Do czego służy Hitler? Prawo Godwina i potoczna wiedza historyczna

opublikowano: 2013-01-04, 16:33
wolna licencja
Prawo Godwina to internetowy żart zgryźliwie komentujący częste w cyberprzestrzeni odwołania do nazizmu. Czego można się dzięki niemu nauczyć o pamięci zbiorowej? W jaki sposób nazizm stał się internetowym memem? Czy jego popularność wynika z zainteresowania historią, czy raczej z niewiedzy na jej temat?
reklama

Prawo Godwina to popularny w cyberkulturze fenomen. Jest to ironiczne spostrzeżenie odnoszące się do treści dyskusji w Internecie. W oryginale brzmi ono: „As an online discussion grows longer, the probability of a comparison involving Nazis or Hitler approaches one”, co w tłumaczeniu na język polski oznacza: „Wraz z trwaniem dyskusji w Internecie prawdopodobieństwo przyrównania czegoś lub kogoś do nazizmu bądź Hitlera dąży do 1”.

Matematyczny zapis prawa Godwina

Prawo Godwina ma dość długą historię jak na standardowe tempo przetwarzania informacji w Internecie. Powstało ono w 1990 roku, a sformułował je obecny w jego obiegowej nazwie Mike Godwin, amerykański prawnik i pisarz, a przy okazji czynny użytkownik Internetu. Impulsem do jego najsłynniejszej wypowiedzi była aktywność w różnego rodzaju internetowych grupach dyskusyjnych, w których Godwin wciąż natykał się na porównania do nazizmu lub Hitlera, dokonywane przy najróżniejszych, nierzadko zupełnie trywialnych okazjach.

Przeciw-mem

Godwin relacjonował później, że poczuł się poirytowany częstotliwością i sposobem użycia porównań do nazizmu. Nazwał je nielogicznymi – argumentując, że obiekt porównania często nijak się ma do narodowego socjalizmu – a także obraźliwymi ([offensive]), ponieważ, jak sam stwierdził: „miliony ofiar obozów koncentracyjnych nie zginęły przecież po to, aby dostarczyć poręcznego argumentu jakiemuś internetowemu awanturnikowi ([net.blowhard])”. Antycypując w pewnym sensie dzisiejszą popularność wprowadzonego przez Richarda Dawkinsa pojęcia, Godwin nazwał praktykę porównywania do nazizmu memem, który rozprzestrzeniał się w wirusowym tempie w różnego rodzaju dyskusjach.

Wobec takiej sytuacji Godwin postanowił zainicjować „inżynierię memetyczną” i stworzyć przeciw-mem ([counter-meme]) działający na zasadzie antidotum. Jego zadaniem było ośmieszanie memu i osób, które się nim posługują, a także wzbudzanie wątpliwości użytkowników Internetu co do sensowności wszędobylskiego porównywania do nazizmu. Zacytowane powyżej prawo Godwina było z gruntu szydercze i zapewne nieco banalne w swojej stylizowanej na uniwersalną zasadę formie, ale właśnie dzięki temu jest ono chwytliwe i ma zdolność rozprzestrzeniania się – taką samą, która jest istotą memu. Godwin zauważył po czasie, że użytkownicy dyskusji zaczęli powoływać się na jego prawo, a z czasem stwierdził, że jego przeciw-mem zdołał zmniejszyć globalną częstotliwość porównań do nazizmu.

Jak wykorzystuje się prawo Godwina w praktyce? Gdy w jakiejś dyskusji pojawia się argument zarzucający komuś lub czemuś podobieństwo do nazizmu, oponent może odpowiedzieć, że zgodnie z prawem Godwina ten, kto powołuje się na nazistów, przegrywa spór. Z tego powodu mówi się też o reductio ad Hitlerum lub argumentum ad Hitlerum (co jest nawiązaniem do [argumentum ad hominem]). Dyskusja toczy się więc (jeśli nie zostanie rozstrzygnięta w inny sposób) do momentu, w którym ktoś przywoła nazistów, co oznacza jego przegraną walkowerem. Tego typu wykorzystanie prawa Godwina jest nierzadko spotykane, chociaż sam Godwin nie był w tej sprawie radykałem. Dopuszczał on porównania do nazizmu w uzasadnionych przypadkach – nie zgadzał się jedynie na trywializowanie i mnożenie takich porównań na potrzeby dowolnego sporu.

reklama
„Przywołuję prawo Godwina. Przegrałeś”

Warto także zwrócić uwagę na spostrzeżenie Godwina odnoszące się do inżynierii memetycznej, że takie tworzenie memów i zwalczających je przeciw-memów może być obszarem wytwarzania stosunków władzy i czynienia zła, na przykład w przypadkach spekulacji na rynku finansowym. Samo prawo Godwina może być używane jako argument zewnętrzny wobec dyskusji, przywoływany jedynie w celu zdeprecjonowania czyichś sądów, niezależnie od ich merytorycznej istoty.

Do czego służy Hitler?

Historia i pragmatyka prawa Godwina jest oczywiście pasjonującą kwestią, ale w tym miejscu chciałbym się im przyjrzeć, mając na uwadze nieco inny, bardziej ogólny temat. Interesuje mnie mianowicie odpowiedź na pytanie: czego możemy się dowiedzieć o potocznej wiedzy historycznej i sposobach posługiwania się nią, wychodząc od spostrzeżeń Mike’a Godwina? Pytania alternatywne mogłyby brzmieć: w jaki sposób nazizm stał się internetowym memem? Czy jego popularność wynika z zainteresowania historią, czy raczej z ograniczonej wiedzy o przeszłości? Dlaczego właśnie nazizm zyskał sobie w cyberprzestrzeni tak drażniące powodzenie?

Aby spróbować odpowiedzieć na te pytania, przyjrzę się wybranym przykładom odwołań do Adolfa Hitlera, aby zweryfikować, czy wskazana przez Mike’a Godwina popularność nazizmu zauważalna jest również współcześnie w polskich dyskusjach internetowych o historii, a przy okazji spróbuję zastanowić się nad tym, w jaki sposób używa się porównań do narodowego socjalizmu. Na przedmiot swoich badań wybrałem duże polskie forum historyczne historycy.org. Ograniczyłem poszukiwania do samej osoby Adolfa Hitlera i już na samym początku zauważyłem jego istotną popularność. Nie udało mi się znaleźć postaci, która byłaby wymieniana w dyskusjach częściej. Niemiecki dyktator pojawił się w równo 2000 wątków oraz w 9697 postach. Do takiej popularności zbliżył się jedynie Józef Stalin (odpowiednio: 1966 wątków i 9564 postów). Kolejne, zwyczajowo eksploatowane w edukacji i zbiorowej pamięci postacie takie jak Napoleon Bonaparte (1324 i 6561), Józef Piłsudski (1466 i 5960), Bolesław Chrobry (1166 i 5627), Tadeusz Kościuszko (913 i 2690), Adam Mickiewicz (546 i 1657), czy Lech Wałęsa (536 i 2030) znalazły się daleko za plecami Hitlera i Stalina, a relatywnie śmiesznym zainteresowaniem obdarzono na przykład Alberta Einsteina (166 i 414) i Mahatmę Gandhiego (56 i 80). Daje to też pogląd na to, jakie postacie są w ogóle traktowane jako historyczne, a wciąż są takimi jednostkowi przywódcy, najlepiej wielkich imperiów biorących udział w konfliktach zbrojnych.

reklama

Polecamy e-book Mariusza Gadomskiego „Gdzie diabeł nie może. Morderczynie i filutki”

Mariusz Gadomski
„Gdzie diabeł nie może. Morderczynie i filutki”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
155
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-46-4

Co ciekawe, zwycięski w tym rankingu Adolf Hitler pojawiał się nie tylko w wątkach bezpośrednio związanych z historią okresu, w którym sam żył. Co najmniej czwarta część tematów, w których przywoływano jego nazwisko, dotyczyła innych epok. Znajdowały się one w takich działach forum jak między innymi: „Księstwo Warszawskie”, „Epoka Wazów i Sobieskiego”, „Amerykańska wojna secesyjna”, „Wojny średniowieczne”, „Rewolucja francuska”, „Egipt starożytny”, „Islam w średniowieczu”, a nawet „Demokracja szlachecka” oraz „Odkrycia geograficzne”.

Po tych wstępnych ustaleniach przejrzałem kilkaset postów, w których wymieniano Adolfa Hitlera i dla celów analizy wybrałem kilka z nich – takich, które wydały mi się pod pewnymi względami typowe w posługiwaniu się Hitlerem jako Godwinowskim memem, który wymknął się z historycznego kontekstu życia jego pierwowzoru. Przytaczam je poniżej i na ich podstawie próbuję dociekać, czemu ma służyć dany rodzaj powoływania się na właśnie taką postać historyczną.

Zacznę od wątku z historii Polski zatytułowanego „Lewica Lat 1980-89”, w którym dyskusja o historii w wyznaczonych tematem latach od początku ciążyła do przeniesienia się na metapoziom sporu politycznego. Jeden z dyskutantów, „Jacques Cache”, napisał:

Pamiętajmy, że cała lewica odwołuje się do tych prądów. Stalinizm, a co więcej, maoizm, są na Zachodzie traktowane jako najwyższych lotów idealizmy. Równie dobrze można twierdzić, że idealistą i humanistą był Hitler.
reklama

Zrównanie poglądów lewicowych – tak w ogólności, jak i tych z lat osiemdziesiątych (według sondy otwierającej dyskusję, mowa była tu o nurcie, do którego włączono między innymi Jana Józefa Lipskiego, Piotra Ikonowicza, Stowarzyszenie PAX) – ze stalinizmem i maoizmem, czyli komunistycznymi totalitaryzmami, samo w sobie jest niewątpliwie nadużyciem. Nie wystarczyło jednak autorowi cytowanej wypowiedzi i na jej koniec pojawił się także Hitler, mający dowodzić, że wiara w idee (najwyraźniej już nie tylko lewicowe, lecz wszelkie jednakowo) musi prowadzić do złego. Zdaje się, że takie przywołanie Hitlera jest absurdalnym kontrargumentem, którego użycie krytykował Mike Godwin. Hitler pojawia się z zewnątrz dyskusji, tylko i wyłącznie po to, żeby zdeprecjonować to, co niezgodne z poglądami dokonującego porównania.

„Mem Hitlera” użyty w podobny sposób pojawił się w jeszcze dziwniejszym kontekście. Sam temat pod tytułem „Dowód Na Istnienie Boga” wskazuje, że nie chodziło tu o dyskusję ściśle historyczną. Podobnie jak w przypadku sporów politycznych, także i ten wywołał wiele emocji. O sprawdzenie się prawa Godwina zadbał wówczas „Wujek.Joe”:

Nie chciałem się rozpisywać, ale jeszcze porównam Jezusa do jednego człowieka, za co z góry przepraszam katolików, którzy się pewnie za to urażą lekko. Adolf Hitler też chciał dojść do władzy i rozprzestrzenił Nazizm. Niektórym ludziom nazizm się podoba i dla nich to jest religia.

Ideologia i religia bywały niejednokrotnie porównywane i zrównywane co do sposobu oddziaływania, a jednak stwierdzenie o bezpośrednim podobieństwie chrześcijaństwa i nazizmu (swoją drogą pod każdym względem niezgrabne), a do tego Hitlera i Chrystusa, musi budzić kontrowersje, podobnie jak jeszcze inna wypowiedź z tego samego wątku. Na wypowiedź dowodzącą, że Jan Paweł II przeżył zamach na swoje życie dzięki boskiej interwencji, „Grzegorz Nowysz” odpowiedział: „Adolf Hitler również [przeżył zamach]”. Pozostawiając na boku boskie plany co do jednego i drugiego, muszę powiedzieć, że przywołanie Hitlera wydaje się mieć nieskończoną moc negowania i obalania. Mike Godwin nazwał takie użycie „młotem retorycznym” (rhetorical hammer) i stosując się do tej metaforyki, można przyznać, że postać niemieckiego dyktatora ma on moc „rozbijania” dowolnych argumentów i autorytetów.

reklama
W internetowych dyskusjach porównanie Chrystusa do Hitlera to nic nadzwyczajnego (fot. Nico Kaiser , na licencji Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Hitler często pojawia się w ustach (tzn. w postach) różnego rodzaju sceptyków. Jego przywołanie pozwala retorycznie zaprzeczyć istnieniu Boga, innym zaś razem zostaje użyty do relatywizacji użyteczności prawa i demokracji. W wątku „Generał Augusto Pinochet, co o nim sądzicie?”, jeden z użytkowników podkreślił, że Salvador Allende został wybrany legalnie, a Pinochet dokonał zbrojnego puczu, na co odpowiedział „Retro”: „nie przesadzajmy z tym legalnym wyborem. Hitler też był wybrany legalnie – i do czego to doprowadziło….”. Pogwałcenie prawa kojarzymy zazwyczaj z czymś niewłaściwym (w przypadku reżimu Augusto Pinocheta doprowadziło przecież także do czystek politycznych i represji), a tymczasem wybór na zasadach demokratycznych także nie prowadzi do niczego dobrego (rządów Allende rzeczywiście także nie sposób ocenić jednoznacznie). Każde rozwiązanie obiecuje więc tylko losową dawkę tragedii. Okazuje się, że nie tylko nie mamy pewnych procedur kreowania pożądanej przyszłości, ale też po fakcie ciężko nam ocenić, co właściwie miało miejsce, ponieważ analogie do nazizmu okazują się występować nawet w najbardziej nieoczekiwanych momentach historii, i to po każdej stronie barykady.

Takie przywołanie Hitlera przypomina nieco procedury kontroli technicznej, jak na przykład testy wytrzymałości konstrukcji mechanicznych. Poddawane są one działaniu ekstremalnych sił i dopiero jeśli je wytrzymają, mogą zostać oddane do normalnego użytkowania. Wydaje się, że w przypadku dyskusji o historii przypadek nazizmu stał się taką siłą sprawdzającą, stosowaną tym razem w procedurze logicznego rozumowania. Nazizm funkcjonuje jako najbardziej radykalny przypadek i dopiero jeżeli po podstawieniu w danym zdaniu Hitlera za kogoś lub coś, zdanie utrzyma swój sens, można je uznać za prawdziwe. Ponieważ gra toczy się w tym przypadku o wartościowanie minionych czynów i ludzi, a wartości niemal zawsze pozostają relatywne, tak wykorzystany „mem Hitlera” posiada zazwyczaj moc logicznej negacji dowolnego argumentu i bywa z premedytacją nadużywany.

reklama

Okazuje się jednak, że argumentum ad Hitlerum można użyć w zupełnie odwrotny sposób. W dyskusji dotyczącej amerykańskiej wojny secesyjnej „Unia czy Konfederacja?”, „grey” odciął się od swoich przedmówców pochwalających stany północne: „Analogicznie wg. was Hitler też miał pełne prawo do agresji na Polskę, bo nie uznawał za legalne odłączenia Górnego Śląska i W.K.P od Rzeszy. Nie uznawał i już, tak jak Lincoln”. W dalszym poście ten sam użytkownik ripostował: „[…] Stosując twój tok rozumowania można przyjąć, że posiadający demokratyczny mandat Hitler, miał pełne prawo zrobić porządek z tymi sanacyjnymi tyranami !! Wniosek jest jeden BEZPRAWNYM AGRESOREM w tym konflikcie była UNIA !”. Przywołanie Hitlera może więc nie tylko relatywizować, ale także – zupełnie odwrotnie – wyznaczać wyraźne granice między dobrym i złym. Według słów „grey” wydarzenia w historii są jak najbardziej przejrzyste. Ich klarowność ujawnia się z jeszcze większą dobitnością właśnie w porównaniu z Hitlerem. Ponieważ jest on traktowany jako historyczny przypadek spełnionego zła, wystarczy zestawić go z analizowanym materiałem, a stwierdzone podobieństwa przekształcić następnie w potępienie obydwu członów porównania. Hitler jako narzędzie komparatystyczne wyjaśnia więc historię i rozstrzyga o jej ocenie.

Jest prawdopodobne, że zaprezentowane porządkujące przywołanie Hitlera ujawnia się nawet częściej niż inne. W dyskusji pod tytułem „Polonizacja Po II Wojnie światowej, przebieg procesu i jego końcowe efekty” nawiązano do konfliktu polsko-ukraińskiego, a „Gtsw64” stwierdził (lub stwierdziła):

Jeśli mówimy o UPA (Bandery) czy OUN - B to jest faktem niepodważalnym że głównym celem było wyzwolenie Ukrainy. Zatem powstaje pytanie: czy Ukraińcy powinni traktować ich jak bohaterów czy też nie? Jest już przecież bardzo podobny przykład, a mianowicie Hitler. Przecież działania Hitlera (gdzieś od 1923 roku) były wyłącznie dla dobra narodu. Odzyskanie honoru narodowego, pozycji międzynarodowej, znaczenia czy wreszcie dobrobytu i wielkości dla narodu niemieckiego. Cele jak najbardziej szczytne. Ale jest jeden podstawowy problem, a mianowicie metody jakimi chciał tego dokonać. Metody i efekty doprowadziły Hitlera do miejsca w którym znajduje się pamięć o nim.
reklama

Autor (lub autorka) cytatu zatrzymuje się na dostrzeżeniu partykularnych interesów narodowych, ale nie porównuje ich ze sobą, dostrzegając oś wartościowania jedynie w metodzie realizacji własnego interesu. Nazizm występuje tu jako przypadek radykalny, który być może miał sensowne i właściwe cele, ale w ich realizacji przekroczył innego rodzaju granice, wskazując nam przy okazji, gdzie te granice się znajdują. W ten sposób dzieje nazizmu stają się lekcją, którą zadała nam historia, wcielona tutaj w figurę nauczycielki życia. Jest to opowieść o nazizmie jako o przestrodze, która zobowiązuje potomnych do jej zapamiętania. Przy okazji warto zauważyć, że podobny argument właśnie w odniesieniu do nazizmu pojawia się nader często również w literaturze naukowej (w debacie filozoficznej łączony jest najmocniej z Karlem Jaspersem) i popularnonaukowej, tak jak na przykład u Laurence’a Reesa, który napisał: „Historia nazizmu na zawsze będzie stanowiła straszliwe ostrzeżenie”.

Czy można wykazać podobieństwo między Adolfem Hitlerem i Mahmudem Ahmadineżadem? (fot. José Cruz/Agência Brasil, na licencji Creative Commons Atribuição 3.0 Brasil)

Hitler symbolizuje więc zło, które wciąż nam zagraża, niezależnie od tego, czym się aktualnie zajmujemy i w jakich żyjemy czasach. Jednym z fetyszów potocznego obchodzenia się z historią jest oczekiwanie, że będzie ona zdolna tworzyć prognozy i porady w stosunku do przyszłości. Na forum nie brakuje rzeczywiście takich poszukiwań, momentami nieco zatrważających. W wątku „Atak na Iran ?”, powstałym w 2007 roku, „trojden” ocenia roztropność snucia planów wojny przeciw współczesnemu Iranowi: „Nie ma lepszej możliwości oceny słuszności tych rozważań jak właśnie odwołanie się do podobnych przypadków z historii; np. wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi, która była rozważana ale nie została zrealizowana ze stratą dla świata”. Agresywna polityka Hitlera miałaby więc w przypadku przytoczonej dyskusji uzasadniać konieczność ataku. Pojęcie wojny prewencyjnej jest starym jak świat dyplomatycznym narzędziem przemocy i wydaje się wątpliwe, aby bez możliwości przewidzenia przyszłości jakakolwiek wojna mogła przynieść „[korzyść] dla świata”.

Z punktu widzenia prowadzonej tu analizy, wypada zadumać się nad tym, do jak daleko idących i potencjalnie groźnych wniosków można wykorzystać Hitlera. Tym bardziej, że chociaż zdarza się to marginalnie, na forum Hitler bywa również wskazywany jako wzór w osiąganiu skutków ocenianych jako pożądane. „jkobus” pisał na przykład:

reklama
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy się sami ograniczać w żądaniach dotyczących granicy zachodniej i południowej. Bo co? Nawet Hitler, który przecież był nacjonalistą, mimo to przyłączał do Rzeszy i poddawał jej kontroli ziemie ewidentnie nie zamieszkane przez Niemców. Tak więc argument etniczny jest tu - w sferze marzeń przypominam, nie realiów - kompletnie bez znaczenia. Zresztą, trzeba by policzyć czy po przyłączeniu Pomorza, Łużyc, Moraw i Słowacji Polacy przestaną być większością..? Chyba nie! To w czym problem?.

Cytat brzmi dość złowieszczo, choć uspokajać może to, że został on wypowiedziany w wątku „Królestwo Kongresowe, Kongres Wiedeński inaczej”, co oznacza, że dotyczy on tylko snucia marzeń z gatunku „co by było, gdyby”. Być może są to więc tylko niewinne igraszki wyobraźni?

Swoją drogą na omawianym forum „Historia alternatywna” stanowi osobne i dość prężne subforum. Snucie wizji historycznie możliwych świetności własnej grupy należy więc uznać za uprawomocnioną w ten sposób potrzebę korzystania z przeszłości. Nota bene Hitler jest w owym dziale forum częstym bywalcem. Chciałbym tu streścić fragment dyskusji pod tytułem „Czy Niepoparcie Denikina W 1919 Było Największym, błędem w historii Polski??”. Temat stosunku Polski do rewolucji bolszewickiej w pewnym momencie zaczął być, co zaskakujące, rozpatrywany w kategoriach dalekich następstw – dyskutanci poszukiwali mianowicie konstelacji, w jakiej polityka Rosji lub ZSRR nie doprowadziłaby ani do sojuszu z III Rzeszą, ani do II wojny światowej. „wojtek k” znajduje w końcu ironicznie bardzo proste rozwiązanie: „Przy taki[m] postawieniu sprawy, równie zasadna byłaby teza, że większym błędem było oszczędzenie matki Hitlera, którą to wszak można było zamordować, zanim ta poczęła swego syna”. W każdym razie obserwujemy tu, że nawet z punktu widzenia przyszłości oglądanej z perspektywy przeszłości, nazizm okazuje się najważniejszym punktem dojścia w ludzkim czasie. Gdyby uczestnicy powyższego wątku forum zyskali jednokrotną możliwość przeniesienia się w przeszłość, bardzo możliwe, że wybraliby właśnie czasy końca I wojny światowej, obierając sobie za cel zapobieżenie karierze politycznej Adolfa Hitlera.

reklama

Polecamy e-book Natalii Pochroń „Dowody zbrodni. Początki kryminalistyki”

Natalia Pochroń
„Dowody zbrodni. Początki kryminalistyki”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
153
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-53-2

Książka dostępna również jako audiobook!

Do czego służy historia

W przytoczonych powyżej przypadkach porównywano Hitlera do Salvadora Allende, Abrahama Lincolna, Jezusa Chrystusa, Jana Pawła II, Stepana Bandery oraz Mahmuda Ahmadineżada. W każdym innym przypadku niemożliwym byłoby chyba powiązanie wszystkich tych osób w jedną grupę. Zresztą zgodnie z prawem Godwina wszystkich nas można zapewne porównać do Hitlera. Jeden z forumowiczów zapytał prowokacyjnie „Jeżeli Hitler lubił naleśniki, i ja też lubię, to wynika z tego, że jestem faszystą?”

W kulturze masowej Hitler stał się chwytem retorycznym. Przestał być Adolfem Hitlerem, człowiekiem, który żył kiedyś na świecie, lecz stał się figurą uosabiającą zło, masowe szaleństwo, ideologiczny fanatyzm i upadek humanizmu (fot. domena publiczna)

Jak widać, Hitler to chwyt retoryczny, który zależnie od sytuacji może obalać lub usprawiedliwiać, może rozstrzygać lub napawać sceptycyzmem, wyznaczać granice lub zacierać podziały, może nasycać pesymizmem co do natury człowieka lub napełniać wiarą, że wiedza o historii pozwoli nam się obronić przed jej powtórzeniem. Z Hitlerem można zrobić niemal wszystko. Punktem wyjścia są każdorazowo przekonania lub potrzeby autora, który odpowiednio umieszcza Hitlera w warstwie retorycznej swojej wypowiedzi.

Czego dowiadujemy się w ten sposób o historii? Jak stwierdził Jerzy Szacki: „dawne cnoty i występki, dawne dobro i zło, piękno i brzydota, mądrość i głupota są wspominane dlatego, że mówiąc o nich, wypowiadamy zarazem swój sąd o współczesności”. Podobnie epoka lub wydarzenie historyczne może dostarczać wzorca do wyjaśniania i oceny innych epok, przenosząc w czasie tenże wzorzec zarówno wprzód, jak i wstecz.

Zazwyczaj nie chodzi więc wcale o Hitlera, ale o to, co chce się za pomocą jego przywołania osiągnąć. Należy w końcu wyraźnie stwierdzić to, co narzuca się w rozmyślaniu o prawie Godwina od samego początku, a co do tej pory starannie pomijałem. Potoczne przywoływanie Hitlera nie należy w ogóle do porządku historii (historiografii), tylko do porządku pamięci zbiorowej.

reklama

Hitler jest, jak już go tutaj niejednokrotnie określiłem, narzędziem. Nie jest Adolfem Hitlerem – człowiekiem, który żył kiedyś na świecie, tylko Hitlerem-figurą skupiającą zło, uosabiającą masowe szaleństwo, ideologiczny fanatyzm i upadek humanizmu. Nazizm oznacza w dużym skrócie (a stereotypizacja jest w końcu charakterystyczna dla pamięci zbiorowej) wszystkie swoje najstraszniejsze skutki równocześnie, a w jeszcze dalszym sensie pochodnym – źródło największego zaistniałego w historii zła. Dlatego wszystko, co wartościowane w dowolnym przypadku jako złe, podlega przyrównaniu do nazizmu, a samo porównanie ma czasami efekt dyskryminujący. Historia nazizmu wydaje się mieć przy tym dość szczególne miejsce w obszarze pamięci zbiorowej. Działa ona jako paradygmatyczny przypadek, w którym mieszczą się sensy niemal całej historii, toteż w każdym innym momencie i miejscu przeszłości da się ostatecznie znaleźć analogie, wyjaśniające i rozstrzygające o znaczeniu i wartości.

Globalne miejsce pamięci

Nazizm stanowi niewątpliwie dość ważne miejsce pamięci (w znaczeniu [lieux de mémoire] wywodzącym się od Pierre’a Nory) w dziejach świata. Ponieważ jego następstwem i częścią jego historii była II wojna światowa, to cały świat odczuł w takim pośrednim stosunku skutki nazizmu (które to skutki nie ograniczały się tylko do militarnych). Mówiąc o historii w jakimkolwiek miejscu na świecie, trudno uniknąć tematu tejże wojny i samego nazizmu. Ian Kershaw stwierdził w podobnym duchu:

Być może dla Boga wszystkie epoki historyczne są równie ważne, ale dla ludzi epoka nazizmu ma szczególne znaczenie. Narodowego socjalizmu nie można rozpatrywać z dystansu ani postrzegać go jedynie jako przedmiotu naukowych dyskusji. Historia należy do wszystkich i nauka płynąca z nazizmu również powinna być wzięta pod uwagę przez wszystkich.

Wydaje się, że pożądana przez historyka powszechność wiedzy o historii nazizmu w dużym stopniu jest już faktem. Jest też ona często tematem nie do uniknięcia, a odwołania do niego, nawet 60 lat po upadku III Rzeszy, wcale nie wydają się tracić na liczebności. Można powiedzieć, że nazizm jest w pewnym sensie globalnym miejscem pamięci.

Trudno oczywiście dokonać globalnej analizy jakiegokolwiek miejsca pamięci, ale ponieważ źródłem moich rozmyślań stało się prawo Godwina, odwołam się raz jeszcze do prawdopodobnie najbardziej globalnego medium – do Internetu. Z konieczności użyję tutaj bardzo powierzchownych danych, jednak wierzę, że mogą one przynajmniej przybliżyć zainteresowanie Hitlerem w cyberprzestrzeni. Na Wikipedii możemy się na przykład przekonać, że Adolfowi Hitlerowi poświęcono artykuły w 164 językach (stan z 12 listopada 2012), co jest na pewno niemałą liczbą. Jeśli powyżej zbliżyłem się do przekonania kogokolwiek, że Hitler okazał się istotny w polskich dyskusjach o przeszłości, to wyszukiwarka Google Trends wskazuje, że Hitler był jeszcze częstszym niż w Polsce przedmiotem wyszukiwania użytkowników Sieci w takich krajach jak: Niemcy, Austria, Norwegia, Szwecja, Albania, Ekwador, Paragwaj, Tanzania, Ghana, Kenia, Nigeria, RPA, Filipiny oraz Nowa Zelandia, a tylko nieco rzadziej niż w Polsce Hitlera wprowadzano do wyszukiwarki chociażby w Australii, Indonezji, Indiach, Pakistanie, USA, Kanadzie, Kolumbii, Brazylii, Meksyku, Dominikanie, Turcji, Rumunii, Finlandii czy też Hiszpanii (stan z 12 listopada 2012; dane od 2004 roku do teraźniejszości). Myślę, że takie wyliczenie usprawiedliwiałoby więc nazwanie Hitlera globalnym miejscem pamięci (biorąc oczywiście poprawkę na praktykę używania pojęcia „globalny”, które zawsze przypisuje się nieco na wyrost).

Mapa z aplikacji Google Trends prezentująca regionalny rozkład wprowadzania hasła „Adolf Hitler” do wyszukiwarki.

Jak zauważył w powyższym cytacie Kershaw, nazizm jest po prostu emocjonujący. Jest on, tak jak i efekty nazistowskiej polityki, niewytłumaczalny, niewyobrażalny i nieustannie przerażający. Mimo prób uwolnienia się od jego brzemienia, wciąż na nowo powraca on w sferze publicznej. Prawo Godwina zwraca uwagę na to, że równie często przywołuje się nazizm lub Hitlera w potocznym obiegu wiedzy. Zazwyczaj nie tłumaczy się przy tym, dlaczego dane porównanie jest prawomocne. Jeśli pojawia się jakieś uzasadnienie, to jest ono szczątkowe. Milcząco zakłada się, że skoro nazizm jest tak mocno eksploatowanym miejscem pamięci, to wiemy o nim wystarczająco dużo bez dodawania kolejnych zbędnych słów, a prawdopodobnie zakłada się również, że wszyscy wiemy o nim to samo. Tymczasem takie inflacyjne nawiązywanie do jakiejś historii może nie tyle ją rozjaśniać, co raczej rozmywać. Gdy niektórzy skłonni byliby uznać, że dzięki intensywnym badaniom historyków i masowemu nauczaniu o ich wynikach, wiemy już wystarczająco wiele, aby posługiwać się daną nazwą w sposób naturalistyczny, okazuje się, że ta nazwa, poprzez użycie w zwielokrotnionych kontekstach, oderwała się od swego historycznego desygnatu. Być może coś takiego stało się właśnie z Hitlerem i również to miałem na myśli, pisząc powyżej, że sposób jego przywoływania na forum historycy.org dowodzi przejęcia niemieckiego dyktatora przez domenę pamięci zbiorowej.

Pamięć – mem – symulakrum

Na koniec pozostaje jeszcze jedno bardzo istotne pytanie. Czy funkcjonująca w cyberprzestrzeni pamięć zbiorowa czymkolwiek się wyróżnia, czy może jej mechanizmy działają dokładnie tak samo jak w każdym innym przypadku? Choćby pobieżne spojrzenie na dynamiczny rozwój medioznawstwa wokół kwestii związanych z nowym medium wskazuje, że Internet coś jednak zmienia w komunikacji między ludźmi , a elementem tej ostatniej jest też niewątpliwie przekazywanie tradycji. Pamięć zbiorową można oczywiście potraktować jako całościowe zjawisko, ale jedynie przy założeniu, że zawiera ona w sobie wielość trybów działania pamięci, których funkcjonowanie nie jest wcale odzwierciedleniem dynamiki owego zjawiska w mniejszej skali. Co do rozróżnienia ze względu na medium, to myślę, że pamięć pracuje i jest przekazywana nieco inaczej w Internecie, edukacji (około)szkolnej, prasie, uroczystościach rocznicowych, muzeach, beletrystyce, itd.

Internet nie ogranicza się oczywiście do wskazanego przeze mnie powyżej forum. Jest on wysoce audiowizualnym medium, dlatego również pamięć przybiera w jego ramach zróżnicowane formy wyrazu, nie ograniczając się już ani do przekazu ustnego, ani nawet do dyskursywnej narracji. Internet jest przestrzenią o względnie otwartym dostępie, a jego bywalcy łączą funkcje odbiorców, dystrybutorów oraz autorów. Dzięki temu w cyberprzestrzeni bardzo wiele rodzajów pamięci zostaje wyrażonych i może podlegać poznaniu, dyskusji, konfrontowaniu lub poszerzaniu. Wielokrotnie doceniano potencjał oddolnych ruchów zajmujących się pamięcią, z których szczególnie duża liczba powstaje wśród lokalnych wspólnot. Czasem są one inicjowane i prowadzone przez ekspertów, czasem powstają całkowicie oddolnie, a często łączą obydwa modele . Co do zasady, Internet nie wymaga jednak profesjonalizmu, toteż pamięć jest czasami wyrażana w dość prostym języku, a można by nawet powiedzieć, że opowieści bywają nieraz całkiem swobodne. Maria Szmeja w swojej analizie internetowej dyskusji o podzielonej pamięci zbiorowej Górnego Śląska zauważyła:

Nowe medium, którym jest internet, umożliwiło kontakt ludzi, którzy nie znają się osobiście i pewnie nigdy się nie poznają. Jednak wymiana opinii, która miała miejsce między nimi, bliska jest rozmowie przyjaciół w kawiarni, czy u cioci na imieninach, przywoływane argumenty i powoływanie się na autorytety mają wymiar prywatny   .

Dostrzeżenie frywolności komunikacji w cyberprzestrzeni każe mi powrócić raz jeszcze do źródła moich dociekań.

Mike Godwin nie posługiwał się oczywiście kategorią pamięci zbiorowej. Nazwał on nazizm memem, odwołując się do niemal nieograniczonej zdolności jego rozprzestrzeniania się. W międzyczasie pojęcie memu nabrało dość specyficznego znaczenia. Obecnie w cyberkulturze memami nazywa się zazwyczaj chwytliwe obrazki, teksty, piosenki, linie melodyczne lub filmy, najczęściej o humorystycznej lub wręcz szyderczej wymowie. Wskazuje się przy tym (a zrobił to także Godwin) za pionierem tego pojęcia, Richardem Dawkinsem, że memy nie muszą być wcale prawdziwe ani użyteczne, a ich istnienie wynika tylko i wyłącznie z zaraźliwości. To właśnie zdolność rozprzestrzeniania się jest sednem memu, który na zasadzie takiego swoistego doboru dąży do przetrwania podobnie jak „samolubne geny”.

Magdalena Kamińska zauważyła, że Hitler bywał bohaterem pojętego w ten sposób memu i wskazała popularną swego czasu praktykę parodiowania sceny z filmu „Upadek”, do której przypisywano coraz to bardziej absurdalne dialogi. Nie był to jednak jedyny przypadek memu z wykorzystaniem Hitlera. Jego postaci używano także w wielu innych, najdziwniejszych kontekstach: Hitler jako hipster, Hitler jako delfin („Look! Adolphin”), Hitler grający w „papier, kamień, nożyce”, Hitler tańczący, Hitler na latającym dywanie, Hitler śpiewający piosenki Amy Winehouse etc. W niektórych przypadkach naprawdę nie wiadomo o co chodzi, ale to także charakterystyczne dla cyberkultury. Trzeba też przyznać, że duża część memów, w których używa się Hitlera, jest skrajnie niewybredna i nierzadko oburzająca (tutaj starałem się uniknąć ich prezentowania).

Hitler robi sobie zdjęcie Iphonem. Podpis głosi, że obraz ten nie mógł zostać stworzony w Photoshopie, ponieważ w czasach Hitlera taki program jeszcze nie istniał
Popularny szablon memu z Hitlerem. W tym przypadku Hitler śpiewa piosenkę Amy Winehouse, zmieniając angielskie no na niemieckie nein

Jeśli dyskusje na forum historycy.org miały jeszcze względnie uchwytny sens i związek z przeszłością, to już współczesne memy internetowe wiodą na zupełne manowce, ale także na nich odnajdujemy Hitlera. Czy jego obecność w takich kontekstach ma jeszcze cokolwiek wspólnego z historią lub pamięcią zbiorową? Najwyraźniej nie. Hitler jest tutaj podręcznikowym przykładem symulakru. Całkowicie stracił łączność ze sobą i z przeszłością. Stał się popartowym wizerunkiem, obiektem zabawy internautów. W takim skrajnym przypadku przeszłość zostaje rzeczywiście sprowadzona do luźnego zbioru surowców, które mogą znaczyć cokolwiek, a jeśli jakieś znaczenie one zachowują, to takie, które jest w pełni zależne od wyobraźni twórców i odbiorców w ich teraźniejszości. W każdym razie, nawet w tej formie totalnego absurdu, szczątki historii wciąż są przetwarzane. Być może fenomen memu wypadałoby oficjalnie dopisać do zbioru form funkcjonowania przeszłości, w którym byłby on jej ostatnią pochodną. Korzystając z terminologii Haydena White’a, można by przedstawić je następująco: przeszłość – przeszłość historyczna (historiografia) – przeszłość praktyczna (pamięć zbiorowa) – i, tutaj novum, przeszłość symulakryczna (mem).

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Lewandowski
Magister, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktorant Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Główne obszary badawcze: powojenna historia polskich ziem zachodnich, pamięć zbiorowa.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone