Dorota Hartwich – „Gattora. Życie Leonor Fini” – recenzja i ocena
Biografia tej artystki to bogate źródło informacji o świecie ówczesnej sztuki, którego była nie tylko obserwatorką, ale przed wszystkim ważną uczestniczką. To książka o kobiecie nie obawiającej się wyzwań, dumnie kroczącej przez artystyczny świat zdominowany przez mężczyzn.
Dorota Hartwich z niezwykłą starannością maluje portret Leonor Fini. Dosłownie i w przenośni pozwala czytelnikowi na oglądanie świata, który kształtował osobowość artystki. Otrzymujemy drobiazgową rekonstrukcję zdarzeń z życia prywatnego, ale też szeroką panoramę rzeczywistości świat sztuki. Na kolejnych kartach autorka odtwarza niezwykłe losy artystki, wraz z nią zaglądamy do światowych galerii, a także do alkowy samej Fini i osób współtworzących legendarne kręgi artystyczne XX wieku. Autorka często oddaje głos samej bohaterce i jej bliskim, korzystając z dotąd nie przetłumaczonych na język polski tekstów: książek, katalogów wystaw, niepublikowanych rękopisów (w tym m.in. prywatnej korespondencji). Z uwagą odnotowuje także treści zawarte w materiałach audiowizualnych. To pierwsza tak obszerna i wyczerpująca biografia tej artystki.
Charakter bohaterki stanowił mieszaninę kilku temperamentów : słoweńskiej łagodności, włoskiej ekspresji i niemieckiej stanowczości. Jej ojciec pochodził z południowych Włoch, lecz wybrał życie w Argentynie. Z kolei matka pochodziła z Istrii, a jej dziadkowie, wujowie i ciotki to Słoweńcy, Niemcy i Hiszpanie. Sama będzie o sobie mówić, że jest triestenką, nie Włoszką.
Autorka skrupulatnie odnotowuje także polskie wątki z życiorysu artystki. Przede wszystkim za sprawą Konstantego Jeleńskiego, którego Leonor poznała w 1952 roku w Rzymie. Jeleński będzie jej towarzyszem i powiernikiem przez niemal trzydzieści lat. To on opisywał sentyment, jakim Leonor darzyła kulturę słowiańską, on też przypominał jej słowiańskie korzenie. Podsuwał jej twórczość Brunona Schulza, Czesława Miłosza, Witolda Gombrowicza, Jarosława Iwaszkiewicza czy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Wszystkich, poza Schulzem, Leonor poznała zresztą osobiście.
Z kart książki Doroty Hartwich wyłania się osoba nietuzinkowa, wyrazista, wierna swoim wyborom zarówno tym artystycznym, jak i życiowym. Fini nie słuchała wskazówek przywódcy ruchu surrealistycznego André Bretona, ani innych jego kompanów. Realizowała się podług własnych zasad, pozostawiając sobie przestrzeń na twórczą niezależność.
W drugiej połowie XX wieku Linda Nochlin zadała niezwykle istotne pytanie: „Dlaczego nie było wielkich artystek?”. Odpowiedź była oczywista: nie miały dotychczas szansy na zdobycie artystycznego wykształcenia. Drzwi świata sztuki były pilnie strzeżone. Leonor Fini rozpoczęła swoją karierę w latach dwudziestych, gdy sztuka dopiero otwierała się na kobiety. I to również dzięki niej kobieta przestała być li tylko inspiracją dla twórców, a stanie się twórczynią. Jako kobieta obdarzona siłą woli, Fini wniosła ogromny wkład w ruch feministyczny. W latach dziewięćdziesiątych, w rozmowie z historykiem sztuki Peterem Webbem, stwierdziła:
Kobiety musiały siedzieć cicho nawet podczas spotkań w kawiarni, a ja czułam się równa w stosunku do mężczyzn. Breton wyobrażał sobie, że będziemy go otaczać kultem, jak papieża, ode mnie oczekiwał, że będę małpować to, co robią pozostali z jego grupy. (…) Nigdy mnie nie interesowały ideologie, odrzucałam etykietę surrealistki w latach trzydziestych. Nigdy nie byłam surrealistką, wolę kroczyć własną ścieżką.
Leonor w surrealizmie najbardziej pociągał paradoks – świadome podejmowanie próby wyrażenia tego, co nieświadome. Nie lubiła zaskoczenia ani w życiu ani w sztuce. I tak też kierowała swoimi artystycznymi wyborami. Ale pomimo tego, że odcinała się od surrealizmu, jej twórczość jednomyślnie kojarzona jest z tym nurtem.
Do wielkiej sztuki weszła z przytupem, a każdy kolejny krok artystyczny naznaczony był sukcesem. Świat Fini według Jeana Cassou jest „pełen tajemniczych i groteskowych tworów, które jakby nie chciały wierzyć we własne szczęście. Ich stroje są pełen ozdób i bibelotów, na głowach mają kwiaty i ptaki, żywią się staroświeckimi słodyczami, tworząc rodzaj rozproszonej komedii, cyrku fantazji, zjaw, śmierci”.
Bohaterka tej książki zaprzyjaźniła się z całym paryskim środowiskiem artystycznym i była jedną z najczęściej fotografowanych osób XX wieku. Nazywano ją nawet „królową paryskiego świata sztuki”. Stała się tematem wierszy, dzieł sztuki i fotografii wielu współczesnych jej artystów i pisarzy, w tym Man Raya, Lee Millera, Cecila Beatona i Henri Cartier-Bressona. Pośród wielu biografii ukazujących się na polskim rynku, ta zdecydowanie jest godna polecenia – zarówno dla tych którzy znają twórczość Fini, jak i tych którzy poszukują naprawdę znakomicie napisanych książek.