Dlaczego nie rozpoczęliśmy wojny prewencyjnej z Hitlerem

opublikowano: 2014-09-09, 15:51
wolna licencja
W dobie popularności historii alternatywnych często pojawia się pytanie, czy mogliśmy wygrać II Wojnę Światową. Jeden ze scenariuszy, uważany za mający największe szanse powodzenia, zakłada wypowiedzenie Niemcom wojny prewencyjnej. Jednak czy faktycznie miał on największą szansę powodzenia?
reklama

Wy w wojnę beze mnie nie leźcie – wy ją beze mnie przegracie.

Józef Piłsudski

Większości z nas – mam tu szczególnie na myśli tych co bardziej w bojach osędziałych – ciało pedagogiczne mantrowało przez lata o hitleryzmie jako o śmiertelnym zagrożeniu dla polskości czy też o odwiecznej polsko-niemieckiej (przepraszam: niemiecko-polskiej) wrogości. Mogłoby się wydawać, że z właściwym dla naszego plemienia dystansem będziemy potrafili te informacje przefiltrować w podobnym stopniu, w jakim z rozmaitych nauk przekazywanych nam przez poprzedni system, przyrządzaliśmy od niechcenia uroczy i lekkostrawny destylat.

W tym przypadku tak się jednak nie stało. Co więcej, znamy sporo przypadków niegłupich przecież głów, w których ten stereotyp zagnieździł się na dobre. I to pomimo wielu oczywistych faktów, o których mówienie powinno być właściwie bezbolesne. Takich choćby drobiazgów jak fakt, że polsko-niemiecka granica od XIV wieku do rozbiorów była najspokojniejszą rubieżą Rzeczpospolitej, czy też że szwedzki Potop bez udziału i pomocy habsburskich żołnierzy, mógłby się zakończyć zupełnie inaczej. Ale zostawmy zamierzchłe czasy i pochylmy się nad hitleryzmem, bo przecież Wrzesień idzie…

Józef Beck (domena publiczna)

Choć pułkownik Józef Beck był ministrem spraw zagranicznych od listopada 1932 roku, to do śmierci Piłsudskiego, czyli do maja 1935 roku był li tylko wykonawcą polityki zagranicznej Marszałka. Prawdziwy dramat zaczął się wtedy, gdy politykę tę zaczął prowadzić samodzielnie. Piłsudski na przykład zawsze był zdania, że Gdańsk to barometr stosunków polsko-niemieckich. Tymczasem Beck od roku 1935 występował – jak pisze nieoceniony Stanisław Cat-Mackiewicz – (...) z teorią zupełnie idiotyczną, że w sprawach gdańskich nie będzie z Niemcami rozmawiał. Niby że Gdańsk to sprawa, która może obchodzić tylko Polaków i Gdańszczan, a Szwaby nie mają tu nic do gadania. Tego rodzaju teorie mogły być nawet bardzo popularne wśród gimnazjalistów i patriotycznych pensjonarek, ale są zupełnie sprzeczne z dyplomacją i realną polityką (…). Co więcej, Marszałek pozostawił Beckowi trzy fundamentalne wskazówki dotyczące polityki zagranicznej Rzeczpospolitej. Wymienia je nawet sam minister w swoim Raporcie ostatnim :

  • najważniejszym problemem polityki polskiej jest nasz stosunek do sąsiadów.
  • polityka powinna być ściśle uzgodniona z naszymi realnymi możliwościami.
  • powinniśmy tak kierować własną polityką, aby wejść do zbliżającej się wojny możliwie ostatni.

Jeżeli powyższe wskazówki mogą dziwnie znajomo brzmieć w świetle choćby ostatnich wydarzeń, apelujemy o spokój, bowiem zajmujemy się tu przecież tylko latami trzydziestymi ubiegłego wieku. Nie trzeba szczególnej przenikliwości ani gruntownej wiedzy historycznej, by skonstatować, że minister spraw zagranicznych RP Józef Beck nie tylko że wszystkie te trzy zasady po kolei złamał, to jeszcze postawił Polskę w pozycji biegunowo przeciwnej wobec wskazówek Piłsudskiego.

reklama

Otóż Beck, zamiast opierać politykę zagraniczną na relacjach z sąsiadami, uwikłał się w system egzotycznych sojuszy. W tym momencie wehikuł czasu znów wiezie nas bezwiednie ku czasom o wiele nam bliższym, bo przecież nadal są tacy, którym istnienie czy nieistnienie Polski jest rzeczą najzupełniej obojętną. Dla których stosunki środkowo- i wschodnioeuropejskie to nieczytelna magma. A jednak wciąż żywe są złudzenia, że w polskiej sprawie ochoczo położą gardła doker z Tilbury wespół z programistą z Doliny Krzemowej.

Drugą wskazówkę Piłsudskiego można czytać po prostu jako „mierz siły na zamiary”. Beck zaś zachowywał się tak, jakby stały za nim potężne siły zbrojne, o czym niezmiennie zapewniał go Rydz-Śmigły, a ten z kolei mamiony był przez ministra kojącymi informacjami o znaczącej sile Polski na arenie międzynarodowej.

A co do trzeciej wskazówki, wiemy przecież, kiedy Polska weszła do wojny…

Na razie jednak jest początek roku 1933, Hitler dochodzi do władzy. Już w pięć tygodni później Piłsudski postanawia sprawdzić, z kim ma do czynienia. Ostentacyjnie i prowokacyjnie zwiększa załogę Polskiej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte powyżej ustalonego limitu. Polska prasa – nawet ta endecka – otwarcie nawołuje do wojny. Polscy dyplomaci w każdej rozmowie podkreślają konieczność wojny prewencyjnej z Niemcami. Temat wkrótce podchwytuje prasa zachodnia. Ale właśnie Zachód…

Zachód, nadal wstrząśnięty hekatombą Wielkiej Wojny, rozbity rewolucyjnymi miazmatami. Syty, poruszony kryzysem ekonomicznym. Ten Zachód wybiera się zaledwie kilkanaście dni później do Hitlera z ofertą Paktu Czterech. Włochy, Wielka Brytania i Francja proponują Niemcom spokój i „pokojowe zmiany w Europie”. Ergo – bierzcie sobie panowie Niemcy Pomorze, my zgłaszamy desinteressement.

Ale Hitler myśli jeszcze wówczas w miarę trzeźwo. Nie będzie ryzykował samotnej wojny z silniejszą Polską, bo dostanie tęgiego łupnia, a w efekcie może pożegnać się nawet z Prusami Wschodnimi. Ma przecież tylko sto tysięcy żołnierzy, żadnej floty, żadnego lotnictwa, Duce zostanie jego sojusznikiem dopiero za kilka lat, Austria i Czechosłowacja są jeszcze niepodległe. Nie!

Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:

Michał Przeperski
„Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
86
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-3-9

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

W tym właśnie miejscu przytoczyć warto kilka fragmentów tajnego raportu posła von Moltke do Ministra Spraw Zagranicznych Rzeszy z 29 kwietnia roku 1933. O argumentach przemawiających z polskiej perspektywy za wojną prewencyjną, von Moltke mówi między innymi:

(…) Z rosnącą obawą przewidują więc Polacy, że rozwój sytuacji doprowadzi albo do stopniowego wyrównania obecnych różnic w zbrojeniach, albo - na wypadek fiaska konferencji rozbrojeniowej stworzy Niemcom możliwość uzbrojenia się. W obydwu wypadkach powstanie w rezultacie zmniejszenie przewagi wojskowej Polski, posiadanej przez nią obecnie nad Niemcami. Dochodzą do tego obawy związane z rozwojem w Niemczech. Obawiają się tutaj żywiołowej siły, z jaką wybuchła w Niemczech idea narodowa. Polacy przewidują, że jeżeli raz zostaną rozbite łańcuchy ograniczające zbrojenia, to cała energia Niemiec skoncentruje się na wielkim celu, tj. na wschodnich granicach, i że Niemcy nie cofną się wówczas przed użyciem siły.
reklama

Tak więc rośnie przekonanie tych, którzy są zdecydowani nie ustąpić ani piędzi ziemi - a wśród nich znajduje się wielu obecnie wpływowych polityków - że nie będzie można w żadnym wypadku uniknąć wojny. To jednak oznacza, że polscy mężowie stanu stoją przed wielkim dylematem: Czy czekać, aż Niemcy wzmocnią się militarnie, aż dokona się ich wewnętrzna konsolidacja, aż stosunek sił przechyli się na korzyść Niemiec w wyniku ostatecznego usunięcia niebezpieczeństwa komunistycznego i zupełnego wyeliminowania wszystkich pacyfistycznych elementów? Czy też raczej nie należy, póki jeszcze czas, wykorzystać swojej przewagi militarnej, doprowadzając do radykalnego rozwiązania sprawy korytarza przez zdobycie Prus Wschodnich? Nie ma chyba żadnej wątpliwości, że - zwłaszcza w kołach wojskowych - bierne oczekiwanie traktowane jest jako zbrodnia przeciw narodowi (…).

I dalej:

(…) Jeśli idzie o politykę wewnętrzną, to również istnieją powody do zbytniego nieodkładania jakichkolwiek możliwych komplikacji wojennych. Póki żyje Piłsudski, posiada on państwo ściśle zorganizowane do swej dyspozycji, co może nie mieć miejsca po jego śmierci (...)

Bardzo znaczący passus.

W podsumowaniu swojego tajnego raportu, von Moltke pisze:

(…) nie można przewidzieć, jaki skutek może mieć jakikolwiek incydent, który w wypadku nadzwyczajnej, napiętej atmosfery może się zdarzyć kiedykolwiek i który wobec znanego tutejszego uczulenia w sprawach prestiżowych może łatwo stworzyć nastrój, w którym ustaną wszelkie rozsądne rozważania. Co więcej, czynnik irracjonalny istnieje w nieobliczalności osób dzierżących władzę. Piłsudskiego, który nie był nigdy specjalnie zainteresowany w byłych terenach niemieckich, na pewno uważa się powszechnie za przeciwnika konfliktu z Niemcami. Nikt jednak nie wie, co on myśli albo czego pragnie i plany jego pokryte są nie dającym się przeniknąć mrokiem. Znajdujący się obok niego kierownik polityki zagranicznej, pułkownik Beck, ma tylko jeden cel: stabilizację obecnego stanu posiadania Polski. Jest on człowiekiem mocnych metod i nie zawaha się na pewno przed użyciem silnych środków, gdyby sądził, że nie potrafi uzyskać swych celów w żaden inny sposób. Powstania poznańskie i górnośląskie, jako też zajęcie Wilna przez Żeligowskiego pokazują aż nazbyt jasno, z jakimi możliwościami należy się liczyć w tym kraju; wczorajsze zaś uroczystości w Wilnie i parada powstańców na Górnym Śląsku przypominają o tym na nowo (...)

I wreszcie na koniec raportu kolejny dowód, że zagrożenie wojną ze strony polskiej traktowane było wówczas w Niemczech arcypoważnie:

reklama
(…) Oznaki przygotowań wojennych, wyliczone w załączonym memorandum, można równie dobrze traktować jako uzupełnienie zbrojeń na wszelki wypadek, również jako środki obronne przeciwko niebezpieczeństwu ataku niemieckiego, co się tutaj często dyskutuje i co nie musi być znakiem planowania przez Polskę wojny prewencyjnej. Co zdaje mi się być dużo poważniejszą sprawą, to ogromna agitacja, którą się obecnie prowadzi przeciwko Niemcom, przy czym kieruje nią niewątpliwie rząd. Trudno jest zrozumieć przyczyny, dla których rząd popiera nawet bojkot towarów niemieckich, chociaż musi wiedzieć, że oczekiwana kontrakcja Niemiec może zagrozić prawie 20 procentom polskiego eksportu. Podobnie agitację powstańców górnośląskich wówczas, gdy w Niemczech przywracano zupełny spokój, można wytłumaczyć tylko jako próbę wywołania incydentów. Jest to igranie z ogniem w taki sam sposób, jakim posłużyła się Polska ubiegłego roku w czasie incydentu z "Wichrem", a obecnie również w sprawie Westerplatte. Należy jednak wziąć pod uwagę jedną sprawę: metoda pobrzękiwania szablą, fanatyzacja ludności, różne gesty wojenne ostatnich kilku tygodni i przesadzanie niebezpieczeństwa grożącego ze strony Niemiec są ważnymi rekwizytami scenicznymi polskiej polityki w jej walce przeciwko rozbrojeniu i rewizjonizmowi. Ostatnio dodano do tych metod alarmowanie na temat ostrego niebezpieczeństwa wojny. Trudno powiedzieć, ile z tego ma charakter rzeczywisty, a ile służy tylko jako bluff (…)
POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

Adolf Hitler z pewnością zapoznał się z raportem Moltkego. Już na samym początku maja, czyli kilka dni po jego sporządzeniu, mówił polskiemu posłowi w Berlinie, że swoją politykę wobec Polski oprze na istniejących traktatach i że będzie rozpatrywał wzajemne stosunki bez jakiejkolwiek zawziętości. I tyle. Pakt Czterech pozostał świstkiem papieru. Tym samym idea rozpoczęcia przez Polskę działań wojennych przeciw Rzeszy w sposób naturalny upadła.

Polska postawiła ultimatum Hitlerowi, a dyktator musiał się cofnąć. Nie na długo, ale jednak cofnął się. Hitler rozumiał jedynie język zdecydowanej siły. Abwehra donosiła z Polski, że w województwach wschodnich Rzeczpospolitej Wojsko Polskie odbywa manewry w warunkach bojowych. W Wilnie miała miejsce wielka defilada wojskowa, poprzedzona wcześniej manewrami, pozorującymi przygotowania do ataku na Prusy Wschodnie. Równolegle do tych działań Piłsudski podjął niezwykle ważne decyzje w polityce wewnętrznej. Znaczące było wówczas samo mianowanie nowym ministrem spraw zagranicznych pułkownika Józefa Becka, oficera polskiego wywiadu, który istotnie zadał poważne ciosy Rosji i Niemcom. Jeszcze 18 kwietnia 1933 roku Marszałek własnoręcznie napisał projekt dekretu prezydenckiego dotyczący sformowania Rządu Obrony i Jedności Narodowej na wypadek wojny z Niemcami. Na oryginale widniała odręczna notatka Prezydenta RP: Zgadzam się. I. Mościcki.

reklama
Georges-Étienne Bonnet, minister spraw zagranicznych Francji (fot. Harris & Ewing, domena publiczna)

Adiutant Marszałka, przepisując ten projekt, zapytał czy Hitler ma zamiar napaść na Polskę. Piłsudski miał odpowiedzieć: Nawet gdybyśmy na niego napadli, to też byłaby obrona.

W rozmowie z ppłk. Kazimierzem Glabiszem, oficerem do zleceń Marszałka, z ust Piłsudskiego padło zdanie: Marzeniem Niemiec jest doprowadzić do kooperacji z Rosją, jak za czasów Bismarcka. Dojście do takiej kooperacji byłoby naszą zgubą. Do tego dopuścić nie można. Mimo ogromnych różnic w systemach i kulturze Niemiec i Rosji trzeba stale pilnować tej sprawy. Na świecie powstały już dziwniejsze sojusze. Jak przeciwdziałać? Zależnie od danej koniunktury: bądź nastraszeniem słabszego, bądź kolejnym odprężaniem stosunków. Gra będzie trudna przy paraliżu woli i krótkowzroczności Zachodu oraz nieudania się moich planów federacyjnych.

Jednak dwuznaczna postawa potencjalnych sojuszników – Francji i Wielkiej Brytanii - już wtedy pozwalała zacząć sobie wyobrażać moc „egzotycznych sojuszy” i snuć przewidywania, co z nich wyniknie. Swoją drogą, ten Herr Hitler musiał się współczesnym Polakom wydać dużo mniej niebezpiecznym, niż Republika Weimarska ze swoim Locarno, Rapallo i złowrogim paktowaniem na linii Streseman-Briand, czyli między Niemcami a Francją…

Już niespełna rok później, w styczniu 1934 roku (26 stycznia, Piłsudski miał podobno słabość do trzynastki i jej wielokrotności), podpisany zostaje polsko-niemiecki pakt o nieagresji. Dokument zawiera tradycyjne dyplomatyczne formułki o nienaruszalności granic, jednak nie o to w nim chodzi. Piłsudski widzi w pakcie bodziec budzący czujność Francji. I stało się – od tej pory Francja będzie przyglądała się stosunkom z Polską uważniej i będzie mniej skłonna puszczać w pacht nie swoje Pomorze.

Ale Józef Beck z niejasnych powodów nie znosi Francji i Francuzów. Daje temu małostkowo wyraz przy każdej możliwej okazji, pichcąc Francuzom szereg mniejszych i większych afrontów.

Polska podpisuje także podobny pakt z Rosją Sowiecką. Piłsudski podkreśla, że dokument podpisany z Niemcami nie jest w żadnym wypadku skierowany przeciw Rosji. To oczywiste – przecież żaden z naszych największych sąsiadów nie ma wtedy nawet odpowiednich sił na jakiekolwiek agresywne kroki. Jak widzimy, na razie wszystko idzie po myśli Marszałka. Jednak nadchodzi rok 1935 i Beck zaczyna działać sam. Na dodatek, uaktywnia się Hitler. Wypowiada klauzule traktatu wersalskiego ograniczające zbrojenia, zajmuje Nadrenię. Zachód nie czyni nic. Francja ogląda się na Wielką Brytanię, a ta ma ledwie symboliczną armię lądową. Na forum Ligi Narodów protestują jedynie Włochy i – słabiutko – Polska. Czy w tej sytuacji Polska powinna się zacząć Niemiec w dwójnasób obawiać?

reklama

Na to pytanie odpowiadają ujawnione w procesie norymberskim dokumenty tzw. konferencji Hossbach. Spotkanie z udziałem całej wierchuszki niemieckich sił zbrojnych odbyło się w listopadzie 1937 roku. Jasne – Hitler snuje tam agresywne plany. Wszak Niemcy chcą być w Europie hegemonem. Ale czy chcą wojować w pierwszym rzędzie z Polską? Posłuchajmy Hitlera: Dla polepszenia naszej sytuacji wojskowej i politycznej w razie wojny, naszym pierwszym celem (…) musi być zdobycie Austrii i Czechosłowacji dla uniknięcia groźby z flanki na wypadek naszego wysunięcia się na zachód [podkreślenie autora].

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4

I dalej: Należy liczyć się z neutralnością Polski w czasie konfliktu francusko-niemieckiego. Nasze układy z Polską będą działały, dopóki siła Niemiec będzie niewzruszona. Gdyby spotkała nas odmiana fortuny, trzeba się liczyć z Polską agresją na Prusy Wschodnie, a być może z napaścią na Śląsk i Pomorze. Cały ten akapit nadaje się in extenso do podkreślenia. Niemcy w pierwszej kolejności idą na Zachód! To Wielką Brytanię przede wszystkim chciano zneutralizować. Francję niejako przy okazji. Hitler wiedział przecież, że Anglia nie zniesie na Kontynencie żadnego hegemona i że cała jej polityka od stuleci polega na wzajemnym antagonizowaniu największych europejskich państw. Czy jest możliwe, by do polskiej dyplomacji, a zatem do Becka nie docierały takie sygnały? Co on na to?

Hans-Adolf Helmuth Ludwig Erdmann Waldemar von Moltke (pierwszy z lewej) (fot. Röhnert, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Germany)

On nie rozmawiał z Niemcami. Podczas wielu spotkań i wizyt unikał jakichkolwiek negocjacji. To oczywiste, że Niemcy żądali rozmaitych koncesji i ustępstw – wszakże na tym polega gra dyplomatyczna. Ale jakkolwiek bolesne mogłyby to być ustępstwa (na pewno nie całe Pomorze czy Górny Śląsk), można było w tej rozgrywce jeszcze wtedy parę lew wziąć. Coś uzyskać. Jak wiadomo, nie zyskaliśmy nic, przyspieszając tylko bieg wydarzeń.

Bo jak inaczej rozumieć zaolziańsko-orawsko-spiską wyprawę? Pominąwszy racje etniczne i chęć odwetu na Czechach za rok 1920, tego kroku w tamtym akurat momencie dziejowym po prostu nie wolno było robić. Polska zraziła do siebie cały Zachód. Co więcej, Beck zarządził zajęcie węzłowej stacji kolejowej w Boguminie, wbrew ustaleniom z Niemcami. Przecież szef dyplomacji środkowoeuropejskiej potęgi mógł spokojnie zagrać na nosie tego nikczemnej postury kaprala z wąsikiem…

Wiosną 1939, kiedy nie było już Czechosłowacji, ciężko przestraszeni Brytyjczycy przysłali Polsce ofertę polsko-brytyjsko-francusko-sowieckiego porozumienia, wymierzonego przeciw Niemcom. Ale Beck Francji nie lubi, w stosunkach z bolszewikami nikt nie będzie za niego decydował, więc proponuje obustronne gwarancje polsko-brytyjskie. Wzajemne! Choć nawet Brytyjczycy nie stawiali takiego wymagania. Akt zupełnie samobójczy. No, teraz mógł sobie Albion odetchnąć z ulgą. To nie on będzie pierwszym celem Hitlera. Niemcy muszą przecież oczyścić swoje wschodnie zaplecze.

Nadchodzi Wrzesień…

Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”

Michał Beczek
„Wikingowie na Rusi”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
135
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-37-2

Książka dostępna również jako audiobook!

reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Basarabowicz
Urodzony w 1966 roku, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od roku 1990 regularnie współpracuje z periodykami poświęconymi historii wojskowości: Militaria, Militaria i Fakty, Poligon, Militaria XX Wieku, a także z czasopismami brytyjskimi oraz francuskimi. Łącznie opublikował dotąd około trzystu artykułów. Oprócz tego współpracuje z nowahistoria.interia.pl oraz polskamasens.pl. Zajmuje się także przekładami literatury historycznej. Mieszka w Krakowie.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone