Flint Whitlock – „Bestie z Buchenwaldu” – recenzja i ocena
Książka Flinta Whitlocka w swym zamierzeniu miała przedstawić całokształt działań pary Kochów, a także streścić powojenny proces „Wiedźmy z Buchenwaldu”. Cel ten zapewne osiągnął, z całą pewnością nie można jednak powiedzieć, że książka jest idealna. Zawiera wiele błędów i nieścisłości. Już na stronie 17 czytelnik może dowiedzieć się, że KL Auschwitz I był obozem zagłady. Warto pamiętać, że część kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau-Monowitz, która była obozem macierzystym ([Stammlager]), a więc KL Auschwitz I mieszczący się w byłych polskich koszarach w dzielnicy Zasole, nigdy nie była obozem zagłady. Była przede wszystkim obozem koncentracyjnym i obozem pracy.
Kolejne nieścisłości znaleźć można na stronach 32-38. Autor niezbyt precyzyjnie wyjaśnia tam czym były tzw. dzikie obozy koncentracyjne w pierwszym etapie kształtowania się w III Rzeszy takiego systemu represji i izolacji jednostek niepożądanych. Otóż „dzikie obozy” powstawały z ambicji gauleiterów i kierowników partyjnych, którzy chcieli w ten sposób podkreślić swoją ważność, a także niejednokrotnie wyrównać osobiste rachunki. Dodatkowo Whitlock wspomina o jednym z pierwszych obozów, jakim miał być KL Nohra, o którym jednak próżno szukać wzmianki w Das nationalsozialistische Lagersystem. Prawdopodobnie ów obóz był po prostu jednym z małych, efemerycznych „dzikich obozów” i nie można go traktować jako w pełni zinstytucjonalizowanego KL.
Zastrzeżenie budzi również stwierdzenie o budowie obozu zagłady Kulmhof (Chełmno nad Nerem). Otóż obóz ten, ze względu na swoje jedyne przeznaczenie jakim była eksterminacja, nie posiadał typowej dla obozu koncentracyjnego infrastruktury. Stąd też trudno mówić o budowie obozu, skoro jak wiadomo wykorzystano istniejący kompleks pałacowy do utworzenia w nim sortowni mienia czyli tzw. Hauskommando.
Pomimo trudnego tematu z jakim próbuje zmierzyć się autor, w książce roi się od poprawności politycznej. Obozy koncentracyjne są określane mianem „nazistowskie”, nigdy „niemieckie”. Brak również wyraźnego postawienia kwestii uniemożliwienia przez kraje zachodnie (w tym Stany Zjednoczone) emigracji Żydów niemieckich po roku 1933. Wystarczy wspomnieć słynny rejs wyklętych: statek wypełniony żydowskimi uciekinierami, któremu odmówiono zawinięcia do jakiegokolwiek portu. Nie można zgodzić się także z twierdzeniem autora, jakoby Ustawy Norymberskie miały charakter tylko antysemicki. Należy zauważyć, że dotykały one także Cyganów i Słowian.
Na stronie 69 recenzowanej pracy można przeczytać o udogodnieniach dla załogi SS w KL Buchenwald. Autor przedstawia to jako coś niezwykłego. Jednak warto przypomnieć, że cała infrastruktura umilająca życie SS-mannom pełniącym służbę w obozie koncentracyjnym znajdowała się również w Auschwitz. Tutejszy komendant Hoess znany by z dbania o koleżeńską, dobrą atmosferę pomiędzy strażnikami.
Kolejne błędy i nieścisłości dotyczą ogólnej błędnej wiedzy autora o obozach koncentracyjnych. Nie można bowiem zgodzić się na mówienie o czterech obozach Auschwitz. Jak powszechnie wiadomo ten kompleks obozowy składał się z KL Auschwitz I-Stammlager, KL Auschwitz II-Birkenau oraz KL Auschwitz III-Monowitz, a przez cały okres funkcjonowania działało ponad 50 podobozów, z czego najbardziej odległe znajdowały się w Brnie i Svetli. Błędem jest również twierdzenie, że Badacze Pisma Świętego byli skazani na eksterminację. Była to jedyna grupa więźniów, która mogła opuścić obóz koncentracyjny po wyparciu się swojej wiary. Dodatkowo byli oznaczeni trójkątem fioletowym, a nie purpurowym. Autor błędnie tłumaczy funkcję więźniarską Blockälteste czyli starszego bloku, który był odpowiedzialny przed SS za utrzymanie porządku w bloku mieszkalnym, rozdział żywności i stan osobowy bloku. Podczas wymierzania kary chłosty na koźle nigdy nie bito w plecy, lecz w wypięte pośladki. Błędne jest twierdzenie jakoby iniekcje fenolu stosowano dożylnie. Fenol wstrzykiwano dosercowo, co powodowało natychmiastowy zgon więźnia. Nie było również funkcji adiutanta obozu, lecz adiutanta komendanta obozu. Nie można zgodzić się z twierdzeniem, że w 1942 roku przybywały transporty Żydów czeskich do KL Auschwitz II-Birkenau. Pierwszy transport RSHA z getta Theresienstadt przybył do tego obozu dopiero 28 października 1942 roku. Kompletną zaś pomyłką jest stwierdzenie jakoby Irma Grese podczas służby w KL Auschwitz II-Birkenau kierowała krematorium.
Praca Flinta Whitlocka jest w pewnym sensie typowa dla swojego gatunku. Większość osób uznaje, że skoro tyle się powiedziało o obozach koncentracyjnych to wszyscy wiemy o nich wszystko. Niestety najczęściej jest to wiedza bardzo powierzchowna, a powielanie w kolejnych opracowaniach tych samych błędów i przekłamań wcale nie przyczynia się do poprawy tego stanu wiedzy. Dlatego warto pomyśleć o redakcjach merytorycznych bądź naukowych tego typu książek, które mogłyby znacząco podnieść ich walory. Jako opowieść o słynnej „Suce z Buchenwaldu” i jej procesie książka Whitlocka niewiele wnosi nowego. Brak w niej głębszego przedstawienia problemów proceduralnych, kwestii zeznań świadków czy dowodów rzeczowych, które miały świadczyć o upodobaniu Ilse Koch do rzeczy wytworzonych z ludzkiej skóry. Pracę tę można potraktować tylko jako popularne opracowanie, swoiste czytadło.