Czy państwo musiało kupić „Damę z łasiczką”?
Zbiory Czartoryskich zaczęły powstawać na przełomie XVIII i XIX wieku. Ich twórczynią była Izabela Czartoryska, niezwykle wpływowa dama polskiego Oświecenia. Tworzeniu zbiorów towarzyszyła idea tworzenia narodu w oparciu o wspólnotę kultury i języka. Naród miał być zaprzeczeniem feudalnych podziałów stanowych. Być czymś funkcjonującym ponad nimi i pomimo ich. Potrzebne było jednak spoiwo łączące szlachtę z innymi warstwami, a takim budulcem mogła być historia. Dodatkowo w obliczu upadku Rzeczpospolitej, materialne świadectwa chwały państwa polsko-litewskiego były swoistym dowodem na ciągłości istnienia narodu pomimo unicestwienia struktur państwowych. Kiedy w 1801 roku Izabela zakładała w Puławach muzeum prezentujące kolekcję powiedzieć miała: „Ojczyzno, nie mogłam Ciebie bronić, niechaj Cię przynajmniej uwiecznię”. Od początku więc zbiory nie miały mieć charakteru prywatnego, lecz służyć miały dobru publicznemu.
Jak powstały zbiory?
Powstawanie kolekcji Czartoryskich miało jeszcze jeden, bardzo pragmatyczny cel – uchronienie rzeczy uchodzących za ważne dla narodu, przed ewentualnym zniszczeniem przez zaborców. Wpłynęło to na kształtowanie się samych zbiorów. Kolekcja uznawana była za najlepszy depozyt narodowych pamiątek. Czartoryskim przekazywano więc najcenniejsze dokumenty, elementy strojów, obrazy, broń, ozdoby. Tak swoje zbiory przekazał Izabeli Tadeusz Czacki, który przed upadkiem Rzeczpospolitej zgromadził nie tylko pokaźny zasób ważnych dokumentów państwowych, ale także pamiątki po polskich królach. Niektóre z nich pozyskiwał w specyficzny sposób, otwierając np. królewskie groby.
Dzieło Izabeli kontynuowali jej potomkowie. W ten sposób powstał jeden z najcenniejszych zbiorów obejmujących nie tylko dzieła sztuki, ale także potężną bibliotekę, a w niej wartościowe zabytki piśmiennicze. Celem nadrzędnym ich gromadzenia nie było wyłącznie kolekcjonerstwo, ale nade wszystko tworzenie narodowego depozytu i jego ochrona przed zaginięciem. Oczywiście nie wszystko stanowiło element dziedzictwa narodowego. Słynna „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci była po prostu prezentem jaki Adam Jerzy Czartoryski sprezentował swojej matce.
Ogólnonarodowego znaczenia zbiorów nie kwestionowano w drugiej połowie XIX wieku, kiedy w Krakowie powstawać zaczęło Muzeum Czartoryskich. Taki sam status miało ono po odzyskaniu niepodległości. Choć pozostawało w rękach prywatnych, potomkowie wielkiego rodu zdawali sobie sprawę z charakteru tej własności. Traktowali się bardziej jako kustosze, niż realni dysponenci.
Problem własności
Po II wojnie światowej zbiory zostały „znacjonalizowane”. Jeszcze w trakcie wojny duża część kolekcji została zrabowana, a po 1945 sukcesywnie odzyskiwana. Całość zbiorów przekazywano Muzeum Narodowemu w Krakowie. W latach 80. muzealnicy mający pieczę nad kolekcją, podnosić zaczęli jednak kwestię niewłaściwego zabezpieczenia własności zbiorów. Państwo nie przejęło ich bowiem na własność, ale ustawiło się w roli kuratora kolekcji. Sprawy własnościowe wobec charakteru komunistycznego państwa, miały przecież charakter drugorzędny. Wraz z demontażem systemu pojawiały się pierwsze obawy, czy spadkobiercy Czartoryskich nie upomną się o swoja własność. Dlatego w 1986, z inicjatywny prof. Żygulskiego, rozpoczęto negocjacje z rodziną dotyczące przejęcia zbiorów za odszkodowaniem. Transakcja opiewająca na 6 mln dolarów mogła by dojść do skutku, gdyby strona polska nie chciała płacić prawowitym właścicielom….węglem.
Po upadku systemu, w 1991 roku, ówczesny minister kultury Marek Rostworowski – brat Emanuela i wieloletni kustosz i kurator Oddziału Zbiory Czartoryskich Muzeum Narodowego w Krakowie – zdecydował się formalnie rozwiązać sprawę kolekcji. Ponieważ w budżecie brakowało pieniędzy na ich wykup postanowiono wprowadzić rozwiązanie kompromisowe. Przekazano zbiory Adamowi Karolowi Czartoryskiemu, a ten oddał je w depozyt utworzonej przez siebie Fundacji, która dbać miała o to, aby zachowały one charakter, który nadała im Izabela Czartoryska.
W ten sposób starano pogodzić idee prywatyzacji i zachować dziedzictwo kulturowe i historyczne narodu. Ponad 20 lat współpracy z Fundacją ujawniło wszystkie plusy i minusy takiej formy ułożenia stosunków własnościowych. Przez częste zmiany w statucie Fundacji strona społeczna reprezentowana głównie przez historyków związanych z MNK powoli traciła wpływ na jej funkcjonowanie. Coraz więcej do powiedzenia miał za to Fundator, który w 2003 roku na stanowisko prezesa zaproponował swojego kuzyna Adama Zamoyskiego, który funkcję stracił dopiero w 2011 roku.
Państwo z trudem mogło też kontrolować co się dzieje ze zbiorami. W 1997 roku część z nich Adam Karol wycofał z depozytu, a następnie sprzedał. Wiele kontrowersji wzbudziła też chęć włączenia w obrót handlowy zbiorów zgromadzonych po 1945 roku. Dyskusyjne były także częste podróże zagraniczne „Damy z łasiczką” lub brak większej kontroli MNK nad wypożyczaniem poszczególnych eksponatów. Zaufanie do Fundacji Czartoryskich podkopywały też przepychanki personalne, które kilkakrotnie wstrząsały instytucją. Na to nałożyły się spory o to, kto powinien finansować konserwację czy opiekę nad zabytkami. Jednocześnie nie robiono większych przeszkód w udostępnianiu kolekcji szerokiej publiczności. Nawet na czas remontu budynków Muzeum Czartoryskich wspominany po wielokroć obraz Da Viniciego znalazł się na Wawelu gdzie może cieszyć oko zwiedzających. Teoretycznie zatem Fundacja swoje zadanie statutowe spełniała.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
W obronie kolekcji
Od kilku lat pojawiały się jednak plotki, że Adam Karol Czartoryski gotowy jest sprzedawać część zbiorów. Wśród potencjalnych kupców wymieniano bogatych szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na ile były to groźby mające na celu zmuszenie państwa do wykupu nie wiadomo. W teorii najcenniejsze eksponaty chronione są przez prawo. Ich kupienie na wolnym rynku jest niemal niemożliwe.
W sytuacji obecności zbiorów w Polsce taka sprzedaż byłaby trudna, co innego gdyby jakaś część znalazła się na wypożyczeniu poza granicami. Transakcja mogłaby dojść do skutku, a sądowe dochodzenie swoich praw trwałoby latami, nie dając gwarancji ostatecznego sukcesu. W tym sensie ostateczne wykupienie kolekcji było jak najbardziej zasadne i najlepiej chroniące przed jej utratą.
Pytania pojawiają się oczywiście jeśli spojrzymy na sam charakter zgromadzonych eksponatów i ich pierwotne przeznaczenie. Dużą część zbiorów stanowią historyczne dokumenty państwowe, które nie powinny być elementem obrotu handlowego. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni mi dlaczego Państwo Polskie zobowiązane zostało np. do wykupienia dokumentu traktatu krakowskiego z 1525 roku? Przypomnieć też należy jak zbiory były gromadzone. Izabela Czartoryska swoje muzeum traktować chciała jako miejsce depozytu narodowych pamiątek i z takim celem wiele eksponatów otrzymała (np. wspomnianą kolekcję Czackiego). Nie podarowywano jej zatem przedmiotów jak prywatnej osobie, ale jako kustoszce pamięci. Zbiory Czartoryskich nie są więc do końca ich prywatną własnością, a przynajmniej nie powinny być tak traktowane.
Do tego dochodzi kwestia opieki nad nimi i konserwacji w latach 1950-1989, kiedy trafiły pod kuratele państwa. Co z kosztami, które w tamtym czasie poniosło polskie społeczeństwo? Oczywiście w tym przypadku Czartoryscy mogą powołać się na argument, że przed 1939 rokiem to na nich spoczywała odpowiedzialność za eksponaty, przemilczając kwoty, które łożył na to choćby Kraków.
Jeśli spojrzymy z tej perspektywy kontrowersyjny jest nie tyle wykup, co postawa samego Adama Karola, który całość kolekcji potraktował jak swoją własność. Co prawda kwota którą zapłacono nie pokrywa wartości kolekcji, jednak w skali finansowania rodzimej kultury jest gigantyczna. Czy zatem zbiory, które od początku były gromadzone pro publico bono, nie powinny być po prostu podarowane, a nie sprzedawane?
Czy zatem dobrze się stało, że rząd postanowił kupić zbiory Czartoryskich. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia tak. Nic tak ich nie zabezpieczy jak prawo własności. Z punktu widzenia obyczaju nie, bo charakter zbiorów daleki był od klasycznej definicji prywatnej własności. Większe pretensje miałbym więc do samego Czartoryskiego za to, że zażądał pieniędzy, niż do ministerstwa kultury, które wybrało po prostu mniejsze zło.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.