Emil Marat – „Sen Kolumba” – recenzja i ocena
Emil Marat – „Sen Kolumba” – recenzja i ocena
Mikołaj Krzysztof Sobieszczański, a właściwie jego pseudonim, dał nazwę całemu pokoleniu, które wychowane w II Rzeczypospolitej musiało wzorem swoich ojców i dziadów walczyć z bronią w ręku o niepodległość. Niemniej nie jest on postacią pomnikową, bohaterem bez skazy i zmazy. Jest po prostu człowiekiem z krwi i kości.
Emil Marat jest absolwentem filozofii i dziennikarzem. Szerszemu gronu czytelników znany jest jako autor, wspólnie z Michałem Wójcikiem, książek „Made in Poland, Ptaki drapieżne” oraz „Ostatni. Historia cichociemnego Aleksandra Tarnawskiego ps. „Upłaz”. Tym razem samodzielnie zmaga się z opisem skomplikowanych losów Mikołaja Krzysztofa Sobieszczańskiego ps. „Kolumb”.
Dzięki powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik 20” oraz serialowi na jej podstawie wszyscy znają żołnierza AK „Kolumba”. Stał się on symbolem pokolenia urodzonego w latach dwudziestych XX wieku, których młodość przypadła na okres okupacji niemieckiej. Kolumbowie musieli stanąć do walki nie tylko o niepodległą Polskę, ale również o szansę na normalne życie. Głównym bohater prozy Bratnego to mieszanka dwóch postaci: Stanisława Likiernika oraz Mikołaja Krzysztofa Sobieszczańskiego. To właśnie ten ostatni posługiwał się pseudonimem Kolumb. Jednak co ciekawe, trzeci tom „Kolumbów” czyli awanturnicze przygody byłych powstańców warszawskich, którzy zostali przemytnikami, oparty jest w całości o życiorys Sobieszczańskiego. Życiorys, który mocno odbiega od przyjętej narracji i wyobrażenia o bohaterach walk o niepodległość.
Historia prawdziwego „Kolumba” jest skrajnie daleko od bogoojczyźniej opowieści heroicznej. W jego życiu nic nie było proste, ani oczywiste. Pasjonat pływania, dezerter z marynarki wojennej, bohater konspiracji, egzekutor, więzień KL Auschwitz, złodziej, przemytnik, bigamista, jeniec wojenny, powstaniec warszawski, kochający mąż i ojciec – po prostu człowiek paradoks. Niespokojny duch, który nie umiał odnaleźć się w żadnej sytuacji i wydaje się, że z żadnej nie wyciągał wniosków. Marat stara się z fragmentów często sprzecznych opowieści poskładać to, kim był i o czym marzył Sobieszczański.
Biorąc pod uwagę, że w opisywanym życiorysie nie ma nic oczywistego ani do końca jasnego, lektura wymaga od czytelnika uwagi i zaangażowania. Prawie takiego samego, jak od autora, który chwytając się ulotnych nitek wspomnień i opowieści zdołał dotrzeć do frapujących materiałów, które to i owo rozjaśniają. Rwące się wątki, postacie, które nagle się pojawiają, aby niespodziewanie zniknąć, niewiele wyjaśniając, a wręcz pozostawiając za sobą jedynie jeszcze więcej niewiadomych.
Emil Marat prowadzi narrację w sposób frapujący. Jego styl doskonale oddaje skomplikowany, kreowany od przypadku do przypadku życiorys Sobieszczańskiego. Można powiedzieć, że recenzowana pozycja jest brawurowo poprowadzonym reportażem biograficznym. Zdarzają się w nim drobne nieścisłości, ale nie rzutują na ogólny wyraz książki. Wśród pojawiających się na księgarskich półkach nowościach bardzo mało jest właśnie takich: wymagających, ale wciągających, gmatwających wątki, ale pokazujących człowieka, a przede wszystkim takich, które zapadają w pamięć i zmuszają do głębszej refleksji. A taką książką jest niewątpliwie „Sen Kolumba”.
Recenzowana pozycja ze wszech miar zasługuje zarówno na polecenie, jak i przeczytanie. Nie należy do prosty, łatwych i przyjemnych, ale dzięki temu jest bliższa prawdziwemu życiu i realnemu światu niż tysiące uładzonych, hagiograficznych opowieści wydawanych z okazji rocznic historycznych.