Grzyby z Napoleona
Paul Marmottan (1856–1932), kolekcjoner dzieł sztuki zafascynowany czasami konsulatu i pierwszego imperium, twórca biblioteki nazwanej jego imieniem na pewno nie spodziewałby się, że można mieć wizję Bonapartego i jego życia taką jak Gilles Bachelet.
Ale po kolei, wypada zacząć od samej Biblioteki Marmottan. Stworzona na początku XX wieku, usytuowana na obrzeżach Paryża w Boulogne-Billancourt, jest miejscem szczególnym. Przechowywane są tam dzieła z ulubionego okresu Paula Marmottana, zbierane przez niego w całej Europie — nie tylko książki, ale również obrazy. Nawet jej wystrój i architektura nawiązują do czasów napoleońskich. Jest miejscem, gdzie odbywają się konferencje naukowe, ekspozycje czasowe i koncerty. Obecny dyrektor biblioteki zaprosił Gilles`a Bacheleta do stworzenia wystawy na podstawie jego albumu Champignon Bonaparte (dosłownie Grzyb Bonaparte), który ukazał się w roku 2005.
Kim jest autor wystawy? Bachelet to rysownik i ilustrator od 25 lat pracujący dla prasy i publikujący albumy z rysunkami dla dzieci. Prowadzi również zajęcia z ilustracji w szkole sztuk pięknych w Cambrai. Zapytany o to, jak narodziła się idea przedstawienia Napoleona jako grzyba, odpowiada, że lubi rysować grzyby ze względu na ich kształty, bogactwo kolorów i form. A nakrycie głowy Bonapartego przypomina mu właśnie kapelusz grzyba. Żeby lepiej zrozumieć ekspozycję, w audytorium biblioteki obejrzeć można krótki film zrealizowany na potrzeby biblioteki: „Gilles Bachelet. Portret grzybiarza” prezentujący sylwetkę rysownika, ideę wystawy i proces jej powstawania.
Grzybi życiorys
Wystawa, podobnie jak album, jest swoistą kroniką życia Bonapartego — począwszy od czasów szkolnych, poprzez zwycięskie bitwy, aż do zesłania na Wyspę Świętej Heleny. Widzimy tam na przykład Bonapartego (grzyba oczywiście, a konkretnie borowika) kłócącego się z dziećmi w szkolnej ławce, a na końcu odprowadzanego przez dwóch wysokich oficerów (rodzaj muchomorów) na statek wiozący go na zesłanie.
Ale Bachelet nie tylko opowiada. Także polemizuje z innymi dziełami, a właściwie ich autorami, przedstawiając swoją wizję wydarzeń, jaką podyktowała mu wyobraźnia i historia.
Mały Napoleon jest oprowadzany przez matkę po muzeum. Zachwycony wskazuje ręką na obraz przedstawiający kotłowaninę słoni i grzybów w złotych zbrojach u podnóża gór. Jakże przypomina on dzieło François Louisa Josepha Watteau pod tytułem „Przegrana Porosa z Aleksandrem”. Aleksandrem, którego Napoleon uważał za swojego duchowego ojca.
Nie mogło oczywiście zabraknąć bitwy pod Piramidami. Louis Lejeune przedstawia na pierwszym planie przede wszystkim równo ustawione oddziały żołnierzy, które w dalszej perspektywie zlewają się w jedną masę lub rozpierzchają na boki. W wersji Bacheleta na obrazie widoczny jest oczywiście Napoleon oglądający całą tę scenę przez lunetę, a obok niego stoi, jak gdyby nigdy nic, stolik z imbryczkiem. Nieopodal jakaś dziewczyna opiekuje się rannymi żołnierzami, rozlewając im wino, a ekipa archeologów dokonuje odkryć, jak możemy się domyślać, z czasów starożytnego Egiptu. Pokaleczony oficer czyta list miłosny, inny jest niesiony na noszach, a przyrodnik opisuje skorpiona. Nie mogło oczywiście zabraknąć nadwornego malarza Bonapartego — Jacques’a Louisa Davida uwieczniającego dla potomnych całą batalię, choć należy przypuszczać, że go tam nie było. A poza tym, jak to w czasie bitwy, jeden wielki chaos.
Dzieło „Le Sacre” Davida jest bardzo wiernie odwzorowane. Z tą różnicą oczywiście, że odziani w piękne stroje świadkowie koronacji żony Napoleona, Józefiny nie są ludźmi, lecz grzybami. Bachelet stara się dodać scenie więcej dynamizmu niż ma ona w wykonaniu jego wielkiego poprzednika, które uważa zresztą za niezwykle teatralne. Można nawet zauważyć, kto plotkuje, kto jest zachwycony, bo być może oczekuje splendorów władzy, a kto zafrasowany jak papież, który najpierw podpisał konkordat z Napoleonem, a potem nałożył na niego ekskomunikę.
Kolejny znany obraz — „Apoteoza wojny” Vassilya Veretchaguine’a, przedstawiający piramidę z ludzkich czaszek, również był inspiracją dla Gilles`a Bacheleta. Trochę ironicznie, a trochę na poważnie narysował piramidę ze szczątków uzbrojenia, ekwipunku i samych grzybów, na którą cień rzuca postać w charakterystycznym kapeluszu na głowie… Postać, która niesie zniszczenie.
W pracowni artysty
Jest jednak na wystawie coś, czego nie znajdziemy w albumie. Mam na myśli fresk stworzony specjalnie na potrzeby tej ekspozycji, znajdujący się na jednej ze ścian i otoczony przez reprodukcje obrazów, do których nawiązuje. Bachelet zaskoczony dużą, jak na jego rysunki o niewielkim formacie, przestrzenią ofiarowaną przez muzeum, postanowił opowiedzieć historię, która mogła być w pewnych momentach prawdziwa, chociaż nie do końca. Napoleon przychodzi do Davida zobaczyć, jak postępują prace nad „Le Sacre”. David w swoim atelier, nieco zmieszany, pokazuje mu fragment swojego dzieła.
Tym razem to nie Bonaparte, ale sam malarz jest tematem fresku zainspirowanego mało znanym dziełem „W atelier Davida” Jeana-Henriego Clessa oraz wielkimi obrazami Davida, któremu Bachelet składa w ten sposób hołd. Zrobił on rzecz niesamowitą, inteligentną, a przede wszystkim okraszoną humorem: wkomponował w swój obraz malunki nadwornego artysty Napoleona. Jest tam więc i „Madame Recamier”, i „Śmierć Marata”, a także „Porwanie Sabinek” oraz „Napoleon przekraczający Alpy”. Niektóre dopiero w trakcie tworzenia, inne dawno namalowane stoją na półkach. Są i takie, po których pozostały tylko rekwizyty, jak miecze do „Przysięgi Horacjuszy”, z pewnością szkicowane przed przystąpieniem do właściwej pracy. Autor zamieścił na fresku zarys postaci Napoleona koronującego samego siebie. Co ciekawe, Napoleon na skończonym obrazie pozostał w formie szkicu, a sam cesarz najprawdopodobniej nigdy go nie widział. Oglądając fresk, można poczuć się naprawdę jak w atelier sławnego artysty. Zdumiewająca jest liczba uczniów i ogrom pracy, jaką wykonują, bawią Napoleon i Madame Recamier, znudzona pozowaniem i zła na malarza, że poświęca swój czas nie jej, lecz nielubianemu przez nią cesarzowi. Zastanawiają znane obrazy Davida, cały jego warsztat i proces powstawania dzieła, ze wszystkimi przymiarkami, próbnymi szkicami i rekwizytami.
Czy dla wielkich ludzi zarezerwowane są tylko wielkie formaty? Czy do historii można się uśmiechnąć, zapominając na chwilę, że magistra vitae est ? Czy można na nią spojrzeć z przymrużeniem oka, potraktować jak panią, która zabierze nas w świat nieco fantastyczny — trochę dla dorosłych, a trochę dla dzieci? Ten, kto uśmiechnie się do Napoleona-borowika, będzie wiedział, że tak. Sam fakt umieszczenia tak nietypowej wystawy w miejscu stworzonym po to, by podtrzymywać legendę Napoleona pokazuje, że historię można przedstawiać na różne sposoby. Im ciekawsza jest forma prezentacji, tym dotrze do większej liczby osób…
Wystawę można oglądać w Bibliotece Marmottan, w Boulogne-Billancourt pod Paryżem, od 15 listopada 2006 r. do 17 lutego 2007 r.