Conn Iggulden - „Zdobywca. Czas zemsty” - recenzja i ocena
Choć może to zaskakiwać, to poza Mongolią Dżyngis Chan nie ma najlepszej prasy. Jako przywódca niszczycielskich koczowniczych hord, które przejmowały tylko to co same zabiły (a zabijały wszystko), nie kojarzy się pozytywnie. Nie zmienia to jednak faktu, że jego losy są wdzięcznym tematem literackim. Zwłaszcza jeśli zajmuje się nimi autor tak zręczny jak Conn Iggulden.
Zdobywca. Czas zemsty stanowi kolejną część cyklu przygód o Dżyngis-Chanie - poprzednimi częściami były „Narodziny imperium” oraz „Władcy łuku”. Tym razem mamy do czynienia ze schyłkiem epoki wielkiego władcy, aż po jego śmierć. Lecz zanim to nastąpi, w dalszym ciągu z zapartym tchem śledzimy rozmach z jakim powstaje jego wielkie imperium.
Iggulden, już tradycyjnie (można złośliwie powiedzieć „do znudzenia”, ale akurat stanowi to niewątpliwy plus jego książek), pokazuje zderzenie dwóch światów. Nie tyle zresztą prymitywnych co do bólu pragmatycznych, choć jednocześnie zabobonnych. Oto z jednej strony mamy koczowników żyjących z ziemi i jej niektórych owoców, a z drugiej strony - przedstawicieli stojącej na wysokim poziomie cywilizacji miast oraz wsi, ceniących sobie osiadłe życie pełne ułatwień. Tym razem koczownicy z ciekawości starają się zrozumieć tę odmienność, a nawet w jakiś sposób ją zaadaptować do swojej kultury. Próby te nie są jednak łatwe.
Autor pokazuje również charakterystyczną dla takich przypadków dekompozycję tradycyjnego świata. Brak granic, przenikanie się dwóch stylów życia musi w końcu doprowadzić do zmian w tym prostszym, prymitywniejszym świecie, stojącym po prostu niżej na drabinie ewolucji. Rodzi to oczywiście napięcia wśród tradycjonalistów, którzy w nadchodzących przeobrażeniach widzą samo zło. Wielki Chan musi zatem ostrożnie poruszać się między różnymi frakcjami. Z jednej strony dając postępowcom to czego oczekują (m.in. włączając nowo podbite elity do systemu władzy). Z drugiej musi zaspokajać oczekiwania rdzenia czysto mongolskiej elity – wojny, łupy, okazję do zniszczeń oraz mordów. To jedyny w swoim rodzaju taniec na linie w wykonaniu wybitnego wodza i polityka.
Iggulden w bardzo kreatywny sposób interpretuje jedną z kluczowych łamigłówek, jakie przyniosły czasy po śmierci Dżyngis-Chana, a mianowicie problem sukcesji po nim. Jak wiadomo, najstarszy syn Wielkiego Chana z przyczyn osobistych nie cieszył się, delikatnie rzecz ujmując, łaskami ojca. Ten spór stanowi jedną z osi całej opowieści. Dżyngis-Chan musi w końcu wskazać swojego następcę, lata lecą, klepsydry nie oszuka się już tak łatwo… problem polega na tym, że w społeczeństwie koczowników schedę po ojcu bierze nie tyle najstarszy co najlepszy. Czy Dżoczi spełnia te wymagania? Czy wykaże się niezbędnym posłuszeństwem i pokorą oraz umiejętnościami? Z historii wiemy, że zmarł on przed swoim ojcem – ale do dziś pozostaje pytanie w jakich okolicznościach. Iggulden przedstawia swoją wersję jego losów – to jego licencia poetica, ale prawdziwie intrygująca, ciekawa i nie pozbawiona logiki.
„Czas zemsty” stanowi znakomite zwieńczenie całej serii poświęconej Czyngis-Chanowi, rozwiązuje praktycznie wszystkie niedokończone wcześniej wątki. Plastyczny język, duża ilość szczegółów i ciekawych interpretacji wynikających z solidnego merytorycznego przygotowania się autora daje Czytelnikowi kolejną godną polecenia książkę. Tylko pamiętajcie drodzy Czytelnicy – jeśli nie pochłonęliście pierwszych dwóch części, to nadróbcie zaległości, zanim zasiądziecie do tej pozycji. Gorąco zachęcam do lektury!