Craig Symonds – „Nimitz na wojnie” – recenzja i ocena
Craig Symonds – „Nimitz na wojnie” – recenzja i ocena
Symonds koncentruje się przede wszystkim na dowodzeniu Chestera Nimitza w czasie wojny na Pacyfiku. Są więc nie tylko rozkazy, kolejne operacje podejmowane przez flotę amerykańską, ale też interakcje z otoczeniem. Zwłaszcza ten aspekt wydaje się interesujący, bowiem dzięki temu otrzymujemy znakomity portret psychologiczny postaci, który jest tym ciekawszy, że prezentuje postawy ludzi w obliczu walki z nieprzyjacielem. Również życie osobiste i emocje stanowią jak gdyby pryzmat, przez który możemy obserwować Nimitza. Celem autora nie było jednak napisanie pełnej biografii dowódcy Floty Pacyfiku Stanów Zjednoczonych. Tę pracę wykonał już Elmer B. Potter, nota bene kolega Symondsa (praca ta również ukazała się na naszym rynku, choć polskie tłumaczenie liczy już przeszło dwadzieścia lat). Warto nadmienić, że prace Pottera poświęcone wojnie na morzu powstały w oparciu o jego rozmowy m.in. właśnie z Nimitzem. Autor recenzowanego dzieła zadedykował zresztą swoją książkę właśnie Potterowi.
Czytelnikom Histmaga nie trzeba reklamować prac Craiga Symondsa. Świetnie przyjęte książki, wydane zresztą nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, to lektury obowiązkowe dla osób zainteresowanych historią II wojny światowej. Gdy w Boże Narodzenie 1941 roku przybył na Pearl Harbor, zastał obraz zniszczonej i zdekomponowanej floty, a dodatkowo rosnącej potęgi Japonii. Dodatkowo jednak rząd Stanów Zjednoczonych w pierwszym rzędzie postawił na starcie z Niemcami, dlatego też admirał musiał wykazać się cierpliwością i pomysłowością – przynajmniej do czasu odbudowania się po kompromitującej klęsce na Hawajach.
Kolejnym wyzwaniem okazała się współpraca z niektórymi przedstawicielami admiralicji i generalicji amerykańskiej. W trudnych chwilach nie potrafili oni opanować swoich ambicji i potrzeby rywalizacji o pozycję w strukturach armii. Nimitz okazał się człowiekiem koncyliacyjnym, który starał się dbać o jak najlepszą współpracę między wszystkimi rodzajami sił zbrojnych, a także w samej marynarce wojennej. Ba, łagodził spory i był gotów zawiesić na kołku swoje ego. Wszystko dla dobra marynarki i żołnierzy. Wielki wysiłek włożył w obronę niezależności Marynarki Wojennej i twardo sprzeciwiał się połączeniu sił zbrojnych USA w jeden Departament Obrony. Był również dowódcą zainteresowanym losem swoich podwładnych. Wydaje się, że wynikało to z autentycznej troski o los i bezpieczeństwo zwykłych żołnierzy, a nie tylko o podtrzymanie wysokiego morale.
Wreszcie – Nimitz był bardzo dobrym dowódcą, choć nie ustrzegł się błędów. Wszystkie te trudne sytuacje – a błędy w toku prowadzonych działań zdarzają się przecież najlepszym – zostały przez Symondsa omówione bardzo szczegółowo. Powojenna historia admirała, którą autor skrótowo prezentuje w Epilogu, potwierdza ogromny szacunek, jakim cieszył się wśród kolegów i podkomendnych. Był człowiekiem pokornym, ale też potrafił słuchać. Nie unosił się, miał umysł analityczny, nie działał pod wpływem impulsu. Jeśli podejmował ryzyko, nie było ono wynikiem oficerskiej dezynwoltury, ale efektem chłodnej kalkulacji.
Gdy mówimy o wielkości Nimitza, nie sposób nie przytoczyć komunikatu nadanego przezeń do żołnierzy. Wiadomo bowiem, że Amerykanie szczerze nienawidzili Japończyków od grudnia 1941 roku. Nienawiść tę wzmagały kolejne doniesienia o brutalnym traktowaniu przeciwników, licznych i perfidnych torturach wobec jeńców oraz morderstwach łamiących wszelkie konwencje. Ten komunikat, jak zauważa Symonds, będący swoistym pożegnaniem z dowództwem na Pacyfiku, ukazuje człowieka głębokiej mądrości: „Nie zmienia to faktu, że używanie obraźliwych epitetów wobec Japończyków czy to jako rasy, czy to względem poszczególnych osób nie przystoi dziś oficerom marynarki Stanów Zjednoczonych. Oficerowie Floty Pacyfiku mają dopilnować, aby wszyscy ich podkomendni zachowywali się w tej mierze bez zarzutu. Niedozwolona jest ani poufałość i gesty wybaczenia, ani szykany i wyzwiska”.
Wydawnictwo Znak Horyzont przyzwyczaiło czytelników do wysokiej jakości publikacji. Tak jest oczywiście i tym razem. Niewątpliwą zaletą – prócz fotografii – jest zamieszczenie w książce kilkunastu map, które pozwalają się lepiej zorientować w sytuacji na Pacyfiku. Praca została podzielona na cztery części, te zaś na rozdziały. Obejmują zagadnienia związane z przejęciem dowodzenia przez Nimitza, działaniami na południowym Pacyfiku, ofensywą na środkowym Pacyfiku oraz – najkrótszy – poświęcony końcowym aktom działań wojennych. Pewną niedogodnością, choć wynikającą z koncepcji autora i oryginalnego wydania, jest brak tytułów kolejnych rozdziałów, a jedynie numeracja. Jednak są one zasadniczo równej długości, co sprawia, że lekturę czyta się po prostu przyjemnie. Sama zaś przyjemność czytania to nie tylko zaleta pióra Symondsa, ale też świetnego tłumaczenia (Łukasz Hajdrych, Łukasz Witczak). A przeczytać zdecydowanie warto.