Hakoah Wien w Polsce: feta, emocje i skandale
Już dawno warszawiacy nie widzieli takiego poruszenia. W niedzielny, lipcowy poranek, w okolicach Dworca Głównego kłębił się ogromny tłum. Później prasa napisze, że 40-tysięczny. Na ul. Marszałkowskiej policjanci wstrzymali ruch tramwajowy. Zdezorientowani przechodnie przystawali, próbując wyłapać z jidyszowego szwargotu, przeplatającego się z polską mową, przyczynę całego zamieszania. Bezładny gwar przybierał na sile. Ktoś krzyknął „wiwat!”, gdzieś obok rozległo się jeszcze głośniejsze hebrajskie „hedad!”. Czyżby to sam Szalom Asz zdecydował wrócić się na „stare śmieci”, które odmalował w powieści Motke ganew (Motke złodziej)? A może Chaim Weizmann, przywódca światowego ruchu syjonistycznego, przyjechał pokrzepić swoich zwolenników w Polsce? Co bardziej ciekawscy i rozemocjonowani uczestnicy zbiegowiska przeciskali się do wnętrza gmachu dworca. Podobno widziani byli tam już senatorowie Mojżesz Koerner i Rafał Szereszowski. Nagle na horyzoncie ukazała się lokomotywa, a z nią na peronie wzrosła wrzawa. Pociąg wydając charakterystyczne jęki zatrzymał się przed zgromadzonymi, harmider zmalał, ale napięcie wśród wyczekujących przeciwnie. W oknach wagonu mignęło kilkanaście twarzy młodych mężczyzn. Ktoś krzyknął: „To oni!”.
Gdy pociąg wjechał do hali, rozległy się gromkie pozdrowienia hedad [hebr. wiwat, brawo]. Tłum stał łeb w łeb na peronie. Na początku nie mogliśmy opuścić wagonu. Gdy czekający nas ujrzeli, zapanował nieopisany entuzjazm. Porządkowi musieli się nieźle napracować, żebyśmy mogli wydostać się z wagonu”
Kim był Arthur Baar i czym sobie zasłużył wraz ze swoimi towarzyszami na tak gorące powitanie przez tłumy warszawiaków? Bynajmniej nie gwiazdą filmową, słynnym pisarzem, ani nawet liderem ruchu politycznego. Był kierownikiem piłkarskiej sekcji klubu sportowego Hakoah Wiedeń, jedynej drużyny na świecie, która mogła wywołać taki entuzjazm diaspory. Czy zawdzięczała to swojej świetnej grze w piłkę nożną? Też.
Chluba żydowskiego sportu
Hakoah był jednak dla wielu Żydów czymś znacznie więcej niż po prostu utytułowanym towarzystwem sportowym. Do życia powołali go w 1909 r. żydowscy studenci Uniwersytetu Wiedeńskiego, którzy nie godzili się na dyskryminację w stowarzyszeniach austriackich. Nowy klub miał zadać kłam stereotypowi anemicznego Żyda, który godzinami ślęczy nad świętymi księgami, zaniedbując przy tym swoje ciało. Hakoah mieli reprezentować współcześni Machabeusze, wyraziciele idei muskularnego żydostwa, o którym mówił Max Nordau. Pisarz i filozof przekonywał na Drugim Kongresie Syjonistycznym w Bazylei w 1898 r., że żydowskie odświeżenie ideałów narodowych powinno postępować zarówno w wymiarze ekonomicznym, duchowym, jak i cielesnym. Popierał on krzewienie kultury fizycznej wśród młodych Żydów, którzy w przyszłości mieli być w stanie zrealizować zadania stawiane im przez syjonizm.
Nie ma wątpliwości, że studenci wiedeńskiej uczelni wzięli sobie do serca słowa Nordau. Klub przyjął niebiesko-białe barwy, identyczne jak syjonistyczna flaga uchwalona na pierwszym kongresie syjonistów w 1897 r. Nieprzypadkowa była także decyzja o przyjęciu hebrajskiej nazwy klubu, w języku, do którego odrodzenia chcieli doprowadzić syjoniści. Oznaczała ona „siłę”, z którą mieli być od teraz kojarzeni młodzi Żydzi. Klub wiedeńskich Żydów rzeczywiście się nią stał, wyrastając na potęgę piłkarską lat 20. XX w. Zyskał międzynarodową sławę pokonując West Ham United 5:0 na ich własnym boisku, co było wówczas nie lada wyczynem dla zespołu z Europy kontynentalnej. Niespełna rok po tym zwycięstwie, Hakoah Wiedeń przyjechał do Polski. Nie była to pierwsza wizyta Niebiesko-Białych w tym kraju, ale po raz pierwszy tak szeroko zakrojona, obejmująca przy tym m.in. Łódź i przede wszystkim centralny punkt tournée – Warszawę.
Przed hucznym powitaniem w stolicy
Program tournée Hakoahu Wiedeń był obfity – zespół w ciągu około 3 tygodni miał rozegrać 11 meczów w 7 miastach. Sezon piłkarski w Austrii dopiero co się zakończył, a w Polsce… nawet nie rozpoczął. W związku z przygotowaniami do igrzysk olimpijskich, PZPN ogłosił przerwę w rozgrywkach, które miały rozpocząć się dopiero po zakończeniu imprezy w Paryżu. Drużyny piłkarskie zyskały więc w kalendarzu wolne terminy, które starały się zapełniać meczami z zagranicznymi rywalami. A ci chętnie się zgadzali, bo najpopularniejsze zespoły za każdy występ inkasowały nawet kilkaset dolarów. Sprowadzenie ówczesnych mistrzów kraju, wiedeńskiego SV Amateure, miało kosztować Pogoń Lwów aż 2 tys. dolarów, czyli nieco ponad 10 tys. zł. Organizatorzy uważali to jednak za inwestycję licząc, że uznane marki z Austrii czy Węgier przyciągną na trybuny tysiące widzów, a każdy z nich kupując wejściówkę, zostawi w klubowej kasie przynajmniej 2-3 zł.
Polecamy e-booka Łukasza Jabłońskiego pt. „Sportowa Warszawa przed I wojną światową”:
Prasa sportowa skrzętnie odnotowywała kolejne rezultaty międzynarodowych spotkań, nie szczędząc jednak przy tym zgryźliwych komentarzy sugerujących, że polskie boiska nawiedziła „szarańcza wiedeńskich drużyn”, dla których liczy się jedynie „oślepiający blask złotego”. Wizyta Hakoahu Wiedeń miała być jednak czymś więcej, niż jedynie wakacyjną wyprawą w celach zarobkowych.
Hakoah swoją podróż zaczął od Lwowa, gdzie zmierzył się z wiodącym żydowskim zespołem w Polsce – Hasmoneą Lwów. Zespół z Wiednia pokonał gospodarzy w dwóch meczach 3:1 i 6:1. Następnie Niebiesko-Biali obrali kierunek na Drohobycz. Zanim jednak dotarli na boisko miejscowego zespołu, zwiedzili drohobycką rafinerię i szyby kopalni nafty w pobliskim Borysławiu. W mieście Bruno Schulza zostali przyjęci niezwykle serdecznie. Na dworcu oczekiwał na nich tłum, a także delegat gminy żydowskiej. Boisko zaś udekorowano flagami polskimi i w „barwach Syjonu”. Kilkutysięczna publika nie mogła narzekać na brak goli, ale widowisko było jednostronne. Hakoah zwyciężył lokalne Żydowskie Towarzystwo Gimnastyczne 11:2. Wynik nie był jednak najważniejszy. Organizatorzy zapewniali, że dochód z zawodów przekażą sierocińcowi. Tam też odbył się bankiet, na którym sportowcy, wspólnie z przedstawicielami gminy żydowskiej i działaczami Organizacji Syjonistycznej, bawili się do białego rana przy żydowskich piosenkach granych przez kwartet.
Czy goście z Wiednia tej nocy w ogóle poszli spać? To już pewnie na zawsze pozostanie tajemnicą. Jeśli jednak nawet zdążyli zmrużyć oczy, to z pewnością nie na długo, bowiem już o 6 rano wyruszyli pociągiem do Łodzi. Gwiazdom boisk lat 20. XX w. najwyraźniej nie doskwierało jednak ani zmęczenie niedawno zakończonym sezonem, ani też nocne hulanki w Drohobyczu, bowiem pobyt w kolejnym mieście rozpoczęli od spektakularnego zwycięstwa 12:2 nad Łódzkim KS. Choć tylko niepoprawni optymiści mogli wierzyć w wygraną gospodarzy, to nikt nie przypuszczał, że bądź co bądź wiodący zespół w mieście dozna tak sromotnej klęski. Prawdopodobnie końcowy werdykt zawodów byłby jednak dla łodzian łaskawszy, gdyby nie problemy zdrowotne bramkarza Adolfa Fiszera, który nie mógł się… schylać. Skutecznie wyłapywał więc jedynie górne piłki. Rezerwowy golkiper z kolei przebywał na ćwiczeniach wojskowych. Przybysze z Wiednia nadal nie mieli w Polsce sobie równych: „(…) gra Hakoahu zdaje się być kwintesencją piłki nożnej” – zachwycano się na łamach dziennika „Głos Polski”. Wizytę w Łodzi zakończyli „skromną” wygraną 3:1 z Łódzkim Towarzystwem Sportowo-Gimnastycznym.
Hakoah w stolicy
Żegnani przez łódzkich działaczy sportowych i reporterów, wiedeńczycy wyruszyli pociągiem do Warszawy. 20 lipca o godz. 10:00 rano pociąg z piłkarzami zatrzymał się na Dworcu Głównym w Warszawie. Gdy fetowanym już zawodnikom udało się opuścić peron, na ul. Marszałkowskiej czekał na nich korowód 15 samochodów, liczne dorożki i nieprzebrane tłumy sympatyków. Kolumnę otwierali przedstawiciele Makabi Warszawa z niebiesko-białą chorągwią na czele. To oni organizowali wizytę wiedeńczyków w Warszawie. Na trasie wiodącej do Pasażu Simonsa, gdzie mieściła się siedziba żydowskiego klubu, zapanował niesamowity entuzjazm. Warszawscy Żydzi obsypywali sportowców kwiatami i pozdrawiali z okien oraz balkonów. Po ulicach niosły się dźwięki Hatikwy, syjonistycznej pieśni, wyrażającej nadzieję na powstanie żydowskiego państwa, która po proklamacji niepodległości Izraela w 1948 r. stanie się jego nieoficjalnym hymnem.
„Nasza podróż do siedziby Makabi była niczym pochód triumfalny. […] Naprawdę, nie było członka Hakoahu, który nie miał w oczach łez wzruszenia. Towarzyszyło nam poczucie żydowskiej wspólnoty.” –Relacjonował Baar dla „Wiener Morgenzeitung” nr 1955 z 25.07.1924 r.
W sali Makabi na przybyszów czekało śniadanie, ale zanim noże i widelce poszły w ruch, uraczeni zostali przemówieniem prezesa warszawskiego klubu, Borysa Ferbera, który podkreślił znaczenie troski o sprawność fizyczną Żydów, zwracając się na zakończenie do gości:
Wy wcieliliście w życie […] chwalebne idee, które przynoszą cześć i chwałę naszemu ludowi. Nieście flagę wysoko, a my pójdziemy za wami. Niech żyje Hakoah!”
Już na wiele dni przed przyjazdem wiedeńczyków szpalty prasy żydowskiej wypełniały zapowiedzi wizyty słynnych sportowców:
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Do Warszawy przyjeżdża […] najlepsza z istniejących na świecie narodowo-żydowskich drużyn piłki nożnej, wiedeńska Hakoah. Będzie to dla nas największe święto sportowe za ostatnie kilka lat. […] Dla nas, Żydów warszawskich, przyjazd Hakoah ma jeszcze ponadto znaczenie święta narodowego.
Gdy już nadszedł długo wyczekiwany moment, prasa z entuzjazmem śledziła niemal każdy krok przybyłych gości. Po hucznym powitaniu sportowców na ulicach Warszawy, można było przeczytać o olbrzymiej manifestacji społeczeństwa żydowskiego: „Wszyscy Żydzi do Agrykoli!” – nawoływał syjonistyczny „Nasz Przegląd” czytelników do tłumnego stawienia się na meczu z Polonią Warszawa.
Nie wszyscy jednak podzielali ten entuzjazm. Część polskiej prasy powątpiewała w sportowy cel wizyty Hakoahu i zainteresowanie piłką nożną tłumów, które zgromadziły się na dworcu. Dla niektórych fetowanie austriackiego zespołu w sercu polskiej stolicy było dobitnym wyrazem braku lojalności Żydów wobec państwa polskiego. Ostrych oskarżeń nie szczędziła zwłaszcza prasa związana z obozem narodowym:
Żydzi wyzyskują ten przyjazd dla celów swojej propagandy. Chcą wytworzyć nowe falangi Machabeuszów. Chcą „regeneracji narodu żydowskiego”, ażeby tym łatwiej przyszło im opanowanie Polski! […] Kto śmiał dopuścić Hakoah do uprawiania propagandy w stolicy? Kto są ci panowie, którzy pomagają Żydom w budowaniu Judeo-Polski?
Atmosfera gęstniała z dnia na dzień, a punkt kulminacyjny nastąpić miał w środowy wieczór, 23 lipca, na stadionie Agrykola, gdzie zaplanowano rozegranie zawodów Polonia Warszawa – Hakoah Wiedeń. Zanim jednak wiedeńczycy przystąpili do gry na boisku, podziwiali grę aktorów w Teatrze Centralnym, do którego zostali zaproszeni na sztukę Ichus Szaloma Asza. Widziano ich także na grobie Icchoka Lejba Pereca oraz przy pomniku Adama Mickiewicza, gdzie złożyli kwiaty.
W końcu wybiegli także na murawę. Najpierw w „meczu przyjaźni” pokonali gospodarzy, Makabi Warszawa 10:0, choć prasa podkreślała, że goście wystawili najsłabszą jedenastkę, jaką mogli. Wieczorem zamiast odpoczywać przed wielkim meczem z Czarnymi Koszulami, zjawili się w cyrku przy ul. Ordynackiej, na akademii ku czci Teodora Herzla, w związku dwudziestą rocznicą śmierci jednego z ojców syjonizmu. Poza koncertem i przemówieniami w programie wydarzenia zorganizowanego przez Organizację Syjonistyczną zaplanowano „specjalne przyjęcie i powitanie słynnych reprezentantów sportowego klubu”.
Sportowe święto czy skandal?
Nastała środa. Sympatyzujący z endecją warszawiak sięgnął po wczorajszą „Dwugroszówkę”. W rubryce sportowej przewidywano kolejną porażkę polskiego klubu w starciu z wiedeńskim Hakoah, który jak sugerowano, przybył do Polski po to, żeby pokazać miejscowym Żydom wyższość żydowskiego sportu nad polskim. Mieszkający nieopodal syjonista wziął do ręki „Nasz Przegląd” i zapoznał się z przewidywanymi składami obu zespołów: „Wczoraj (…) przyjechał z Wiednia środek pomocy, Guttman, który bawił na wywczasach, jako rekonwalescent. Wyzdrowiał również prawy łącznik Szwarc.” – donosił dziennik. Zapowiadało się prawdziwe widowisko. Kilka godzin później obydwaj cisnęli się już w przepełnionym tramwaju zmierzającym w stronę Agrykoli.
Pod stadionem ujrzeli tłumy, jakich jeszcze na tym skromnym obiekcie nie widziano. Warszawa cierpiała na niedostatek boisk. Agrykola mogła pomieścić około 6 tys. widzów, choć niektórzy redaktorzy twierdzili, że nawet obecność 4 tys. fanów budziłaby obawy o bezpieczny przebieg zawodów. Tymczasem obiekt pękał w szwach i wedle różnych szacunków wypełniło go nawet kilkanaście tysięcy kibiców. Bilety były wyprzedane, a ci bardziej zdesperowani próbowali zdobyć wejściówkę na czarnym rynku, gdzie ceny osiągały zawrotne kwoty. Zamknięte sklepy na ul. Nalewki, stanowiącej centrum żydowskiego życia stolicy, jasno wskazywały na przekrój widowni, która przyszła podziwiać piłkarski pojedynek:
Publiczność z najrozmaitszych warstw społecznych: starcy i dzieci, „krótko ubrani” i Żydzi z długimi brodami w kapotach – cały ten wielobarwny tłum i różnorodny tłum z niecierpliwością i napięciem oczekuje początku zawodów. […] Bardzo wielu spośród wczorajszych widzów, być może po raz pierwszy, przyglądało się podobnemu widowisku
Wraz z wejściem piłkarzy na boisku zapanowała wrzawa, która wzmagała się z każdą minutą meczu. Publiczności udzielała się ostra gra zawodników, którzy często uciekali się do fauli. W 20 minucie większość stadionu wybuchła radością, gdy Schwarz strzałem głową wyprowadził Hakoah na prowadzenie. Bramka zdobyta przez gości dodatkowo zaostrzyła grę. Jeszcze przed przerwą na boisku doszło do sytuacji, która zaważyła na przebiegu meczu. Moritz Häusler, reprezentujący barwy Hakoahu, miał usłyszeć od zawodnika Polonii: „Precz, ty żydowska świnio!”. Jeszcze przed przerwą zrewanżował się krzycząc do polskiego zawodnika „łajdaku!”. Tym razem sędzia, Jan Bednarski, zareagował wyrzucając Häuslera z boiska. Decyzja ta wywołała zdecydowane protesty przyjezdnej drużyny.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Atmosfera na stadionie gęstniała. Spotkanie zostało wstrzymane, a na boisku pojawił się policjant grożący, że przerwie zawody, jeśli piłkarze nie wrócą do gry. Ostatecznie Niebiesko-Biali dokończyli połowę meczu w osłabieniu, ale ich oburzenie postawą arbitra nie słabło. W przerwie podjęli próbę zmiany sędziego. Bednarski odmówił jednak opuszczenia boiska. „Taki sędzia – to wstyd!” – dosadnie skomentował w rozmowie z austriacką prasą postawę arbitra kapitan Hakoahu, Sándor Nemes.
Po przeciągających się bezowocnych pertraktacjach, zawodnicy wiedeńskiego zespołu zdecydowali się kontynuować mecz. Druga połowa trwała jednak ledwie parę minut. Na rozgrzane głowy spadł bowiem sążnisty deszcz. Na dodatek nieplanowane przerwy sprawiły, że Agrykolę zdążyła spowić ciemność. Ówczesne stadiony nie były wyposażone w jupitery i być może tylko te niesprzyjające warunki atmosferyczne sprawiły, że widownia oraz piłkarze zamiast skoczyć sobie do gardeł, w podskokach popędzili do domów i pobliskich lokali.
Krajobraz po bitwie
„Niebywały w dziejach sportu skandal”, „Niesłychane zajścia na matchu Hakoah-Polonia” – grzmiały w kolejnych dniach nagłówki artykułów prasowych. Prasa nie szczędziła słów krytyki zarówno zawodnikom, sędziemu, organizatorom jak i publiczności, choć każda ze stron sporu wskazywała inne przyczyny burzliwego przebiegu zawodów. Według prasy żydowskiej, za chaos odpowiedzialny był przede wszystkim sędzia, a także część wrogo nastawionej do gości publiczności, roznamiętnionej artykułami endeckiej prasy. Ta z kolei wskazywała na nieuczciwą grę zawodników Hakoahu i „skandaliczne zachowanie nalewkowskiej publiczności”. Pojawiły się również postulaty odwołania zbliżającego się meczu wiedeńczyków z reprezentacją Warszawy, a nawet zaprzestania rozgrywania jakichkolwiek meczów polsko-żydowskich.
Medialny zgiełk po wydarzeniach na Agrykoli trwał jeszcze przez kilka dni, a tymczasem Hakoah kontynuował swój pobyt w stolicy Polski. Sportowcy zwiedzili Żydowską Wystawę Sztuki, a także spotkali się z rabinami. Następnie wyruszyli do Wilna, gdzie rozgromili miejscowy klub Makabi aż 11:0. Spore poruszenie wywołał przyjazd wiedeńskiego zespołu do Białegostoku. Sportowcy ponownie byli fetowani przez tłum i lokalne żydowskie elity. Hakoah nie zwalniał tempa, tym razem pokonał reprezentację miasta aż 13:0, a kolejne zwycięstwo celebrował z publicznością, która wbiegła na murawę po ostatnim gwizdku sędziego. Tournée wiedeńczyków powoli dobiegało końca. Zgodnie z zapowiedzią i wbrew żądaniom niektórych dzienników, Hakoah ponownie rozegrał mecz w Warszawie. Tym razem zawody miały spokojny przebieg i zakończyły się zwycięstwem gości nad reprezentacją stolicy 5:0. Makabi Warszawa wyprawiła bankiet, uroczyście żegnając boiskowych rzeczników syjonizmu. Hakoah Wiedeń zakończył swoją podróż meczem w Będzinie, gdzie pokonał swojego imiennika 8:1.
Hakoah Wiedeń wrócił do Austrii z bagażem 83 strzelonych i ledwie 8 straconych bramek. Na polskich boiskach potwierdził piłkarskie umiejętności, choć zdecydowana większość jego rywali plasowała się przynajmniej kilka sportowych poziomów niżej. Słynny zespół opuszczał Polskę również z poczuciem dobrze spełnionej misji krzewienia sportu wśród żydowskiej diaspory. Pobyt Hakoahu zostawił jednak również rysę na relacjach polsko-żydowskich, które w sporcie dotychczas były dość poprawne. Rysa ta nie okazała się jednak na tyle poważna, aby w przyszłości „chluba żydowskiego sportu” jeszcze wielokrotnie nie odwiedziła Polski, rozgrywając mecze zarówno z żydowskimi, jak i polskimi zespołami.
Tekst powstał na podstawie badań autora, przedstawionych w artykule pt. Na pograniczu sportu i polityki. Tournée Hakoahu Wiedeń po Polsce w 1924 roku w świetle relacji prasy opublikowanego w kwartalniku naukowym „Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym” (t. 68, nr 4, 2023): https://apcz.umk.pl/KLIO/issue/view/2695
redakcja: Jakub Jagodziński
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
Prasa (wybrane tytuły):
„Der Moment”
„Gazeta Poranna 2 gr”
„Illustriertes Sportblatt”
„Nasz Przegląd”
„Przegląd Sportowy”
„Tygodnik Sportowy”
„Wiener Morgenzeitung”
Wybrana literatura:
Betz Susanne H, Löscher Monika, Schölnberger Pia, „Die Hakoah lebt!”, [w:] „…mehr als ein Sportverein” 100 Jahre Hakoah Wien 1909-2009, red. Susanne H. Betz, Monika Löscher, Pia Schölnberger, Studienverlag, Innsbruck-Wien-Bozen 2009.
Landau-Czajka Anna, Polska to nie oni. Polska i Polacy w polskojęzycznej prasie żydowskiej II Rzeczypospolitej, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2015.
Gawkowski Robert, Encyklopedia klubów sportowych Warszawy i jej najbliższych okolic w latach 1918-39, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2007.
Gawkowski Robert, Rokicki Jarosław, Stosunki polsko-żydowskie w sporcie II Rzeczypospolitej, [w:] Parlamentaryzm, konserwatyzm, nacjonalizm. Sefer jowel. Studia ofiarowane Profesorowi Szymonowi Rudnickiemu, red. J. Żyndul, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2010.