Co wiesz o Grecji i dlaczego tak mało?
To zaskakujące, jak mało wiemy o historii nowożytnej Grecji. Wyobraźmy sobie, że poproszono ludzi, by dla każdego europejskiego kraju wskazali jednego przywódcę rządzącego nim w XX wieku. Jestem pewien, że procent tych, którzy potrafiliby wymienić jakiegoś Greka, byłby wśród najniższych.
Jest to o tyle uderzające, że każdy może wymienić przynajmniej kilku (a ci, dla których kanapka nie była najważniejszym szkolnym przedmiotem, pewnie kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu) Greków z czasów starożytnych. Również Bizancjum, chociaż traktowane przez nauczycieli po macoszemu, kojarzy się przynajmniej z Justynianem czy Belizariuszem. Ale przychodzi 1453 rok, Turcy zdobywają Konstantynopol i Grecy po prostu znikają, jak Sumerowie czy Asyryjczycy. Nie ma ich. Kiedy trzysta lat później powstaje niepodległa Grecja człowiek może się zdziwić – oni nadal tu są?
Kiedy to sobie uświadomiłem, postanowiłem trochę o najnowszej historii Hellady poczytać. Jednak zanim zacząłem, zrobiłem sobie małą inwentaryzację – co kojarzy mi się z dziejami Greków po upadku Bizancjum?
Z lekcji religii wiem, że po bitwie pod Lepanto (w 1571 roku) październik ogłoszono miesiącem różańca. Na języku polskim, mówiąc o romantyzmie, wspominano o tym, że Byron pomagał greckim powstańcom podczas wojny o niepodległość w 1821-29 i że w Grecji stracił życie. Z kolei na marginesie podręcznika do historii napisano mimochodem o Linii Metaxasa, czyli umocnieniach greckich podczas II wojny światowej. Można to było zapamiętać, bo kojarzyło się z alkoholem.
Zobacz też:
- Jerzy Iwanow-Szajnowicz: bohater Grecji, bohater Polski
- Operacja „Demon” – Dunkierka Morza Śródziemnego
Co jeszcze? Jeśli ktoś interesował się boksem, to pewnie słyszał o Max Schmeling Halle w Berlinie. Jeśli dodatkowo jego ulubionym hobby jest skakanie po Wikipedii, to mógł dowiedzieć się, że ten mistrz olimpijski w boksie z berlińskich igrzysk brał udział w desancie na Kretę jako spadochroniarz.
Z kolei jeżdżąc po Polsce można też znaleźć trochę śladów greckiej wojny domowej z lat 1946-49. Z jej powodu przyjechało do naszego kraju kilkanaście tysięcy Greków, głównie rodzin działaczy komunistycznych i sierot po komunistach, którzy zginęli walcząc z rządem. Sporo mieszkało ich na przykład w Zgorzelcu, gdzie nad Nysą Łużycką postawiona jest nawet tablica upamiętniająca ten fakt.
Ta powojenna imigracja pozostawiła po sobie między innymi piosenki Eleni (jej rodzice przyjechali wtedy do Polski). Nie wiem, na ile to prawda, ale ponoć również ryba po grecku jest dziełem tych przybyszy. Chcieli oni przygotować potrawy, jakie pamiętali z ojczyzny, jednak w komunistycznej Polsce nigdzie nie można było znaleźć takich ryb, przypraw czy warzyw, jakich używali w Grecji. Trzeba więc było kombinować. Efekt przypomina stary szmonces
o biednym domokrążcy, któremu u odwiedzanych bogaczy zapachniała drożdżowa baba. Postanowił upiec taką samą, ale gdy dostał przepis, uznał go za zbyt rozrzutny. Zamiast pszennej mąki dał więc żytnią, zamiast masła - gęsi smalec, zamiast mleka - wodę, a z jajek, drożdży i bakalii w ogóle zrezygnował. Po czym skosztował wypieku, splunął i orzekł, że bogacze muszą być kompletnymi wariatami, żeby jeść takie świństwo (R. Ziemkiewicz, Kapitalizm bez kapitalizmu, „Wprost”, nr 43/2001).
Nic dziwnego, że rodowici Grecy, gdy poczęstować ich rybą po grecku, mówią, że nigdy nie jedli czegoś podobnego.
O greckiej historii przypominają sobie ciągle nieświadomi niczego mieszkańcy Zabrza. Chociaż ulica Nikosa Belojanisa już dawno temu zmieniła się w ulicę Goethego, jednak na znajdujący się przy niej dworzec autobusowy zabrzanie nadal pieszczotliwie mówią „Belka”.
Co jeszcze? Rządy „czarnych pułkowników” i pochodzący z Niemiec król Otto. Ten ostatni dlatego, że w żartach „królem Otto” nazywano niemieckiego trenera greckiej reprezentacji Otto Rehhagela.
Mówiąc krótko – groch z kapustą.
Tymczasem najnowsza historia tego najbardziej na południe wysuniętego państwa Bałkanów jest niesamowicie ciekawa. Żeby to sobie uzmysłowić, podam tylko kilka faktów. Od 1830 roku powierzchnia Grecji** zwiększyła** się prawie trzykrotnie (a tuż po I wojnie światowej Grecy rządzili nawet i w części Azji Mniejszej). W ciągu dziesięciu lat (zaczynając od 1912 roku) kraj ten stoczył cztery wojny.
Pierwszy prezydent Joanis Kapodistrias miał zostać po zakończeniu swojej kadencji zastąpiony przez króla. Nie zdążył, gdyż został zamordowany. Pierwszego króla, Ottona wygnano, drugi, Jerzy I, został zastrzelony, kolejny władca, Konstantyn I abdykował. I to dwukrotnie, bo jego następca, Aleksander zmarł po tym, jak ugryzła go małpka. Jerzego II wygnano dwa razy, przy czym raz zrobili to Niemcy. Kiedy już wrócił do kraju w 1946, to rok później zmarł. Jedynie króla Pawła ominęły takie przygody, bo już Konstantyn II został, starym zwyczajem, wygnany. Tym razem przez grupę wojskowych, którzy przejęli na siedem lat dyktatorską władzę (a Grecja była wtedy członkiem NATO!).
Zamiast więc tracić wzrok, czytając Grę o tron, wzięlibyście się za historię najnowszą Grecji. Bo, jak mówił Józef Mackiewicz, tylko prawda jest ciekawa.
Przypis:
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Kawa i rakija. Jarosław Kowalczyk o Bałkanach i okolicach