Czy obranie Karola Wojtyły papieżem zostało przepowiedziane?
Bodaj każde sanktuarium ma swoją legendę. Niektóre motywy się powtarzają – pienińska baśń o ucieczce świętej Kingi przed tatarami (grzebień, rzucony przez Kingę, zmienił się w nieprzebyty las, a wijąca się wstążka w przełom Dunajca) jest niemal identyczna z opowieściami, jakie można usłyszeć na górze Hostýn nieopodal Ołomuńca, w miejscu kultu Matki Boskiej Hostyńskiej. Jeśli wierzyć klechdom czy też zawartym w nich ziarnom prawdy, co najmniej kilka cudownych wizerunków, czczonych w kościołach i cerkwiach Karpat Polskich, zrabowano po węgierskiej stronie i wieziono na północ, gdy nagle woły stawały jak wryte, nie można ich było ruszyć, uklękły, biły pokłony – widomy znak, żeby właśnie tutaj wznieść świątynię… W Ratowie nad Wkrą, na północnym Mazowszu, stoi rokokowy klasztor i sanktuarium świętego Antoniego; legenda mówi, że materiały zgromadzone na budowę świątyni i klasztoru w jedną noc przemieściły się w cudowny sposób, wskazując nowe, właściwsze miejsce … Czasami niespodziewanie spod ziemi tryskało cudowne źródło, woda przywracała wzrok, ludzie ściągali z coraz dalszych stron, stawiano kapliczkę, później niewielki kościółek, ten wkrótce przestawał wystarczać… Znowu gdzie indziej chłop orał, ukazał mu się anioł, polecił… Chyba nie ma ośrodka pątniczego bez opowieści o jego cudownych narodzinach, ginących w tak zwanej pomroce dziejów.
Niemała więc gratka dla historyka kultury obserwować zaczątki sanktuarium, ze świeżą, dopiero formującą się legendą, której czas nie zdążył oszlifować.
Można prześledzić, jak na naszych oczach jednostkowy fakt, podważalny, dający się interpretować na kilka sposobów, niemożliwy do zweryfikowania, przeistacza się w niekwestionowany pewnik, kamień węgielny miejscowej tradycji – zaś okoliczności stawiające oficjalną wersję pod znakiem zapytania okazują się nieistotne i opadają jak zeschłe liście.
Parafię św. Andrzeja Boboli w Gorlicach erygowano w 1983 roku w północnej części miasta, wokół wzgórza Magdalena, miejsca zaciętych walk w maju 1915 roku. Za Gierka stanęło tam Osiedle XXX-lecia PRL dla około sześciu tysięcy mieszkańców. W latach osiemdziesiątych miało powstać jeszcze jedno osiedle, też sześciotysięczne, w sąsiedztwie kolonia domków jednorodzinnych. Lecz przyszedł stan wojenny i zapaść gospodarcza, wzięły w łeb plany rozwoju przemysłu (w Gorlicach produkowano między innymi świetne wiertła górnicze, eksportowane w skrzyniach z napisem СДЕЛАНО В СССР Г. ГОРЛИЦЕ, widziałem), drugiego osiedla nie zbudowano, zaś inwestorów domków jednorodzinnych odstraszyły problemy z wodą i koszty uzbrojenia terenu. Okazało się, że parafia ma o połowę mniej wiernych niż przewidywano.
W tych niełatwych realiach przystąpiono do wznoszenia kościoła.
A tymczasem na drugiej półkuli redaktor Zygmunt Broniarek, korespondent „Trybuny Ludu” w USA i Kanadzie, trafił w polonijnej gazecie na artykuł Stanisława Dąbrowskiego „Jak Karol Wojtyła został papieżem”. Napisał o tym do „Dunajca”, pisma KW PZPR w Nowym Sączu. Oto treść:
Nie wiem, kim jest pan Stanisław Dąbrowski, bo ludzi o tym imieniu i nazwisku jest w Polsce wielu – ale wiem, że w polonijnym „Nowym Dzienniku” (nr z 27 października 1988 r.) zamieścił artykuł Jak Karol Wojtyła został papieżem. Sam tytuł był frapujący. Jeszcze bardziej frapująca była opowieść pana Dąbrowskiego. Znalazło się w niej stwierdzenie następujące: „A kto wie, czy Karolowi Wojtyle nie było pisane zostać papieżem, zanim jeszcze ujrzał światło dzienne? tak jest – zanim się urodził?”.
Pan Dąbrowski jest znajomym księdza Seweryna Koszyka, pochodzącego z Wieprza koło Wadowic, a więc koło miasta, w którym przyszły Jan Paweł urodził się. Oddaję głos panu Dąbrowskiemu:
„Gdy w dzień po wyborze kardynała Wojtyły na papieża złożyłem księdzu Sewerynowi wizytę, by się z nim podzielić radością z powodu tego historycznego wydarzenia, mój zacny gospodarz zwrócił się do mnie, że mi opowie przypadek, który mnie na pewno zadziwi.
Powiem panu, dlaczego Karol Wojtyła został papieżem, a ja księdzem. To, co panu opowiem, po raz pierwszy usłyszałem od ojca, gdy zostałem wyświęcony na księdza w 1959 r. – powiedział ksiądz Seweryn.
Podczas wielkiej wojny światowej mój ojciec i ojciec Karola Wojtyły służyli w austriackim wojsku w tej samej kompanii. Wojtyła był sierżantem, mój ojciec kapralem. W maju 1915 znaleźli się w bitwie pod Gorlicami i obaj siedzieli w tym samym okopie. Rosjanie natarczywie bombardowali pozycje austriackie. Znalazłszy się w ciężkich opałach, nie wiedząc, czy wyjdą z życiem z tego boju, zwrócili się z prośbą o ratunek do Pana Boga i Matki Boskiej oraz wszystkich świętych”.
„i dalej” – ciągnie pan Dąbrowski – „ksiądz Seweryn opowiadał, iż jego ojciec przejęty grozą sytuacji i patrząc śmierci w oczy, ślubował Panu Bogu, że jeżeli wyjdzie z tych opałów cało i przeżyje wojnę i będzie miał syna, to go odda do stanu duchownego. A sierżant Wojtyła, słysząc skromne obietnice kaprala Koszyka, wyprzedził go w swoim ślubowaniu, mówiąc mniej więcej tak:
– Panie Boże, jeśli sprawisz, że wrócę do domu z wojny cało, to mój syn zostanie nie tylko księdzem, ale i prałatem, i biskupem, i kardynałem, i nawet papieżem. Tak ślubowali Panu Bogu dwaj żołnierze austriackiej armii – ojciec księdza Seweryna Koszyka oraz ojciec naszego papieża Jana Pawła II w okopach pod Gorlicami na początku maja 1915 r. Trzeba wiedzieć, że żaden z nich nie był wówczas żonaty”.
Pan Dąbrowski stwierdza dalej:
„Ksiądz Koszyk, jak mi mówił, nigdy nie przywiązywał wagi do tej wojackiej opowieści swojego ojca. ale przynajmniej wiedział, dlaczego on został księdzem.
Natomiast ojciec księdza Seweryna pilnie śledził poczynania Karola Wojtyły, wcześnie osieroconego syna towarzysza broni, i przy każdej tegoż promocji duszpasterskiej nie omieszkiwał przypominać swojemu synowi o gorlickich ślubowaniach ojca papieża. A gdy w 1967 r. Wojtyła został kreowany na kardynała, mój ojciec na krótko przed śmiercią – powiedział ksiądz Koszyk – po raz ostatni przepowiedział spełnienie się ślubowań sierżanta Wojtyły. «to Wojtyła jest już kardynałem; zobaczysz, że zostanie papieżem» – zapewniał mnie ojciec – wspomniał ksiądz Koszyk”.
Czy w okopach austriackich istotnie takie ślubowania zostały złożone? nie ma powodu w to wątpić. Czy owe ślubowania wpłynęły na to, że Karol wojtyła został papieżem? to jest sprawa bardziej złożona. ale jedno jest pewne: nadaje się ona do zrelacjonowania w waszym tygodniku.
Powyższy fragment pochodzi z:
1988, także „Polish Express”, 2 listopada 1988.
Tyle Broniarek. Jego artykuł stał się punktem wyjścia miejscowej legendy. Można więc prześledzić, co konkretnie w tej sprawie było od początku wiadome lub wielce prawdopodobne, a co wymagało uszlachetnienia.
Nawiasem mówiąc, relacja ks. Koszyka jest niespójna – jeśli usłyszał tę historię dopiero w 1959 roku, znaczy, że jego ojciec nie komentował profesury Karola Wojtyły na KUL (1956) ani jego sakry biskupiej (1958).
Ksiądz proboszcz Andrzej Mucha, twórca sanktuarium, podczas kolędy w styczniu 1989 dostał od parafianki wycinek z gazety z powyższym artykułem. Energicznie przystąpił do działania. U miejscowego artysty Michała Wachowskiego zamówił obraz, ofiarowany później papieżowi: sierżant Wojtyła stoi w okopie, obok żołnierz sięga po zakrwawiony bandaż w symbolicznym biało-czerwonym kolorze, w tle sylwetka Jana Pawła II, na horyzoncie budowana świątynia. Obraz ten spopularyzował w formie pocztówek, zaopatrzonych w napis: „16. 10. 1978 r. spełniły się słowa sierżanta Wojtyły wypowiedziane w okopach gorlickich w maju 1915 roku”. Zaś na odwrocie: „na miejscu, gdzie w maju 1915 r. sierżant Karol Wojtyła wypowiedział, że jego syn zostanie papieżem, jest budowany kościół; wotum wdzięczności bogu za Ojca Św. Jana Pawła II. Weź udział w jego budowie”.
A więc kościół zbudowano w miejscu objawienia sierżanta Wojtyły, nie kilka kilometrów na północ czy południe, choć sam ksiądz Mucha miał co do tego wątpliwości. „Jeżeli to, co opisuje Stanisław Dąbrowski, wydarzyło się 2 maja 1915 roku, miało to miejsce prawdopodobnie od strony szalowej w kierunku wzgórza Pustki, bo w tym dniu od tej strony atakował to wzgórze pułk wadowicki. Jeżeli wcześniej, to może akurat w rejonie dzisiejszej Ropicy Polskiej czy ulicy Podzamcze… Dokładne miejsce nie jest znane”.
Ksiądz Mucha w cytowanej publikacji przedrukował całość artykułu Stanisława Dąbrowskiego Dlaczego Karol Wojtyła został papieżem. Opisana jest w nim rozmowa autora z ks. Sewerynem Koszykiem, duszpasterzem w Niagara Falls (jej streszczeniem był tekst Zygmunta Broniarka, przytoczony powyżej). Trudno tylko pojąć, czemu Dąbrowski, zawodowy dziennikarz, opublikował treść tej rozmowy dopiero po dziesięciu latach. Już łatwiej przyjąć do wiadomości, że kapral Koszyk powierzył synowi tajemnicę swych ślubów dopiero po półwieczu. „Zresztą ks. Seweryn zastrzegł się przed przypisywaniem opisanemu tutaj wydarzeniu predystynacyjnego znaczenia, mimo że dotyczy ono także i jego powołania do stanu duchownego”. Natomiast wydaje się rzeczą naturalną, dlaczego ksiądz Seweryn nie opowiedział redaktorowi Dąbrowskiemu tej historii (a znali się) przed konklawe, lecz dopiero dzień po. Albowiem na ogół rozgłasza się głównie te proroctwa, które się już ziściły.
W całej tej historii jesteśmy więc skazani na domysły. O tyle łatwiej je snuć, że dotąd nie natrafiono na bezpośredni dowód udziału sierżanta Wojtyły w bitwie gorlickiej. Zasadnicze pytanie: gdzie był na początku maja 1915 roku – musi pozostać bez odpowiedzi. Wiadomo tylko, że Wojtyła senior służył na tyłach, zajmował się zaopatrzeniem w mundury. Wedle często powtarzanej wersji służył w miejscowości Hranice na Morawach. Jedynym świadectwem jego obecności podczas operacji gorlickiej na pierwszej linii frontu jest świadectwo kaprala Koszyka. Lecz starsi panowie lubią ubarwiać swe przeżycia wojenne… Nic dziwnego, że Koszyk junior miał do wspomnień ojca stosunek dość wstrzemięźliwy i prosił pana Dąbrowskiego, by nie nadawał im „predystynacyjnego znaczenia”.
Kolejną wątpliwość budzi sam dialog. Fakt, że kapral Koszyk w obliczu śmiertelnego zagrożenia złożył taki ślub, wydaje się naturalny; można tu wskazać liczne analogie. Natomiast odpowiedź sierżanta albo miała charakter profetyczny (jak powszechnie się uznaje), albo po prostu zniecierpliwiony i zapewne równie przerażony Wojtyła zaczął przedrzeźniać Koszyka, chcąc go zmitygować. Wizja, że syn galicyjskiego podoficera zostanie papieżem, w tamtych czasach mogła być albo iluminacją, albo sarkastycznym dowcipem.
Legendy założycielskie na ogół utrzymane są w stylistyce baśni, lecz ich geograficzne usytuowanie podaje się precyzyjnie, inaczej nie miałyby sensu. Ważne więc, że kościół zaczęto stawiać w miejscu dialogu Koszyka z Wojtyłą, nie zaś gdzie indziej – a nie to, że najpierw ruszyła budowa, a dopiero potem rozeszła się fama o objawieniu.
Ksiądz Mucha wspomniał: „Po wielu trudnościach, udało mi się sprawdzić autentyczność opowiadania”. Szkoda, że ujął to tak lakonicznie. Byłoby ciekawie przeczytać, jakie miał trudności i jak ostatecznie je pokonał. Obraz Michała Wachowskiego wraz z dziękczynnym adresem delegacja parafian wręczyła papieżowi w Castel Gandolfo. Jan Paweł II miał się kurtuazyjnie wyrazić:
– Ojciec bardzo podobny.
Obraz wystawiono w Domu Polskim w Rzymie.
Mieści się tu również Ośrodek Dokumentacji Pontyfikatu Jana Pawła II. (…) Przewodniczka zwraca uwagę na postacie dwóch żołnierzy. To symboliczne przedstawienie rozmowy po bitwie pod Gorlicami (2 maja 1915 roku) między Karolem Wojtyłą – seniorem i kapralem Koszykiem. Kapral, przerażony grozą walki, ślubuje Bogu, że jeśli przeżyje i wróci cało do domu, odda syna do stanu duchownego… a na to Wojtyła odpowiada przekornie: „a mój syn będzie papieżem!”. Obaj przeżyli wojnę. Syn Koszyka został duchownym, a syn Karola Wojtyły zasiadł na tronie Piotrowym. obraz, o którym mowa, został namalowany w 1989 roku. Mamy już rok 2014. Fakty ukształtowały się, okrzepły i osadziły w świadomości społecznej.
Wszystko jest jasne, nie ma o czym mówić.