Cztery lekcje historii - recenzja i ocena komiksów o polskiej historii
Założenie było proste. Młode pokolenie, wychowane w świecie opanowanym przez obrazki, niechętnie przyswaja wiedzę podawaną w tradycyjnej, podręcznikowej formie. Wyniki badań są alarmujące, nastolatki mają znikomą wiedzę o historii swojego kraju. W tej sytuacji nawet w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego uznano komiksy za formę przekazu, która może ten stan rzeczy poprawić.
Od strajku do wolności
Jako pierwszy pojawił się w sierpniu 2005 roku album „Solidarność – 25 lat: Nadzieja zwykłych ludzi”. Znalazły się w nim cztery krótkie nowele przedstawiające przełomowe chwile w dziejach Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”.
Pierwsza („Długi sierpniowy dzień”) przenosi nas w rok 1980 do Stoczni Gdańskiej. Młody robotnik uczestniczy w strajku pomimo obawy o przyszłość swojej rodziny. Staje się dzięki temu świadkiem pierwszego wielkiego zwycięstwa polskiego społeczeństwa nad socjalistyczną władzą. Druga („Sprawdzian”) toczy się w przeddzień wprowadzenia stanu wojennego. Partyjna góra omawia z dowódcami wojskowymi swoją coraz trudniejszą sytuację. Generał Wojciech Jaruzelski przedstawia plan opanowania sytuacji. Kolejna część („Ostatnia droga”) prezentuje ostatnie godziny życia księdza Jerzego Popiełuszki. Uwielbiany przez wiernych kapłan jedzie do Bydgoszczy i wygłasza tam swoje ostatnie kazanie. Akcja czwartej noweli („Powiew wolności”) dzieje się w czasie rozmów przy Okrągłym Stole. Polski dziennikarz próbuje przekonać swojego angielskiego kolegę, że są właśnie świadkami wydarzenia epokowego, początku upadku komunizmu.
„Solidarność […]” to komiks bardzo interesujący pod względem wizualnym. Czarno-białe ilustracje wykonane aż przez sześciu rysowników są niebanalne i, co najważniejsze, prezentują jednakowy poziom. Inaczej sprawa wygląda ze scenariuszami Macieja Jasińskiego. Nie wypadają dobrze próby kronikarskiego przedstawiania wydarzeń. Bo jak opowiedzieć o strajku w stoczni na 12 stronach komiksu? Do tego potrzebny jest klucz, sposób na pokazanie historii bez uciekania się do podręcznikowej chronologii. Udało się to osiągnąć w przypadku ostatniej noweli — spotkania dwóch dziennikarzy z różnych stron żelaznej kurtyny.
Zabić księdza
Bardzo duży sukces i medialny rozgłos pierwszego przedsięwzięcia skłonił Zin Zin Press do kontynuowania mariażu komiksu z najnowszą historią Polski. Po trzech miesiącach, w listopadzie ukazał się album „Ksiądz Jerzy Popiełuszko: cena wolności”. To rozszerzona wersja noweli „Ostatnia droga”, o której piszę wyżej. Pokazano w niej różne metody, którymi SB próbowało pozbyć się kłopotliwego kapłana, zanim zapadła decyzja o jego likwidacji: podrzucanie do mieszkania ulotek, przesłuchania, śledzenie. W końcu dwa zamachy: pierwszy z 13 października 1984 roku — nieudany oraz ten drugi, przeprowadzony pięć dni później — zakończony śmiercią księdza.
Rysownik Krzysztof Wyrzykowski wykonał przy tym albumie kawał dobrej roboty. Każdy kadr to świetnie skomponowana całość, a realizacja zdradza dużą dbałość o szczegóły. Rysunki socrealistycznego osiedla zachowują klimat spotykany na zdjęciach z lat osiemdziesiątych. Sklep, w którym nie ma towaru, to poczciwy „Społem”, tuż obok stoi Pewex. Na murze zawieszono propagandowy slogan. Nawet w tłumie ludzi uczestniczących we mszy można doszukać się przekroju całego społeczeństwo.
Dużo mniej emocji wzbudza scenariusz Jasińskiego. I znowu nie jest to wina braku umiejętności, ale raczej skutek przyjętej koncepcji. Jasiński postanowił pozostać wierny źródłom opisującym tamte wydarzenia, w wyniku czego czytelnicy otrzymali komiks niemal dokumentalny. Na domiar złego konieczność zawarcia historii na niespełna 30 stronach odbiła się negatywnie na jej spójności. Szczególnie razi skrótowe przedstawienie kulminacyjnych wydarzeń — porwania i zabójstwa księdza Popiełuszki. Opis tego dramatu zajął twórcom komiksu niecałe półtorej strony!
Wiara walczy
Idea przyświecająca poprzednim dwóm albumom Zin Zin Pressu została doceniona przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób kolejny ich projekt, komiks o wydarzeniach poznańskich 1956 roku, został zakwalifikowany do programu rządowego Patriotyzm jutra. Dotacja wyniosła, bagatela, 75 tys. złotych. Ukazanie się komiksu „Poznański Czerwiec 1956”, w przededniu 50. rocznicy tamtych wydarzeń, poprzedzone zostało niespotykaną dotąd w polskim światku komiksowym akcją promocyjną.
Komiks został wydany wręcz wspaniale. Kredowy papier, twarda okładka, a wszystko to za zdumiewająco niską cenę: 24,50 zł. Podobne edycje nieraz kosztowały dwa razy tyle. Niemałą zachętą do zakupu jest już sama okładka wykonana przez Krzysztofa Wyrzykowskiego. Wygląda przepięknie. Dużą wartość artystyczną przedstawiają również ołówkowe szkice w wykonaniu Jacka Michalskiego, które składają się na ten komiks. Widać wyraźną inspirację albumem „Josel” Joego Kuberta.
Niestety, do pełnego zachwytu nad tym dziełem brakuje scenariusza. Jeszcze raz Jasiński postawił na chronologiczne serwowanie wydarzeń godzina po godzinie. Nie ratują tego pomysłu pojawiające się postacie fikcyjne. Żadna z nich nie stała się bohaterem opowieści, są jedynie nieco ważniejsi od statystów. Wypowiadane przez nich kwestie też nie przekonują. Bo trudno uwierzyć, że tłum może wygłaszać kwestie. Krzyczeć, wrzeć, walczyć — tak, ale wypowiadać się — nie.
Czerwień krwi
Dopiero za czwartym podejściem udało się stworzyć dzieło kompletne. „1981: Kopalnia Wujek” (grudzień 2006) łączy w sobie bardzo dobry scenariusz, świetnie komponujące się z nim rysunki i bogactwo dodatków w postaci zdjęć, dokumentów i artykułów prasowych.
Już pierwszy rzut oka na komiks skłania do zapoznania się z zawartością. To zasługa kolejnej doskonałej okładki Krzysztofa Wyrzykowskiego. W środku na czytelników czekają dalsze atrakcje: fragmenty przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego, w którym ogłasza wprowadzenie stanu wojennego, przedmowy Lecha Wałęsy i obecnych liderów „Solidarności”. No i wreszcie sam komiks.
Na wydarzenia patrzymy oczami siedmioletniego Józka. Jego ojciec jest górnikiem, tak samo jak dziadek i pradziadek. Jest 12 grudnia 1981 roku, chłopiec następnego dnia obchodzi urodziny i nie może się już doczekać prezentu. Nie mogąc zasnąć, bawi się w świetle bijącego od okna księżycowego blasku. Aż nagle na ulicy pojawia się... czołg. Ojciec nie wraca z szychty, zostaje wraz z kolegami na terenie kopalni, gdzie zaczyna się strajk okupacyjny. Już wkrótce dojdzie do konfrontacji z milicją i wojskiem.
Niewiele jest tutaj słów, górnicy nie wygłaszają patetycznych haseł, za to ich twarze wyrażają wszystko. Każda kolejna plansza nacechowana jest emocjami. Efekt ten spotęgowany jest przez czerwień wyróżniającą się wśród czarno-białych ilustracji. Najpierw czerwone są cegły, barszcz, marchew. Potem głównie krew. O wielkim kunszcie budowania napięcia świadczy w komiksie moment poprzedzający pierwsze strzały. W małych kadrach widzimy spust, oko, pałkę, palec, lecące kule, dym z lufy, krew, łuski, a w końcu śmierć.
Rezygnacja z kronikarskiego przedstawiania wydarzeń okazała się zbawienna dla tego albumu. Postać chłopca uwiarygodnia opowieść i nadaje jej charakter. Dzięki temu omawiany komiks ma największą szansę pozostać w pamięci czytelników, podczas gdy poprzednie zostaną zapomniane, tak jak zapomina się szkolne podręczniki.
W gusta młodzieży
Wypowiedzi wydawcy i osób zaangażowanych w projekt zdają się udowadniać, że główną intencją stworzenia komiksów była chęć dotarcia do młodego czytelnika. Ma to rzekomo gwarantować komiksowa prostota formy. W czasie triumfu sztuk audiowizualnych, gdy rolę słowa ogranicza się do niezbędnego minimum, a większość treści przekazuje się przez obraz, trzeba szukać innych dróg, by z maksymalnie zwięzłym przekazem trafić do współczesnego odbiorcy — pisze Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. I tu, niestety, wszyscy oni solidarnie się mylą.
Stworzono klasyczne komiksy dla dorosłych, czarno-białe, surowe w treści i formie. Czasem piękne, często interesujące, ale niemające w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć młodzież. Obecnie rynek komiksowy przepełniony jest młodzieżowymi tytułami, barwnymi i pełnymi akcji. Jestem pewny, że Zin Zin Press trafił swoim pomysłem w dziesiątkę i jego seria historyczna sprzedaje się świetnie. Nie potrafię przy tym zrozumieć całej tej otoczki, wmawiania sobie i innym, że chodzi o edukowanie niechętnej książkom młodzieży. Marketingowcy z Zin Zin Press na pewno wiedzą, że taka młodzież nie sięga po ambitne komiksy. Są one dla niej równie nieatrakcyjne, jak ambitne książki.