„Crusader Kings III” – recenzja i ocena
Minęły niecałe dwa lata od czasu, gdy odziedziczył tron po swym dziadku, Bolesławie III, gdy ten zmarł przedwcześnie na atak serca. Cesarz-dyplomata nie wytrzymał wieści o tym, że jego syn i następca, Skarbimir książę Östergötlandu, zginął od mołdawskiego miecza podczas bitwy kończącej kilkuletnią wojnę z Bizancjum o wenedzkie posiadłości nad morzem Czarnym. Tron przypadł więc Leszkowi, karłowi bardziej kochającemu kwestie teologii, niż władzy. Wśród Słowian karły traktowane były z niechęcią, co w połączeniu z wrogością wobec trzymającego żelazną ręką swych wasali Bolesława spowodowało powstanie sojuszu możnych, chcących zrzucić władzę poznańskich Piastów. Frakcji tej przewodzili król pomorski Gniewosz i królowa Białej Rusi Olga, zaś ich siły prawie na pewno przewyższały to, co mógł wystawić Leszek. Na domiar złego, na pierwszy znak wojny domowej zapewne swój ruch wykona potężne królestwo Bawarii, które nigdy nie wybaczyło Imperium Wenedzkiemu zdobycia Holsztyna przed ponad pięćdziesięciu laty. Na południu granica na Karpatach wydawała się stabilna, jednak zależni od Konstantyonopola Chorwaci już dwukrotnie usiłowali odsunąć Wenedów bardziej na północ, Rhōmaîoi zaś chętnie im w tym pomagali. Ultimatum od rebeliantów mogło przyjść lada dzień, Leszek II obawiał się zaś, że otrzymanie tego pisma będzie oznaczało początek końca Imperium…
Powyższy fragment mniej więcej odpowiada temu, na jakim etapie zapisywałem stan gry w Crusader Kings III, gdy siadałem do napisania tej recenzji. Paneuropejskie Królestwa Polskie, katafrakci odbijający Brytanię czy frankijscy wojowie u bram Damaszku to chleb powszedni każdego miłośnika gier grand stategy. Ci zaś doskonale znają studio Paradox Interactive oraz jedną z ich flagowych serii, Crusader Kings. Na komputerach niedawno wylądowała jej najnowsza odsłona, Crusader Kings III, zdobywając szturmem serca recenzentów. W tym i moje.
Crusader Kings III: od wsiura do króla
Kiedy zaczynamy grę, mamy do wyboru dwa okresy startowe - rok 867 lub 1066. Twórcy zaproponowali nam po trzy scenariusze do każdego roku, możemy też wybrać opcję gry jako dowolny władca. Cel przed nami postawiony jest prosty: stworzyć dynastię, o której głośno będzie po kres czasów.
Weterani poprzedniej odsłony serii błyskawicznie odnajdą się w tej grze. Ponownie zaczynamy od wyboru dynastii i władcy, tego zaś opisują takie same jak poprzednio współczynniki: dyplomacja, wiedza, zdolności wojskowe, intryga i gospodarność. Niezmieniony pozostał też rdzeń rozrywki: drogą podbojów, spisków czy mariaży zdobywamy kolejne ziemie, dbamy o sieć sojuszy, rozwijamy kulturę i naukę i tak dalej.
Nie oznacza to jednak, że Paradox wpycha nam ponownie tę samą grę. Otóż deweloper wprowadził mnóstwo niewielkich, ale przemyślanych zmian, które wspólnie tworzą zupełnie nową jakość. Dostajemy zdecydowanie więcej opcji rozwoju naszego władcy, są też one bardziej elastyczne. Rozszerzono też ilość wad i zalet, zaś podczas wychowywania potomstwa trudniej jest zdobyć te „korzystne”. Obniżono nieco próg wymagań dyplomatycznych, dzięki czemu zaczęła być ona nieco bardziej funkcjonalna. Poprawiono interfejs, który zyskał na czytelności. Podzielono armię na wojska regularne, skuteczne ale drogie w utrzymaniu i chorągwie poborowe, darmowe ale stanowiące czeredę chłopów z widłami i cepami itd. Wymienianie wszystkich zmian zajęło by zbyt wiele miejsca i mijało by się z celem.
Nowy władca w mieście
Wszystkie recenzje, jak i poniższa, skupiają się na zmianach wobec poprzedniej części. Czego jednak ma się spodziewać osoba, która po raz pierwszy sięgnęła po serię? Na pewno dość wysokiego progu wejścia. Choć nieporównywalnie bardziej przyjazna początkującym od poprzedniczki, ta odsłona dalej prezentuje arsenał skomplikowanych mechanik i zanim zaczniemy operować płynnie wykorzystując wszystkie, minie wiele godzin. Samouczek wprawdzie przygotowany został na tyle dobrze, że po jego przejściu będziemy mogli zacząć budować swą dynastię, jednak dalsza nauka będzie raczej bolesna. Interfejs użytkownika, choć niezły i przemyślany, dalej serwuje potężną ilość danych, które będziemy musieli opanować.
Również późniejsze stadia rozgrywki, w odróżnieniu od wielu innych strategii, dalej są wymagające. AI wytrwale kombinuje, jak nam utrudnić życie. Zaatakuje, gdy będziemy uwiązani gdzie indziej, oplecie nas siecią sojuszy, splądruje niestrzeżone rubieże… Rzekłbym więc, że późniejsze stadia są trudniejsze od początkowych, kiedy to po prostu walczymy z innymi plemionami.
Jako najmocniejszą zaletę wskazałbym szeroki wachlarz udostępnionych możliwości. Każdy może wypracować własny styl rozgrywki, dopasować ulubione kultury, religie i style rządzenia. Jeżeli tylko ktoś lubi rozbudowane gry strategiczne, to ten tytuł da mu setki godzin dobrej zabawy.
Żeby wzmocnić poczucie realności otaczającego nas świata, twórcy dodali cały wachlarz zdarzeń losowych. Uczty, polowania, zamawianie kroniki rodzinnej, rozsądzanie sporów między wasalami, flirtowanie z żoną lub mężem (czasem cudzymi), pielgrzymki i wiele innych aktywności czeka na obiecującego władcę lub władczynię. Niestety jednak choć obszerny, po kilkunastu godzinach rozgrywki zasób ten się wyczerpuje. My zaś powoli, lecz nieubłaganie wpadamy w rutynę.
Wspomnieć należy też o ciekawej mechanice stresu. Podczas owych wydarzeń losowych, zasadniczo odzwierciedlających prywatne lub społeczne aspekty życia monarchy, możemy wydawać decyzje zgodne lub niezgodne z charakterem naszej postaci. Mamy więc pełną dowolność. Jednak dokonując wyborów wbrew naszym cechom ryzykujemy, że władca nie wytrzyma ilości stresu i straci płodność, zdrowie lub życie.
Merytoryka Crusader Kings III, czyli okiem historyka
Dla historyka nie ma tutaj zbyt wiele do roboty. Nie oszukujmy się - gra, w której Imperium Wenedzkie walczy z Bizancjum o Ukrainę nie ma wiele wspólnego z historią. Średniowiecze zostało tutaj potraktowane jako pewien umowny stan świata, przeniesiono też niektóre mechanizmy, jak zasady dziedziczenia. Najmocniej w realiach osadzony jest panel kultury, którym zastąpiono dotychczasową naukę i technologię. Nasza kultura z czasem więc będzie odkrywała kolejne punkty milowe w dziejach średniowiecza, jak heraldyka, mangonela, wzorce kancelaryjne czy nowe technologie inżynieryjne. Nie mają one jednak przełożenia na faktyczną historię, odkrywamy je bowiem podle ustanowionej przez nas (lub komputer) kolejności. Ogólnie rzecz więc biorąc, poprawnością historyczną nie warto tu sobie głowy zawracać, bowiem doszukiwać się jej można właściwie tylko w ubiorze.
Nie może być za dobrze
Czy gra nie ma wad? Niestety, ma i to kilka. Po pierwsze, wspomniany już interfejs użytkownika, który wciąż wymaga dopracowania, a w połączeniu ze skomplikowaną miejscami mechaniką może przestraszyć wielu graczy dopiero zaczynających. Brak polskiej lokalizacji jest dość bolesny, choć trudno mi to uznać za wadę, w końcu nie jest to pierwsza gra, na której będziemy szlifowac nasz angielski. No i wreszcie trudno się pozbyć wrażenia, że otrzymaliśmy właśnie rusztowanie dla kolejnych DLC. Mimo wszystko zawartość gry jest naprawdę potężna, dalece przekracza to, co dostawaliśmy w podstawowej wersji CKII. Wiadomym jest jednak, że gra ta dalej nie jest pełna i dopiero kolejnymi DLC będziemy ją fastrygować. Zaś jako gracza starej daty, ten proceder nieodmiennie doprowadza mnie do furii. Mimo to grę polecam. To najlepsze, co w tej kategorii znajdziemy aktualnie na rynku. A teraz przepraszam, muszę wymyślić sposób na to, jak tego mojego Leszka II uratować.
Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz