D-Day na Pacyfiku, czyli inwazja na Saipan
Ten tekst jest fragmentem książki Grzegorza Jeziornego „Morze Filipińskie 1944”.
Nadszedł czwartek 15 czerwca: termin inwazji na Saipan. Przygotowawczy ostrzał artyleryjski rozpoczął się o 5.30 i trwał do godz. 7.00, kiedy to do akcji wkroczyło 155 samolotów pokładowych, z zadaniem przygwożdżenia żołnierzy japońskich. Po zakończeniu nalotu okręty US Navy wznowiły bombardowanie. Ciężkie działa okrętowe strzelały do momentu, gdy oddziały desantowe znalazły się 900 m od brzegu; lżejsze działa (kal. 127 mm) strzelały do czasu osiągnięcia przez barki desantowe 270 m. Nie przerwano jedynie ostrzału rejonu cypla Afetna Point, gdzie nie przewidywano lądowania własnych oddziałów. Ten cel ostrzeliwały głównie krążowniki „Birmingham” i okręt flagowy wadm. Spruance’a – „Indianapolis”. Tuż przed lądowaniem kolejne 72 samoloty pokładowe, tym razem z lotniskowców eskortowych, ostrzelały plaże oraz cele około 100 m w głębi lądu.
Ironią losu był fakt, że ostrzał mógł obserwować ze swojego stanowiska wadm. Nagumo. Ogień ten prowadziły m.in. cztery pancerniki, które dwa i pół roku wcześniej lotnictwo pokładowe pod dowództwem wiceadmirała zatopiło w Pearl Harbor… Jeden z nich, „Tennessee”, został trafiony trzema pociskami 150 mm artylerii nadbrzeżnej. Nie spowodowały one poważnych uszkodzeń, ale na okręcie zginęło ośmiu marynarzy, a dwudziestu pięciu zostało rannych.
Ogień japoński był niemrawy do momentu, kiedy okręty desantowe dotarły do rafy koralowej: wtedy woda dosłownie zagotowała się od wybuchów wstrzelanej wcześniej artylerii japońskiej. Amerykanie odnieśli wrażenie, że wybuchły przygotowane wcześniej miny i ładunki. Mimo wszystko płynące do brzegu jednostki amerykańskie nie poniosły na tyle dużych strat, by przerwać lądowanie. W przeciągu dwudziestu minut 700 pojazdów LVT i 8000 marines znalazło się na plażach Saipanu.
Nie wszystko szło zgodnie z misternie przygotowanym planem. Z powodu silnego prądu łódź naprowadzająca znalazła się na północ od przewidywanej pozycji, co spowodowało zamieszanie wśród oddziałów 2. DPMor. 6. ppmor zamiast na plażach Red 2 i 3, wylądował na Red 1 i 2. Oba bataliony 8. ppmor wylądowały na jednym sektorze (plaża Green 1, zamiast 1 i 2), co spotęgowało panujący chaos. Dodatkowo duże zagęszczenie żołnierzy na niewielkim obszarze powodowało znaczne straty od ognia artylerii i moździerzy przeciwnika. Ponieważ oddziały 4. DPMor wyszły na plażę we właściwych miejscach, luka między dywizjami była dwukrotnie większa, niż zakładano.
Desantujące oddziały musiały ciężko walczyć, aby utrzymać i poszerzyć przyczółek. Bardzo często walka toczyła się na bardzo krótkim dystansie, a w starciach brali udział nawet dowódcy oddziałów. Na koniec Dnia „D” tylko 25. ppmor osiągnął wyznaczone cele. Zajęty przez marines obszar pokrywał mniej niż połowę terenu, który według planu operacji miał zostać zdobyty pierwszego dnia. Amerykanie wstrzymali posuwanie się naprzód, aby skonsolidować linię frontu, okopać się u podnóży wzniesień i przygotować się na spodziewany japoński kontratak.
[…]
Guam, Rota i Tinian 15 czerwca nie zaznały odpoczynku od nalotów. Oprócz bomb podczas nalotu na Tinian cztery Avengery z lotniskowca „Bunker Hill” zrzuciły ulotki propagandowe na Tinian Town54. Ulotki zawierały teksty po japońsku (skierowane do cywilów japońskich) i koreańsku (adresowane do koreańskich robotników na Marianach). Do rozpowszechnienia na Marianach wydrukowano łącznie 280 tysięcy ulotek, w czternastu różnych wersjach. Teksty adresowane do Japończyków zawierały przede wszystkim informacje o niezdolności armii i marynarki japońskiej do obrony swoich terenów. Dlatego teksty ulotek sugerowały zaprzestanie oporu i poddanie się. Motywem przewodnim koreańskiego tekstu były koreańskie dążenia niepodległościowe, ucisk i wykorzystywanie przez Japończyków. Każda ulotka zawierała „Gwarancję zachowania życia”. Gwarancję tą można było oderwać od ulotki i udać się z nią do żołnierzy amerykańskich55. Ulotki rozprowadzano także po wylądowaniu Amerykanów na Marianach.
Saipan: walki pierwszych dni i nocy
W nocy z 15 na 16 czerwca Japończycy małymi grupkami nękali marines, a następnie przeprowadzili większy kontratak siłami 135. batalionu piechoty, wsparty przez czołgi, na lewe skrzydło 6. ppmor. Marines poprosili o wsparcie okręty, które strzelały pociskami oświetlającymi. Na polu bitwy zrobiło się jasno jak w dzień, kierunki działania Japończyków zostały zidentyfikowane. W niektórych miejscach atak naruszył pozycje amerykańskie, ale wtedy Amerykanie wprowadzili do akcji pluton czołgów (pluton B z 2 bat. czołgów), który pomógł odeprzeć atak. Do godziny 7.00 natarcie japońskie zostało całkowicie rozbite, a nieliczne grupki żołnierzy cesarskich, którym udało się przeniknąć przez linie amerykańskie, zostały szybko zlikwidowane. O świcie na polu bitwy pozostały ciała około 700 zabitych Japończyków i wrak jednego zniszczonego czołgu. Dowództwo japońskiej 31. Armii meldowało: „Wróg działa pod osłoną okrętów w pobliżu brzegu; jak tylko nasze atakujące w nocy oddziały poruszają się naprzód, przeciwnik wskazuje cele dużymi pociskami oświetlającymi, które praktycznie zamieniają noc w dzień. Z tej przyczyny poruszanie się oddziałów jest bardzo utrudnione”.
16 czerwca Amerykanie przystąpili do konsolidowania swoich zdobyczy i poszerzenia przyczółka. Udało im się zająć cypel Afetna Point, dojść do przedmieść Charan Kanoa i zamknąć lukę między 2. i 4. DPMor. Atak w kierunku lotniska Aslito spotkał się z większym oporem. Na plażach lądowały kolejne oddziały walczących dywizji. Do walk na Saipanie skierowano także rezerwowy, armijny 165. pp z 27. DP, który wraz z czterema batalionami artylerii wylądował na plażach wyspy 16 czerwca.
Tego dnia doszło do zmiany pierwotnego planu operacji. Admirał Spruance otrzymał informacje o płynącej w kierunku Marianów flocie japońskiej. Z powodu tego zagrożenia odłożono na późniejszy termin desant na wyspie Guam. Przyspieszono rozładunek wojsk i sprzętu. Statki transportowe, które nie były niezbędne do wsparcia żołnierzy, miały rankiem 18 czerwca udać się na wschód od archipelagu i tam, w bezpieczniejszym rejonie, miały czekać do czasu odparcia okrętów wroga.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Grzegorza Jeziornego „Morze Filipińskie 1944” bezpośrednio pod tym linkiem!
W nocy z 16 na 17 czerwca nastąpił zmasowany kontratak japońskich jednostek na pozycje piechoty morskiej. Generał Saitō planował uderzyć siłami 136. pp (dowódca płk Yukimatsu Ogawa, około 500 ludzi), któremu miały towarzyszyć 44 czołgi (lekkie Typ 95 Ha-Gō i średnie Typ 97 Chi-Ha) z 6. pułku czołgów (dowódca płk Gōto). W akcji mieli również uczestniczyć żołnierze 1. Specjalnych Sił Desantowych Marynarki Yokosuka pod dowództwem kmdr por. Tatsue Karashimy. Japończycy otrzymali rozkaz zdobycia radiostacji znajdującej się około 400 m za liniami 6. ppmor. Rozpoczęcie działań miało nastąpić o 17.00, ale japońskie jednostki nie zdołały się przegrupować i atak ruszył dopiero około 3.30. Marines zareagowali na atak morderczym ogniem artyleryjskim, moździerzowym, z dział przeciwpancernych i karabinów maszynowych. Japońskie czołgi padały ofiarą granatników przeciwpancernych Bazooka. Do walki włączył się również pluton Shermanów. Zdeterminowana obrona Amerykanów spowodowała załamanie się natarcia i potężne straty japońskie, szacowane na około 300 ludzi i ponad 30 czołgów. Po stronie amerykańskiej ofiarami walki padło około 150 żołnierzy. Walki ustały o 7.00 17 czerwca. Kontratak gen. Saitō zakończył się kompletnym niepowodzeniem.
17 czerwca po godzinie 6.00 żołnierze 105. RCT (Regimental Combat Team; pol. pułkowa grupa bojowa) z 27. DP zaczęli lądować na plażach amerykańskich. Odbywało się to wolno, ostatni żołnierze tej jednostki zeszli na brzeg dopiero późnym popołudniem. Do wieczora nie udało się wyładować większości sprzętu. Statek z wyposażeniem odpłynął w nocy z 17 na 18 czerwca wraz z pozostałymi jednostkami w bezpieczny rejon na wschód od Marianów. Również 17 czerwca w miejscowości Charan Kanoa swoją kwaterę ustanowił dowódca V Korpusu Amfibijnego, gen. Holland Smith.
O 7.40 dwa bataliony 165. pp przypuściły atak na wschód, w kierunku lotniska Aslito. Odległość od celu wynosiła około 1300 m. Natarcie rozwijało się powoli z powodu ognia z japońskich bunkrów. Do ich zniszczenia potrzebne było wsparcie czołgu, miotaczy ognia, a miejscami także artylerii. Pod wieczór 17 czerwca czołowe oddziały okopały się 200 m od skraju lotniska Aslito.
Na północ od 165. pp oddziały prawego skrzydła 4. DPMor dokonały znacznego postępu w kierunku wschodnim i północno-wschodnim i na dużym odcinku osiągnęły linię O-2. Marines z 1/23, działający na lewym skraju 4. DPMor, po zdobyciu wzgórza Fina Susu postępowali dalej. Wkrótce zostali przygwożdżeni ciągłym ogniem moździerzy i karabinów maszynowych strzelających z lewej strony i natarcie, mimo ponawianych prób, załamało się. Ponieważ batalion 2/23 w międzyczasie posunął się znacznie naprzód, między batalionami powstała spora luka. Podobny problem stanowiła ponad 500-metrowa przerwa między 23. pułkiem a działającą na lewo od niego 2. DPMor. Pomimo trudności w pokonaniu bagien na północ od jeziora Susupe 8. pułkowi przy wsparciu czołgów udało się pokonać broniących tego rejonu Japończyków. Łatwiejsze zadanie miały 2. i 6. pułk, które osiągnęły założone cele, nie napotykając poważnego oporu.
Na lądzie noc z 17 na 18 czerwca, w porównaniu do dwóch poprzednich, przebiegła stosunkowo spokojnie. Dopiero nad ranem 18 czerwca około 30 japońskich barek desantowych (z których każda mogła pomieścić około 70 żołnierzy), obsadzonych przez żołnierzy 1. batalionu 18. pp, wypłynęło z portu Tanapag i próbowało dokonać kontrdesantu na plażach opanowanych przez Amerykanów. Ci nie dali się zaskoczyć: amerykańskie kanonierki LCI(G) ogniem z działek 20 i 40 mm zatopiły 13–14 barek, a resztę zmusiły do odwrotu.
Nad ranem 18 czerwca japońscy żołnierze zostali zaskoczeni brakiem większości statków przeciwnika w pobliżu Wysp Mariańskich. Uznali oni, że amerykańskie jednostki odpłynęły, uciekając przed nadchodzącymi okrętami Nippon Kaigun, co znacznie poprawiło morale cesarskich żołnierzy. Ich radość nie trwała jednak długo. Zbliżała się konfrontacja między flotami obu stron, a jej wynik miał zdecydować o losie Japończyków na Marianach…
Walki US Navy z japońskim lotnictwem bazowym, 15–18 czerwca
15 czerwca w ataku na okręty Task Group 58.3 zginęła jedna z legend początkowego okresu wojny – kmdr ppor. Takashige Egusa. W 1942 roku, jako pilot lotniskowca „Sōryū”, dowodził atakiem na brytyjskie krążowniki „Cornwall” i „Dorsetshire”, zakończonym zatopieniem obu okrętów bez strat własnych. Na pokładzie dwusilnikowego bombowca bazowego P1Y Frances Egusa poprowadził grupę ośmiu samolotów do wieczornego ataku na lotniskowce. Wszystkie bombowce zostały zestrzelone przez artylerię przeciwlotniczą, nie zadając Amerykanom żadnych strat.
Pięć japońskich samolotów torpedowych zaatakowało lotniskowce eskortowe. Cztery z nich zostały szybko zestrzelone przez cztery myśliwce CAP z lotniskowca eskortowego „White Plains”. Piąty przedarł się przez osłonę i zrzucił torpedę w kierunku „Fanshaw Bay”. Okręt nie miał żadnego problemu z jej wymanewrowaniem, a atakujący samolot japoński został zestrzelony przez Wildcata FM-2 z atakowanego lotniskowca.
Wieczorem 17 czerwca grupy samolotów japońskich atakowały lotniskowce eskortowe i jednostki transportowe, krążące na wschód od Marianów. Pięć Jill i jeden Irving, które wystartowały z Truk, zaatakowały transportowce i odniosły pewien sukces: za cenę trzech samolotów trafiły torpedą kanonierkę LCI(G)-468. Piętnastu marynarzy zginęło, a trzech zostało rannych. Kanonierka została ciężko uszkodzona; następnego dnia została dobita przez niszczyciela „Stembel”.
Wkrótce potem w kierunku transportowców przy plażach Saipanu podążyła dużo większa formacja: 31 Zeke, 17 Judy i 2 Frances, która wystartowała z Yap. Minimalnie niecelnie zrzucona bomba uszkodziła okręt desantowy LST-84. Część samolotów zauważyła lotniskowce eskortowe i podążyła w ich kierunku. CAP złożony z 46 Wildcatów został źle naprowadzony i minął się z wrogiem. Artyleria przeciwlotnicza otworzyła intensywny ogień, ale jeden z samolotów przedarł się nad lotniskowiec eskortowy „Fanshaw Bay” i celnie zrzucił bombę, która trafiła w narożnik rufowego podnośnika samolotów. Czternastu marynarzy zginęło, a dwudziestu trzech zostało rannych. Wybuch spowodował zwarcia instalacji elektrycznej i pożary, a także zalanie niektórych przedziałów na rufie. Okręt miał 3-stopniowy przechył na lewą burtę i dwumetrowe przegłębienie na rufę. Najpoważniejszym problemem było uszkodzenie steru. Od 19.58 do 23.13 lotniskowiec był pozbawiony możliwości sterowania, nie mógł również prowadzić operacji lotniczych. Pomimo prac naprawczych nie udało się przywrócić jednostce pełnej sprawności bojowej i okręt 18 czerwca obrał kurs na atol Eniwetok, eskortowany przez szybkie trałowce „Palmer” i „Zane”. Do strat po stronie amerykańskiej należy doliczyć dwa Wildcaty, które rozbiły się podczas lądowania na lotniskowcu „White Plains”. Jeden z nich sunąc po pokładzie, zniszczył lub zepchnął z pokładu pięć innych samolotów.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Grzegorza Jeziornego „Morze Filipińskie 1944” bezpośrednio pod tym linkiem!
Część japońskich maszyn po akcji wylądowała na uszkodzonym lotnisku na Guam, a pozostałe wróciły na Yap. Piloci zameldowali o zniszczeniu dwóch lub trzech lotniskowców oraz o pożarze na niszczycielu lub transportowcu. Na takie wieści czekał wadm. Kakuta. Szkoda tylko, że raport rozmijał się z rzeczywistością…
Dzień później 57 samolotów wysłanych z Palau i Yap zaatakowało amerykańskie tankowce. Trzy z nich („Saranac”, „Neshanic”, „Saugatuck”) zostały uszkodzone, ale mogły kontynuować swoją misję.
Ruchy Nippon Kaigun
W wyniku przeprowadzonej w marcu 1944 roku reorganizacji lotniskowce zostały zgrupowane w trzech eskadrach. Lotnicy 1. Eskadry trenowali w bazach lądowych w pobliżu Singapuru, a 2. i 3. na Wyspach Macierzystych. Wszystkie trzy zespoły prowadziły intensywne szkolenie załóg. 16 maja lotniskowce spotkały się na kotwicowisku w Tawi-Tawi na Filipinach, skąd było bliżej do prawdopodobnego teatru walk. Siły morskie Floty Ruchomej przebywały tam do 13 czerwca.
Kotwicowisko w Tawi-Tawi zostało wybrane ze względu na bliskość złóż ropy naftowej, która musiała być jeszcze poddana rafinacji. Paliwo bezpośrednio po wydobyciu było mocno zasiarczone, co niszczyło układy napędowe okrętów i miało silne właściwości lotne – rzecz zdecydowanie niekorzystna dla jednostek idących do walki. Początkowo okręty miały zakaz tankowania nierafinowanej ropy. Gdy się jednak okazało, że spodziewana bitwa morska nie rozegra się w pobliżu wysp Palau, lecz dużo dalej, w pobliżu Wysp Mariańskich, japońskie dowództwo uznało, że nie ma innego wyjścia. Dla zapewnienia swobody działania floty napełniono zbiorniki okrętów i tankowce pierwotną, nieprzerobioną ropą. Będzie miało to swoje konsekwencje w najbliższym czasie.
W okolicach Tawi-Tawi nie było żadnego czynnego lotniska, co ograniczało możliwości treningowe pilotów z lotniskowców. Okręty rzadko wychodziły w morze z obawy przed amerykańskimi okrętami podwodnymi. Jak wyjaśnia por. Zenji Abe:
Szybko zorientowaliśmy się, że kotwicowisko Tawi-Tawi jest trzymane pod strażą amerykańskich okrętów podwodnych. Na początku czerwca cztery nasze patrolujące niszczyciele padły ofiarą nieprzyjacielskich torped. Pomimo tych zagrożeń i trudności byliśmy zmuszeni wychodzić na otwarte morze, żeby prowadzić tak bardzo potrzebne loty treningowe, ponieważ poziom wyszkolenia w większości grup był niski, jak na ten czas. Co więcej, odkryliśmy, że nasze samoloty nie mogą być utrzymywane w optymalnej formie, jeśli nie latają.
Rankiem 13 czerwca lotniskowce wraz z osłoną wyruszyły przez Morze Sulu w kierunku cieśniny Guimaras, aby być w gotowości do realizacji planu „A”. O 9.00 zespół został wykryty przez okręt podwodny „Redfin”, który nadał meldunek o spostrzeżeniu sześciu lotniskowców, czterech pancerników (w tym dwóch typu „Fusō”), pięciu ciężkich krążowników, jednego lekkiego krążownika i dwóch niszczycieli. Admirał Spruance dostał pierwszą wiadomość świadczącą o aktywności floty japońskiej. Tego dnia na pokładzie „Taihō” doszło do wypadku. Lądujący samolot wbił się w grupę zaparkowanych na pokładzie maszyn. W wyniku tej kolizji potencjał bojowy „Taihō” zmniejszył się o sześć samolotów: dwa Zeke, dwa Jill i dwa Judy. O 17.27 okręty Ozawy odebrały rozkaz adm. Toyody: „Przygotować się do Operacji „A”. Zespół japoński dotarł do cieśniny Guimaras 14 czerwca około 14.00 i rozpoczął uzupełnianie paliwa.
W nocy 14 czerwca w 1. Zespole Zaopatrzeniowym miał miejsce kolejny wypadek. Niszczyciel „Shiratsuyu” robił uniki przeciwko rzekomemu atakowi okrętu podwodnego i wszedł pod dziób tankowca „Seiyō Maru”, który odciął mu rufę. Niszczyciel zatonął błyskawicznie. Dodatkowo, na tonącym okręcie wybuchły niezabezpieczone bomby głębinowe, co zwiększyło straty wśród załogi pływającej w wodzie. Z 226-osobowej załogi „Shiratsuyu” uratowano 155 ludzi. Tankowiec odniósł tylko lekkie uszkodzenia i kontynuował rejs.
15 czerwca o 8.00 okręty Ozawy opuściły cieśninę Guimaras; 55 minut później nadeszła ważna wiadomość od dowódcy Floty Połączonej: „Rankiem 15 czerwca silne siły nieprzyjaciela rozpoczęły desantowanie w rejonie Saipan-Tinian. Połączona Flota zaatakuje przeciwnika na Marianach i unicestwi siły inwazyjne. Rozpocząć Operację „A” w celu stoczenia rozstrzygającej bitwy”. Niedługo potem na okręty japońskie dotarła depesza zawierająca znamienne słowa: „Od tej jednej bitwy zależy wzrost lub upadek cesarstwa japońskiego. Każdy winien uczynić, co w jego mocy”. Tych samych słów użył 39 lat wcześniej adm. Tōgō, motywując marynarzy do walki przed bitwą pod Cuszimą. 16 czerwca jednostki spotkały się w zachodniej części Morza FIlipińskiego z okrętami, które wracały z odwołanej akcji w ramach Operacji „KON” (wsparcia japońskiej obrony na wyspie Biak). Flota japońska zmierzała na spotkanie z US Navy.