudno w tej mierze o jakąkolwiek ocenę. I czasami trudno nie otrzeć łzy czytając o kolejnych problemach Brunnów.
Dzieci Hanyski znowu zawierają historię naszych dziadków i pradziadków. Już trochę inną, mniej krwawą, ale równie bolesną. Szykany wobec dzieci mówiących ze śląskim akcentem trwały przecież w szkołach jeszcze w latach osiemdziesiątych. Ten tom zdecydowanie więcej wymaga od czytelnika. Nie tylko więcej zrozumienia, ale przede wszystkim więcej doświadczenia życiowego. Przez to jest trudniejszy w odbiorze. Trzeba tutaj nabrać zupełnie innej optyki. Może za kilka lat będzie nam to bliższe? A może wcale nie.