Edward Stachura – „Dzienniki. Zeszyty podróżne 1” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-12-14, 08:30
wszelkie prawa zastrzeżone
Niemal każdy, prędzej czy później (zazwyczaj w czasie burzliwego okresu dojrzewania), zachłysnął się jego urzekającą, choć różnie ocenianą, twórczością. „Fabula rasa”, „Siekierezada”, niezliczone piosenki, spopularyzowane przez muzyków Starego Dobrego Małżeństwa. Dzisiaj do tej niepełnej listy dodać możemy pierwszy tom dzienników, których pisanie Edward Stachura rozpoczął na przełomie 1956/1957, a zakończył na cztery dni przed swoją tragiczną śmiercią.
reklama
Edward Stachura
„Dzienniki. Zeszyty podróżne 1”
cena:
39,00 zł
Wydawca:
Iskry
Okładka:
miękka
Liczba stron:
328
Format:
150x235
ISBN:
978-83-244-0142-0

Dokument to nietypowy, wymykający się tradycyjnym gatunkowym rozróżnieniom. Składa się z nieregularnie prowadzonych zapisków, notatek, pomysłów na wiersze, opowiadania i scenariusze filmowe, aforyzmów i cytatów z lektur. Dopełniają je wklejane i wkładane między kartki brulionu bilety, wizytówki, ulotki, wycinki z gazet, ale to już wiemy tylko z opisu w posłowiu, w książce bowiem, poza nielicznymi wyjątkami, zabrakło miejsca na ich reprodukcje. Ta różnorodność ma swoje wady i zalety. Z jednej strony daje możliwość wieloaspektowej rekonstrukcji osobowości i życia poety, z drugiej jednak nieustannie wywołuje poczucie obcowania z czymś niepełnym, rwanym, pozbawionym spójności. Są to oczywiście typowe cechy dzienników w ogóle, choć w tym przypadku wyjątkowo wyraziste. Tym bardziej zdziwiła mnie pochodząca od wydawcy informacja, że w pozostawionych przez Stachurę zapiskach widnieją liczne poprawki i skreślenia, wskazujące, że dość intensywnie nad nimi pracował. Nie jest to jednoznaczne z planowaniem wydania dziennika, jak czynią to niektórzy pisarze, ale przynajmniej sugeruje, iż traktował go nie tylko jako rejestr życia codziennego, ale i rodzaj literackich ćwiczeń.

Niestety edytor pozbawił nas przyjemności śledzenia zmian wprowadzanych na bieżąco przez Stachurę, nawet nie zaznaczył miejsc, w których zostały naniesione. Nie jedyna to zresztą obiekcja, którą można by wystosować pod adresem wydawcy. Wiele do życzenia pozostawia m.in. aparat krytyczny, którym opatrzono dziennik. Nie wszystkie fragmenty w języku obcym zostały przetłumaczone, niekiedy brakuje notek biograficznych o postaciach pojawiających się na łamach dziennika – innym razem są one zbyt lakoniczne. Zdarzają się pomyłki w numeracji przypisów oraz ich zbędne powtórzenia. Umieszczane są także czasami w niewłaściwych miejscach (np. informacja o przelocie z Damaszku do Warszawy widnieje pod notką o podróży w drugą stronę). Ponadto niekonsekwentnie opatrzono komentarzem zapiski nawiązujące do utworów Stachury.

Praca edytora nie powinna nam jednak przesłonić pracy pisarza, zwłaszcza że obfituje ona w szereg interesujących wątków. Najbardziej przejmującym spośród nich jest wewnętrzna walka, którą toczył Stachura z towarzyszącymi mu niemal cały czas myślami samobójczymi. Pojawiają się one na różne sposoby – czasami wprost, z całą tragiczną, przytłaczającą siłą, innym razem jako ledwie słyszalne echo. Leku na nie często szuka autor „Całej jaskrawości” w zapisywanych w drugiej osobie, kierowanych do samego siebie recepturach: Pamiętaj chłopcze, zapisz to sobie mocno w pamięci, scyzorykiem narysuj to sobie na dłoni i zamknij pięść mocno, ściśnij mocno, mocno pięść i nigdy jej nie otwieraj i pamiętaj to, co tam wyryłeś: ten świat nie jest wart ciebie. Nie jest wart tego, żebyś przezeń miał odebrać sobie życie. Twoje życie. Poszukuje także różnorakich sposobów na poradzenie sobie z rozstaniem z żoną, które przechodził niezwykle ciężko. Zapisuje się na kurs samoobrony (Może umiejąc bronić ciało, będę lepiej umiał bronić serce i duszę straszliwie co rusz atakowane), goli głowę (Wymyśliłem sobie, że to mi da trochę sił, których już nie mam skąd brać), kieruje swoje błagania do Boga (o dar doszczętnego zaniku pamięci o kimś).

reklama

Dziennik Stachury to także zapis nieustannej podróży. Mnóstwo tu, mniej lub bardziej szczegółowych, opisów peregrynacji i miejsc z nimi związanych, takich jak dworce, przedziały pociągów, publiczna przestrzeń rynków, placów, ulic. Co chwila zmienia się nazwa miejscowości widniejąca w nagłówkach kolejnych zapisków. Od Warszawy, przez Człuchów i Jeżów Sudecki, aż po egzotyczne miasta Meksyku i Syrii – Stachura jest w permanentnym ruchu. Innym zupełnie aspektem są pojawiające się marginesowo, bardzo jednak interesujące i pouczające, informacje o zupełnie podstawowych problemach egzystencjalnych poety, takich jak zdobywanie pieniędzy na życie. Pozwalają one potwierdzić coś, czego i tak się domyślamy – że nawet tego lekkoducha dopadała zupełnie pozbawiona poezji proza życia.

Trudno ocenić tak intymny dokument jak diariusz, pisany dla prywatnych celów, bez zamiaru oddania go do druku. Niemniej jednak można wskazać na jego niewątpliwe zalety w kontekście badań nad fikcjonalną twórczością Stachury. Pozwala bowiem na poszukiwanie podobieństw (i różnic) między jego opowiadaniami, piosenkami, wierszami a zapisem doświadczenia codziennej rzeczywistości. Można chyba zaryzykować tezę, że podmiot w utworach pochodzących z obu pisarskich płaszczyzn – fikcjonalnej i niefikcjonalnej – ma zbliżone cechy, sposób ujmowania rzeczywistości i radzenia sobie z nią. Po raz kolejny potwierdza się zatem trafność określania twórczości Stachury terminem ukutym przez jednego z krytyków. Niewątpliwie mamy tu bowiem do czynienia z „życiopisaniem”.

P.S. Zaproponowana przeze mnie ocena to wartość pośrednia między oceną dla autora dziennika (7/10) i jego edytora (5/10).

Zobacz też:

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Bożena Pierga

reklama
Komentarze
o autorze
Mateusz Witkowski
Student filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Członek Rady Merytorycznej i zespołu korektorskiego Histmaga. W kręgu jego zainteresowań leży proza współczesna, zwłaszcza w wydaniu postmodernistycznym. Zajmuje się ponadto związkami pomiędzy literaturą a historiografią.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone