Geraint Jones – „Zdrajca” – recenzja i ocena
Geraint Jones – „Zdrajca” – recenzja i ocena
Powieść jest uzupełnieniem luki czasowej losów głównego bohatera. W pierwszej książce tj. w Krwawym Lesie poznajemy Corvusa. Nie wiemy, skąd się wziął w Germanii, ani przed kim lub też przed czym ucieka. Tak więc Zdrajca uzupełnia tę lukę.
Pod piórem Jonesa Corvus, legionista sprzed 2000 lat chyba niczym nie różni się charakterologicznie od współczesnego żołnierza i weterana. Miotają nim rozterki, szuka swojego miejsca. Choć jest w tłumnej masie armii, tak naprawdę jest samotny. Jego domem w wojsku namiot dzielony ze współtowarzyszami służby. Kiedy oni zniknęli, a najlepszy przyjaciel okazał się zdrajcą i mordercą – jego legionowy świat znika.
Z uporem poszukuje swojej drogi. Podejmuje szybkie decyzje, kierowany raczej impulsem, a nie racjonalną analizą. Nie myśli o konsekwencjach, ale one mimo to skutki jego działań w końcu go dopadają. Musi się z nimi zmierzyć sam. Obecność starego nauczyciela – jedynego stałego elementu w jego życiu – tylko nieco ułatwia sprawę. To żołnierz z PTSD – ale w starożytności nie znano takiej jednostki chorobowej.
Choć rozterki Corvusa wysuwają się na pierwsze miejsce, Jones nie zapomina o nakreśleniu tła, rzeczy tak istotnej w powieści historycznej. Pewną formą tego jest swoisty kontrast – przejście z zawodowej armii rzymskiej do plemiennych wojsk panońskich. Kontrast ten pozwala nam zrozumieć tajemnicę sukcesu Rzymian. W legionach Corvus był żołnierzem, trybikiem w doskonale zorganizowanej machinie. U Panończyków musi stać się wojownikiem. Uczy się, że żołnierz i wojownik to nie do końca to samo. Choć obaj są znakomicie wyszkolonymi mordercami, to różnią się motywacją i zastosowaniem. Tam gdzie żołnierz rozważnie się wycofa, wojownik ruszy do walki – jeśli widzi jej cel, a nawet szlachetny cel.
Inni są też towarzysze Corvusa. To buntownicy. Odnoszę wrażenie, że bohater Jonesa zaczyna się lepiej czuć wśród nich. Może nie tyle chodzi o sprawę, o którą walczą Panończycy, co ich charakter, specyficzny plemienny honor i poczucie odpowiedzialności.
Niewiele wiadomo o szczegółach dotyczących wielkiego buntu w Panonii pod koniec panowania Oktawiana Augusta. Wiemy, że ten zryw (którego iskrą była branka do kohort pomocniczych), uniemożliwił podbicie królestwa Mardobusa. Wiemy też, że miał pewien wpływ na późniejszy bunt w Germanii i wyrżnięcie legionów w Lesie Teutoburskim. Na podstawie wzmianek u rzymskich historyków możemy sobie tylko wyobrażać jak to wszystko wyglądało. I to próbuje pokazać Geraint Jones.
Przywódca Panończyków Pines jawi się jako twardy, chłodno kalkulujący wódz, usiłujący znaleźć rozwiązanie pozwalające wyjść z tragicznej sytuacji. Czuje się przede wszystkim odpowiedzialny za swój lud, gotowy jest na każdy ruch, nawet kosztem autorytetu i honoru – byleby ocalić współplemieńców. Drugi z kolej Bato, niezależnie od poczucia odpowiedzialności, działa dość impulsywnie. Stare tradycje i wartości kierują nim w każdej chwili – woli być nieustannie lwem niż lisem (nawet chwilowo) dla osiągnięcia większych korzyści.
Stąd bitwy rebeliantów z Rzymianami są krwawe, ich rezultat długo jest niepewny. Jednak na końcu wygra i tak wojenna machina znad Tybru a nie masy wojowników znad Dunaju i Sawy. Żałuję, że tego wątku Jones nie rozwinął bardziej. Przez co brakuje mi tej nuty dreszczu i niepewności, kiedy we wcześniejszych książkach praktycznie razem z Corvusem braliśmy udział w walce. Nie zmienia to faktu, że do książki jak najbardziej można sięgnąć.