Cyrk Staniewskich i pomoc Żydom w czasie II wojny światowej
Ten tekst jest fragmentem książki Sue Smethurst „Ku wolności”.
Lala wierci się w łóżku i przewraca z boku na bok. Nie może spać, od kiedy się dowiedziała, że cyrk musi zostać zamknięty. Kurtyna opadła po raz ostatni, kończąc występy Cyrku Staniewskich w wielkim stylu, więc teraz Lala zamartwia się, co stanie się z jej trupą i skąd weźmie środki do życia. Praca w cyrku zapewniała jej uroczej gromadce pewną ochronę przed Niemcami, ale teraz nie może ich już dłużej chronić.
Artyści cyrkowi, młodzi, wysportowani i silni mężczyźni, są niezłym nabytkiem dla brygad roboczych. A jeśli chodzi o gimnastyczki, to obawia się najgorszego. „Nowy Kurier Warszawski” regularnie publikuje ogłoszenia rodzin poszukujących zaginionych córek i sióstr. No i powszechnie wiadomo, że niemieckie bestie porywają kobiety prosto z ulicy i wykorzystują dla własnej przyjemności. Lala nakłania artystów, którzy mają dokumenty międzynarodowe, by jak najszybciej wyjechali, i dodaje kilka złotych do ostatnich wypłat, by pomóc im w ucieczce. Ale wielu z jej wiernych pracowników i artystów jest Żydami. Wymyśliła pewien sposób, żeby im pomóc, ale musi zaryzykować własne życie.
Idzie więc jeszcze raz do pałacu Brühla, tym razem sama. Bronisław chce jej towarzyszyć, ale w końcu niechętnie się zgadza, by to zadanie zostawić wyłącznie Lali. Dzięki temu zrobią wrażenie, że to nieformalna sprawa, będzie mniej powodów do podejrzeń. Gdy Lala idzie w kierunku placu Piłsudskiego, przechodzi przed Ogród Saski i podziwia złote kasztanowce, które zaczynają tracić liście. Znad Wisły wieje orzeźwiający wiaterek, sygnalizując, że zbliża się kolejna długa zima, ale jednocześnie pomaga jej powstrzymać mdłości, które dręczą ją od samego rana na myśl o czekającym ją spotkaniu z Fischerem, i przyjemnie chłodzi zarumienione policzki.
Nim zjawia się przed ozdobną bramą z kutego żelaza, dokładnie wie, co chce osiągnąć. Jej serce bije jak szalone, gdy prowadzą ją szerokimi rokokowymi korytarzami pałacu. Lala wie, że za każdymi drzwiami, które mija, siedzi jakiś nazistowski komendant. Czuje zło emanujące z potężnych marmurowych ścian. Jej wizyta u Fischera nie wymaga jedwabiu ani cekinów. Ma na sobie skromną, ciemnoniebieską spódnicę tuż przed kolano i dopasowany żakiet podkreślający biust i figurę w kształcie klepsydry. Zainspirowana hollywoodzką gwiazdą Olivią de Havilland zaczesała do tyłu ciemne, kręcone włosy i upięła tak, by loki opadały luźno na ramiona. W ręku trzyma chusteczkę, by wycierać wilgotniejące dłonie, w których niesie dużą kopertę z dokumentami.
Trwało to cały miesiąc, ale dzięki koneksjom Bronisława i pokaźnej sumie pieniędzy Lala dostała fałszywe dokumenty dla większości swoich pracowników. Wie, że właśnie ten człowiek może przybić konieczne pieczęcie.
Wchodzi do biura i widzi Ludwiga Fischera rozpartego w fotelu. Gubernator omiata ją od dołu do góry zachwyconym spojrzeniem, zaprasza, żeby usiadła, i natychmiast zaczyna przemowę o działaniach wojennych, jakby chciał jej zaimponować. Rozmawiają o trudach wojny, a Fischer narzeka na zmianę pór roku.
Kąciki ust Lali drżą, gdy stara się ze wszystkich sił, by uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Gdy dochodzą do tematu jej wizyty, Lala kładzie na biurku kopertę. Doskonale wie, że chociaż Fischer wydaje się całkowicie zrelaksowany, w rzeczywistości to bezwzględny człowiek, który w każdej chwili może zmienić front. Pamięta o tym, by wręczając mu kopertę, delikatnie musnąć czubki jego palców. Uważnie przygląda się twarzy zbrodniarza, wypatrując w niej najmniejszych nawet oznak nieufności. Gubernator z uwagą studiuje każdy dokument.
– Kim są ci ludzie? – pyta rutynowo, bo tak naprawdę wcale go to nie interesuje.
– Nasz najbardziej oddany personel, doktorze Fischer. Traktujemy ich jak rodzinę, bo są z nami już od bardzo dawna. Niektórzy od dzieciństwa. Wychowywaliśmy ich jak własne dzieci.
– Chyba nie pomagacie Żydom, pani Staniewska? – pyta Fischer z uszczypliwym uśmiechem.
– Broń Boże! – zapewnia Lala. – Doktorze Fischer, mogę pana zapewnić, że ci ludzie będą dobrymi i lojalnymi pracownikami Führera oraz orędownikami jego misji wojennej. Na każdej stronie pojawia się ohydna czerwona swastyka, nadając dokumentom moc prawną. Lala oddycha głęboko, wkładając papiery do teczki, zabawiając gubernatora jeszcze przez kilka minut uprzejmą, lecz nad wyraz męczącą rozmową, po czym wychodzi.
Ale jej przedstawienie jeszcze się nie skończyło. Spokojnie opuszcza pałac Brühla i kieruje się w stronę domu. Po drodze rozmyślnie zatrzymuje się w kawiarni, żeby sprawdzić, czy nie jest śledzona. Bez pośpiechu i bez paniki.
Bronisław niecierpliwie czeka na żonę w mieszkaniu. Słyszy jej lekkie kroki na schodach, a gdy wchodzi do środka, nalewa jej drinka.
– Jest pani genialna, pani Staniewska – mówi, całując ją w czoło.
Tej nocy Lala po raz pierwszy od dawna zasypia spokojnie w ramionach męża.
Bronisław wprowadza Kubusia do mieszkania i szybko zamyka za nim drzwi, kładąc palec na ustach, by pokazać, żeby się nie odzywał. Przykłada ucho do drewnianych drzwi, nadsłuchując, czy nikt nie idzie. Lala stoi przy oknie i dyskretnie wygląda przez szczelinę w zasłonach. Nad jej głową unosi się dym z papierosa. Jest głęboko pogrążona w myślach, jej sylwetka wydaje się nieomal eteryczna.
Łapanki i aresztowania stały się nieznośnie częste. Każdego dnia zabierają jakiegoś mężczyznę prosto od stołu, gdy je śniadanie lub obiad. I już nigdy nie wraca. Czasami z całych budynków lub ulic znikają wszyscy mężowie, bracia i synowie; Niemcy wywożą ich w głąb Rzeszy, by harowali w hitlerowskich fabrykach albo kopali rowy na wschodniej granicy w ramach przygotowań do ataku na Rosję. Ciała tych, którzy próbowali uciekać, leżą na ulicach i nie wolno ich stamtąd zabrać.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Sue Smethurst „Ku wolności” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Sue Smethurst „Ku wolności”.
W trakcje jednej aktion w ciągu trzech dni zniknęło jedenaście tysięcy mężczyzn i chłopców. Nikt się nie spodziewa, że kiedykolwiek wrócą. Aktorzy, lekarze, prawnicy, naukowcy i artyści również są przedmiotem zainteresowania okupanta, więc Bronisław obawia się, że jest teraz łatwą ofiarą, ponieważ cyrk i łapówki już na nic się nie zdadzą. Tylko czas pokaże. Po kilku minutach uważnego nadsłuchiwania jest pewien, że nikt nie śledził Kubusia, więc mogą przejść do interesów.
– Kufer… – mówi Lala i kiwa głową do Bronisława.
Bronisław unosi wieko starej skrzyni stojącej w salonie przy kredensie. Łuszczący się napis „Cyrk Staniewskich” namalowany niegdyś jaskrawą, intensywnie czerwoną farbą, jest nadal widoczny po jednej stronie rozeschniętych białych desek. Bronisław szpera w nim przez chwilę, wyrzucając na podłogę kolekcję peruk, plakatów i kostiumów. Później za pomocą ostrego noża podważa cienki kawałek drewna, który idealnie pasuje do dna kufra. Tylko wyćwiczone oko jest w stanie dostrzec, że kryje się tam skrytka. Bronisław ostrożnie wyjmuje złożony mundur i wręcza go Kubusiowi.
– Jest idealny – zachwyca się Kubuś i oddycha z ulgą. – Nigdy nie zdołam się wam odwdzięczyć.
– Żyj – mówi Bronisław, biorąc swojego protegowanego w objęcia. – Po prostu żyj.
Kubuś uważnie przygląda się twarzy dyrektora, jego wydatnemu nosowi i migdałowej cerze. Maluje w myślach jego portret, w nadziei, że nigdy go nie zapomni. To samo robi z Lalą i całuje ją w policzek.
– Idź już – mówi Lala, nie chcąc przeciągać pożegnania.
Kubuś wraca przez miasto do mieszkania Lewinów z paczką bezpiecznie schowaną pod płaszczem. Na Muranowskiej czeka na niego Fajwel. Jakub postanowił, że również się do nich przyłączy.
Tej nocy Kubuś i Fajwel śpią na podłodze w mieszkaniu Lewinów. Kubuś śni o miękkich, jasnych włosach Gada i śladach czerwonej szminki Mindli na policzkach synka. Na długo przed świtem trzej mężczyźni żegnają się ze Szmulem i znikają w ciemnościach. Przedstawienie czas zacząć.
O dziwo pociąg przyjeżdża zgodnie z planem. Gdy pojawia się na horyzoncie, Kubuś w mundurze konduktora wychodzi z cienia i pewnym krokiem zmierza ku krawędzi peronu.
– Przepraszam, przepraszam – mówi, uchylając czapki i przepychając się przez tłum. Polakom nie wolno podróżować pierwszą ani drugą klasą, więc musi ustawić się na końcu składu, gdzie będą wsiadać pasażerowie trzeciej klasy. Gdy pociąg się zatrzymuje, Kubuś kiwa porozumiewawczo głową do stojącego dalej konduktora. Zgodnie z instrukcjami inni członkowie trupy cyrkowej również pojawili się przed świtem na peronie i pełni nadziei przyłączyli się do innych pasażerów, mieszając się z gęstniejącym tłumem. Żydom w ogóle nie wolno podróżować pociągami i nie ma żadnej gwarancji, że ich nowe dokumenty wystarczą, jeśli trafią na prawdziwego konduktora, ale wszyscy są gotowi podjąć to ryzyko.
– Alle einsteigen ! Wszyscy wsiadać! – nakazuje po niemiecku głos przez megafon, a na peronie rozlega się gwizd, sygnalizując, że pociąg jest gotowy do odjazdu. Kubuś otwiera drzwi, a pasażerowie zaczynają wpychać się do wagonu, kurczowo ściskając w dłoniach swe bezcenne bilety, które mu pokazują. Kubuś podnosi jedno czy dwoje dzieci, pomaga kobietom wnosić torby i walizki, zdziwiony, że ten podstęp tak dobrze działa. Fajwel wydaje się wyższy w swoim najlepszym garniturze i kapeluszu. Miga Kubusiowi przed oczami biletem, który wcześniej kupił, i podrobionym dokumentem tożsamości, a fałszywy konduktor wpuszcza go do wagonu. Potem przychodzi kolej na Jakuba, a za nim pojawiają się inne znajome twarze. Specjaliści od obsługi sprzętu, pracownicy fizyczni i pomocnicy, którzy nigdy nie stali na scenie w świetle reflektorów, ale nie szczędząc krwi i potu, umożliwiali występy takim artystom jak Kubuś, dzisiaj też żegnają się z Hitlerem. Ci, którzy mieli nowe dokumenty tożsamości, kupili bilety kolegom, którym nie udało się ich zdobyć.
Kubuś pospiesza ostatnich pasażerów, a gdy peron jest już pusty, wyciąga flagę z kieszeni przy drzwiach i macha nią, by dać znak, że wagon jest pełen, a potem zamyka i zabezpiecza drzwi. Cała operacja trwała zaledwie trzy minuty.
Opiera głowę o mahoniową ścianę wagonu, bierze głęboki oddech, gdy peron zostaje w tyle, a pociąg do Białegostoku opuszcza stację. Krawcowa Lali wykonała świetną robotę, kopiując mundur Deutsche Reichsbahn, pracownika niemieckich kolei. Jednorzędowy ciemnoniebieski garnitur był łatwy do uszycia dla utalentowanej szwaczki: sześć guzików i prosty wykładany kołnierz. Ale tylko rzemieślnik z wysokimi kwalifikacjami mógł wyszyć na rękawie godło Trzeciej Rzeszy z tak zegarmistrzowską precyzją. I tylko wprawne oko byłoby w stanie wykryć fałszerstwo. Wiele osób ryzykowało życie właśnie dla tej chwili i Kubuś jest im za to głęboko wdzięczny.
Musi się uszczypnąć, by uwierzyć, że właśnie zaczyna podróż, która doprowadzi go do Mindli i Gada; że właśnie rusza w drogę ku wolności.