Grzegorz Jeżowski: Nie przedstawiamy tylko historii heroicznej
Michael Morys-Twarowski: Co zdecydowało o połączeniu na wystawie dwóch okresów 1939–1945 i 1945–1956? Co było klamrą spinającą?
Grzegorz Jeżowski: Klamrą spinającą była bliskość dwóch miejsc. Dom Śląski w latach 1939–1945 był siedzibą Gestapo w Krakowie, natomiast tuż obok, po drugiej stronie ulicy na Placu Inwalidów, znajdowała się od 1945 siedziba Wojewódzkiego Urzędu Publicznego, czyli – można powiedzieć – odpowiednika Gestapo w systemie komunistycznym, który podobnie był głównym narzędziem terroru. Dodatkowo w okresie 1945–1956 do budynku Domu Śląskiego przy ul. Pomorskiej przychodzili funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, ponieważ w tym czasie znajdowało się tutaj kasyno oficerskie.
Kolejną klamrą łączącą te dwa systemy represji były ich ofiary. Osoby, które były poszukiwane lub więzione w czasie okupacji niemieckiej, później były czasami więzione, sądzone i skazywane na śmierć przez polskich komunistów, bądź wywożone w głąb Związku Sowieckiego. Terror nie kończył się 18 lub 19 stycznia 1945 roku, on trwał dalej. My pokazujemy te kilkanaście najbardziej krwawych lat.
Czy można wskazać jakiś eksponat spajający te dwa okresy?
Takim eksponatem mogą być drzwi z siedziby UB przy pl. Inwalidów. Tak samo jak w celach Gestapo, ludzie ryli na ścianach i drzwiach różnego rodzaju inskrypcje, chcąc zostawić po sobie jakiś ślad. Bardzo często były to ich ostatnie słowa w życiu: pożegnania i modlitwy. Jeśli chodzi o te konkretne drzwi, to już po zamknięciu aresztu jakaś gorliwa ręka postarała się, aby te napisy zniszczyć. Mimo wszystko częściowo da się je odczytać.
Do zniszczenia doszło jeszcze w 1956 czy też dopiero w 1989 roku?
Około roku 1956, bowiem później służyły już jako zwykłe drzwi do piwnicy. Przy sąsiedniej ulicy Józefitów znaleźliśmy drzwi piwniczne, na których także znajdują się napisy z okresu po 1945. Może nie cała, ale część tej okolicy wokół placu Inwalidów była naznaczona przez stacjonowanie formacji policyjnych, które zajmowały się terrorem w czasie okupacji niemieckiej i w okresie stalinowskim.
Czy nie uważa pan, że w świadomości masowej ramy chronologiczne 1939–1945 powinny zostać zastąpione datami 1939–1956?
Jeśli chodzi o sam terror wobec Polaków jest to uzasadnione. Wielu osobom wydaje się – mówię oczywiście o świadomości masowej – że terror skończył się w 1945 roku, kiedy wkroczyła Armia Czerwona. Nawet ludzie, którzy żyli w tych czasach i doświadczyli tego terroru, mówią, że nastąpiło wyzwolenie. Nie da się zaprzeczyć, że było to wyzwolenie od okupacji niemieckiej. Skończył się najbardziej krwawy terror niemiecki, który dążył do wyniszczenia całego narodu. Jednocześnie zaczął się terror sowiecki, którego cele były nieco inne. Nie ma w świadomości masowej przekonania, że ten terror istniał, a jeżeli nawet, to ludziom wydaje się, że jego skala była niewielka. Tymczasem było inaczej.
Czy w czasie przygotowywania wystawy natrafił pan na wydarzenia lub historie, które w szczególny sposób pana zaciekawiły lub panem wstrząsnęły?
Takich historii jest bardzo wiele. Ze względu na fakt, że ta wystawa jest stosunkowo niewielka (zaledwie 100 m^2^), mogliśmy przedstawić losy tylko kilku wybranych osób.
Tragiczną historią są na przykład losy Stanisława Czapkiewicza „Sprężyny”, który w czasie okupacji niemieckiej był szefem wywiadu i kontrwywiadu w Krakowie. Zajmował się m.in. rozpracowywaniem siatki konfidentów Gestapo, którzy byli tutaj dość liczni (wiadomo, że każda organizacja jak Gestapo czy UB musi opierać swoją działalność także na rozbudowanej siatce donosicieli). Skutecznie ukrywał się przed Niemcami, udało mu się uniknąć dekonspiracji i aresztowania. Tuż po zajęciu Krakowa przez Armię Czerwoną został zatrzymany przez NKWD. Starano się go skłonić do współpracy. Nie zgodził się, w związku z czym został aresztowany i był przetrzymywany w więzieniu.
Inną wstrząsającą historią stanowią losy Leonarda Wyjadłowskiego, pochodzącego spod Krakowa żołnierza KOP-u, który w kampanii wrześniowej walczył zarówno przeciwko Niemcom, jak i Sowietom. Przebywał w sowieckim obozie jenieckim, później został przekazany do obozu w Niemczech, skąd uciekł. Działał w Krakowie w konspiracji, walczył w akcji „Burza” w 1945 roku. Powrócił do Krakowa. Aresztowano go i wysłano w głąb Związku Sowieckiego, gdzie pracował niewolniczo w łagrach. Wróciwszy do Polski nie włączył się do działalności konspiracyjnej. Zamieszkał we Wrocławiu, podjął studia i pracę zawodową. Tam został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Przewieziono go z powrotem do Krakowa, gdzie spędził trzy lata w areszcie. Nie został w ogóle osądzony. Po wypuszczeniu z więzienia przez cały czas był szykanowy i represjonowany. To poruszająca historia człowieka, którego cały czas poddawano represjom.
Jednym z elementów ekspozycji ma być archiwum cyfrowe. Co będzie zawierać?
Będzie zawierało kartotekę krakowian, ofiar terroru z lat 1939–1945, którą cały czas będziemy uzupełniać. Każdy będzie mógł zapoznać się z ich losami pod adresem krakowianie1939-1956.mhk.pl.
Tytuł wystawy to „Krakowianie wobec terroru”. Mieszkańcy Krakowa byli ofiarami tego terroru, ale też, zwłaszcza po 1945 roku, współtworzyli aparat represji. Czy któraś część wystawy będzie im poświęcona, czy też cała uwaga została skupiona na ofiarach?
Jeśli chodzi o narrację wystawy, jest ona skierowana przede wszystkim na ofiary. Związane jest to też z niewielką powierzchnią ekspozycji. Jednak w prezentacjach „Rozbudowy systemu terroru” będzie można znaleźć dalsze informacje na ten temat.
Nie przedstawiamy tylko historii heroicznej. Na przykład w części poświęconej Gestapo pokazujemy trudność wyborów podejmowanych przez osoby, które zostały konfidentami. Część z nich została zmuszona do wydawania swoich kolegów, godząc się na współpracę za cenę życia swojego lub swoich bliskich. Tak było w przypadku 16-letniego harcerza z Szarych Szeregów, Sławomira Mądrali pseudonim „Pirat”, który w czasie śledztwa na ulicy Pomorskiej został złamany i wydał kilkudziesięciu swoich kolegów. Aktywnie później współpracował jako konfident. Po wyroku sądu wojskowego próbowano go zgładzić. Za pierwszym razem się nie udało. Za drugim razem zginął w mieszkaniu wraz z matką, która także była konfidentką. Nie oceniamy tych ludzi w sposób prosty. To był 16-letni chłopak poddany ogromnej presji, dosłownie postawiony przed wyborem życia i śmierci.