Gerard Russell – „Spadkobiercy zapomnianych królestw. W poszukiwaniu wymierających religii Bliskiego Wschodu” – recenzja i ocena
Obszar Bliskiego Wschodu jest współcześnie prawdziwą „beczką prochu”. Pomimo tego, ta część świata fascynuje coraz bardziej. Choć pierwsze skojarzenia, które przychodzą na myśl obracają się wokół konfliktów i niepokojów, to później przychodzi na myśl niezwykła, jedyna w swoim rodzaju kultura tych terenów. Bliski Wschód jest wszak kolebką wielu starych i oryginalnych religii.
Czy wiedzieliście, że Mandejczycy największą czcią otaczają Jana Chrzciciela, uznają niektórych proroków, ale jednocześnie odrzucają tradycję Abrahama? Mają oni też, rzecz jasna, własne święte księgi. Mandejczycy mieli słynąć ze swoich zaklęć, zarówno tych mających przynieść szczęście, jak i tych związanych z czarną magią. Z kolei Jazydzi składają w ofierze byka, jednocześnie nie zabijając nigdy świętych ryb Egerii. Wierzą w Meleka Tausa, czyli Anioła Pawia, nazywanego również Iblisem lub Azazelem. Dla Jazydów symbolizuje on jednak – inaczej niż dla chrześcijan – dobro, a nie zło. Natomiast dla Zaroastrian najważniejszym świętem jest przesilenie wiosenne. Muszą oni wtedy osiągnąć rytualną czystość. Niezbędne do tego jest poddanie się rytuałowi dziewięciu bezsennych nocy, podczas których kapłan skrapia ciało wiernego moczem byka, a kilka kropli daje mu do wypicia. W książce opisane są także inne religie o nie mniej fascynujących obrzędach.
Kiedyś chrześcijańscy patriarchowie Iraku podpisywali swoje listy „z mojej celi nad rzeką ogrodu” Eden. Wierzyli, że tu znajdował się raj, w którym żyli Adam i Ewa. Teraz ta rzeka niesie zwłoki ku morzu.
Autorem książki jest Gerard Russell, brytyjski dyplomata, który kilkanaście lat spędził na Bliskim Wschodzie. Jego książka świetnie oddaje specyfikę religijną tego regionu. W siedmiu rozdziałach, każdym poświęconym innej religii, czytelnik może poznać Mandejczyków, Jazydów, Zaroastrian, Druzów, Samarytan, Kaptów i Kalaszów. Używając plastycznego, barwnego języka Russell przybliża czytelnikowi wiele aspektów związanych z sytuacjach opisywanych wyznawców. Co bardzo cenne, opiera się na własnych obserwacjach, ponieważ spędził wiele czasu w tym miejscu, jednocześnie biegle posługując się językiem arabskim i perskim.
Autor nie unika osobistej perspektywy. Otwarcie piwsze o swojej miłości do Bliskiego Wschodu, dodając przy tym, że jest to trudne uczucie, ponieważ napływające z tego obszaru informacje nie napawają optymizmem. Miejscami Russel rozważa czy czasem nie jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może jeszcze poznać religijną i narodową mozaikę Bliskiego Wschodu. Niewiele osób ma tyle szczęścia, żeby móc osobiście poznać tę wspaniałą część świata, dlatego tego rodzaju reportaże umożliwiają poznać to, co niedostępne.
Liczba cennych informacji zawartych w książce „Spadkobiercy zapomnianych królestw” jest nie do przecenienia. Tak dla laików jak i dla osób zainteresowanych Bliskim Wschodem, będzie to prawdziwa skarbnica wiedzy o słabo znanych religiach, które niedługo mogą przestać istnieć. Tematyka, rzetelność autora oraz lekka, wciągająca narracja to ogromny plus tej pozycji.
Pewnym minusem książki jest jednak pewien chaos w poszczególnych rozdziałach. Miejscami miałam wrażenie, że autor próbuje przekazać nam zbyt wiele danych naraz. Otrzymujemy informacje o danej mniejszości religijnej, jednocześnie zarysowana zostaje sytuacja w kraju, uzupełniona o historię, a także zróżnicowane wiadomości na temat mieszkańców tego obszaru. Oto na przykład czytamy o Jazydach, po chwili przeskakujemy do Kurdów, później do Syrii, a następnie do Alawitów. Tematy te są ze sobą w pewnej mierze powiązane. Jednak czytelnikowi, który nie jest pasjonatem Bliskiego Wschodu i nie ma wystarczającej wiedzy o religiach, sytuacji geopolitycznej czy narodach zamieszkujących ten obszar może utrudniać lekturę.
Dobrym wyjściem jest wyjaśnienie niezrozumiałych słów i pojęć, które nie mają bezpośredniego tłumaczenia na język polski. Znacznie ułatwia to studiowanie książki Russela. Całość ilustrowana jest wieloma fotografiami. Trochę szkoda, że nie są one kolorowe – w niektórych przypadkach sprawia to, że są one niewyraźne i czytelnik zbyt wiele na nich nie zobaczy.
Innym plusem książki jest wykaz źródeł i literatury uzupełniającej. Osobom, które zainteresują się religiami Bliskiego Wschodu, umożliwi to późniejsze samodzielne poszukiwania. Pomimo to, miejscami brakuje w książce przypisów, dokładnie pokazujących, skąd konkretnie autor bierze daną informację. Zapewne wynika to z popularnego, na poły reportażowego charakteru książki, ale więcej precyzji na pewno by książce nie zaszkodziło.
Autor daleki jest od ferowania ocen na temat poszczególnych różnych religii. Podkreśla przede wszystkim wspólne dziedzictwo mieszkańców tego rejonu oraz potrzebę pokojowego rozwiązywania konfliktów. Książkę na pewno warto przeczytać, choć polecam ją przede wszystkim tym, którzy mają już pewną wiedzę o tym obszarze i stosunkach tam panujących.