Conn Iggulden „Sokół spartański” – recenzja i ocena
Conn Iggulden „Sokół spartański” – recenzja i ocena
Autor cyklu o Juliuszu Cezarze (rebisowski „Imperator”) oraz serii o mongolskich podbojach tym razem serwuje nam krotką lecz wciągającą i pasjonującą opowieść o perskiej wojnie domowej i jej najsłynniejszym epizodzie. I jak zwykle dobrze się do tej opowieści przygotował.
Problem z prawdziwą historią polega – jak zawsze jeśli chodzi o starożytność – na niewielkiej ilości źródeł, a w zasadzie ich braku. Iggulden sam pomija tę niedogodność stwierdzając, że historyk powie co się stało, ale pisarz opowie jak to się stało. Idąc tym tropem, autor opowiada nam, jak mogły wyglądać wydarzenia z przełomu V i IV wieku p.n.e.
Świat grecki liże rany po morderczej serii wojen domowych (czyli wojnie peloponeskiej). W Atenach Sokrates obserwuje i komentuje swoim ostrym dowcipem oraz przenikliwą analizą jak Stolica Muz odbudowuje chaos o nazwie demokracja po zaserwowanych przez Spartan oligarchicznych rządach trzydziestu tyranów. Zmiany nie znajdują uznania u niedawnego urzędnika obalonego reżimu. Młody Ksenofont, bo o nim mowa, nie widzi dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości.
Co w takim wypadku robi wykształcony i inteligentny przedstawiciel dobrej rodziny? Przypadkowo lub nie znajduje werbowników rekrutujących na służbę perską. Wojna peloponeska zostawiła po sobie wielu wyrobionych żołnierzy, którzy tylko czekają na to, aż ktoś powierzy im jakieś zadanie. A jedyny pracodawca, którego stać na usługi greckich hoplitów, znajduje się po drugiej stronie Morza Egejskiego.
Imperium Persów dojrzewa do wielkich wstrząsów. Umierający król Dariusz zasiał właśnie ziarno tragedii – otóż dla zabezpieczenia sukcesji swojego następcy Artakserksesa, nakazał dziedzicowi egzekucję kolejnego w kolejce księcia Cyrusa. Bratobójstwo na zlecenie ojca – wszystko dla dobra imperium. Sam książę nawet nie ma świadomości wydanego na siebie wyroku. Zresztą czym ma się przejmować – dowodzi najlepszymi wojskami imperium, będzie tak samo służył swemu bratu, jak służył ojcu… do czasu aż osobiście przekona się jaki los dla niego zaplanowali…
Wojny dynastyczne były niezwykle okrutne i rządziły się swoimi prawami. Szczególnie we wschodnich despotiach – co świetnie oddał w swojej książce Iggulden. Na kolejnych kartach widzimy narastający kryzys, napięcie, podchody i spiski. Maszerujemy z wojskami Cyrusa na wschód, by zmierzyć się z niezmierzonymi siłami Króla Królów. Widzimy świat najemników, idealistów, oportunistów czy brutalnych profesjonalistów. Zwiedzamy poszczególne prowincje imperium, widzimy jak mieszkańcy reagują na wewnętrzne niepokoje. Jesteśmy świadkami intryg dworskich, przetasowań układu sił.
Scenografia i sama akcja są opisane niezwykle plastycznie, ale co z głównymi aktorami tego teatru? Mówiąc szczerze miałem lekko mieszane uczucia w pewnych momentach. Okrutni i bezwzględni monarchowie jak Dariusz II czy Artakserkses zostali świetnie odmalowani. Artakserkses nawet odpowiada archetypowi wschodniego despoty – zimnego i nieufnego nawet wobec najbliższych.
Jednak jeden z głównych bohaterów, książę Cyrus jest momentami odmalowany nieco zbyt idealistycznie. Młody, przystępny (jak na bliskowschodnie standardy), dowcipny… aż należy żałować, że to nie on został królem. Jak tu go nie lubić? Nawet pośród swoich dowódców zachowuje się z pewną dozą swobody wobec perskich obyczajów i samego władzy.
Iggulden szczególną estymą darzy spartańskich najemników. Choć greccy hoplici były cenieni bardzo wysoko, najlepszych dawała dolina Ewrotasu. To urodzeni żołnierze, oddający się tylko i wyłącznie wojaczce – choć dla nich to sztuka wojenna. Są niemalże wycięci z idealizowanych historii Plutarcha. Jeśli trzeba umrzeć, to nie ma problemu – ważnie jak to się stanie. Nawet w konglomeracie greckich najemników Spartanie Igguldena wyróżniają się dyscypliną, spokojem i kunsztem. Wielu się ich obawia, niektórzy nie mogą pogodzić się z ich przewagą – ale każdy ich szanuje.
Sama powieść składa się z dwóch części – pierwsza jest walka Cyrusa Młodszego o tron. Druga to odwrót Greków – żołnierzy oraz towarzyszących im niekombatantów – z głębin perskiego imperium do Greckiego świata. Wpierw prowadzą ich dowódcy, ale później muszą liczyć na siebie. Tu pierwsze skrzypce gra Ksenofont – jeszcze wczoraj stateczny Ateńczyk o niedemokratycznych poglądach. Ta wyprawa, obfitująca w masę przeciwności zakończyła się sukcesem. Iggulden odpowiednio „opisał” poszczególne fragmenty Wyprawy dziesięciu tysięcy Ksenofonta. Dzięki Grekowi wiemy, co się stało – a dzięki Igguldenowi dowiemy się, jak to się stało.