Christopher Macht: biografie nazistów pokazują, że zło istnieje wokół nas
Natalia Pochroń: Wybrał Pan dość oryginalny sposób popularyzowania historii - poprzez tworzenie fabularyzowanych wywiadów z ważnymi postaciami historycznymi. Mieliśmy już „Spowiedź Stalina”, „Spowiedź doktora Mengele”, trzyczęściową „Spowiedź Hitlera” – przyszedł czas na książkę „Adolf Hitler. Mój dziennik”. Skąd taki pomysł na opowiadanie historii?
Christopher Macht: Wielu czytelników przerażają kilkusetstronicowe biografie. Chętnie poznaliby historię życia różnych postaci, chociażby doktora Mengele czy towarzysza Stalina, ale widząc opasłe tomy odkładają ten pomysł na później – i często na tym się kończy. Dotychczas trudno było znaleźć na rynku książkę prezentującą skondensowaną wiedzę i zawierającą przy tym sporo ciekawostek, które są przede wszystkim prawdziwymi informacjami. Raczej nikt wcześniej nie odważył się napisać wywiadu rzeki chociażby z Hitlerem. Dlaczego tak się działo zrozumiałem dopiero w trakcie pisania „Spowiedzi Hitlera”. Była to żmudna i czasochłonna praca, która pochłonęła kilka lat mojego życia.
Książka w konwencji dzienników Führera to dość ryzykowna koncepcja – w latach osiemdziesiątych XX wieku mieliśmy do czynienia z głośną sprawą fałszerstwa dzienników Hitlera, wywołała one wiele emocji i pociągnęła za sobą dość poważne konsekwencje. Czy nie obawiał się Pan podobnych kontrowersji w przypadku Pańskiej najnowszej książki?
Przy Adolfie Hitlerze i słowie „kontrowersja” od dawna można postawić znak równania. Zresztą podobne obawy docierały do mnie również przy poprzednich książkach. Robiłem jednak swoje, po czym zazwyczaj spotykałem się z pozytywnymi recenzjami kolejnych tytułów. Wierzę, że tak będzie i tym razem.
Jak wyglądała praca nad książką? Co było największym wyzwaniem w jej przygotowaniu?
Po napisaniu trzech tomów „Spowiedzi Hitlera” miałem trudny orzech do zgryzienia, a to dlatego, że zamieściłem w nich sporo informacji i ciekawostek na temat najsłynniejszego nazisty. Znalezienie kolejnych, równie szokujących informacji, było dla mnie nie lada wyzwaniem. Trzeba było sięgnąć po wiele zagranicznych źródeł i wyszukać w nich te historie, które dotychczas nie znalazły się w mojej serii, a powinny. Takich opowieści jest na szczęście mnóstwo.
Jakie to na przykład historie? Czego Führer nie wyznał doktorowi Blochowi w „Spowiedzi Hitlera”?
Mam w rękach moją najnowszą książkę. Właśnie otwieram ją na losowo wybranej stronie i co widzę? Wpis w dzienniku zatytułowany „Wywiad dla Gazety Polskiej”. W nim Adolf Hitler opisuje to, co zapamiętał z jedynego wywiadu, który udzielił polskiej gazecie. Mało tego – są tu nawet dokładne pytania, które dziennikarz Kazimierz Smogorzewski zadał niemieckiemu wodzowi! Inny wpis zaczyna się słowami: „Prostytutki? Chętnie korzystam z ich usług!”. To historia, która znalazła oparcie we wspomnieniach co najmniej kilku świadków, a jest stosunkowo mało znana. Takich wątków z życia Hitlera jest mnóstwo.
Rzeczywiście – w swoim dzienniku Führer opowiada o „ukochanej mamusi”, przedstawia się jako miłośnik zwierząt i roślin, „największy fan Myszki Miki, który chodzi po tej ziemi”. Czy miał więcej takich słabości?
Miał ich całe mnóstwo. Przede wszystkim kochał swoją sukę „Blondi” – jej naprawdę wiele uchodziło na sucho. Do tego ciastka z kremem. Często zdarzało się, że w trakcie narad wojennych wychodził na moment do sąsiedniego pokoju, by raczyć się tymi słodkościami. Chwilę później, jak gdyby nigdy nic, wracał z poważną miną, udając, że właśnie zajmował się czymś wyjątkowo ważnym. Zapominał jednak, że kłamstwo ma krótkie nogi – w tym przypadku zdradzały go resztki kremu pozostające na wąsie. O słabości do narkotyków już nie wspomnę. Brał je nałogowo, co zresztą dokładnie opisałem w swojej najnowszej książce.
Z Pana książki wyłania się wizerunek Hitlera zupełnie inny od tego, który znamy - występuje tu jako człowiek z ludzką twarzą, co prawda wysoce narcystyczny i przekonany o swej misji, ale nie aż tak niebezpieczny, jak przedstawia się go w podręcznikach. Nie obawia się Pan, że może to prowadzić do zmiękczania jego postaci, pewnego relatywizmu?
Nie, nie obawiam się takich głosów. Moim zdaniem nie prowadzi to do zmiękczania postaci Hitlera, a ukazuje go w nowym świetle, przedstawia obraz szerszy niż ten, który znamy z podręczników, wykraczający poza suche fakty i daty. To znacznie ułatwia analizę przeszłości.
Zresztą każdy, kto choć pobieżnie zagłębiał się w historię najgorszych zbrodniarzy tego świata, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mieli oni zwykle dwie twarze. Tak było i z Hitlerem. Proszę poczytać wspomnienia osób z jego najbliższego otoczenia. Znajdzie tam Pani informację chociażby o tym, że Hitler dbał o swoje sekretarki – kazał je odwozić po pracy, by nie wracały wieczorem same. Pomyślałby ktoś, że człowiek tak lekko ferujący wyroki śmierci na niewinnych cywilów troszczy się o bezpieczeństwo swoich pracownic? A jednak.
Taki sam model zachowania można dostrzec w „Spowiedzi doktora Mengele”. Ten zbrodniarz najpierw częstował romskie bliźniaki cukierkami, klepał je po ramieniu i uśmiechał się do nich, po czym kazał je zszyć plecami do siebie w imię nazistowskich eksperymentów. Mógłbym tak wymieniać jeszcze bardzo długo.
To pociąga za sobą gorzką refleksję – że najwięksi zbrodniarze, mający na rękach krew tysięcy ofiar, to nie zawsze demoniczne, od dziecka przesiąknięte złem postaci. To często ludzie tacy, jak my. Co sprawia, że w domu byli przykładnymi mężami i ojcami, a poza nim potrafili dopuszczać się najokrutniejszych zbrodni?
W trakcie studiów na jednym z niemieckich uniwersytetów usłyszałem o teorii angielskiego filozofa, Thomasa Hobbesa, zgodnie z którą – w dużym uproszczeniu – człowiek z natury jest zły. To by tłumaczyło, dlaczego ludzie miewają takie rozdwojenie jaźni. W domu są kochającymi mężami, ojcami, dziadkami, a poza nim potrafią dopuszczać się najokrutniejszych rzeczy. Zresztą – dużo łatwiej jest wydawać rozkazy skazujące na śmierć tysiące nieznanych osób, niż oglądać cierpienie choćby jednej z najbliższych.
Niezwykle aktualna refleksja…
Tak, wystarczy spojrzeć na to, co obecnie dzieje się na świecie. Niedługo po wybuchu wojny na Ukrainie z dużym zaciekawieniem wysłuchałem rozmowy panów Wojewódzkiego i Kędzierskiego z polskim reporterem wojennym, Wojciechem Bojanowskim. Pamiętam, że w trakcie tej rozmowy pan Wojciech tonował nastroje wielkiego optymizmu, towarzyszącego sukcesom, którymi chwaliły się obie strony konfliktu. Mówił, że trzeba podchodzić z dystansem do tego, co słyszymy w mediach na temat tej wojny, przestrzegał przed propagandą serwowaną przez obie strony. W stu procentach się z tym zgadzam. Trzeba przesiewać informacje i przede wszystkim pamiętać, że nic nie jest czarno-białe.
Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że naszła mnie przy tym inna refleksja – nikt do końca nie wie, jak zachowałby się w obliczu skrajnych doświadczeń, takich jak na przykład wojna. Czasami ludzie odkrywają wtedy swoje oblicze, którego sami nie znali. Bywa, że to gorsze…
Może więc nasuwa się tu jeszcze bardziej gorzka refleksja… że w pewnych okolicznościach każdy z nas byłby zdolny do popełnienia zbrodni?
Myślę, że coś w tym jest. My lubimy wskazywać winnych, zrzucać odpowiedzialność na fanatyzm czy szaleństwo jednostki. Hitler niewątpliwie był przesiąknięty chorą ideologią, ale proszę spojrzeć na historię obozów nazistowskich. To nie on stał na każdej możliwej warcie na wieży strażniczej, nie on „służył” w obozach. To robili „zwykli” Niemcy, którzy w domu byli przykładnymi i kochającymi mężami, a wchodząc do obozu w roli strażników zmieniali się w bezdusznych oprawców, wyzutych z empatii i zdolnych do zabijania z zimną krwią.
Oczywiście nie wszyscy tacy byli. Część jednak z pewnością tak. W przypływie złości na oczach matki potrafili zamordowali jej nowonarodzone dziecko. Po co? Tylko po to żeby wzbudzić strach wśród innych więźniów. Ich obowiązkiem było sprawić, by w obozie panował spokój i porządek – wszystko zgodnie z niemiecką maksymą „Ordnung muss sein” („Porządek musi być”). Jakimi metodami to czynili, to już był tylko ich wybór.
I niestety taka gorzka refleksja płynie z moich książek przybliżających sylwetki największych zbrodniarzy. Zło jest wokół nas. Trzeba się tylko dobrze rozejrzeć…