Emil Draitser – „Szpieg Stalina” – recenzja i ocena
Z wielką szkodą dla mnie byłoby zatem, gdybym po książkę Emila Draitsera nie sięgnął i nie rozsmakował się w jej literackim kunszcie. Będąc zupełnie szczerym, muszę przyznać, że moje wyobrażenie na jej temat – począwszy od przedmowy, aż po posłowie – uległo kilkukrotnej zmianie, jednak przez cały ten czas moja fascynacja historią Dmitrija Bystrolotowa już tylko rosła. Niech o tym, do jakiego stopnia pochłonęła mnie lektura, świadczy fakt, że czytając kilkadziesiąt pierwszych stron, zupełnie zapomniałem o sporządzaniu na bieżąco notatek, co na ogół, przygotowując się do recenzji, mam w zwyczaju robić.
Tytułowego szpiega poznajemy, gdy szpiegostwem się jeszcze nie parał – mianowicie gdy przychodzi na świat, jako owoc kontestacji społeczeństwa i obyczajów przełomu wieków. Bystrolotow wychowywał się w przybranej rodzinie, a z matką spotykał się z rzadka, w odróżnieniu od ojca, którego nie widywał w ogóle. Jednak, jak dowodzi autor, doświadczenia dzieciństwa, a w szczególności relacje z rodzicem, odcisnęły na nim trwałe piętno i niejednokrotnie leżały u podstaw jego zachowań w dorosłym już życiu.
W tym miejscu wypada mi wyrazić uznanie dla niezwykłej przenikliwości Emila Draistera w kwestii psychiki i analizy zachowań Bystrolotowa. Jak sam autor przyznaje, biografia oparta została w przeważającej mierze na notatkach i dziełach literackich samego Dmitrija, dokumentacji (oczywiście tej odtajnionej) w archiwach w Rosji, Pradze i kilku innych europejskich krajach oraz rozmów z przybranym bratankiem bohatera biografii. Natomiast osobiście, po raz pierwszy i ostatni, do spotkania i rozmowy Dmitrija Bystrolotowa z Emilem Drasiterem doszło przed czterdziestoma laty. Czy jeden wieczór przy herbacie to wystarczający czas, aby przeniknąć duszę człowieka, który sporą część swojego życia spędził na wprowadzaniu w błąd innych, na grze pozorów? Problem wydaje się być nierozstrzygalny, a jedyne, co możemy zrobić, to – posługując się własną logiką – zdecydować, czy interpretacja zachowań Bystrolotowa przedstawiona przez autora do nas przemawia czy nie. Mnie osobiście wydaje się ona rzeczowa i wiarygodna, niepozbawiona krytyki i uwag w miejscach, gdzie relacje szpiega są niespójne bądź noszą znamiona ingerencji w fakty czy próby wybielenia własnej osoby. Tutaj właśnie ujawnia się niemały talent autora, który, analizując zapiski Bystrolotowa, potrafi wskazać miejsca, gdzie subtelna, aczkolwiek wyraźna zmiana narracji wskazuje na możliwość manipulacji faktami.
Jak na historyczną, dziwna to książka, w której wszystkie potwierdzone fakty zawrzeć by można w jednej trzeciej jej objętości. Reszta natomiast jest prawdopodobna, mniej lub bardziej pewna, a w sporej części nieweryfikowalna, przynajmniej przy obecnym stanie wiedzy. Pewnym możemy być tego, co znajduje potwierdzenie w kilku źródłach. Jednak, jak powszechnie wiadomo, archiwa ministerstw i służb całego świata nie są nazbyt szczodre w dzieleniu się swoimi zasobami. Czemu się jednak dziwić, skoro brytyjskie MI5 jeszcze w 1974 roku próbowało (po raz wtóry) ustalić, kim w rzeczywistości był Joe Pirelli, mający niejasne powiązania z byłym pracownikiem Foreign Office, wyrzuconym z pracy w latach trzydziestych, będącym później podejrzewanym o zdradę tajemnic służbowych. Joe Pirelli zmarł rok później i pochowany został jako Dmitrij Bystrolotow, ale również wiarygodność nazwiska, którym oficjalnie się posługiwał, nie jest stuprocentowa. Nie chcąc odbierać czytelnikom przyjemności z odkrywania kolejnych tajemnic książki, nie zdradzę nic więcej.
Zastanawiając się nad przyczyną, dla której Draitserowi udało się napisać tak porywając książkę, dochodzę do wniosku, że stało się tak za sprawą obsesji autora na punkcie życia Bystrolotowa, do której sam się przyznaje. Oprócz obsesji daje się też wyczuć niejaką fascynację, chociaż raczej pozbawioną podziwu. Co wydaje mi się jednak najważniejsze, to fakt, że biografią Bystrolotowa zajął się ktoś urodzony i przez długi czas mieszkający w Związku Sowieckim. Wydaje mi się, że właśnie w rosyjskiej duszy autora, notabene z wykształcenia znawcy literatury rosyjskiej, tkwią przyczyny wyjątkowości tej książki. Do zafascynowania czytelników losami drugiego człowieka autorowi potrzebny jest pewien stopień zrozumienia dla bohatera swojej książki – a któż lepiej zrozumie człowieka, który doświadczył życia w ZSRR, niż ten, który również go zakosztował?
Jak zatem należy traktować tę biografię? Po pierwsze jako porywającą i doprawdy niewiarygodną historię, którą można by obdzielić wszystkie dotychczasowe filmy z Jamesem Bondem i tuzin kolejnych. Opowieść ta dla kogoś wygodnie rozpartego w fotelu wydaje się nieprawdopodobna. Czytając fragmenty opisujące aresztowanie, przesłuchania i wreszcie pobyt w więzieniach i Gułagu, poczułem się, jakbym znowu był w szkole średniej i czytał Inny świat Herlinga-Grudzińskiego. Nie znalazłem u Draitsera nic nowego na temat radzieckich łagrów, jednak sposób, w jaki poprowadzona została narracja, sprawia, że niezmiennie, tak jak i u Grudzińskiego, czułem się, jakby wraz z kolejnymi stronami nad głową rósł mi potężny głaz, gotów w każdej chwili runąć. Czułem niepokój, czułem się źle, słowem tak, jak powinienem się czuć, czytając o takiej rzeczywistości.
Po drugie, Szpieg Stalina to na dzień dzisiejszy najbardziej wiarygodna biografia Dmitrija Bystrolotowa. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to jedyna wiarygodna i obiektywna biografia. Naturalnie, jak każda książka, nie jest pozbawiona wad. Większość z nich nie wynika jednak ze złej woli autora, ale z ubogiego materiału źródłowego. Abstrahując od informacji zawartych w archiwach, notatki samego Bystrolowa, które miał nadzieję wydać jeszcze za życia, pisane były przez niego cały czas ze świadomością wymogów cenzury. Jego powieści (nawiązujące bardzo mocno do osobistych doświadczeń) mają często wymiar alegoryczny, więc pewności co do ich interpretacji nie będziemy mieli nigdy. Wreszcie, w czasie wspomnianej „herbatki ze szpiegiem”, Bystrolotow miał za sobą jedenaście lat pracy na rzecz wywiadu, szesnaście lat pobytu w łagrach i najgorszych więzieniach sowieckiej Rosji (w tym trzy lata spędzone w odosobnieniu), zrujnowane zdrowie fizyczne i psychiczne... Nie można więc po jego ustnej relacji oczekiwać kronikarskiej dokładności.
Z drugiej strony, obserwuje się ożywienie prac nad życiorysem Bystrolotowa w Rosji, zwłaszcza ze strony rosyjskich służb, które piszą jego biografie, wieszają portrety i świętują rocznice urodzin. Jeśli jednak ktoś ma wątpliwości co do tego, jak w dzisiejszej Rosji pisze się biografie, to odsyłam do prac Jurija Felsztinskiego. Perypetie rosyjskiego historyka przy okazji pisania o rosyjskich służbach i Władimirze Putinie są nie do pozazdroszczenia.
Wreszcie po trzecie, z biografii Bystrolotowa płynie wielka nauka, z której powinniśmy wyciągnąć wnioski na temat tego, kto budował radzieckie imperium i jak ojczyzna odpłaciła mu za nadstawianie karku. To bardzo przygnębiający obraz tego, jak sowiecki aparat władzy obszedł się ze swoimi obywatelami i jak rewolucyjne ideały pozwoliły wyhodować potwora, który pożarł swoje dzieci. Nie wiem, czy czytelnicy się ze mną zgodzą, ale pomimo tego, że Bystrolotow nie był wzorem cnót, mimo że pośrednio lub nie przyczynił się do śmierci kilku osób, to jednak czuję wobec niego współczucie. Zastanawia mnie głęboka sprzeczność tkwiąca gdzieś w jego osobowości: z jednej strony ma wszystkie predyspozycje do bycia doskonałym szpiegiem-naturszczykiem, a z drugiej strony pełen jest dziecięcej naiwności. Podziwiam jego nadzwyczajne oddanie ojczyźnie i poczucie uczciwości, które pchnęło go w objęcia katów z NKWD, oraz niezrozumiałą wolę przetrwania w obliczu rzeczywistości, w której niżej podpisany (a zapewne i większość z czytających) złamałby się jak zapałka.
Kończąc, aczkolwiek niechętnie, bowiem mojemu zachwytowi nad książką Emila Draitsera nie ma końca, pozostaje mi wszystkich gorąco zachęcić do lektury. Jestem przekonany, że przypadnie ona do gustu każdemu, kto po nią sięgnie. Chwilami czyta się ją jak powieść przygodową, a miejscami jak traktat filozoficzny, innym razem zaskakuje i zdumiewa, czasem przygnębia – jednak bezdyskusyjnie absorbuje całą uwagę czytelnika. To książka o Dimitriju Bystrolotowie, o jego niezwykłych przygodach, o cierpieniu, o tym, jak wiele z naszych przyszłych poczynań zdecydowało się, gdy dopiero rodziła się w nas świadomość. Przede wszystkim jednak to książka o życiu w cieniu pytania, które towarzyszy każdemu człowiekowi wiernemu swoim zasadom: „jestem bohaterem czy głupcem?”.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz