Ferdynand A. Ossendowski - „Gasnące ognie” – recenzja i ocena
O Ferdynandzie Antonim Ossendowskim słyszał chyba każdy. „Zwierzęta, ludzie, bogowie”, „Cadyk Ben Beroki”, „Lenin” – to tylko przykłady jego książek. Są to tytuły, których nawet jeśli nie czytaliśmy, to chociaż jesteśmy świadomi ich istnienia. Awanturnik i wykładowca akademicki, dziennikarz i doradca polityczny, geolog i literat, uznany za „osobistego wroga Lenina”. Wspaniały życiorys, można pozazdrościć barwności. Oto w dużym skrócie sylwetka autora recenzowanej pozycji.
„Piaski, ludzie, Bóg”
„Gasnące ognie” zaczynają się wprawdzie w Warszawie, lecz już po chwili znajdujemy się w pociągu do Konstancy, a następnie na statku pasażerskim płynącym do Palestyny. I o Ziemi Świętej i o wędrówce po niej opowiada Ossendowski. O swojej wędrówce, bowiem razem z podróżnikiem zwiedzamy, oglądamy i rozmawiamy z napotkanymi osobami, a o Ziemi Świętej, bowiem pełni ona nie mniej ważną rolę.
Najpierw sama wędrówka. Krok za krokiem Ossendowski oprowadza nas po Syrii, Galilei, Hajfie, Jerozolimie i wielu innych miejscach, tak dobrze znanych z kart Biblii lub podręczników historii starożytnej. Zaglądamy w miejsca, do których wchodził legalnie lub dzięki łapówkom, dyskutujemy z napotkanymi osobami, poznajemy poglądy syjonistów, fellachów, chasydów, duchownych różnych wyznań, Europejczyków mieszkających tam na stałe lub przyjezdnych… Od każdego Ossendowski wyciąga kilka słów, z których dowiadujemy się czegoś o nich samych i o ich poglądach. Równie ważnym elementem są miejsca zwiedzane przez Autora. Każde opisuje zarówno jako obiekt, który fizycznie ukazuje się jego oczom, jak i jako obiekt zakotwiczony w historii.
I tu przechodzimy do drugiego poziomu tej książki. Otóż jest to opowieść człowieka wierzącego, który znalazł się w miejscu narodzin swej wiary. Dla Ossendowskiego Jerozolima nie jest tylko miastem, po którym chodzi, lecz także miejscem urzędowania Poncjusza Piłata, wybudowania Świątyni, Ukrzyżowania… dla niego ta historia wciąż jest żywa. Autor zabiera nas w podróż do roku 1923 i starożytności. Ateista, który kupi tą książkę, będzie musiał podejść ze szczególnym poszanowaniem i wrażliwością do Ossendowskiego, dla którego przeżywane miejsca mają wymiar ogromnie istotny i bardzo osobisty.
Wydanie
Wypada uznać, że Zysk i S-ka wydał książkę tak, by można było z nią podróżować. Twardy materiał okładki, grzbiet z materiału, śliski papier, staranne szycie, książka wytrzyma wiele i długo. Na wyróżnienie zasługuje również wspaniały pomysł wydawnictwa, a mianowicie wzbogacenie publikacji o mnogość zdjęć sprzed II Wojny Światowej, znakomicie ilustrujących słowa Ossendowskiego.
Ocena
Przyznam, że „Gasnące ognie” wzbudziły we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony już sama obecność tylu zdjęć z epoki zasługuje na wyróżnienie, a przecież są one tylko dodatkiem do interesującej narracji, bardzo osobistych wspomnień Autora, przedstawienia mentalności ludzkiego tygla, którym była przedwojenna Palestyna. Z drugiej strony, owa osobistość może utrudniać czytanie. Momentami bowiem osobę niezainteresowaną historią biblijną nużyć mogą opisy wydarzeń z czasów życia Zbawiciela. Osobiście miałem nadzieję na połączenie Ziemi Świętej z surowym, czy wręcz mistycznym nieociosaniem „Zwierząt, ludzi i bogów”. Oczekujący tego srodze się zawiodą. „Gasnące ognie” są znacznie bardziej uładzone, delikatne, „cywilizowane”. Ponieważ mi samemu trudno jest o jednoznaczną ocenę, zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii. Bo przeczytać tę książkę Ossendowskiego zdecydowanie warto. Inną rzeczą pozostaje jednak to co i dlaczego się z tej lektury wyniesie.
Redakcja: Michał Przeperski