Helena Buchner – „Ciotka Flora” – recenzja i ocena
Helena Buchner – „Ciotka Flora” – recenzja i ocena
Helena Buchner urodziła się w 1950 r. w Jełowej k. Opola. Nie jest znana szerszemu kręgowi czytelników, chociaż to osoba bardzo zasłużona dla pielęgnowania kultury ludowej, śląskiej tradycji i miłości do swojego hajmatu. Przez bardzo długi czas tkwił w niej strach autochtonki, dlatego pierwsze wydanie jej dylogii Hanyska i Dzieci Hanyski ukazały się pod pseudonimem Leonia.
Wojna zabrała ciotce Florze wszystko: dom, ziemię i rodzinę. Nadciągający front zmusił do opuszczenia ojcowizny. Dotarła aż do Czech, gdzie umieszczono ją w obozie. Z flichtówki wraca długo, myli pociągi, idzie pieszo. Jest stara, ale twarda, chce wrócić do domu. Tylko, że już go nie ma. Jej gospodarstwo zajęli chadziaje, przesiedleńcy ze Wschodu. Chuda jak śmierć, z węzełkiem, z głową łysą po przebytym tyfusie, podpierająca się kijem staje przed swoim-nieswoim domem. Jednak nikt nie przypuszcza jak bardzo twarda jest Flora i jak wielka jest w niej wola walki. Odzyska co jej, choć nawet w jej wydawałoby się skamieniałym sercu, tli się iskierka litości dla tych innych, chadziajów, którym przecież też ktoś odebrał dom.
Ciotka będzie cały czas czekać na dzieci. Z uporem będzie utrzymywać gospodarstwo licząc, że któreś z nich wróci na stałe. Zostanie z nią i będzie wszystko tak, jak należy. Będą gospodarować u siebie, na śląskiej ziemi. Nie przypuszcza nawet z jakimi problemami borykają się jej dzieci. Jak bardzo Niemcy są dla nich kalte Heimat – zimną ojczyzną. Jak bardzo wojna zmieniła wszystko i wszystkich. I jak w jednej rodzinie można Hitlera przeklinać i gloryfikować.
Helen Buchner w swojej twórczości dotyka najtrudniejszego (poza Powstaniami Śląskimi) okresu w historii Śląska. I najbardziej przemilczanego. Przez lata Ślązacy bali się opowiadać o traumatycznych wspomnieniach z chwili przejścia frontu, powojennych represjach, wywózkach i wpędzeniach. O niemożliwości swobodnego bycia na własnej ziemi. Ale również o konieczności koegzystencji z innymi, dotkniętymi tragedią wygnania, z przesiedleńcami ze Wschodu, określanymi mianem chadziajów. Ślązacy i mieszkańcy Kresów Wschodnich to były dwa światy o zupełnie różnym wychowaniu w odmiennych warunkach kulturowych. Nie rozumieli się. Chadziaje widzieli w Ślązakach Niemców, a hanysy w Kresowianach uprzywilejowanych okupantów, którzy zabierali im ojcowiznę i donosili do władz. Jak się przekonała z czasem ciotka Flora i jej nowi lokatorzy, prawda jak zwykle leżała po środku. Jednak Ślązakom przez dekady nie wolno było mówić o swojej krzywdzie.
Choć recenzowana pozycja nie należy do cyklu Hanyska, warto najpierw zapoznać się z dylogią, w której problem powojennych doświadczeń Ślązaków pokazano w sposób bardziej wnikliwy. Ciotka Flora stanie się przez to bardziej zrozumiała, a także poszerzy obraz tamtej rzeczywistości, pozwalając lepiej rozłożyć akcenty. Jest jednak powieścią wybitną, krwistą i zostawiającą swój ślad, jak każda z książek Heleny Buchner.
Jeśli chce się zrozumieć Śląsk i Ślązaków oraz ich, czasami wydawałoby się irracjonalne, zachowania zdecydowanie warto zrobić to dzięki lekturze Ciotki Flory. Zdecydowanie łatwiej będzie wtedy podejść do historii i ludzi z tego terenu z odpowiednią wrażliwością oraz czułością.