Friedrich Nietzsche – „Z genealogii moralności” i „Narodziny tragedii” – recenzja i ocena
Tytuły: „Z genealogii moralności”, „Narodziny tragedii”
Wstęp i przekład: Grzegorz Sowiński
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Rok wydania: 2011
ISBN 1: 978-83-233-2957-2
ISBN 2: 978-83-233-2722-6
Format: 13,5x20,5 cm
Oprawa: broszurowa
Cena: 39,90 i 44zł
Ocena naszego recenzenta: ++10/10++
Ale z racji faktu, że dzieła filozoficzne często bywają wykorzystywane jako źródła historyczne (głównie teksty autorów starożytnych) lub/i komentarze o charakterze historiozoficznym (od czasów nowożytnych), warto pamiętać o kilku kwestiach, tym bardziej, że w pewnym sensie i „Genealogia…”, i „Narodziny…” mają ambicję, by przedstawić pewne procesy dziejowe. A ściślej – ich określoną interpretację.
Oba dzieła zasługują na uwagę choćby z tego względu, że mają formę w miarę regularnych traktatów i prezentują te elementy filozofii Nietzschego, o których chyba każdy słyszał: dychotomia Apollon-Dionizos, resentyment, krytyka chrześcijaństwa i (jego) moralności, niepochlebne zwroty o Żydach czy sformułowania o „naturach wyższych”. Wszystko jest – w przeciwieństwie do np. fragmentarycznie napisanego „Zmierzchu Bogów” – wyłuszczone w miarę przejrzyście. Nic dziwnego, że „Genealogia…” jest jednym z kluczowych tekstów na różnorakich kursach etyki (najczęściej pod zakładką „immoralizm”).
Ta pozorna prostota, wzbogacona talentem autora, jest jednak o tyle złudna, że po zakończeniu lektury czytelnik może odłożyć wolumin, przekonany, że już wszystko zrozumiał i że jasne jest, skąd wzięło się, przykładowo, teoretyczne uzasadnienie antysemityzmu i woli mocy. Takie zadufanie prowadzić może także do skupienia się na merytorycznych szczegółach i przeoczenia tego, co w dziele Nietzschego jest najważniejsze. Chyba najsmutniejszą bowiem rzeczą, jaką można zrobić, jest wyłapywanie w obu dziełach Nietzschego błędów rzeczowych (a zakładam, iż nie jest to trudne, skoro badania nad Grecją archaiczną, antykiem chrześcijańskim czy historią idei wciąż posuwają się do przodu) lub upieranie się, że chrześcijaństwo Tertuliana nie może być tak lekko zestawiane z chrześcijaństwem Tomasza z Akwinu i w związku z tym cały wywód traktować należy jako jedno wielkie non sequitur.
Tymczasem wartość „Genealogii…” i „Narodzin…” nie polega na tym, że wreszcie ktoś wyłuszcza perwersyjne elementy chrześcijańskich zasad moralnych lub dostajemy ciekawe opisanie roli chóru w sztukach Eurypidesa. Oba dzieła przynależą do współczesnej filozofii kultury, ich tematem jest nowoczesność, nie chrześcijaństwo ani Grecy. Nietzsche rozpoczyna nowy rozdział w refleksji nad współczesnością – refleksji, którą później rozwijać i wzbogacać będą: Freud, Heidegger, Foucault… Nie mówiąc już o tym, że wiele spostrzeżeń Nietzschego brzmi tak, jakby pisał on o kulturze kilkanaście lat, a nie dekad temu:
Lecz „publiczność” to tylko słowo, a nie identyczny i trwały byt. Dlaczego artysta miałby obowiązkowo akomodować się do czegoś, co swą potęgę opiera tylko na liczebności? („Narodziny tragedii”, s. 137).
PS. Słowa uznania należą się polskiemu tłumaczowi i wydawcy. Należy docenić oczywiście opatrzenie przez niego dzieł obszernymi wstępami (szkoda tylko, że bez bibliografii) oraz indeksami (pojęć i nazw własnych), ale zrobił on też coś o wiele ważniejszego. Nietzsche funkcjonuje w języku polskim głównie w tłumaczeniach młodopolskich (Wacław Berent, Stanisław Wyrzykowski) i, niestety, „młodopolszczyzna” przekładu przyćmiewa niekiedy treść samych dzieł, nie mówiąc już o tym, że daje mylne pojęcie o stylu autora. Generalnie język niemiecki może być bardzo poetycki bez większych udziwnień: „tęsknota” nie musi być „tęsknicą”, by brzmieć przejmująco. Niemiecki Nietzschego, mimo upływu czasu, nadal brzmi świeżo, czego nie można powiedzieć o większości polskiej poezji przełomu XIX i XX w. Mówiąc krótko, powściągliwa poetyckość oryginału ginie gdzieś w bombastycznych, często jeszcze archaizowanych ([sic]!) polskich przekładach – kto się męczył w szkole na lekcjach poświęconych wierszom Przerwy-Tetmajera lub „Ludziom bezdomnym” albo po prostu reaguje alergicznie na wszelkie „melankolije, smutki i zniechęcenia łzawe a bolesne, jakoby sztylety z wolna w białą pierś wbijane” itd., raczej nie będzie się delektował lekturą pism autora „Ecce homo”. Tymczasem oba przekłady Grzegorza Sowińskiego, poprzez rezygnację z archaizującej składni i młodopolskiej estetyki, ukazują nam Nietzschego jako myśliciela do bólu nowoczesnego, a przez to jakże bliskiego.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska