Dekomunizacja po polsku
Obalanie pomników i reliktów dawnego reżimu to tradycyjny już element radykalnych zmian politycznych – począwszy od zburzenia Bastylii w 1789 r. po przewrócenie pomnika Saddama Husajna w Bagdadzie w 2003 r. Likwidacja komunizmu w Europie miała wiele takich symbolicznych momentów, z których najbardziej znane to rozebranie muru berlińskiego i wysadzenie w powietrze mauzoleum Georgi Dymitrowa w Sofii. Nie ominęły one także Polski.
„Żelazny Feliks” okazał się miękki
Pomnik Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego stanął na placu jego imienia (wcześniej i później noszącym nazwę „Bankowego”) 20 lipca 1951 r., w 25. rocznicę śmierci polskiego przywódcy rewolucji bolszewickiej i w przeddzień obchodów Święta Odrodzenia – jednego z dwóch najważniejszych świąt Polski Ludowej. Wydarzeniu temu towarzyszyły huczne uroczystości z udziałem czołówki przywództwa PZPR i państwa. Miejsce to miało być nieprzypadkowe – to właśnie na Placu Bankowym odbyła się w 1905 r. demonstracja pierwszomajowa zorganizowana przez SDKPiL, w czasie której to właśnie tow. „Jacek” przemawiał do zgromadzonych robotników. Pomnik twórcy Czeka był w okresie PRL traktowany jako symbol tradycji obcej, narzuconej społeczeństwu przez komunistów. Skutkowało to próbami jego zniszczenia bądź swoistego sprofanowania – najbardziej znaną podjął w lutym 1982 r. 16-latek Emil Barchański, próbujący wraz z kolegami podpalić monument. Cztery miesiąc później zginął on w tajemniczych okolicznościach, najprawdopodobniej zamordowany przez SB.
Kres historii pomnika przyniosła jesień 1989 r. i koniec systemu komunistycznego w Polsce. 16 listopada pracownicy Wojewódzkiej Dyrekcji Dróg Miejskich rozpoczęli jego rozbiórkę. Wydarzenie to zgromadziło wielu obserwatorów – zwykłych mieszkańców, przedstawicieli środowisk solidarnościowych, dziennikarzy. Rzeźba po rozpoczęciu ściągania jej przez dźwig z cokołu rozpadła się na części, sama zaś głowa rewolucjonisty spadła z hukiem na bruk. Pikanterii całemu zdarzeniu dodawał fakt, że dźwig użyty do demontażu pomnika wyprodukowano w Zakładach im. Ludwika Waryńskiego. Wśród Warszawiaków pojawiły się dowcipy, że Feliks okazał się o wiele mniej twardy niż o nim mówiono. Wkrótce po obaleniu rzeźby (której szczątki zatrzymała WDDM) rozebrano także cokół na którym stała, całość tego miejsca przeznaczając na parking.
Zobacz też:
- Miejska archeologia, czyli historia kilku warszawskich pomników
- Historia pewnego pomnika, pomnik pewnej historii
Wydarzenie to upamiętniono drugoobiegowymi znaczkami „Solidarności”, materiałem w Polskiej Kronice Filmowej oraz filmem dokumentalnym Tadeusza Pałki Z życia pomników. W pewnej odległości od miejsca ustawienia poprzedniego monumentu, w 2001 r. odsłonięto pomnik Juliusza Słowackiego.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Na śmietnik historii
Kolejne miesiące przyniosły w całej Polsce falę obalania pomników dawnego systemu. W Warszawie, niedaleko „Żelaznego Feliksa”, na Placu za Żelazną Bramą od 1985 r. stał Pomnik Poległym w Służbie i Obronie Polski Ludowej, zwany popularnie „Pomnikiem Utrwalacza” („poległym w walce o utrwalenie Władzy Ludowej”). Przedstawiał on grupę żołnierzy, milicjantów, chłopów i robotników dźwigających orła bez korony. Inicjatywa jego wybudowania narodziła się w początkach stanu wojennego i przez znaczną część Warszawiaków odbierana była jako akt przemocy symbolicznej i oznaka hołdu dla represyjności systemu. Zdemontowano go w 1991 r., a jego szczątki nadal można oglądać w magazynie ZDM na Żeraniu.
Już 10 grudnia 1989 r. w Krakowie zdemontowano znajdujący się w Nowej Hucie pomnik Lenina, wystawiony tam w latach 70. i upamiętniający pobyt przyszłego „Wodza Rewolucji” w Galicji tuż przed I wojną światową. W 1991 r. z Krakowa zniknął również pomnik radzieckiego marszałka Iwana Koniewa, który według oficjalnej narracji PRL-owskiej miał w styczniu 1945 r. swoim „genialnym manewrem” uratować to miasto przed zniszczeniem. Co ciekawe, monument przeniesiono do miasta Kirow (dawniej: Wiatka) w Rosji, w okolicach którego urodził się dowódca. W Lublinie rozmontowano ustawiony pod koniec lat 70. pomnik Bolesława Bieruta, ze Starego Rynku w Łodzi zniknął natomiast pomnik Juliana Marchlewskiego. Część zlikwidowanych pomników i popiersi trafiła do Galerii Sztuki Socrealizmu w Kozłówce.
Równie mocno dekomunizacja dotknęła nazewnictwa przestrzeni miejskiej. W Warszawie m.in. Jan Paweł II zastąpił Marchlewskiego, „Solidarność” - Świerczewskiego, gen. Anders - Marcelego Nowotkę a gen. Fieldorf „Nil” - Bieruta. Zmieniono także nazwy placów m.in. Politechniki zamiast Jedności Robotniczej czy też Wilsona zamiast Komuny Paryskiej. Proces ten dotyczył całego kraju, zarówno miast dużych jak i mniejszych. Tradycyjnie już „1 Maja” zamieniano na „3 Maja”, „7 Listopada” na „11 Listopada”, a „Armię Ludowej” na „Armię Krajową”.
Projekt niedokończony?
Fala dekomunizacyjna po kilku latach zaczęła wygasać – najbardziej widoczne i nieakceptowane elementy dawnego systemu zlikwidowano, zaś część społeczeństwa uznała, że problem nie jest tak palący. Postulaty uwolnienia przestrzeni publicznej od śladów komunizmu nadal stawiały natomiast środowiska o profilu prawicowym – zarówno organizacje pozarządowe, jak i partie polityczne biorące udział w wyborach parlamentarnych i samorządowych.
Temat likwidacji pomników i zmiany nazw ulic w różnych miejscach kraju wraca do mediów co jakiś czas. W ostatnich latach ważnym impulsem do tego były wydarzenia w Estonii wiosną 2007 r. Na mocy uchwalonego rok wcześniej prawa, z centrum Tallina miał zniknąć pomnik Brązowego Żołnierza, wystawiony w czasach ZSRR i upamiętniający czerwonoarmistów poległych w walkach o miasto. Dla Estończyków był on jednym z symboli trwającej prawie pół wiek okupacji radzieckiej. Samego pomnika nie chciano jednak burzyć, a jedynie przenieść go na cmentarz wojskowy. Zapowiedź przeniesienia monumentu wzbudziła jednak protesty mniejszości rosyjskiej oraz Kremla, wywołując zamieszki w stolicy Estonii i głęboki kryzys w relacjach między dwoma krajami. Ostatecznie jednak Brązowy Żołnierz został usunięty z centrum miasta.
Przeczytaj również:
Sytuacją analogiczną do przykładu estońskiego jest ciągnący się od początku lat 90. spór o znajdujące się w polskich miastach liczne pomniki wdzięczności Armii Czerwonej. Jego centrum jest dyskusja o warszawskim Pomniku Braterstwa Broni (tzw. „Czterech Śpiących”). Dla jego przeciwników istnienie takiego monumentu jest niedopuszczalne, zważywszy na rolę żołnierzy radzieckich we wprowadzeniu w Polsce komunizmu i zależności od ZSRR. Obrońcy pomnika podkreślają natomiast rolę Armii Czerwonej w wyzwoleniu Polski spod okupacji hitlerowskiej oraz zauważają, że sam pomnik wpisał się w tkankę miejską dzielnicy. W listopadzie 2011 r. w ramach prac nad budową drugiej linii metra podjęto decyzję o renowacji pomnika i przeniesienie go na ubocze Placu Wileńskiego. Wywołało to nowy konflikt między jego przeciwnikami i obrońcami. W 2009 r. doszło natomiast do zburzenia poznańskiego pomnika gen. Karola Świerczewskiego, rok później z Zabrza zniknęło popiersie „Waltera”.
Histmag jest darmowy. Prowadzenie go wiąże się jednak z kosztami. Pomóż nam je pokryć, ofiarowując drobne wsparcie! Każda złotówka ma dla nas znaczenie.
17 maja 2012 r. powstał Parlamentarny Zespół ds. usunięcia z przestrzeni publicznej symboli nazizmu i komunizmu na którego czele stanął poseł Arkadiusz Czartoryski z PiS. Zespół tworzy 8 posłów i 1 senator (po jednej osobie z SP i PO, reszta – PiS), m.in. Małgorzata Gosiewska, Artur Górski, Elżbieta Kruk i Jacek Sasin. Celem istnienie zespołu jest dbałość o przestrzeganie prawa Rzeczpospolitej Polskiej (art. 256 k.k. mówiący m.in. o karaniu propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa oraz rozpowszechniania symboliki faszystowskiej i komunistycznej) oraz promowanie historii Polski i pamięci historycznej. Zespół stawiał sobie za cel wspieranie działań mających na celu usunięcie z przestrzeni publicznej symboliki nazistowskiej i komunistycznej oraz przygotowanie odpowiednich zmian ustawowych w tej materii. Niestety, jak wynika ze strony internetowej Sejmu, zespół do tej pory odbył tylko trzy posiedzenia, w tym jedno poświęcone wyborowi Prezydium.
Rodzą się też inicjatywy oddolne, takie jak powołany przez Stowarzyszenie KoLiber projekt Goń z pomnika bolszewika. W Honorowym Komitecie Poparcia tego przedsięwzięcia znaleźli się m.in. historycy (dr Piotr Gontarczyk, prof. Jan Żaryn), artyści (Jan Pietrzak, Przemysław Gintrowski), politycy (Marek Jurek, Zofia i Zbigniew Romaszewscy), publicyści i działacze społeczni. Z projektem współpracują także organizacje pozarządowe. Organizatorzy piszą na swojej stronie internetowej :
W ramach akcji zbieramy informacje na temat „miejsc pamięci” stworzonych na użytek komunistycznej propagandy, np: pomników, nazw ulic i placów i innych tego typu miejsc lub nazw znajdujących się w całej Polsce. Następnie będziemy podejmować działania, aby ślady bolszewickich kłamstw zniknęły raz na zawsze z przestrzeni publicznej naszych miejscowości.
Wśród ostatnich działań podjętych przez to środowisko wymienić można m.in.protest przeciwko pomnikowi „utrwalaczy” w Rykach.
Idea vs realia
Niemniej ważnym frontem walki dekomunizacyjnej są postulaty zmian w nazewnictwie miejskim. Do dziś w samej Warszawie swoje ulice ma Armia Ludowa i Związek Walki Młodych, a także Teodor Duracz, Zygmunt Modzelewski czy Wincenty Rzymowski. W tym jednak miejscu spór w głównej mierze ideologiczny nabiera konkretu – przeciwko zmianom nazw ulic protestują ich mieszkańcy. Oprócz argumentów o przyzwyczajeniu pojawia się jeszcze inny: koszty. Nowy patron ulicy to konieczność wymiany dowodów osobistych i praw jazdy. To jednak wierzchołek góry lodowej – idzie za tym także konieczność zmiany wpisów w księgach wieczystych, bankach czy ZUS-ie.
Warszawski oddział Ruchu Palikota rozpoczął zbieranie podpisów przeciwko zmianom nazw ulic na Pradze Północ (ul. Dąbrowszczaków, Bertolta Brechta i Jana Młota). Jak podkreślają, pieniądze, które ratusz zapłaciłby za wymianę dokumentów, można wydać o wiele lepiej.
W 2008 r. Instytut Pamięci Narodowej rozsyłał pisma do samorządów, w których zwracano uwagę na komunistyczny rodowód pewnych nazw ulic i placów. Szczególnie w małych samorządach wywoływały one opór – przedstawiciele gmin, powołując się na konsultacje z mieszkańcami, odmawiali przeprowadzenia zmian nazwy. Najwyraźniejszym przejawem tego zjawiska był konflikt z 2009 r. o Brunona Jasieńskiego na linii: zastępca prezesa IPN Franciszek Gryciuk – wójt gminy Klimontów pod Sandomierzem. W miejscowości tej nie tylko znajduje się ulica imienia tego mocno związanego z komunizmem poety, ale też stanowi ona ważny punkt odniesienia dla współczesnej aktywności społeczności lokalnej. Co roku w Klimontowie, gdzie urodził się i mieszkał w młodości Jasieński, organizowane są Brunonalia – impreza kulturalna z warsztatami dla dzieci i młodzieży, pokazami filmów i happeningami. Przypomnienie przez IPN o związkach futurysty z systemem stalinowskim uznano za ingerencję władz centralnych w życie gminy i odmówiono jakiejkolwiek zmiany nazwy. Po opisaniu sprawy przez „Gazetę Wyborczą” Prezes Instytutu Janusz Kurtyka przeprosił samorządowców, przyznając, że Jasieński był ważną postacią polskiej kultury.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Propaganda czy relikt?
Pewną różnicę w postrzeganiu roli PRL-owskich pomników i nazw ulic dobrze obrazuje myśl Witolda Pawlika, Przewodniczącego Rady Miejskiej w Radymnie w woj. podkarpackim, zawarta w odpowiedzi na pismo wysłane przez IPN:
W odczuciu mieszkańców nazwy ulic stanowią swego rodzaju „etykiety” nie tworząc konotacji z ich rzeczywistym znaczeniem. Postawiona teza, jakoby nazwa ulicy stanowiła „wyraz lekceważenia pamięci ofiar totalitaryzmu oraz braku szacunku dla dorobku walki Polaków o wolność obywatela i niezawisłość Państwa w XX wieku” jest nieporozumieniem i nie ma żadnego uzasadnienia.
Rodzi się pytanie: na ile zakodowane kiedyś przez komunistów w przestrzeni miejskiej symbole, takie jak pomniki czy nazwy ulic, pełnią jeszcze jakąkolwiek funkcję propagandową? Czy „miejsca pamięci”, wobec których nie buduje się już przekazu i nie ogniskuje pamięci, są jakimkolwiek nośnikiem ideologii poprzedniego systemu? A może selekcja rozegrała się już w sposób naturalny – zamieniono warszawskich „Czterech Śpiących” na stanowiące ważne miejsce na mapie stolicy obiekty takie jak pomniki Powstania Warszawskiego czy Poległym i Pomordowanym na Wschodzie, pozostawiając obiekty z lat 1945-89 raczej jako martwe ślad nieudanych zabiegów manipulacji historią?
Spór o dekomunizację przestrzeni publicznej rodzi emocje wśród polityków, dziennikarzy, działaczy organizacji społecznych i mieszkańców miejsc, których nadal ta kwestia dotyczy. Tworzy on jasne linie podziału, pozwala ulokować własne środowisko w glorii obrońcy tradycji i zdelegitymizować przeciwnika. Dla jednych jest to „projekt niedokończony”, dla innych zaś ideologiczny atak środowisk radykalnych. Już samo to wskazuje, że tak łatwo temat ten nie zniknie z polskiego życia politycznego, tak rozpalonego i osadzonego w atmosferze sporów o historię.