„Czeski błąd” – reż. Jan Hřebejk – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2010-09-30, 14:15
wszelkie prawa zastrzeżone
Z każdej kobiety można zrobić prostytutkę, jeśli się użyje tego rodzaju argumentów jak ukończenie studiów muzycznych czy lekarskich, kupno małego domku poza miastem i rozpoczęcie nowego życia połączonego z odrodzeniem moralnym – pisał Marek Hłasko. Jan Hřebejk w „Czeskim błędzie” twierdzi, że to w gruncie nic złego.
reklama
Reżyseria: Jan HrebejkScenariusz: Petr JarchovskýZdjęcia: Martin SáchaCzas trwania: 100 min.Premiera: 3 września 2010 (Polska),21 grudnia 2009 (Świat)Produkcja: CzechyOcena naszego recenzenta: ++5/10++(jak oceniamy książki i filmy?)

Film nie traktuje dosłownie o prostytucji, lecz o sprzedawaniu się w szerokim tego słowa znaczeniu. Początek „Czeskie błędu” jest wręcz sielankowy. Bohaterem jest Ludek, który ma wszystko, by zostać prezydentem. Wykształcony (profesor psychiatrii), przystojny, wysportowany, jest szlachetny, ma udane życie rodzinne i może pochwalić się, pełniącą rolę wisienki na torcie, piękną przeszłością jako działacz opozycji w komunistycznej Czechosłowacji. O prezydenturę wcale nie zabiega, za to zostaje bohaterem filmu dokumentalnego. W ekipie realizującej dokument znajdują się Pavel, nieidealny zięć idealnego Ludka, i jego kochanka Radka. Odkrywają, że wisienka na torcie jest zgoła robaczywa. Wkrótce okazuje się, że to nie jedyna tajemnica szanowanego profesora.

„Czeski błąd” jest dobrze zagrany, jest nieco humoru (kapitalna scena rozmowy Pavla z żoną i kochanką!), a nawet pojawia się ładny polski akcent. Dla zagranicznego widza może być uniwersalną opowieścią o zdradzie, winie i przebaczeniu. Z polskiej perspektywy bardziej interesujące wydają się czeskie (i czechosłowackie) realia, bliskie naszym. Także nad Wisłą ludzie świnili się, donosząc bezpiece.

Jest jednak pewne „ale”, bowiem „Czeski błąd” jest ekranizacją rozprawki „O wyższości Judasza nad Annaszem i Kajfaszem”. I jest w nim coś przerażająco smutnego. Okazuje się, że nie ma prawdziwych bohaterów. Takich, którzy powiedzą, jak w wierszu Konstandinosa Kawafisa, wielkie Nie, grzebiące ich na całe życie. Nie chodzi mi papierowe postacie w rodzaju pana Skrzetuskiego czy filmowych wcieleń Chucka Norrisa. Chodzi o bohatera, który, mimo wszystko, mimo tych studiów lekarskich czy muzycznych, mimo małego czy dużego domku poza miastem, odważy się powiedzieć wielkie Nie. U Hřebejka prawie wszyscy mówią większe lub mniejsze Tak. A jak już zdecydują się powiedzieć Nie, to nie do końca.

Może to kwestia tego, że – jak uczą podręczniki do scenopisarstwa – bohater idealny jest nudny. Może to sprawa natury naszych południowych sąsiadów, którzy z wielkiego bohaterstwa w ostatnich stuleciach nie słynęli. A może po prostu film się nie udał.

reklama
Komentarze
o autorze
Michael Morys-Twarowski
Doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współautor monografii Dzieje Cieszyna (2010). Publikował artykuły m.in. w „Polskim Słowniku Biograficznym”, „Studiach Historycznych” i „Pamiętniku Cieszyńskim”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone