Friedrich Kellner – „Dzienniki sprzeciwu” – recenzja i ocena
Fragment książki: „Z dziennika obywatela III Rzeszy (wiosna 1942)”
Friedrich Kellner to zwykły Niemiec. Bardzo statystyczny: lubiący tradycyjne niemieckie przekąski i mieszkający na prowincji. A jednak to właśnie ten człowiek przez siedem lat opisywał w tajnym dzienniku otaczającą go nazistowską rzeczywistość. Nie mogąc jawnie wystąpić przeciwko Hitlerowi i jego pomocnikom (choćby tym najniższego szczebla) walczył z nimi swoim dziennikiem. Warto wspomnieć, że za swoje nieprawomyślne wypowiedzi popadł w konflikt z nazistowskim wymiarem sprawiedliwości, a od osadzenia w obozie koncentracyjnym uratował go tylko status urzędnika. Regularnie prowadzone zapiski, wnikliwa analiza goebbelskowskiej propagandy oraz postaw Parteigenossen i bezpartyjnych rodaków, upiorny rozziew pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Zapiski Kellnera pokazują nazistowską schizofrenię całego niemieckiego społeczeństwa, a nie tylko tych najwyżej postawionych.
Dzienniki Kellnera nie mogły zostać opublikowane przez blisko 65 lat. Najpierw nie zezwalała na to sytuacja polityczna, a później przez długo czas żaden wydawca nie był zainteresowany ich wydaniem. Tajne zapiski ukazały się dopiero w roku 2011 w Niemczech, gdzie zresztą wywołały gorącą dyskusję. Obecnie dzięki Ośrodkowi KARTA ich wydanie dostało się także w ręce polskiego czytelnika. Rozczarowuje fakt, że wydawca zdecydował się na opublikowanie dzienników dotyczących tylko lat 1939-1942. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś w języku polskim zostanie jednak opublikowana całość zapisków. Z chęcią dowiedziałabym się, co Kellner napisał o powstaniu w getcie, o powstaniu warszawskim, o zbliżającej się Armii Czerwonej, o załamaniu wojsk niemieckich na wszystkich frontach, o zamachu w Wolfschanze... Na pewno nic nie umknęło jego wnikliwej analizie sytuacji militarnej, politycznej, a także społecznej. Szczególnie tej dziejącej się tuż za progiem jego domu.
Friedrich Kellner nikomu nie szczędzi krytyki. Hitler i jego akolici: mierni, bierni, ale wierni, mieszkańcy jego miasteczka chcący za wszelką cenę zrobić karierę, dziennikarze Goebbelsa, a także rządy alianckie – wszyscy dostają po głowach. Jako bystry obserwator Kellner potrafi doskonale wypunktować wszelkie niekonsekwencje, marazm i nadmierny optymizm prowadzący do nieuchronnych tragedii. To wszystko znajduje się na kartach prowadzonego przezeń dziennika. Lektura fascynująca, ale trudna, bo wytykająca każde potknięcie również obozowi aliantów. Niezwykle interesujące są także cytaty z ówczesnej prasy niemieckiej, które pozwalają na prześledzenie manipulacji informacjami. Niezmiennie przedstawiane były tylko te, które pasowały do bieżącej goebbelsowskiej koncepcji. Każde inne wydarzenie było stosownie retuszowane i przykrawane do aktualnych potrzeb. Zupełnie jak w „Roku 1984” Orwella...
„Dziennik sprzeciwu” powinien stać się lekturą obowiązkową nie tylko dla historyków, antropologów, politologów czy socjologów. Powinni przeczytać go przede wszystkim ludzie, którzy decydują o losach państw i narodów. Jest to moim zdaniem jeden z najważniejszych tekstów, jakie w ogóle ukazały się drukiem w ostatnim czasie. Nie pozostawia on komfortu moralnego statystycznemu Kowalskiemu, który „przecież nic nie może”. Lektura zapisków nie pozostawia nawet mikromożliwości przyjęcia takiego wyjaśnienia. Każdy jest tak samo winny, jeśli nie podejmie próby sprzeciwu.
Najlepszym podsumowaniem recenzji i zachętą do sięgnięcia po tą frapującą lekturę będzie jeden z zapisków Friedricha Kellnera:
Kto ponosi winę? Naród bez głowy. Podeptanie demokracji i przekazanie władzy nad niemal osiemdziesięcioma milionami ludzi jednemu człowiekowi są czymś tak okropnym, że trzeba drżeć na myśl o tym, co nadejdzie.