Eugeniusz Cezary Król: Goebbels chciał widzieć w Führerze odwzorowanie wodza Germanów Arminiusza
Magdalena Mikrut-Majeranek: W publikacji wskazuje Pan, że powody przemawiające za udostępnieniem „Dzienników” Josepha Goebbelsa polskim czytelnikom są ważne i różnorodne. Co zdecydowało o ich wydaniu?
Eugeniusz Cezary Król: Przesądziły dwie kwestie. Pierwsza z nich to rozmiary „Dzienników”. Początkowo ich objętość mnie jednocześnie przeraziła i zafascynowała. Szacuje się, że to około 35 tysięcy stron znormalizowanego druku. Około 90 proc. zostało wydane na przełomie wieku XX i XXI przez Instytut Historii Najnowszej w Monachium w postaci dwudziestu kilku tomów. To zbiór jedyny w swoim rodzaju jeśli chodzi o XX wiek, pod względem liczby zapisanych stron to bez wątpienia największy.
Po drugie zdecydowała ranga autora. Pomijam w tej chwili kwestie natury etyczno-moralnej, ale nie ulega kwestii, że Goebbels to jedna z kluczowych postaci, jeśli chodzi o dzieje Trzeciej Rzeszy. To postać, która wytrwale wspinała się po szczeblach kariery i dołączyła do elity władzy. W 1944 roku osiągnęła pozycję numer dwa, po wodzu, natomiast w momencie, kiedy Adolf Hitler popełnił samobójstwo, Goebbels został osobą numer jeden, czyli kanclerzem Rzeszy. Tyle tylko, że na jeden dzień, ponieważ nazajutrz sam rozstał się z życiem.
Goebbels był dyktatorem propagandy i kultury. W jego gestii leżały te dwie sfery, przy czym jak przystało na państwo totalitarne, były one całkowicie ze sobą złączone. Kultura była podporządkowana wymogom propagandy totalnej. W swoich książkach używam określenia „propaganda totalna”, jako pewien specyficzny kształt propagandy, który ma swoje cechy charakterystyczne dla systemu, w którym funkcjonuje. Goebbels był zarządca tego obszaru. Przy całym swoim „czarnym podniebieniu” i zbrodniczym charakterze był też wytrwanym dziennikarzem, a pisał w sposób komunikatywny, rzeczowy.
M.M.M.: Czy można uznać „Dzienniki” za wiarygodne źródło historyczne, czy są obarczone kreacją propagandową na potrzeby polityczne?
E.C.K.: Trzeba mieć świadomość, że to źródło osobowe, więc ma wszystkie wady i zalety takiego dokumentu. Podstawową wadą jest subiektywność spojrzenia na wydarzenia; źródła tego rodzaju wymagają starannej krytyki źródłowej. W przypadku „Dzienników” Goebbelsa mamy o tyle dobrą sytuację, że istnieje sporo źródeł, dzięki którym można zweryfikować ich zawartość. To między innymi 20 biografii ministra propagandy. W ostatnich latach pojawiły się zwłaszcza trzy wartościowe opracowania: Ralfa Georga Reutha, Davida Irvinga, najlepsze z nich zostało napisane przez Petera Longericha, który bazował na pełnym wydaniu „Dzienników” Goebbelsa. Biografie sięgają do źródeł osobowych bohatera opowieści, do zbioru wystąpień publicznych, wydanych drukiem przemówień Goebbelsa, zapisów z konferencji prasowych, które organizowało Ministerstwo Oświecenia Narodowego i Propagandy dla przedstawicieli środków masowego przekazu. Materiały te pokazują od kuchni propagandę Trzeciej Rzeszy. Zachowały się też czasopisma i gazety, zapisy audycji radiowych, które są dowodem funkcjonowania propagandy, a także wspomnienia i dzienniki innych ważnych osób z okresu istnienia państwa nazistowskiego. Słowem, to korzystna sytuacja, jeśli chodzi o możliwość weryfikacji tego, co napisał w „Dziennikach” Goebbels. Z powodzeniem można rozpoznać skalę fałszu i kreatywności autora, a także to, co jest wartościowe poznawczo w zakresie faktografii i ocen diarysty.
Jeśli przyglądamy się wiarygodności tego źródła, to widzimy, że są pewne obszary, w których ta wiarygodność jest duża, ale są też i takie, kiedy wiarygodność w większym lub większym stopniu zanika. To wiąże się z faktem, że Trzecia Rzesza miała obszary swojego triumfu, ale też i upadku. Podejście autora było temu podporządkowane, można w skrócie powiedzieć, że im lepsza była sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna Niemiec, tym bardziej zapisy Goebbelsa przystawały do rzeczywistości. I odwrotnie.
M.M.M.: Które fragmenty są mniej wiarygodne?
E.C.K.: Niewiarygodne fragmenty odnoszą się na przykład do pojmowania istoty wodzostwa. Cała sfera, która dotyczy stosunku Goebbelsa do Hitlera, ukazuje bezkrytycyzm autora zapisów, jego coraz bardziej żarliwą wiarę w charyzmę Führera, w pewnym momencie przekonanie o jego sacrum. Trzeba przy tym pamiętać, że to minister propagandy Rzeszy wygenerował kult Hitlera, który osiągnął dużą skuteczność społeczną. Brało się to z faktu, że między Hitlerem a Goebbelsem wytworzył się specyficzny stosunek. Wódz Trzeciej Rzeszy stał wyidealizowanym ojcem, którego Goebbels poszukiwał właściwie od dzieciństwa. Jego relacje z prawdziwym ojcem były co najwyżej poprawne, a często chłodne. Goebbels chciał też widzieć w Führerze odwzorowanie wodza Germanów Arminiusza, wodza plemienia Cherusków z początków naszej ery. Hitlera w propagandzie narodowosocjalistycznej porównywano także do króla Prus Fryderyka Wielkiego. Te trzy elementy tworzyły wyidealizowany obraz patrona. We wstępie do „Dzienników” publikacji zwracam też uwagę na to, że relacja Hitlera z Goebbelsem przypominała feudalny stosunek wasala do seniora.
M.M.M.: Kiedy Goebbels zaczął pisać swoje „Dzienniki”?
E.C.K.: Kiedy znajdował się w bardzo podłym nastroju. Był już po doktoracie, a trzeba zaznaczyć, że jako jeden z nielicznych przedstawicieli nazistowskiej władzy obronił doktorat na renomowanym uniwersytecie w Heidelbergu. Jego promotorem był profesor pochodzenia żydowskiego, do którego miał bardzo pozytywny stosunek. Został doktorem i stanął przed pytaniem: co dalej? Nie rysowała się przed nim żadna kariera. W tym czasie Nadrenia, w której mieszkał, znalazła się na obszarze zarządzonej przez traktat wersalski remilitaryzacji, a ponadto w latach 1923–1925 Zagłębie Ruhry, należące do Nadrenii zostało poddane okupacji przez wojska francusko-belgijskie. Na domiar złego Goebbels nie miał szczęścia w kontaktach damsko-męskich, a był wrażliwy na wdzięki kobiet. Nękały go silne kompleksy biorące się z faktu, że nie był okazem dorodnego mężczyzny. Mierzył raptem 165 cm wzrostu, utykał na prawą nogę, co było konsekwencją zapalenia szpiku kostnego, jakie przeszedł w dzieciństwie. Nie rozpoznano jednak choroby, a w związku z tym nie podjęto właściwego leczenia. Krótko mówiąc, kiedy w 1923 roku zaczął prowadzić swoje zapiski, wiodło mu się źle. Z tego też powodu narracja była w tamtym czasie ponura.
Działalnością polityczną zajął się w połowie 1924 roku, kiedy związał się ze środowiskiem, które nazywamy volkistowskim, od słowa das Volk – lud albo naród. W związku z tym terminem i jego tłumaczeniem pojawia się sporo nieporozumień. Niektórzy tłumaczą to jako ruch narodowy lub ludowy, a to nie oddaje istoty tego ruchu jako specyficznej odmiany niemieckiego i austriackiego nacjonalizmu. W tym czasie Adolf Hitler odbywał karę więzienia, co było pokłosiem nieudanego puczu nazistowskiego, do którego doszło w Monachium w listopadzie 1923 roku. Gdy Hitler siedział za kratkami w twierdzy Landsberg nad rzeką Lech, a jego partia, czyli NSDAP została prawnie rozwiązana, Goebbels związał się z jedną z odnóg ruchu volkistowskiego; dostał tam nawet zadanie wydawania gazety, nazywała się ona „Völkische Freiheit” (Volkistowska wolność). Od tego momentu zaczyna się jego działalność polityczna. W pewnym momencie znalazł możliwość współpracy z Gregorem Strasserem. Należał on do grona ówczesnych z przywódców ruchu volkistowskiego, faktycznie zarządzał jednym z okręgów zdelegalizowanej partii narodowosocjalistycznej.
Kiedy czyta się fragmenty „Dzienników” dotyczące współpracy ze Strasserem wyraźnie widać, że Goebbels był pod jego urokiem. Poszukiwał autorytetów przypominających jego ojca. Szybko zaczął utożsamiać się z programem braci Strasserów, zaczął też czytać rosyjskich klasyków – Dostojewskiego, Gogola, Tołstoja. Zapatrzył się w wizję świata „świętej Rosji”, „idealnego” socjalizmu, który oczywiście miał nie mieć nic wspólnego z barbarzyństwem bolszewików. Goebbels czuł się wtedy volkistowskim radykałem o lewicowym zabarwieniu.
M.M.M.: Kiedy zmienił swój stosunek do Strassera i zafascynował się Hitlerem?
E.C.K.: Wszystko zmieniło się, kiedy Hitler wyszedł z więzienia. Do ich pierwszego spotkania doszło w 1925 roku, podczas narady szefów okręgu Północnych Niemiec, w Weimarze. To była jedynie krótka, zdawkowa rozmowa. 14 lipca zanotował: „Weimar był zmartwychwstaniem w całym tego słowa znaczeniu. Dzień, którego nigdy nie zapomnę. Jestem jeszcze jak we śnie. Hitler odpowiedział na wszystkie, ale to na wszystkie pytania, i to tak, jak oczekiwałem. Teraz jest wszystko jasne. [...]”. Dłużej rozmawiali w listopadzie 1925 roku w Brunszwiku, gdzie odbywał się generalny zjazd NSDAP. Wtedy też Goebbels napisał dłuższą notkę na temat Hitlera, która wskazuje, że autor zaczyna być pod przemożnym urokiem nowego patrona. 6 listopada zapisał: „Akurat je śniadanie. Już podnosi się od stołu i staje przed nami. Ściska mi dłoń. Jak stary przyjaciel. I te wielkie, niebieskie oczy. Jak gwiazdy. Cieszy się, że mnie widzi. Nie posiadam się ze szczęścia”.
M.M.M.: Z przytoczonych cytatów płynie wręcz niewiarygodne uwielbienie do Hitlera.
E.C.K.: Tak, a niedługo później, jak już o tym napomknąłem, pojawiła się nawet próba widzenia w Hitlerze wręcz boskiej postaci. Zapatrzenie w niego sprawiło, że stosunki ze Strasserami zaczęły się ochładzać, zwłaszcza od lutego 1926 roku, kiedy doszło do konfrontacji dwóch punktów widzenia. Początkowo Goebbels nie krył rozczarowania, że Hitler jest przeciwny poglądom Strassera; pisał, że jest reakcjonistą. Z czasem w zapiskach Goebbelsa Hitler zaczął górować nad Strasserem i jego koncepcjami. Z kolei lider nazistów szybko dostrzegł zdolności organizacyjne Goebbelsa i jego dobre pióro. W kwietniu 1926 roku zaprosił go do Monachium, gdzie mieściła się siedziba partii. Przekonał go do swoich poglądów skuteczną kombinacją pochlebstw i wielkopańskich manier. Pokazał też, że siedziba NSDAP to wspaniała rezydencja i to wszystko podziałało na Goebbelsa, chociaż trudno było mu się pogodzić z hitlerowską koncepcją rosyjskiego śmiertelnego wroga.
Obraz tego śmiertelnego wroga pojawił się w Mein Kampf. Publikację wydano w 1925 roku, w końcu 1926 roku pojawił się drugi tom. Zgodnie z wyobrażeniami Hitlera Rosja miała stać się „ziemią obiecaną”, tam Niemcy mieli zdobyć „przestrzeń życiową” dla realizacji swoich życiowych aspiracji. Dla Goebbelsa taka koncepcja początkowo była nie do przyjęcia, ponieważ był pod urokiem „świętej Rosji” i haseł głoszonych przez Strassera. Powoli zaczął się jednak przekonywać do poglądów Hitlera. Po wyjeździe z Monachium napisał: „Adolfie Hitlerze – kocham cię, ponieważ jesteś wielki i prosty zarazem. To jest to, co nazywa się geniuszem”. A w lipcu 1926 roku dodał: „On jest geniuszem. Z całą pewnością twórczy instrument boskiego losu. Stoję przed nim wstrząśnięty. Taki on jest: jak dziecko, kochany, dobry, miłosierny. Jak kot przebiegły, mądry i zwinny, jak lew gigantyczny i ryczący. Swój chłop, mężczyzna”.
M.M.M.: Czy Goebbels kiedykolwiek zwątpił w Hitlera? Jego fascynacja graniczyła z obłędem…
E.C.K.: Goebbels utwierdzał się w przekonaniu, że Hitler jest geniuszem. Pojawiały się jednak momenty, kiedy miał pewne wątpliwości co do postawy swojego wodza, a były one, jak już o tym wspomniałem, tym częstsze im gorsza stawała się sytuacja Trzeciej Rzeszy. Jednakże jeśli nawet miał chwile zwątpienia, to tłumaczył sobie, że winę ponoszą przeklęci współpracownicy wodza, a więc Göring, von Ribbentrop, Bormann czy Ribbentrop, w końcu też Himmler. Uważał, że Hitler chce dobrze, tylko otoczenie mu przeszkadza. Tak było m.in. kiedy Goebbels dostrzegł, że polityka bezmyślnej eksploatacji terytorium Związku Radzieckiego i polityka mordowania ludzi przy całkowitym braku instrumentów politycznych do operowania na terenie ziem okupowanych jest samobójcza. Próbował stworzyć alternatywę, którą nazwał deklaracją wschodnią. Miało z niej wynikać, że potrzebne są też pewne koncesje na rzecz mieszkańców ZSRR, aby ich pozyskać do współdziałania w duchu antykomunistycznym i antystalinowskim. Hitler trwał jednak na stanowisku, że z „podludźmi” nie ma mowy o współpracy, a ewentualne koncesje będzie można rozważyć po „zwycięskim zakończeniu wojny”. Pomysł z „deklaracją wschodnią” bardzo szybko upadł, a Goebbels obwiniał za to von Ribbentropa, że nie umiał w odpowiedni sposób przekonać Hitlera.
Do samego końca Hitler pozostawał bezdyskusyjnym autorytetem dla Goebbelsa, nawet w 1944 roku, kiedy trawiło go już beznadziejne zwątpienie. Zdawał sobie sprawę, że nadciąga nieuchronna klęska, ale jednocześnie rzucał hasła w rodzaju: „Walczmy do końca!”, „Nasze mury pękają, ale nasze serca – nie!”. Racjonalne myślenie zastąpił sloganami, które nie miały już nic wspólnego z rzeczywistością.
M.M.M.: W jaki sposób pisał o Polsce i jakie wnioski o niemieckiej polityce wschodniej można z tego wyciągnąć?
E.C.K.: Na początku o Polsce pisał niewiele. Nie znał kraju i niezbyt się nim interesował. Polska była dla niego jednym z krajów leżących na wschodzie, a zgodnie z przysłowiem, które wówczas funkcjonowało – wszystko to, co znajdowało się na wschód od Dworca Śląskiego, czyli dzisiejszego Dworca Wschodniego w Berlinie, to była Azja. Dodatkowo, po I wojnie światowej Goebbels traktował Polskę jako wasala Francji, a zarazem śmiertelnego wroga Niemiec. Z tego też powodu nie żywił do niej przyjaznych uczuć.
W latach 20. i 30. pisał o Polsce sporadycznie i niechętnie. Sytuacja się zmieniła w momencie, kiedy Adolf Hitler doszedł do wniosku, że warto rozwinąć proces ocieplania stosunków z Polską. W połowie lat 30. XX wieku uznał bowiem, że skoro chce realizować program marszu na Wschód w celu zdobycia przestrzeni życiowej, to musi zastanowić się nad tym, jakimi środkami będzie realizował swoje zamierzenie. W tej koncepcji zdobycia „przestrzeni życiowej na wschodzie” widać pewne niedomówienie. W Mein Kampf była bowiem mowa, że celem ekspansji ma być Rosja i „podporządkowane jej państwa ościenne”. Państwa ościenne, dzielące Niemcy od ZSRR w latach 20. XX wieku, takie jak Polska i republiki nadbałtyckie, były jednak suwerennymi krajami, a nie podporządkowanymi Związkowi Radzieckiemu. Niesuwerenna była natomiast wschodnia Ukraina i wschodnia Białoruś, ale to nie były państwa. Są więc dwie interpretacje: albo Hitler popełnił błąd w określaniu tych państw, albo pozostawił znak zapytania, do którego miał powrócić w latach 30. XX wieku. Wtedy się starał się rozstrzygnąć czy będzie szedł na wschód „przez Polskę” czy z Polską jako sojusznikiem. Wiadomo, że w latach 1934–1939 podejmował próby pozyskania Polski jako sojusznika. W lecie 1939 roku okazało się jednak, że Rzeczpospolita nie jest skłonna zrezygnować z polityki równowagi – równego odstępu, zarówno wobec Niemiec, jak i ZSRR. W Warszawie wierzono przy tym, że sojusze z Francją, Wielką Brytanią i Rumunią będą stanowić dostateczną gwarancje bezpieczeństwa Polski. Hitler wybrał więc drugi wariant – marszu na wschód „przez Polskę”. Sojusze Rzeczypospolitej okazały się iluzoryczne…
W połowie lat 30. XX wieku w „Dziennikach” Goebbelsa pojawiają się bardziej pozytywne zapiski o Polsce. Szczególnie ciekawy jest ten z 1936 roku, kiedy pisał: „Z Polską małżeństwo z rozsądku, a nie z miłości. Polska pomogła nam w dozbrojeniu” – tak Goebbels określał wówczas stosunek Trzeciej Rzeszy do Polski. Nastąpiło wówczas pewne ocieplenie stosunków, które trwało aż do wiosny 1939 roku. Pojawiło się też wiele pochlebnych notatek o Józefie Piłsudskim. Goebbels odwiedził Polskę w 1934 roku i spotkał się wówczas z marszałkiem. Piłsudski był już poważnie chory, ale uznał za celowe spotkanie z ministrem propagandy i oświecenia narodowego Trzeciej Rzeszy. Czytając zapiski Goebbelsa widać wyraźnie, że znalazł się pod urokiem polskiego przywódcy. Studiował nawet wydane w Niemczech pisma marszałka. Widział w nim poważną postać bojownika o niepodległość Polski.
Ton „Dzienników” zmienia się w okresie dojrzewania wojny z Polską w lecie 1939 roku. Z tego kresu pochodzi dużo notatek. Goebbels wskazywał, że kraj ten nie jest już potencjalnym sojusznikiem, ale obszarem zamieszkałym przez ludy, które są mało wartościowe rasowo takie jak Żydzi, Cyganie i Polacy. Uważał wówczas, że to zbiorowisko ludzi, którzy nadają się albo do wytępienia, albo zamienienia w niewolników. To jedna z dominant narracji prowadzonej przez Goebbelsa.
Później od czasu do czasu pojawiają się zapiski dotyczące funkcjonowania ziem polskich pod okupacją, także w kontekście działalności prowadzonej przez Hansa Franka, generalnego gubernatora okupowanych obszarów polskich. Skupiał się na tym głównie dlatego, że Frank sam tworzył propagandę. Nie chciał się zgodzić na to, aby w GG zadaniem tym zajmował się aparat podporządkowany Goebbelsowi. Z tej też przyczyny dochodziło między nimi do silnych zatargów.
Kolejną dominantę, jeśli chodzi o sprawy polskie, stanowi sprawa Katynia. Na temat dokonanych tam zbrodni Goebbels wiele pisał od kwietnia 1943 do listopada 1944 roku. Niemal codziennie dodawał jakiś zapisek związany z tym zagadnieniem. Dla Goebbelsa to była wielka gratka propagandowa. Bazując na prawdziwych przesłankach mógł wykazać zbrodniczość systemu radzieckiego. Nie szczędził też wysiłków, aby poróżnić kraje Wielkiej Trójki i wbić klin pomiędzy mocarstwa. Do tego ostatecznie nie doszło, ale faktem stało się jednak zerwanie przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z Rzecząpospolitą Polską.
Przyglądając się zapiskom z lat 1943–1945 można dojść do wniosku, że Goebbels niejako „przepowiedział” konsekwencje polityki radzieckiej, która była polityką faktów dokonanych, dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej. Pisał, że od 1943 roku państwa zachodnie czynią wielkie ustępstwa na rzecz Związku Radzieckiego. Wskazał, że zarówno Polska, jak i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej znajdą się na obszarze objętym nadzorem strategicznym Związku Radzieckiego. Niektóre zapiski Goebbelsa ze schyłkowego okresu II wojny światowej można więc uznać za wręcz prorocze.
M.M.M.: Czy sam spisywał swoje wspomnienia czy może dyktował je osobie, która następnie uwieczniała je na piśmie, bądź na innym nośniku?
E.C.K.: Początkowo Goebbels samodzielnie, ręcznie spisywał swoje wspomnienia. W 1941 roku postanowił to zmienić. Po agresji Trzeciej Rzeszy na Związek Radziecki, od lipca 1941 roku Goebbels zatrudnił stenografa, Richarda Ottego, któremu dyktował swoje myśli. Otte przeżył II wojnę światową. Później, w latach pięćdziesiątych kierował biurem stenograficznym landtagu Dolnej Saksonii, a następnie, aż do 1971 roku – Bundestagu. Uchodził za najszybszego stenografa w Niemczech.
M.M.M.: Co stało się z tymi zapiskami po śmierci Goebbelsa?
E.C.K.: Minister propagandy i oświecenia narodowego rozważał problem związany z tym, co stanie się z zapiskami po jego śmierci. Ustalono, że „Dzienniki” mają zostać wydane w Trzeciej Rzeszy 20 lat po jego zgonie. Jak wiadomo, do tego nie doszło. Jednakże, aby utrwalić swoje notatki minister propagandy Rzeszy postanowił pod koniec wojny wykorzystać pewną nowinkę techniczną. Skontaktował się z jednym z pionierów raczkującej wtedy techniki utrwalania zdjęć na mikrofiszach i zlecił zapisanie swoich wywodów na szklanych płytkach. W ten sposób na przełomie 1944 i 1945 roku powstało ponad 900 szklanych płytek o wymiarach 9 x 12 cm, zawierających około 42 tysięcy mikrozdjęć maszynopisowych stron „Dzienników”. Wszystkie zostały spakowane do tekturowych pudełek i umieszczone w aluminiowej skrzyni, którą w kwietniu 1945 roku zakopano na drodze między Poczdamem a Berlinem. O fakcie tym wiedziały jedynie trzy osoby, w tym stenograf Otte.
To do pewnego stopnia przypomina fabułę sensacyjnego filmu. Kiedy Goebbels popełnił samobójstwo, a Sowieci wkroczyli do Niemiec, zaczęli penetrować obszar Kancelarii Rzeszy, a także ministerstwa propagandy. Znaleziono mnóstwo maszynopisów. Udało im się dotrzeć także do jednej z trzech osób, które wiedziały, gdzie zakopano wspomniane skrzynie. Osoba ta, a prawdopodobnie był to Otte, została skłoniona do mówienia i wskazania miejsca ukrycia zapisków Goebbelsa Francuzom. Skrzynia została odkopana w marcu 1946 roku przez wspólną ekspedycję radziecko-francuską, po czym słuch o nich zaginął. Do początku lat 90. nikt nie miał pojęcia co się stało z „Dziennikami” ministra propagandy. Przypuszczano, że zostały zniszczone. Dopiero na początku lat 90. XX wieku Rosjanie przyznali się, że je mają. Wtedy też przystąpiono do negocjacji. Niemiecka strona chciała za wszelką cenę pozyskać szklane fiszki, choćby w formie zdigitalizowanej. Udało się. Niemcy zapewne zapłacili Rosjanom duże pieniądze za przekazanie kopii dokumentów, a oryginały zostały w tajnym archiwum prezydenckim w Rosji, do którego zwykły historyk nie ma dostępu.
Na przełomie XX i XXI wieku „Dzienniki” Goebbelsa zostały wydane drukiem staraniem Instytutu Historii Najnowszej (IfZG) w Monachium. Szybko okazało się, że w zakupionym przez Niemców pewnie za duże pieniądze zbiorze brakuje zapisków dotyczących m.in. ważnych epizodów II wojny światowej czy wizyty Goebbelsa w Warszawie w czerwcu 1934 roku. Krótko mówiąc, zniknęły kontrowersyjne fragmenty. Rosjanie indagowani dlaczego tak się stało, odpowiadali, że po prostu tamte materiały się nie zachowały. Sprawa nabrała rumieńców, gdy do Rosji pojechał David Irving, który przygotowywał biografię nazistowskiego ministra: Goebbels – Mastermind of the Third Reich (Goebbels – mózg Trzeciej Rzeszy), wydaną w 1996 roku. W publikacji tej cytował fragmenty, których nie znali historycy z IfZG, który zakupił – jak sądził – całość „Dzienników”. Wywiązała się awantura, a głównym wrogiem niemieckich historyków stał się właśnie Irving, który zresztą później lojalnie podzielił się swoją zdobyczą. Stąd w biografii Goebbelsa pióra Ralfa Georga Reutha znajdują się materiały pochodzące ze zbiorów Irvinga. Wtedy też IfZG nagłośnił sprawę i dokupił brakującą część „Dzienników”.
Podczas przygotowywania polskiego wyboru korzystałem z 27 tomów, wydanych przez monachijski instytut Wydania całości w języku polskim trudno sobie oczywiście wyobrazić. Do tej pory w latach 2013 –2014 udało mi się opublikować tłumaczenie około 2200 stron w trzech tomach, z obszernym wstępem i rozbudowanymi przypisami. Niedawno „Bellona” zaczęła wydawać ich wznowienie, przygotowuję też do druku czwarty tom „Dzienników”.
M.M.M.: Czego będzie dotyczył?
E.C.K.: Do tej pory opublikowałem wszystko to, co dotyczyło spraw polskich, a także wybór zapisków odnoszących się do ważnych wydarzeń politycznych, militarnych i społeczno-politycznych, jak również faktów z życia prywatnego autora. Z kolei czwarty tom zostanie poświęcony przede wszystkim problematyce kultury, to jak wiadomo był bardzo ważny fragment działalności Goebbelsa jako ministra oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy.
M.M.M.: We wstępie do publikacji pisze Pan, że: „Dzienniki ministra propagandy Trzeciej Rzeszy nie mają sobie równych, jeśli porównać je z innymi przykładami memuarystyki, choćby tylko w XX wieku”. W czym tkwi ich wyjątkowość?
E.C.K.: Oczywiście wyjątkowość wynika przede wszystkim z rangi autora, ale polega ona także na tym, że podczas lektury „Dzienników” widzimy ewolucję Goebbelsa na bardzo długim odcinku czasu, bo od 1923 do 1945 roku. Mamy stosunkowo niewiele takich zapisków diarystycznych, które pokazują tak rozległy wycinek czasu. Dzięki temu możemy dowiedzieć się jak Goebbels zmieniał się – od początkowego okresu zagubienia, poprzez sprzężenie z poglądami braci Strasserów i ewolucję poglądów po poznaniu Hitlera. Trudno też odmówić Goebbelsowi daru obserwacji, choć w wielu miejscach pojawiają się także przykłady zakłamania czy naginania rzeczywistości do jego poglądów, a nawet momenty, w których zdaje się wątpić w geniusz Hitlera. Im dłużej trwała II wojna światowa, tym częstsze były ich spotkania. Pewnego dnia napisał „po naszym spotkaniu naładowałem sobie moje akumulatory”. To charakterystyczne dla jego dyspozycji psychicznej. Nawet jeśli zaczynał wątpić w Hitlera i jego poglądy, bezpośrednio po spotkaniu z nim te wątpliwości się rozwiewały. Podczas odczytywania zapisków można niekiedy odnieść wrażenie, że jego nastroje były opisane w sposób autentyczny Często były to jednak stany kreowane przez Goebbelsa. Widać w „Dziennikach”, kiedy grał.
Najbardziej charakterystyczna scena miała miejsce 18 lutego 1943 roku w Pałacu Sportu podczas spotkania ze starannie wyselekcjonowaną grupą berlińczyków. Musiał zmierzyć się z problemem klęski stalingradzkiej. Wygłosił wówczas przemówienie, podczas którego pytał: „Czy chcecie wojny totalnej? Jeśli to konieczne, czy chcecie wojny bardziej totalnej i radykalnej niż cokolwiek, co możemy sobie dziś wyobrazić?”. Wprowadził ludzi w nastrój fanatycznej euforii, a później zapisał, że mógł zrobić z nimi wszystko, co chciał. Cieszył się jak małe dziecko, że udało mu się zawładnąć tłumem.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!