Dlaczego trzeba ponownie mówić o Katyniu?
Wojna była dla nas naturalną częścią samoświadomości, wchłoniętej w Związku Radzieckim, opartej na filmach, literaturze wojennej, studium wydarzeń takich jak Holokaust, bitwa pod Stalingradem i Moskwą, łuk kurski, zdobycie Berlina, blokada Leningradu, podobnie jak bataliony karne, jak obozy koncentracyjne, jak spotkanie Wielkiej Trójki w Jałcie, jak lądowanie aliantów anglo-amerykańskich w Normandii. Trudno w to uwierzyć, ale osobiście spotkałem się z tym amerykańskim spadochroniarzem Josephem Beyrle (1923–2004), który w 1944 roku został wrzucony do Francji i znalazł się po stronie Armii Czerwonej po ucieczce z niemieckiego obozu jenieckiego we Francji.
Mój ojciec, German Czeriomuszkin, urodzony w 1932 roku, jest „dzieckiem wojny”, dobrze pamięta głód, jaki panował w Moskwie, kiedy Niemcy okrążyli miasto w 1941. Ale szczególne miejsce wśród wydarzeń II wojny światowej zajmuje Zbrodnia Katyńska – masowy mord na Polakach na terenie ZSRR. Mówili o nim w Związku Radzieckim, delikatnie mówiąc, bez większego przekonania albo w ogóle nie mówili.
Współczesna pamięć o II wojnie światowej
Dla współczesnych dwudziestoletnich młodych ludzi, urodzonych w 2000 roku, ta wojna wygląda mniej więcej tak samo, jak dla nas I wojna światowa. Niektórzy z nich pytają: „Po co zawracać sobie głowę pamięcią i budzić przeszłość?” Coraz więcej młodych ludzi całkowicie pozbawionych „sowieckiego doświadczenia” nie wie, jak funkcjonował system radziecki i jakie cechy go charakteryzowały. Nie znają nazwisk sowieckich przywódców albo postrzegają historyczną rolę tych ludzi w wypaczonej, wzniosłej formie. Nie wiedzą, co to dwulicowość i strach przed władzami. We współczesnej Rosji Stalin w coraz większym stopniu powraca do świadomości społecznej jako wielki organizator Zwycięstwa. Stawia mu się pomniki. Cena zwycięstwa i złożone ofiary znikają w cieniu. Temat represji politycznych jest nieśmiało wyciszany. I tylko działacze projektu Ostatni adres nadal montują w różnych miastach Rosji tablice upamiętniające każdą niewinną osobę zabitą w latach represji Stalina.
Ból i smutek, rażąca niesprawiedliwość, potworna zbrodnia – te słowa przychodzą na myśl, gdy poznaliśmy, a teraz pamiętamy wszystkie szczegóły mordu NKWD na polskich oficerach, na Polakach zmarłych w 1940 roku w różnych częściach Związku Radzieckiego, w rejonach Smoleńska, Kaługi i Tweru w Rosji, na Ukrainie i Białorusi. Guziki z mundurów, strzępki listów i gazet, łuski znalezione na miejscu morderstwa – to wszystko jest krzykliwym dowodem, którego nie można wypełnić kwasem ani rozpuścić w pamięci.
Kłopotliwy temat Katynia
W Związku Radzieckim temat Zbrodni Katyńskiej był zakazany. Jeśli o tym mówili, to zaraz wyjaśniali i dodawali, że to okrucieństwo było dziełem Niemców, faszystowskich oprawców. Kiedy na Zachodzie poruszano ten temat, radzieccy dyplomaci natychmiast ogłaszali to jako antyradziecką prowokację. Ale zainteresowani tym w Rosji i ZSRR nie tylko podejrzewali, ale byli przekonani, że Stalin jest osobiście odpowiedzialny za tę zbrodnię. Ponadto wskazywało na to wiele poszlak. Dla Stalina i jego następców II Rzeczpospolita i jej elita rządząca to wrogowie. W ZSRR Piłsudskiego nazywano faszystą, a powstałe pod jego rządami państwo polskie uważano za historyczne nieporozumienie, za „pokracznego bękarta traktatu wersalskiego”.
W latach dziewięćdziesiątych, kiedy Michaił Gorbaczow doszedł do władzy w ZSRR, postanowił przełamać stare schematy, próbował nazywać rzeczy po imieniu, także jeśli chodzi o Zbrodnię Katyńską. Wszystko to działo się bardzo powoli, pod naciskiem ówczesnego polskiego przywódcy Wojciecha Jaruzelskiego, którego można uznać za ofiarę stalinizmu, ale nawet Gorbaczow nie mógł iść na całość. To, co wtedy zostało powiedziane, wstrząsnęło ludźmi i nie mieściło się w głowie ze względu na skalę okrucieństwa. Dopiero Borys Jelcyn po rozpadzie ZSRR przekazał stronie polskiej protokoły z posiedzeń Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików, wskazując wprost na odpowiedzialność Stalina za tę zbrodnię.
W tym czasie ukazały się publikacje dziennikarzy Władimira Abarinowa, Giennadija Żawonkowa, Grigorija Polegajewa. To oni napisali prawdę o Zbrodni, która nie mieściła się w głowie. Radzieccy historycy – Natalia Lebiediewa, Walentina Parsadanowa, Inessa Jażborowska – zaczęli mówić i pisać książki, cytując niezbite dowody na to, że morderstwo było dziełem NKWD. W ramach „Memoriału” utworzono polską sekcję, na czele której stanęli Anna Michajłowna Griszina, a następnie Aleksandr Gurjanow.
W Polsce również przestał być to temat tabu. Pojęcie „Zbrodnia Katyńska” było używane w odniesieniu do wszystkich egzekucji obywateli polskich, które odbyły się w kwietniu i maju 1940 roku, jeńców przetrzymywanych w różnych obozach NKWD ZSRR: Kozielsk, Starobielsk, Ostaszków, a także w więzieniach w zachodnich regionach Ukraińskiej i Białoruskiej SRR.
„Jak ja przeżyłem?”
Latem 2000 roku byłem na uroczystości otwarcia Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu pod Smoleńskiem, gdzie pochowanych jest 4415 polskich oficerów. Wciąż mam zdjęcia zrobione podczas uroczystości, na której obecni byli wicepremier Rosji Wiktor Christienko i premier Polski Jerzy Buzek.
W naszym domu zawsze mówiono szeptem o Katyniu. Kiedy o szczegółach i skali tego, co zostało zrobione, dowiedział się mój polski dziadek, profesor biochemii Wacław Leonowicz Kretowicz (1907–1993), był pod wielkim wrażeniem, kiedy w czasach Gorbaczowa cała prawda wyszła na jaw. Był to prawdziwy szok! Trudno było uwierzyć, że tak szanowani ludzie jak chirurg Nikołaj Burdenko i pisarz Aleksiej Tołstoj złożyli swoje podpisy pod wnioskiem, że ta zbrodnia była dziełem Niemców. Mój dziadek, który całe życie spędził w ZSRR, nie zginął na wojnie i nie stał się ofiarą represji, mógł tylko powiedzieć: „Jak ja przeżyłem? Dlaczego mnie nie dotknęli?” Brat mojego dziadka, główny inżynier w NKWD (wówczas cała budowa kolei była podporządkowana wydziałowi Berii) Edward Leonowicz Kretowicz (1919–2003) powiedział mi cicho: „Widziałem tych Polaków, którzy siedzieli w obozie w Ostaszkowie, za drutami kolczastymi. Wszyscy byli dochadiagami. Dlatego zostali zabici, bo nie było sensu ich karmić! Ale nigdy i nigdzie o tym nie mów!”
Tekst został pierwotnie opublikowany w książce „Katyń Pro Memoria”.
Materiał został zrealizowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org: „Historia, ale jaka? O Rosji analitycznie, a nie mistycznie”, zrealizowanego we współpracy z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
Kłamstwa i prawdy katyńskie
Pamiętam doskonale, jak w sowieckiej telewizji wyemitowany został film Nieznana wojna Romana Karmena. Każdy fragment zaczynał się przemową Breżniewa, trzymającego na kolanach wnuczkę. Był tam odcinek pt. Wyzwolenie Polski. Moja matka Marina Wacławowna Kretowicz (1934–1994) z pewnym masochistycznym zainteresowaniem specjalnie włączyła telewizor przed pokazem tego odcinka i powiedziała: „Ciekawe, jak tym razem będą kłamać o Katyniu?”. Rzeczywiście, rozwinęła się cała koncepcja „kłamstw katyńskich”, w której tkwi najgłębsza niechęć państwa do uznania odpowiedzialności za to, co zostało zrobione. Nie tylko państwu, ale i zwykłym ludziom trudno przyznać się do gorzkiej prawdy o mordowaniu Polaków przez machinę państwową. Zawsze mówię, że nieszczęśni Polacy w Katyniu zginęli tak samo, jak NKWD zabijało swoich obywateli podczas stalinowskich represji, nazywając ich po imieniu i patronimią. Polska jako państwo zniknęła z mapy, a Polaków można było traktować tak, jak traktowano swoich obywateli podczas operacji narodowych NKWD w latach 1937–1938, podobnie jak podczas „operacji polskiej” NKWD na rozkaz Stalina i Jeżowa pod numerem 00485 (w pewnym sensie Zbrodnia Katyńska była kontynuacją „operacji polskiej” NKWD).
Od ujawnienia prawdy o Zbrodni Katyńskiej minęło wiele dziesięcioleci. Napisano grube księgi, odbywały się konferencje, politycy wypowiadali słowa skruchy i otwierano cmentarze pamięci. Wielki Terror Stalina jest w Rosji uznawany za przestępstwo na szczeblu państwowym. W 2010 roku prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zauważył: „Tragedia katyńska jest konsekwencją zbrodni Stalina i wielu jego popleczników. Stanowisko państwa rosyjskiego w tej sprawie jest formułowane od dawna i pozostaje niezmienione”.
26 listopada 2010 roku rosyjska Duma Państwowa przyjęła oświadczenie „O tragedii katyńskiej i jej ofiarach”, w którym przyznaje, że masowa egzekucja obywateli polskich w Katyniu została przeprowadzona na bezpośrednie polecenie Stalina i innych przywódców radzieckich i jest zbrodnią reżimu stalinowskiego.
Ponadto dzięki działaniom „Memoriału” znamy z imienia wszystkich sprawców Zbrodni Katyńskiej. Wszyscy już znają nazwisko Wasilija Błochina, który kierował egzekucjami Polaków z obozu w Ostaszkowie. Dzięki historykowi Nikicie Pietrowowi znamy z imienia i nazwiska prawie wszystkich funkcjonariuszy NKWD, którzy brali udział w mordach Polaków. Znaleziono ich na podstawie list nagród i dokumentów partyjnych.
Prymat państwowości nad jednostką
W 2010 roku doszło do straszliwej katastrofy polskiego samolotu rządowego pod Smoleńskiem, co na zawsze utrwaliło reputację Katynia jako miejsca przeklętego. Ale czy w pełni uświadomiliśmy sobie nie tylko skalę tego, co się stało, ale także konsekwencje Katynia dla świadomości społecznej? Tak, w Polsce zbrodnia Stalina nie jest kwestionowana. Ale we współczesnej Rosji, gdzie ożywają imperialne kompleksy, Stalin jest znowu wybitnym organizatorem, twórcą przemysłu jądrowego i technologii rakietowej. „A to, że ktoś tam zginął? Kiedy wycina się las, to wióry lecą” – znowu słyszymy to zdanie, które świadczy o głębokim lekceważeniu życia ludzkiego i o prymacie państwowości nad jednostką.
O wiele przyjemniej jest mówić o ZSRR jak o „kraju bohaterów, kraju marzycieli, kraju naukowców” niż o mordowaniu Polaków czy deportacji Tatarów krymskich. „Po co nam jątrzyć tę ranę katyńską? To ich polska historia, nie nasza” – mówią niektórzy. W Rosji są ludzie nazywani „negacjonistami katyńskimi”, którzy nagle zwątpili w autentyczność dekretów Stalina z kwietnia 1940 roku, którzy usuwają tablice pamiątkowe z budynku w Twerze, gdzie zginęli polscy oficerowie, bo wątpią, że tak było. (W Rosji demontaż tablic pamiątkowych tłumaczy się symetryczną reakcją na burzenie pomników wdzięczności Armii Czerwonej w Polsce). Pojawiło się nawet pojęcie „niewygodnej przeszłości”.
Co to znaczy? O czym to świadczy? O tym, że musimy nadal pamiętać o Zbrodni Katyńskiej, o jej korzeniach i przyczynach, o tym, jaka jest cena życia ludzkiego nie tylko w Polsce, ale także w Rosji. Prawda o każdej zbrodni, bez względu na to, jak bardzo starają się ją ukryć, z pewnością stanie się znana.