Ewa Curie – „Maria Curie” – recenzja i ocena
Ewa Curie – „Maria Curie” – recenzja i ocena
Ale najpierw nakreślmy kontekst. Książka Ewy Curie po raz pierwszy została opublikowana w 1937 r. w języku francuskim. Zbeletryzowana biografia wiele mówi o czasach, w których powstała; dodatkowo od początku była pomyślana jako tekst skierowany do czytelnika międzynarodowego: stąd otrzymujemy wiele informacji historycznych, dotyczących codziennego życia w Królestwie Polskim pod rosyjskim zaborem oraz wiele wyjaśnień na temat pochodzenia rodziny Marii. Było to ważne ze względu na dystans Francuzów wobec cudzoziemców. Dodatkowo drugie imię Marii – Salomea – dla Francuzów było zbieżne z Salome i sugerowało żydowskie pochodzenie, co w przypadku Skłodowskich było fałszywym tropem. Wiele miejsca zostaje również poświęconego losom i samopoczuciu Polaków pod zaborami, zwłaszcza w kontekście działań zaborców zmierzających w stronę łamania narodowej dumy.
Maria od początku zapowiadała się doskonale. W czasach nauki w gimnazjum władała już biegle kilkoma językami, później przyswoiła sobie kolejne. Prędko zrozumiała, że stan rodzinnych finansów oraz polityka zaborcy nie pozwoli jej na zdobycie wyższego wykształcenia, o którym marzyła. Z tego względu wraz z siostrą, Bronisławą (z d. Skłodowską, po mężu Dłuską) zawarły pakt: najpierw Maria uda się do pracy, by opłacić siostrze studia na Sorbonie, a po kilku latach, kiedy siostra zdobędzie dyplom i zawód, Maria do niej dołączy. I tak się stało. Trudy studiowania na Sorbonie rekompensowały wysokie wyniki w nauce: w 1893 r. Maria otrzymała licencjat z fizyki z pierwszą lokatą, rok później – licencjat z matematyki z drugą lokatą.
Dzięki wspólnym znajomym dobrze zapowiadająca się badaczka poznała wschodzący talent francuskiej fizyki – Piotra Curie, który już wówczas miał na swoim koncie spore osiągnięcia naukowe. Młodzi szybko przypadli sobie do gustu, a w 1895 r. pobrali się. Odtąd zaczęła się wspólna droga państwa Curie: razem w życiu i pracy, stworzyli duet, który przyniósł im obojgu wybitne osiągnięcia naukowe i sławę. Choć warunki pracy mieli więcej niż skromne, chęć rozwijania nauki niestrudzenie pchała ich do przodu.
W 1903 r. Akademia Noblowska przyznała państwu Curie (wraz z Henri Becquerelem) nagrodę w dziedzinie fizyki za badania na rzecz promieniotwórczości. Szczęście państwa Curie nie trwało jednak długo: 19 kwietnia 1906 r. Piotr zginął w wypadku drogowym, przygnieciony przez ciężarowy wóz konny. Rozpacz Marii sięgnęła wówczas granic. Po tym wydarzeniu badaczka całkowicie poświęciła się pracy. Prędko okazało się, że poddawana eksperymentom blenda uranowa (blenda smolista) zawiera nieznane pierwiastki o bardzo wysokim promieniowaniu. Doprowadziło to do odkrycia polonu – nazwanego na cześć ojczyzny Marii – oraz radu. W 1911 r. Akademia Szwedzka nagrodziła trud badaczki, przyznając jej Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Maria była pierwszą osobą, której dwukrotnie przyznano najwyższy laur – oraz pierwszą kobietą, która otrzymała nagrodę w dziedzinie chemii.
1911 r. to również czas wielkiego skandalu w życiu Marii: ujawniony został jej romans z kolegą z uniwersytetu, fizykiem Paulem Langevinem. Odszedł on od rodziny i dzieci, za co największe gromy spadły na Marię: oskarżono ją o rozbijanie rodziny, a na jej niekorzyść świadczył wiek (była o kilka lat starsza od Langevina) oraz pochodzenie: była cudzoziemką, ateistką, niektórzy podejrzewali, że miała żydowskie pochodzenie. Skandal toczył się nawet na łamach paryskiej prasy, przez co Maria, wykończona psychicznie i udręczona, musiała na dłuższy czas opuścić miasto, aby afera się uspokoiła. W biografii autorstwa Ewy Curie to wydarzenie jest zaledwie ogólnikowo wzmiankowane, brakuje konkretów oraz nazwisk. Dopiero przypis tłumaczki nakreśla sprawę.
Kolejne lata życia Marii aż do końca wypełnia absolutne poświęcenie się nauce. Druga Nagroda Nobla dla Marii sprawiła, że rząd francuski postanowił przeznaczyć pieniądze na wybudowanie Instytutu Radowego. Powstawał on pod bacznym i troskliwym okiem badaczki.
W 1914 r. wybucha I wojna światowa: Maria postanawia służyć krajowi, jak tylko może najlepiej. Prędko dochodzi do wniosku, że życie wielu poszkodowanych żołnierzy mogłyby uratować mobilne aparaty rentgenowskie: zabiera więc z laboratorium niezbędne narzędzia i organizuje samochody. W ten oto sposób „małe Curie” (tak nazwano pojazdy wyposażone w aparaturę rentgenowską) przyczyniają się do uratowania wielu istnień ludzkich. Maria pomaga w prześwietlaniu pacjentów, szkoli kolejnych radiologów. Aby móc być niezależną i obywać się bez kierowcy, w 1916 r. jako jedna z pierwszych kobiet otrzymuje uprawnienia do prowadzenia pojazdów.
Sława Marii dociera za ocean: w 1921 r. kontaktuje się z nią amerykańska dziennikarka Maria Melony. Składa prośbę o wywiad i oferuje podróż po Stanach Zjednoczonych. Marię kusi oferta dziennikarki: wśród amerykańskiej Polonii i tamtejszych milionerów zostanie przeprowadzona zbiórka pieniędzy na zakup 1 grama radu potrzebnego do badań. Wyprawa, choć męcząca, odniesie zamierzony skutek: Maria zdobędzie wymarzony gram radu oraz dodatkowe środki na wyposażenie laboratorium. Na zaproszenie prezydenta USA Warrena Hardinga odwiedzi także Biały Dom. Proces powtórzy się w 1929 r.: Maria wyprawi się w kolejną podróż za ocean, jednak tym razem gram radu trafi do Instytutu Radowego w Warszawie (obecnie jego nazwa to Narodowy Instytut Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowy Instytut Badawczy w Warszawie).
Długoletnia wyczerpująca praca, uciążliwe podróże oraz brak troski o własne zdrowie szybko przełożą się na problemy. W 1934 r. Maria mocno podupada na zdrowiu, leczenie nie przyniesie pożądanych skutków. Badaczka umrze 4 lipca 1934 r., a za przyczynę jej śmierci zostanie uznana niedokrwistość aplastyczna połączona z chorobą popromienną. Maria zostanie pochowana w Sceaux, na tym samym skromnym cmentarzyku, co jej mąż.
Prace państwa Curie kontynuuje starsza z córek, Irena. Kształci się w zakresie fizyki na Sorbonie, jej mężem zostaje fizyk Frédéric Joliot. Małżeństwo Joliot-Curie wspólnie działa w zakresie badań nad promieniotwórczością: za odkrycie sztucznej promieniotwórczości otrzymują w 1935 r. Nagrodę Nobla.
Narratorką całej opowieści jest Ewa, młodsza córka Marii Skłodowskiej-Curie: w związku z czym otrzymujemy dostęp do prywatnej korespondencji członków rodziny, a portret wielkiej uczonej widziany jest też od strony domowej, prywatnej. Tym samym największa zaleta tej książki idzie pod rękę z jej największą wadą. Opowieść na wszystkich etapach powstawania była bowiem konsultowana z rodziną Marii, o czym biografka mówi wprost, a nowo napisane fragmenty przesyłane familii do sprawdzenia. W związku z czym obraz głównej bohaterki jest bardzo czuły i dla niej życzliwy, ale jednowymiarowy: Maria była wyłącznie dzielna, wspaniała, dobra, mądra i kochana. Skazy i półcienie na tym ideale nie występują. Szkoda, że autorka nie pokusiła się na pogłębiony, zniuansowany portret swojej matki – wizerunek Marii tylko zyskałby na człowieczeństwie. Na kartach tej opowieści jest niemal wyłącznie krystalicznie czystym ideałem. Z punktu widzenia zadowolenia całej familii jest zrozumiałe, że Ewa Curie półsłówkami wzmiankuje o skandalu z Paulem Langevinem, który stał się udziałem jej matki, i o którym swego czasu głośno rozpisywała się francuska prasa.
Oczywiście, zasługi tej uczonej są niepodważalne, warunki, w jakich pracowała były bardzo trudne, jednak autorce zabrakło chłodnego i obiektywnego dystansu; wszystko co robiła matka, było dobre, właściwe, szlachetne, stale myślała o innych, niemal nigdy o sobie. Gdyby jednak pozbyć się skorupki lukru, okazuje się, że w codziennym życiu Maria często zdradzała niepokojący rys.
Ustawiczne niedojadanie, skracanie godzin snu na rzecz wyczerpującej pracy, zapominanie o podstawowych zasadach bezpieczeństwa: długie i forsowne wyprawy rowerowe, nawet wtedy, gdy była już w ósmym miesiącu ciąży, zaniedbywanie środków własnej ochrony podczas pracy z radioaktywnymi substancjami (wielokrotnie powraca motyw poparzonych radem palców Marii) to wierzchołek góry lodowej. Podobne sytuacje można jednak mnożyć. Maria świadomie przeznaczyła pieniądze z Nagrody Nobla na zakup obligacji państwowych emitowanych podczas I wojny światowej, czyli de facto: przekazała środki na rzecz państwa wiedząc, że zupełnie stracą na wartości, przez co jej córki i ona sama zostaną pozbawione zabezpieczenia finansowego. Państwo Curie również celowo nie opatentowali własnych odkryć i wynalazków – choć umożliwiłoby to osiągnięcie stabilnej sytuacji finansowej, w której pozbawieni byliby uciążliwego obowiązku dorabiania korepetycjami. Podobne podejście zdradzał też Piotr Curie: gdy ważyły się jego losy związane z dołączeniem do Akademii, w trakcie rozmów z osobami podejmującymi decyzję agitował za swoim rywalem. Oczywiście, to konkurent otrzymał tak potrzebny Piotrowi angaż. Dodatkowo tuż po odkryciu radu Piotr celowo poparzył sobie nim rękę, by na własnej skórze zbadać, w jaki sposób przebiegają i goją się oparzenia wywołane tym promieniotwórczym pierwiastkiem.
O ile można zrozumieć niechęć małżonków związaną z przyjmowaniem kolejnych prestiżowych medali i wyróżnień, ponieważ zwykle wiązały się one z uciążliwymi obowiązkami towarzyskimi, na które państwo Curie nie mieli czasu ani ochoty, o tyle odrzucanie korzystnych propozycji pracy (stanowisko proponował m.in. Uniwersytet w Genewie) i możliwości na rzecz idealizmu oraz przywiązania do Paryża, który wielokrotnie ich upokorzył, budzi co najmniej niedowierzanie. To zwłaszcza paryskie środowisko długo nie chciało uznać sukcesu państwa Curie, nagrody częściej spływały do nich z zagranicy niż z Francji. Co znaczące, Maria objęła katedrę na Sorbonie, gdy jej mąż zginął w wypadku. Oczywiście, wywołało to skandal, ponieważ wówczas kobiety nie mogły prowadzić tam zajęć. Maria była zatem pierwszą kobietą w dziejach Francji, której pozwolono wykładać na uczelni. Zbieranie środków u zagranicznych sponsorów (USA) na rzecz zakupu niezbędnego do badań grama radu również stawia w niekorzystnym świetle wsparcie płynące od rządu i obywateli Francji, dla których państwo Curie poświęciło przecież tak wiele.
Uzupełniona i przejrzana edycja biografii Marii Curie to 21. (!) wydanie tej książki. Jednak jak głosi napis na okładce: dopiero ono jest „pierwszym pełnym wydaniem biografii noblistki”. I rzeczywiście: książka została poszerzona o pominięte fragmenty korespondencji, polski przekład autorstwa Hanny Szyllerowej został przejrzany i uzupełniony przez drugą tłumaczkę, Agnieszkę Rasińską-Bóbr. Dodatkowo nowe wydanie ukazuje się ze wstępem dyrektora muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie Sławomira M. Paszkieta. Pół tysiąca stron tekstu wzbogacono także o szereg fotografii.
Maria Curie to interesująca i pouczająca biografia. Zaryzykuję stwierdzenie, że tym ciekawsza i bardziej dająca do myślenia, im trudniejsza jest nasza bieżąca rzeczywistość. Jak bowiem swego czasu napisał Ludwik Pasteur, a którego słowa Maria Skłodowska-Curie znała i cytowała:
Jeśli zdobycze, użyteczne dla ludzkości, wzruszają wasze serca, jeśli w podziwie stajecie przed zdumiewającymi wynikami telegrafu elektrycznego, dagerotypu, narkozy i tylu innych świetnych wynalazków; jeśli zazdrośni jesteście o udział, jaki wasz kraj mieć może w rozkwicie tych cudów – zaklinam was, interesujcie się losem tych świętych przybytków, co noszą miano wymowne „Pracowni”! Żądajcie, aby ich jak najwięcej wznoszono, aby je ozdabiano, są to bowiem świątynie przyszłości, bogactwa i dobrobytu. Tu ludzkość urasta, staje się silniejszą i lepszą. Tu uczy się czytać w dziełach przyrody, które są księgą postępu i powszechnej harmonii, podczas gdy własne jej dzieła jakże są często czynami barbarzyńców, fanatyków i niszczycieli. (s. 378)