Czekając na Sowietów
Po konflikcie o Wilno tuż po I wojnie, kiedy miastu groziły rządy bolszewickie, a głównie – po zajęciu miasta przez polskie wojsko 9 października 1920, dla Polaków i Litwinów Wileńszczyzna stała się w istocie terenem sporu wojennego. Zerwane stosunki dyplomatyczne między obydwoma państwami (do 1938 roku) wróżyły tym relacjom jak najgorzej, choć okres międzywojenny kończył się względnie pokojowo. Inicjujący II wojnę światową zmasowany atak Niemców i Sowietów na Polskę i jej całkowita klęska – odwróciły sytuację. Litwa na kilka miesięcy zyskała głos w krytycznej dla obu stron sprawie Wilna.
W „Karcie” 74 przedstawiliśmy litewski punkt widzenia na wzajemne stosunki lat 1920–38. Teraz uzupełniamy ten obraz fragmentami dziennika Michała Römera – pisanego z perspektywy Kowna, lecz po polsku – o pierwszych miesiącach II wojny. To ta wojna, a nie relacje między Polakami a Litwinami, zdecydowała o powojennej przynależności Wilna. (Red.)
Kowno, 17 września 1939, niedziela
Nowina wielka, która niezwykle komplikuje wojnę, a też stawia Litwę wobec zagadnienia olbrzymiej wagi. [...] Tą ciężką nowiną jest wkroczenie Sowietów na terytorium polskie od wschodu. [...]
Że mobilizacja zarządzona – to fakt. Ale czy wojna, czy pochód litewski na Wilno – to jeszcze kwestia. Staje przed Litwą trudny i odpowiedzialny problemat decyzji. Niemcy i Sowiety mogą ją kusić, mogą nawet na nią wywierać presję, aby uczyniła to samo, co Sowiety, to znaczy zajęła Wilno, nie wypowiadając formalnie wojny Polsce i ogłaszając zachowanie „neutralności” w wojnie polsko-niemieckiej. Ale ulegnięcie takiej pokusie jest niebezpieczne podwójnie. Raz – że mogą uczynić po tym tak, jak z Polską po zezwoleniu jej na zajęcie Zaolzia, a po wtóre – że jeszcze ostateczny wynik wojny niewiadomy i że niebezpiecznie jest Litwie stanąć po stronie niemieckiej. Gdybyż to sama Polska zaproponowała Litwie zajęcie Wilna! Ale czy zgodziłyby się wtedy na to Niemcy? [...]
18 września, poniedziałek
Plotki służących, ich strach, który ma wielkie oczy, usposobienie paniczne ludzi ciemnych i małych, którzy wobec wielkich wypadków są jak tabaka w rogu i których byle co przeraża, trochę mnie zdenerwowało wczoraj wieczorem – wobec braku wszelkich informacji ścisłych (ani radia, ani gazet, ani informacji ustnych od ludzi światłych i poinformowanych). Największym rozsadnikiem pogłosek, plotek i paniki są małe sklepiki spożywcze, w których rano zbierają się służące i do których zresztą w ciągu dnia także zaglądają; są to rodzaje klubów plotki i sensacji, gdzie każda pogłoska olbrzymieje i obrasta komentarzami. [...]Najciekawsze zagadnienie to stanowisko Litwy. Problemat Wilna, [...] do którego Litwa z takim uporem całą swą tęsknotę i swoje prawa kierowała. Okazja może jedyna. Kiedyż się trafi druga taka?! Ale co robić? „Zdobywać” Wilno na ginącej Polsce – to łączyć się z Niemcami i Sowietami, kiedy wojna ogólna niezakończona i kiedy niepodobna jeszcze przewidzieć, kto ostatecznie będzie zwycięzcą. Brać Wilno w porozumieniu z Polakami, uprzedzając zbliżające się od wschodu do Wilna Sowiety – to narażać się na zatarg z Sowietami, co w tej chwili mogłoby być dla Litwy katastrofą. Dylemat bardzo trudny. Opinia litewska jest wszakże cała poruszona, uwaga skierowana na Wilno.
We wczorajszej odezwie premiera litewskiego, generała [Jonasa] Černiusa zaznaczona jest kategorycznie bezwzględna neutralność Litwy w obliczu wszystkich stron walczących, a w szczególności trzech wielkich wciągniętych w wojnę sąsiadów (Niemcy, Sowiety, Polska). To znaczy – Litwa rezygnuje z pochodu na Wilno, bądź w kontakcie z Sowietami i Niemcami, bądź przeciwko nim. Jest wszakże w tej odezwie wspominka o pewnych nierozstrzygniętych kwestiach spornych (czytaj: kwestia wileńska) z tymi sąsiadami (czytaj: z Polską), ale, jak dodaje odezwa, Litwa jest zdecydowana te kwestie rozstrzygać li tylko na drodze pokojowej, nie zaś faktami dokonanymi z orężem w ręku. To jeszcze bardziej podkreśla decyzję, by nie maszerować na Wilno. [...]
Z kół polskich na Wileńszczyźnie Litwa była proszona zająć spiesznie Wilno, uprzedzając najazd bolszewicki. Oczywiście ludność Wileńszczyzny, nie wyłączając Polaków, woli zajęcie Wilna przez Litwę od okupacji sowieckiej czy niemieckiej. [...]
19 września, wtorek
Dramat wileński dokonany. Wilno już zajęły wojska sowieckie. Litwa nie miała dużo czasu do namysłu. Gdyby stan oczekiwania trwał dłużej, to może by się Litwa energiczniej kusiła o zajęcie Wilna, bo opinia publiczna litewskich kół inteligenckich była bardzo poruszona i skłonna kłaść nacisk na rząd, aby szukał sposobów do korzystania z okazji. Rząd utrzymał linię bezwzględnej rezerwy.Na początku wojny Niemcy proponowali Litwinom zająć Wilno, ale Litwini odmówili, bo musieliby to robić przeciwko Polsce jako sojusznicy i wspólnicy Niemców i przez samo to zerwaliby z neutralnością i uwiązali się w wojnę. Teraz, wobec inwazji bolszewickiej ze wschodu i groźby zajęcia Wilna przez Sowiety, sami Polacy, nie mając już żadnej nadziei stawienia czoła, gotowi byli angażować Litwę do uprzedzenia zbliżających się ze wschodu Sowietów. [...] W Wilnie w niedzielę było zwołane zebranie [polskich społecznych] organizacji, na którym jednak nie dogadano się, bo choć wszystkie organizacje pragnęły przyjścia Litwinów, to jedne chciały zabiegać o to niezwłocznie, a inne żądały porozumienia się uprzedniego z rządem polskim i otrzymania od niego instrukcji oraz aprobaty tego kroku. Widocznie uważały, że jednak kwestia zaproszenia Litwinów jest aktem, który może zaciążyć na przyszłości, gdyby Niemcy zostały kiedyś przez państwa zachodnie zwyciężone i doszłoby do rekonstrukcji Polski, a wtedy wyproszenie z Wilna zaproszonych doń Litwinów mogłoby być trudne.
Władze litewskie nie zdecydowały się iść do Wilna bez uzgodnienia z Sowietami i poleciły posłowi litewskiemu w Moskwie Natkiewiczowi [Ladasowi Natkevičiusowi] porozumieć się z nimi. Widocznie jednak Sowiety domyślają się intencji Litwy i z tym się nie kwapią, bo Natkiewicz nie zdołał uzyskać niezwłocznej audiencji u komisarza spraw zagranicznych [Wiaczesława] Mołotowa. Audiencję wyznaczono mu za kilka dni, kiedy już będzie za późno na uprzedzenie wkroczenia Sowietów do Wilna. [...]
Wilno przeżyło wczoraj dramatyczny dzień. Były podobno ciężkie sceny, poruszenie i szalona panika, nieopisana desperacja. Wielkie masy zbiegów dążą ku litewskiej linii demarkacyjnej i gromadzą się, usiłując się przedostać na stronę litewską. Oddziały wojskowe są rozbrajane przez litewskie wojsko i kierowane do obozów koncentracyjnych. Osoby cywilne w zasadzie nie są wpuszczane, ale już dziś podobno pozwolono wkroczyć do Litwy tym, którzy mają tutaj krewnych.
Ja miałem wczoraj i dziś wiele próśb i błagań, zgłoszonych bądź bezpośrednio do mnie telegraficznie, bądź za pośrednictwem innych osób – o interwencję na rzecz uzyskania pozwolenia na wjazd do Litwy. [...] Interweniowałem u ministra wojny. [...]
20 września, środa
Cały dzień upłynął pod znakiem uchodźców z Wileńszczyzny. Rano miałem jeszcze depeszę z Oran od Szymona Meysztowicza z prośbą o interwencję na rzecz wpuszczenia go do Litwy. Depeszę oddałem do urzędu ministra wojny. Rano ujrzałem pierwszego uchodźcę, mojego przyjaciela, dr Adolfa Narkiewicza z Wilna, który doczekał się w Wilnie wkroczenia oddziałów sowieckich (tanków) w poniedziałek wieczorem. Żonę wysłał poprzednio z synkiem na Zawiasy do litewskiej linii administracyjnej, a sam dopiero nazajutrz wyszedł po cywilnemu na miasto, pokręcił się i poszedł pieszo do Zawiasów, gdzie bez żadnej przeszkody przekroczył linię demarkacyjną – za okazaniem wizy od konsula generalnego litewskiego w Wilnie – i przyjechał najspokojniej pociągiem do Kowna, zanocował w hotelu i rano przyszedł do mnie. Myślał, że tu zastanie już żonę, ale nie ma dotąd jej śladu. [...]
W Koszedarach uchodźcy [...] są zatrzymywani i rejestrowani. Zebrało się ich tam kilka setek. Rozmieścili się, jak mogli: śpią na podłodze po jakichś mieszkaniach i izbach, gdzie kto zdołał się umieścić. W Zawiasach ludzie się męczyli przez parę dni. Zbierały się tam od niedzieli coraz większe masy zbiegów z Wilna oraz bliższych i dalszych okolic. Cały ten tłum, przerażony, usiłował dostać się na terytorium Litwy Niepodległej. Litwini na razie nikogo nie wpuszczali, ewentualnie wyjątkowo bardzo nielicznych. [...]
W poniedziałek i wtorek rano nad linię demarkacyjną zaczęły napływać coraz liczniejsze oddziały wojska polskiego. Sceny były dramatyczne. Niektóre oddziały wojskowe przekraczały granicę i rozbrajały się, oficerowie klęli rząd i dowództwo. Było kilku, co się zastrzeliło. Niektóre całe oddziały zawracały, nie chcąc składać broni, i szły walczyć, potem znów powracały... Przy każdym otwarciu szlabanu granicznego gromady uchodźców wdzierały się na terytorium Litwy. Wreszcie Litwini wpuścili wszystkich.
Rozbrojone oddziały wojska polskiego skierowane zostały na Kowno do kurortów podmiejskich [...], cywile – do Koszedar. Z Koszedar pozwolono im jechać swobodnie, gdzie chcą, do Litwy, oprócz Kowna, gdzie mogą się osiedlać tylko za specjalnym pozwoleniem ministra spraw wewnętrznych. W liczbie uchodźców są marszałkowa Piłsudska, Aleksander Prystor, kilku wojewodów, wiceminister, ogromna ilość ziemian, którzy uciekali na gwałt przed bolszewikami. [...]
23 września, sobota
Co dalej? Sądzę, że to, co się stało, to dopiero preludium do wielkich wydarzeń, które niesie rozpoczęta wojna. Wypadki, które zaszły na gruncie Polski w ciągu pierwszych trzech tygodni, były tak przerażająco jaskrawe, że pozornie ma się wrażenie, iż to jest coś skończonego i że ta wojna trwa od niesłychanie długiego czasu. [...]
W komunikatach sowieckich było powiedziane, że „w Białej Rusi Zachodniej” (sic!) zajęte zostało Wilno. We wtorek Mołotow przyjął Natkiewicza. Rozmawiał z nim przyjaźnie, zapewniał, że Sowiety mają na względzie interesy Litwy. Ale to są ogólniki. A tymczasem Wilno jest w ręku Sowietów. [...]
25 września, poniedziałek
Atmosfera, wytwarzana przez uchodźców polskich w ich własnych kołach oraz w kołach miejscowych Polaków, szczególnie zaś ziemian, nie jest zdrowa ani przyjemna. Ci ludzie, zdenerwowani i przerażeni, szerzą też przerażenie dokoła. [...]
Dla naszego ziemiaństwa obecność licznych uchodźców polskich z ziem litewsko-białoruskich nie jest czynnikiem społecznie dodatnim. Ponieważ wśród uchodźców jest ogromny odsetek ziemian, którzy są związani z naszym ziemiaństwem koligacjami i dawnymi stosunkami osobistymi, przyjaźni, nic dziwnego, że nasi ziemianie swoich braci bardzo serdecznie przyjmują i współczują. Wszak do ostatnich czasów uważali oni tych braci w Polsce za szczęśliwych i uprzywilejowanych, jako nietkniętych reformą agrarną i mających w Polsce wpływowe stanowisko. Przecież właściwie całe ziemiaństwo ziem litewsko-białoruskich, tak tych, które stanowią dziś Litwę Niepodległą, jak tych, które były w posiadaniu Polski, stanowiło jedną społeczność stanową, bardzo zwartą, ściśle spojoną koligacjami, posiadającą wspólne tradycje dziejowe.
Na terytorium wschodnim, które po Wielkiej Wojnie odeszło do Sowietów, społeczeństwo to zostało zniszczone. Ewentualne zaś jego ostatki uciekły i rozpierzchły się po Polsce, ale na terenie państwowym polskim i litewskim tych ziem zachowało ono prawie w całości swoją dawną spoistość. Podział państwowy tej spoistości nie rozbił. Ta część ziemiaństwa, która pozostała na terenie Litwy, została osłabiona, to jednak, a może właśnie dlatego, ciążyła nadal do swojego pnia w Polsce i nie wrosła – z bardzo małymi wyjątkami – w społeczność litewską, nie tylko narodową, ale i państwową. Dziś katastrofa państwowa Polski i jednocześnie katastrofa ziemiaństwa litewsko-białoruskiego na Wileńszczyźnie i polskich „Kresach Wschodnich” jest zarazem katastrofą naszego ziemiaństwa, wykolejającą całą jego orientację i boleśnie raniącą serca. [...]
Dwory polskie na Litwie zapełniły się tymi nieszczęśliwymi rozbitkami. Ale okoliczność ta jest dla naszych dworów ziemiańskich społecznie niewątpliwie zła, nawet gdyby Sowiety nigdy tu nie przyszły. W oczach litewskiej ludności wiejskiej, wśród której te dwory zawsze były i są oazami obcego obyczaju i obcych dążeń, ta izolacja i obcość dworów, naszpikowanych elementem „pańskim” przybyszów, jeszcze bardziej się uwydatni i ujaskrawi. [...]
2 października, poniedziałek
[...] Obozy internowanych oficerów i żołnierzy polskich są w Kułautuwie, Olicie, Birsztanach, Połądze i Rakiszkach. [...] Wśród żołnierzy szerzą się niesubordynacja i anarchia. Żołnierze nie chcą salutować swoich oficerów i grubianią im. Słyszałem o takich wypadkach z Birsztan. Dla utrzymania dyscypliny litewskie władze wojskowe zarządziły hierarchiczną organizację internowanych. W ogóle internowani z wielkim uznaniem mówią tak o ludności, jak o władzach litewskich.
3 października, wtorek
[...] Dziś rano nasz minister spraw zagranicznych [Juozas] Urbšys, w towarzystwie posła litewskiego w Moskwie dr Natkiewicza i zastępcy posła sowieckiego w Kownie [Nikołaja] Pozdniakowa, wyleciał samolotem do Moskwy dla układów z Sowietami. [...]
Litwę Wilno nęci, bo wszak to jest ten ideał i tęsknota, które świeciły Litwie przez cały czas od odzyskania Niepodległości. Ale odzywają się dziś głosy wśród Litwinów wyrażające rezerwę co do pożyteczności odzyskania Wilna z rąk sowieckich, bo Wilno jest mało zrośnięte psychicznie z Litwą, a zaczyn komunistyczny w nim już fermentuje. [...]
Powiadają, że w Wilnie wszyscy są przekonani, że rychło przyjdą tam Litwini, których znakomita większość ludności, zwłaszcza chrześcijańskiej, gorąco czeka. [...]
10 października, wtorek
Coraz bardziej potwierdza się wiadomość o oddaniu Litwie przez Sowiety Wilna z połacią kraju Wileńskiego. Zdaje się to już być pewnikiem. Z najpewniejszych ust słychać o tym. Doniesienia urzędowego o układzie z Sowietami jeszcze nie ma. Cała opinia litewska naelektryzowana. Na razie odzyskanie Wilna zasłania bolesne i niepokojące ustanowienie załóg sowieckich na Litwie i w ogóle – głęboką zależność polityczną od Sowietów, w którą popada nie tylko Litwa, ale co najmniej blok małych republik bałtyckich, a właściwie i cała Europa Wschodnia. [...]
11 października, środa
Wilno oddane. Radio rano doniosło o podpisaniu w Moskwie umowy. Sądzono, że będą dwie umowy odrębne: jedna o tzw. pakcie wzajemnej pomocy (ta pomoc „wzajemna” przypomina raczej okupację jednostronną albo przynajmniej podporządkowanie wasala, zabezpieczone załogami) i druga – o odstąpieniu Litwie Wilna z pewnym terytorium. Okazało się wszakże, że umowa jest jedna, zawiera obie rzeczy. Opinii litewskiej to się oczywiście nie podoba: odzyskanie Wilna, udekorowane przez załogi sowieckie, daje pewien niesmak aktowi. Lepiej, gdyby to było odseparowane. Rozczarowanie wywołują też wieści o granicach ustępowanego terytorium Wileńszczyzny. Terytorium to ma być niewielkie i nieobejmujące nawet całego zaludnienia językowo rdzennie litewskiego. [...]
Pod tym względem Litwa ma wielki zawód. Na razie jaskrawość odzyskania Wilna naturalnie zasłania poniekąd te poważne braki granicy. Jaskrawość tego faktu dominuje, przynajmniej w opinii tych, co dziś demonstrowali radość i triumf Wilna, i w urzędowym traktowaniu dnia. Od rana miasto [Kowno] się ustroiło w chorągwie narodowe. Zainscenizowane zostały uroczystości: obchód odzyskania Wilna w ogródku Muzeum Wojennego ze sztandarami organizacji i mowami generała [Vladasa] Nagiewicza-Nagiusa i dr [Antanasa] Juški, pochód ze sztandarami do pałacu prezydenta, mowa naczelnika Związku Strzelców [Pranasa] Saladžiusa i mowa prezydenta [Antanasa] Smetony z balkonu Prezydentury... Były po tym pochody uliczne, śpiewy. Mówiono wciąż o Wilnie. Był przykry zgrzyt kopnięcia nogą powalonych Polaków w mowie Nagiewicza, czym się wszyscy oburzali – przynajmniej w starszym pokoleniu. Niestety – na czoło wysuwają się demagogicznie dawne czynniki Związku Wyzwolenia Wilna z dr. Jušką na czele. Zły to omen, który może dużo bruździć w Wilnie i szkodzić zrastaniu się Wilna z Litwą przez jątrzenie i obrażanie uczuć polskich, które na razie, w tych osobliwych warunkach, gotowe są do szczerej radości i do pojednawczego powitania Litwinów. Należy się obawiać błędów i nietaktów, mogących psuć i szkodzić. Ale gorliwcy usiłują się pchać na czoło i dać wyraz namiętnościom albo robić karierę na „patriotyzmie”.
Dziś w entuzjazmie Wilna litewskie Kowno ludowe było jak pijane. Ale ta radość wybuchowa nie sięga głęboko i zapewne się zachłyśnie w trzeźwej ocenie całokształtu umowy, likwidującego właściwie Niepodległość prostą i kategoryczną. Za parawanem odzyskanego Wilna stoją obce załogi w różnych punktach kraju, placówki ewentualnej wojny Sowietów z Niemcami albo też, co nie daj Boże, placówki pochłonięcia sowieckiego Litwy. Szczerej i powszechnej radości ani też głębokiego uczucia zadowolenia bez troski przygnębiającej – nie ma. Śmiejemy się przez łzy. Jakże męczeńska jest droga Litwy do Wilna. Prawdziwa Golgota. [...]
16 października, poniedziałek
[...] Polacy litewscy, choć może na razie trudno będzie im to przyjąć, bo dotąd byli uprzywilejowani, będą musieli zrozumieć, że ich sytuacja i znaczenie w państwie litewskim, zwłaszcza w obecnych granicach, ulega zasadniczej zmianie. Są w państwie litewskim małym odłamem mniejszościowym na skrawkach kresowych terytorium państwowego, a Wilno, które jest ich największym skupiskiem, nie jest tylko zaanektowanym miastem polskim, jak jakaś Łomża, włączona do Białej Rusi Zachodniej, ale jest stolicą Litwy. Psychice Polaków wileńskich trudno może będzie przez czas dłuższy do tego się zastosować. [...]
18 października, środa
Wciąż przybywają w pojedynkę uchodźcy z terenów zajętych przez Sowiety. Przedzierają się przez granicę do Litwy. Formalnie Litwini ich nie wpuszczają, ale faktycznie patrzą przez palce i starają się nie robić utrudnień. Skądinąd i na wyjazd uchodźców, a nawet internowanych do Francji Litwa patrzy przez palce i stara się nie widzieć, że właściwie odbywa się na wielką skalę odpływ nie tylko starszych i bogatszych ludzi, ale nawet młodzieży uchodźczej i wojennej [młodych żołnierzy] do Francji, gdzie będzie ona rekrutowana do Legionów i do restaurowanych tam polskich sił zbrojnych.Z obozów internowanych wciąż bardzo licznie zbiegają ludzie, a władze litewskie nie przeszkadzają im w tym zbyt skwapliwie i nie troszczą się o nich. Ci zbiegowie zapełniają Kowno i włóczą się bez żadnych dokumentów, nocują w Dobroczynności Polskiej przy ulicy Kiejstuta albo w gimnazjum polskim pokotem, tam też są żywieni albo otrzymują kartki obiadowe do jadłodajni, w ciągu dni zalegają konsulaty. Po wyrobieniu sobie w poselstwie polskim, a obecnie, po wyjeździe tegoż z Kowna, angielskim – polskiego paszportu, przechodzą ze stopy internowanych na stopę uchodźców tranzytowych, wyrabiają sobie bez przeszkody litewskie wizy wyjazdowe, następnie wizę wjazdową francuską i wszystkie wizy tranzytowe i czmychają. [...]
Usposobienie uchodźców i internowanych wobec Litwy i władz litewskich jest jak najlepsze. Rzeczywiście, są tu traktowani bardzo liberalnie. Nikt ich nie zaczepia, nie sprawdza, nie czyni trudności. Trzeba też przyznać, że i oni zachowują się karnie.Przed paroma dniami wpadł do Litwy z powiatu augustowskiego spod Grodna nasz kuzyn Tadeusz Tukałło, syn Walerego. Zgłosił się do mnie, dziś był u mnie na herbacie. Człowiek młody, udaje się naturalnie do Francji do wojska polskiego. Spędził kilka tygodni pod bolszewikami. Powiada, że cała ludność wiejska w Augustowskiem, także ludność w Grodnie jest usposobiona antysowiecko. [...]
19 października, czwartek
[...] Pozawczoraj przez zieloną granicę przybył do Kowna pan Minejko z Wilna. [...] Powiada, że produktów spożywczych w Wilnie jest w bród, na razie nawet obficiej i taniej, niż było przed wkroczeniem Sowietów. Wszystkie restauracje w Wilnie funkcjonują i obiady w nich są tanie. Tłumaczy się to tym, że włościanie zamożniejsi, nastraszeni tym, że pod rządami sowieckimi wolno będzie mieć tylko po jednej krowie, spieszą wyprzedawać swój żywy inwentarz. [...]
Okoliczność ta może mieć ujemne skutki dla Litwy, gdy ta wkroczy do Wilna. Wtedy zamknie się podaż od wschodu i chociaż Litwa produktów spożywczych dowiezie dosyć, to jednak ich ceny sprzedaży będą oparte na cenach produkcji i na kalkulacjach gospodarczych producentów. [...] Szerokie masy będą wiedziały z doświadczenia tylko jedno, co dla nich będzie prawdą empiryczną: za Polaków było tanio, za bolszewików – najtaniej, za Litwinów – najdrożej. [...]
20 października, piątek
Z dnia na dzień czekamy na otwarcie drogi do Wilna. [...] Podług otrzymanych wiadomości, przygotowano już w Wilnie na spotkanie wkraczających Litwinów zieleń, kwiaty, chorągwie, transparenty... Niestety – we środę doczekano się ogłoszenia przez radio, że wpierw winno nastąpić podpisanie w Moskwie protokołu, zawierającego szczegółowe opisanie granic. [...]
21 października, sobota
Wciąż to samo: „Towariszcz Mołotow izwiniajetsia – oczeń zaniat, nie możet was priniat’” [Towarzysz Mołotow przeprasza – jest bardzo zajęty, nie może pana przyjąć]. Jest to jedyna, zdaje się, odpowiedź, którą Natkiewicz w Moskwie słyszy od kilku dni na swoje zabiegi o podpisanie protokołu opisania granic i ustalenia wkroczenia wojsk i władz litewskich do Wilna i Wileńszczyzny. I oto my dzień po dniu czekamy, słysząc wciąż zapewnienia, że właściwie żadnych istotnych przeszkód nie ma i nie przewiduje się, i że lada dzień nastąpi wreszcie wyjaśnienie, podpisanie protokołu.... Czeka też Wilno, któremu czekać jest ciężej niż nam tutaj.
Tymczasem bolszewicy wywożą z Wilna i okolic, co się da. [...]
23 października, poniedziałek
Rano zostałem wezwany przez Mašalaitisa do Rady Ministrów na posiedzenie, w którym wzięli udział: wicepremier minister Bizowski, Mašalaitis, minister sprawiedliwości [Antanas] Tamošaitis, Merkys, Tadeusz Pietkiewicz i ja. Chodziło o omówienie projektu ustawy wstępnej o zasadach zarządu Wilna i kraju Wileńskiego.
Projekty były dwa. Jeden rządowy, ułożony przez Mašalaitisa i Pietkiewicza, przejrzany przez Radę Stanu, po tym znacznie skrócony i przerobiony, mniej więcej zaakceptowany przez rząd. I drugi – kontrprojekt Merkysa, zaangażowanego na stanowisko pełnomocnika rządu w Wilnie. Oba projekty były zatytułowane jako ustawa o wcieleniu Wilna i kraju Wileńskiego do Litwy. Oba powołują się na wstępie na odzyskanie tego kraju z mocy traktatu z Sowietami z 10 października 1939 i oba mówią o rozciągnięciu działania konstytucji państwowej na ten kraj. [...]
24 października, wtorek
Coś się znowu przewleka. Litwini ani rusz do Wilna wkroczyć nie mogą. Bolszewicy ustąpili z miasta z cząstką terytorium, ale faktycznie dotąd nie wpuszczają. Dlaczego – trudno pojąć. Skrajni pesymiści skłonni są już twierdzić, że oddanie Wilna było tylko gestem, ale w istocie Sowiety faktycznie go w ogóle nie oddadzą. [...]
Tak czy inaczej – zwłoka ta jest zła. Zła kilkakrotnie. Po pierwsze dlatego, że działa denerwująco i niepokojąco na opinię publiczną, co zawsze jest dla wszelkiego ładu społecznego i państwowego ujemne. Po wtóre – że im dłużej Wilno pozostaje w bezkrólewiu, tym bardziej się w nim komplikują zagadnienia, narastają różne nastroje i może nawet spiski, gromadzą się w Wilnie zbiegowie, których ilość tam podobno szalenie wzrosła, a to wszystko utrudni zarząd miasta. Po trzecie – że kompromituje państwowość litewską i czyni wrażenie, że Litwa jest wyłącznie na łasce Sowietów. [...]
Opracował Jan Sienkiewicz (Wilno)