„Czterech śpiących” bohaterami warszawskiej Pragi?
Słuchając argumentów zwolenników zastanawiam się czasem, czy żyję w kraju, w którym podręczniki historii zaczęto zmieniać ponad dwadzieścia lat temu? Wiele mówi się o spadku czytelnictwa, w porządku, ale informacje można czerpać choćby z Internetu. Dochodzi do tego prasa, radio, telewizja i kino, gdzie w mniejszym lub większym stopniu co roku pojawiają się nowe premiery filmów historycznych. Wiedzę można więc czerpać garściami, wystarczy tylko chcieć. To jednak nie wystarczy, żeby przekonać mieszkańców Warszawy o konieczności definitywnego pozbycia się pomnika „czterech śpiących”. Oczywiście, każdy ma prawo mieć swoje zdanie, ale argumenty, że monument wpisał się w miejscowy krajobraz, wydają mi się mało poważne. Także teoria, że Instytut Pamięci Narodowej prowadzi kampanię informacyjną z tym związaną na „zlecenie polityczne”, są co najmniej dziwne, jeżeli nie śmieszne.
Warto na początku przypomnieć, że rozróżniamy różne systemy totalitarne, o czym większość czytelników dobrze wie. Pod względem poszanowania człowieka ideologia nazistowska nie różni się od komunizmu. Różnicą jest natomiast to, że komunizm pochłonął zdecydowanie więcej ofiar niż nazizm. Wydaje mi się również, że niektórzy dyskutanci, mało uważnie śledzili prace prof. Krzysztofa Szwagrzyka prowadzone warszawskim cmentarzu na Powązkach. W ich efekcie udowodniono komunistycznym oprawcom nie tylko bestialstwo i tortury, ale również brak poszanowania dla zwłok ludzkich. Trudno sobie nawet wyobrazić, że zwłoki ofiar stalinowskiego UB leżały czasem kilka dni w piwnicach budynków, a następnie były potajemnie grzebane. Zdarzało się, że przebierano zwłoki w mundury Wehrmachtu. Na miejscu pochówku na Kwaterze „Ł” zorganizowano później śmietnik, co miało nie tylko zatrzeć ślady, ale także dodatkowo pohańbić ofiary. To tylko przykład – jeden z wielu. Czy w takim przypadku powinniśmy mówić o pomniku Braterstwa Broni jako o symbolu wyzwolenia, czy raczej zniewolenia i okupacji?
Wspominany monument odsłonił Bolesław Bierut, który także nie był sympatycznym, dobrodusznym panem. Został on wyznaczony przez Stalina na przywódcę komunistycznej Polski nie ze względu na kompetencje i wartości jakie reprezentował, tylko przez swoją uległość. Miał on na rękach krew niewinnych ofiar. Nie tak dawno pisał Piotr Osęka:
Oczywiście towarzysz Tomasz nie był przywódcą malowanym. Sprawował władzę z sowieckiego nadania, ale była to władza jak najbardziej realna. Wraz z Jakubem Bermanem i Hilarym Mincem (określano ich mianem triumwiratu) odpowiadał za reformy gospodarcze, przebudowę ustroju, ale też za terror wobec opozycji i działalność aparatu bezpieczeństwa. Osobiście przeglądał wybrane akta śledztw i musiał zdawać sobie sprawę, że zeznania wymuszane są torturami, zaś akty oskarżenia zawierają fikcyjne zarzuty. Do 1952 r., kiedy przestał pełnić funkcję prezydenta, zatwierdził – odmawiając skorzystania z prawa łaski – ponad dwa i pół tysiąca wyroków śmierci.
W latach czterdziestych i pięćdziesiątych Sowieci oraz ich poplecznicy wymordowali znaczną część elit intelektualnych, które mogły tworzyć zręby późniejszej opozycji. Ich perfidia, aparat terroru i determinacja w dziele zbrodni, doprowadziły do zniewolenia i zastraszenia Polaków. Po amnestii z 1947 r. w polskich lasach zostało według różnych źródeł 1,2 – 1,8 tys. Żołnierzy Wyklętych, którzy nie mogąc pogodzić się ze zniewoleniem walczyli o wolność. Jednym z nich był Józef Franczak ps. „Lalek”- ostatni lubelski partyzant, który poległ w esbeckiej obławie – 21 października 1963 roku w Majdanie Kozic Górnych pod Piaskami.
Warszawa jest nie tylko naszą Stolicą, jest wizytówką, synonimem walki i postawy Narodu. Uważam, że nie można jej traktować jako przechowalni symboli systemu totalitarnego. Tymczasem pomnik „czterech śpiątych” nie jest poświęcony polskim żołnierzom. Podnoszony często aspekt udziału Wojska Polskiego w walkach u boku Armii Czerwonej nie jest jednoznaczny, nie można go także powierzchownie ocenić. Na łamach Histmaga pisał na ten temat Tomasz Leszkowicz:
Wreszcie sprawa nie mniej kluczowa: tragedie tych żołnierzy. Polacy pod Lenino, nieprzygotowani i źle dowodzeni, trafili w środek operacji, która zakończyła się militarną katastrofą i masakrą. Spowodowaną zresztą w równym stopniu błędami Berlinga i jego niektórych oficerów pochodzących z Armii Czerwonej, jak i postawą radzieckiego dowództwa armijnego. Trud frontu wschodniego, znany nam z książek o armii Stalina, w takim samym stopniu doskwierał polskim żołnierzom. Desant na Czerniakowie we wrześniu 1944 roku, walki na Wale Pomorskim czy nad Odrą nie odegrały wielkiej roli militarnej, były jednak krwawą łaźnią, w której żołnierze LWP ponieśli ofiarę, okazując jednocześnie wiele bohaterstwa.
Bohaterstwo i chęć wyzwolenia Ojczyzny przez Polaków– tak! Nie można tutaj jednak mówić o braterstwie broni. Braterstwo to szacunek, walka, to w pewnym sensie więcej niż więzy krwi. Tymczasem przedmiotowe traktowanie Wojska Polskiego i fatalne dowodzenie nim przez dowódców radzieckich w niczym tego nie przypominało. Szanujmy zwykłych żołnierzy kierujących się pobudkami patriotycznymi, dyskutujmy o dowódcach, którzy z przekonaniem i wolą polityczną wykonywali rozkazy. Bo tak jak wspominał mistrz strategii Carl von Clausewitz: Wojna jest niczym innym, jak dalszym ciągiem polityki przy użyciu innych środków.
Warto głęboko zastanowić się nad przyszłością praskiego pomnika. Może w niektórych przypadkach mieszkańcy Warszawy odpowiedzą w sondażu „co mnie to obchodzi”, ale to jest właśnie wolność wypowiedzi. Warto zacytować także fragment ulotki jaką rozdawali przechodniom przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej, a która została opracowana przez Andrzeja Zawistowskiego, Dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN:
Warto, by w przyszłości pamiętano, kogo i co upamiętniał pomnik o swojsko brzmiącej nazwie. By pamiętano, na co w 1945 r. patrzyli „czterej śpiący”.
Warto. Proszę więc Was decydenci, udowodnijcie po raz kolejny, że Polacy są rozumnym narodem. Że potrafią nie tylko walczyć, ale i budować. Pokażmy, że nie daliśmy się zniewolić i że nie uginamy karku. Czy lata terroru komunistycznego tak bardzo nas zmieniły i nauczyły dawać nieodpowiedni przykład naszym dzieciom? Bo to właśnie im jesteśmy winni pamięć, więc pamiętajmy.
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".