„Dla nas był to obóz koncentracyjny”. Przypadek Kinder-KL Litzmannstadt
Ten tekst jest fragmentem książki Artura Ossowskiego „Dzieci z zielonego autobusu”. Z zeznań o niemieckim obozie dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi (1942–1945)”.
Panowały w nim nieludzkie warunki, za co winę ponosi przede wszystkim okupant niemiecki oraz pośrednio wysługujący się mu volksdeutsche. Nawet pracownicy narodowości polskiej nie są bez winy. Długotrwały głód rujnował zdrowie dzieci bardziej niż osób dorosłych. Powojenne badania medyczne potwierdziły, że późniejsi 35-latkowie lub 45-latkowie pobyt w łódzkim obozie przypłacili poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Ich ogólną kondycję fizyczną przyrównywano do tej ówczesnych 70-latków.
Najtrudniej jednak było zbadać psychiczne skutki pobytu małych więźniów w obozie, ponieważ ich trauma trwała wiele lat po wojnie i nierzadko kładła się cieniem na ich całe późniejsze życie. Dlatego tak ważne były badania byłych więźniów niemieckich obozów. Jednym z prekursorów takich studiów był dr Czesław Kempisty. Lekarz bezpośrednio doświadczył niemieckiej brutalności, gdy 28 maja 1941 r. z Pawiaka trafił do Auschwitz. Był jednym z nielicznych, którzy przeżyli zesłanie do niemieckiego obozu zagłady. Po wojnie dokumentował wpływ obozowych warunków na zdrowie fizyczne i psychiczne osadzonych. Wiele uwagi poświęcił byłym więźniom, którzy trafili w tryby nazistowskiej machiny zagłady już jako dzieci.
Wraz z wrocławskim zespołem naukowym analizował tzw. KZ-syndrom i angażował się w pomoc ofiarom obozów, również tego przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Wywarł także wymierny wpływ na przebieg procesu przeciwko oskarżonej Eugenii Pol. W dokumencie zaznaczono, że biegły Czesław Kempisty kierował w latach 1967–1970 pracami Komisji Badań Lekarskich byłych więźniów obozu łódzkiego i że podległa mu placówka:
zbadała 150 osób, w tym 76 kobiet. Z wypowiedzi badanych wynikało, że duży wpływ na rozwój ich intelektu miał okres pobytu w obozie. Kary chłosty, połączone często z urazami mózgu, opóźniały rozwój dzieci i utrudniły osiągnięcie odpowiedniego poziomu umysłowego. Słabe zdrowie, kalectwo, brak rodziny, ograniczyły możliwości kształcenia, a brak w wielu wypadkach bodźców środowiskowych hamował pełny rozwój wrodzonych możliwości intelektualnych. Na somatykę [ciało] więźniów, jak i na ich psychikę działały trzy zasadnicze czynniki urazowe doznane w obozie: głód, zimno oraz bicie. Dzieci były świadkami znęcania się załogi obozowej nad ich kolegami i częstokroć ich śmierci w następstwie doznanych obrażeń. Przeżycia związane z brutalnym traktowaniem w obozie wykraczały poza granicę przeżyć każdego dorosłego człowieka i poza granicę przeciętnej ludzkiej wytrzymałości. Pozostawiły one po sobie trwały ślad w postaci przewlekłych schorzeń i trwałego kalectwa, znacznie ograniczając lub całkowicie uniemożliwiając zdolności do pracy. Obecnie chorobowość byłych więźniów jest od pięcio- do dziesięciokrotnie wyższa od chorobowości osób, które nie przebywały w obozach. Najczęściej spotykanymi chorobami wśród byłych więźniów obozu są nadal choroby układu trawiennego, choroby kości i narządów ruchu, psychonerwice i choroby psychiczne oraz choroby układu krążenia, oddechowego i nerwowego. Powyższe wyniki badań lekarskich, jakim poddana została znaczna ilość byłych więźniów obozu przy ul. Przemysłowej, potwierdzają więc – wynikające z zeznań świadków i dokumentów źródłowych – ustalenia śledztwa świadczącego o wyniszczającym charakterze obozu.
W latach 1971–1972 opracowano nawet specjalistyczną instrukcję dla osób przesłuchujących byłych więźniów obozu przy ul. Przemysłowej, aby uwzględnić ich stan psychiczny. Uściślono w niej, w jaki sposób należy pozyskiwać dane i jak zadawać pytania, aby uzyskać potrzebne prokuraturze informacje. W tym względzie korzystano z wiedzy medycznej przede wszystkim w kontekście prawnego zagadnienia zbrodni, badania nad KZ-syndromem zaś rozpoczęły się już w latach sześćdziesiątych XX w. W wydawanym od 1961 r. w Krakowie „Przeglądzie Lekarskim” przedstawiono szerzej problem fizycznych i psychicznych następstw u byłych więźniów obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau, a prekursorem owych działań był z pewnością prof. Antoni Kępiński i jego następczyni prof. Maria Orwid. W latach 1959–1964 stworzyli oni tzw. program oświęcimski, którego celem było badanie psychicznych skutków wojny u byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Maria Orwid przebadała również osoby z drugiego i trzeciego pokolenia polskich Żydów, których rodzice oświadczyli traumy Holocaustu. Do głównych skutków syndromu – dewastujących organizm byłych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych – zaliczono przedwczesne starzenie, spadek wagi, postępującą depresję, zaburzenia snu, problemy adaptacyjne i poczucie niższej wartości. To z kolei prowadziło do hipermnezji napadowej, czyli wizji powracających na jawie pod wpływem bodźców przypominających uraz z czasów światowego konfliktu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Artura Ossowskiego „Dzieci z zielonego autobusu”. Z zeznań o niemieckim obozie dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi (1942–1945)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Dla jednych mógł to być głos ujadającego psa, dla innych świst lokomotywy, turkot kół pociągu, hałas przypominający wystrzał, widok drutu kolczastego, ceglanego muru, zapach spalonych włosów lub skórka zasuszonego chleba. Pod wpływem bodźca broniący się umysł wymuszał aktywność na wielu polach społecznych, co określono mianem hiperkompensacji.
Dzieci z Potulic i Konstantynowa Łódzkiego
Dzieci i młodzież zsyłane były do niemieckiego obozu przy ul. Przemysłowej w Łodzi z bardzo różnych przyczyn. Okoliczności opuszczenia obozu też były różne. Wynikało to nie tylko z wieku osadzonych, charakteru ich rzekomego przestępstwa, ale również z okresu, w którym wykreślano dzieci z ewidencji obozowej. Na pewno niemal wszyscy więźniowie musieli przekroczyć bramę główną usytuowaną przy ul. Przemysłowej 27. Większość z nich dotarła do Łodzi z miejscowości spoza rejencji łódzkiej. Rzadko przywożono ich do obozu z rodzinnych miast lub wiosek. Niekiedy początkowym punktem podróży do łódzkiego obozu był inny obóz, więzienie lub areszt. Wiele dzieci pochodziło z Wielkopolski i Kujaw. Niektóre z nich wcześniej więziono w potulickim obozie lub przetrzymywano w Kietrzu (niem. Kietsch). Oba miejsca były szczególne i cieszyły się złą sławą wśród osadzonych.
Obóz w Potulicach (niem. Lebrechtsdorf) koło Nakła powstał w lutym 1941 r. Początkowo był to obóz przejściowy (przesiedleńczy), a następnie obóz pracy przymusowej. Ostatnia akcja przesiedleńcza okupanta niemieckiego została przeprowadzona jeszcze w 1944 r. Do obozu skierowano wówczas ok. 600 polskich rodzin z pobliskiej Chojnicy, by przygotować miejsce dla ewakuowanych Niemców z Ukrainy. Dwa lata wcześniej ośrodek ten podlegał jeszcze obozowi koncentracyjnemu w Stutthofie (ob. wieś Sztutowo). Nawet po usamodzielnieniu nie zmieniono jego przeznaczenia i wciąż zsyłano do niego polską ludność z Pomorza Gdańskiego i Kujaw. Największymi dostarczycielami przymusowej siły roboczej były niemieckie Centrale Przesiedleńcze w Smukale (niem. Muhsal) oraz Toruniu (niem. Thorn). Jesienią 1943 r. do potulickiego obozu zaczęto przywozić dzieci ze Śląska, aresztowane w ramach akcji Oderberg (10–12 sierpnia 1943 r.) oraz te przebywające dotychczas w tzw. Polenlager. Od 1943 r. wydzielono w granicach obozu Potulickiego dodatkowy obóz dla dzieci ze Wschodu (niem. Ost-Jugendbewahrlager Potulitz), które wywożono stąd do obozu w Konstantynowie Łódzkim. Pierwszy transport do Potulic przybył 5 listopada 1943 r., a wiosną 1944 r. do kujawskiego obozu dotarły również dzieci białoruskie z Witebska i rosyjskie ze Smoleńska. Przywieziono je z obozu Auschwitz-Birkenau. Były w złym stanie fizycznym i psychicznym. Natomiast 4 sierpnia 1944 r. dowieziono do tego obozu dzieci polskie z Zagłębia Dąbrowskiego.
Obóz potulicki utrzymywał stały kontakt z obozem przy ul. Przemysłowej. Z materiałów archiwalnych i zeznań byłych więźniów wynika, że w latach 1943– 1944 wysłano kilka transportów z Łodzi na Kujawy. Potwierdza to korespondencja łódzkiego Gestapo z 1944 r., gdzie poruszono sprawę przewozu dzieci Karoliny Oszek do obozu w Potulicach. Odbywał się również ruch w drugą stronę, gdyż zachowały się m.in. listy przewozowe z 1944 r., z których wynika, że punktem docelowym był obóz przy ul. Przemysłowej.
Korespondencja międzyobozowa poświadcza również przywóz dzieci ze Związku Sowieckiego, małych więźniów z Potulic kierowano niekiedy do Łodzi lub do obozu w Konstantynowie Łódzkim, który funkcjonował od 1943 r. W niektórych przypadkach transporty wysyłano do Generalnego Gubernatorstwa – dotyczyło to na pewno osób dorosłych oraz dzieci starszych, które wywożono do Auschwitz pod komendą SS-Obersturmbannführera Rudolfa Hößa. Możliwe, że przygotowując w potulickim obozie miejsce dla dzieci polskich, już w sierpniu 1943 r. wysłano ok. 430 dzieci sowieckich do obozu pracy w Konstantynowie Łódzkim przy ul. Łódzkiej 27 (niem. Ost-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei).
W tym czasie w konstantynowskim obozie było zarejestrowanych 1148 dzieci (514 chłopców i 634 dziewcząt). Zachowała się również relacja jednego z więźniów, który w lutym 1944 r. został wysłany z obozu przy ul. Przemysłowej do obozu w Konstantynowie Łódzkim. Wraz z nim było jeszcze siedmiu chłopców – wszyscy zostali umieszczeni w zbiorczej sali na trzecim piętrze fabrycznego budynku. Polacy dzielili pomieszczenie z nieletnimi Ukraińcami, na piętrze poniżej mieszkały młodociane Ukrainki. Obozu pilnowali ukraińscy strażnicy w niemieckich mundurach. Warunki bytowe w obozie były lepsze niż w Łodzi. W maju 1944 r. Polacy powrócili do macierzystego obozu, gdyż zakończono kwarantannę i zwalczono ogniska tyfusu. Ogółem, liczba więźniów w obozie łódzkim i konstantynowskim była znacznie mniejsza niż w obozie na Kujawach. Dla porównania, przez obóz w Potulicach przeszło ok. 25 tys. osób, z czego zmarłych i zamordowanych było ok. 1,3 tys., w tym niemal ok. 800 dzieci.