Cel: pozbyć się Władysława Łokietka
Ten tekst jest fragmentem książki Michała Synoradzkiego „Wańko Srogi. Szabla i miecz. Tom 4”.
Wańko, poleciwszy gości Bartoszowi z Kretkowa, sam do komnat księżnej matki się udał. Za nim pospieszył ojciec Wincenty, jako zaufany doradca, którego głos był prawie zawsze decydujący.
Księżna Anna spodziewała się odwiedzin syna. Zwierzał jej się ze wszystkiego, więc i tym razem nie omieszkał zdać sprawy z poselstwa Krzyżaków i Czechów.
– Przymierze chcą zawrzeć trwałe – mówił. – Wszelką pomoc w przygodzie ofiarują, żądając wzajemności od nas.
– W porę przybywają – wtrącił ojciec Wincenty. – Ofiary tej potrzebujemy, miłościwy panie, dziś więcej niż kiedykolwiek.
– Przymierze to dla krakowskiego królika niemiłe będzie – szepnęła księżna. – Kto wie, czy nie stanie się przyczyną jego upadku.
– Upadek Łokcia można wywołać jedynie, mając przewagę – zauważył ojciec Wincenty. – Dumny ten, i przyznać trzeba, żelaznej woli człowiek, niczym innym ugiąć się nie da, tylko siłą. Sojuszowi naszemu, jeżeli miłościwy pan takowy przyjmie, nie sprosta.
Książę słuchał zamyślony tych zręcznych podszeptów.
– Łokcia mi złamać i obezwładnić trzeba – rzekł. – Muszę z nim skończyć raz, bo srodze mi dopiekł. Z Krakowa pójdzie precz, choć koronę włożył i królem się ogłosił.
– Bezprawnie włożył tę koronę, miłościwy panie – mówił mnich. – Komu innemu się ona należy wedle wszelkiej słuszności.
– Sojusz z Janem i Krzyżakami zetrze w proch dumę tego tułacza – westchnęła księżna Anna. – Nie należy odrzucać przyjaznych dłoni, które nas do pożądanego celu doprowadzić mogą.
– Odrzucać przymierza nie mogę – półgłosem. jakby do siebie, rzekł Wańko. – Wiem, co mi ono przynieść może, chociaż – dodał szeptem – poleje się wiele krwi.
– Krew leje się wciąż od wielu lat – odparł ojciec Wincenty. – I dopóki Łokieć siedzieć będzie w Krakowie, lać się nie przestanie. Zgnieść go, złamać, precz z kraju wygnać, a pokoju się doczekamy.
– Litwę za sobą ma, Gedymin z nim ręka w rękę idzie – mruczał Wańko.
– Więc przymierze odrzucić z Janem, a samozwańca uznać? – szyderczo przerwała Anna. – Na kolanach może książę i pan mazowiecki czołgać się powinien przed wygnańcem, czołem mu bić, pył z obuwia ścierać?
Poderwał się Wańko, szyderstwem tym tknięty do żywego.
– A! Nie mów tak matko, bo wiesz, że do tego nie dojdzie – zawołał. – On upokorzyć się i ugiąć przede mną musi. Zaprzysiągłem sobie, że wydrę mu jego królewskość, odbiorę koronę, którą skradł bezwstydnie, i dotrzymam przysięgi.
– Oby się tak stało – poważnym tonem szepnął ojciec Wincenty, oczy do góry wznosząc.
– Cofnijcie, miłościwy panie, przysięgę waszą, cofnijcie przez miłość kraju swego! – odezwał się niespodzianie wojewoda, który wszedł przed chwilą i słyszał ostatnie słowa Wańki.
Zjawienie się Andrzeja wywołało na twarzach obecnych jawną niechęć. Książę nie krył nawet gniewu i szorstko do przybyłego się zwrócił:
– Niewczesny z was gość, wojewodo, i niepożądany.
– Wiem o tym, miłościwy panie, dlatego też przychodzę tu nie jako gość, lecz jako wierny wasz poddany – odparł Andrzej z godnością. – Cofnijcie, proszę, słowa, którymi nienawiść Łokietkowi zaprzysięgliście. Nie zgubę jemu gotujecie, lecz sobie nieszczęście.
– Radzę wam, wojewodo, zaniechać wnikania w nasze sprawy – przerwał mu Wańko. – Gdy potrzeba będzie, wezwę was. Dziś jesteście zbyteczni. Powtarzam to nie po raz pierwszy.
– Sprawa to nie wasza, miłościwy panie, lecz kraju całego. Przymierze, które wam ofiarują zdradliwi sąsiedzi, nowe klęski i nieszczęścia sprowadzi. Nie wierzcie fałszywym doradcom, spytajcie serca i sumienia własnego, czy ono słuszności mi nie przyzna.
– Dosyć o tym! – gwałtownie zawołał Wańko. – Pozostawcie wolność sądu mnie samemu, wojewodo. Męstwo wasze, rycerskość uszanować potrafię, ale nie ścierpię, byście mnie za pacholę gołowąse uważali. Postąpię, jak mi własny rozum doradzi.
– Miłościwy panie, rozważcie skutki, jakie sprowadzi przyjęcie przymierza – nie ustępował Andrzej. – Łokietek siłę ma, uznali go wszyscy za pana zwierzchniego, bracia nawet wasi ku jego stronie się nachylają. Gedymin na każde zawołanie pospieszy, Ruś pomocy swej również nie odmówi.
– Nie odmówi mu ponoć i wojewoda Andrzej, skoro tak gorąco za nim staje – wtrącił ojciec Wincenty zjadliwie.
– Siwy mój włos i życia mi niewiele zostaje – surowo odezwał się wojewoda. – O zdradę nie posądzi mnie nikt, chyba łotr jakiś, który zdradą i fałszem się karmi. Przyjdzie czas, gdy wszyscy jawnie się przekonają o prawdzie słów moich, a czasu tego nie radzę wam doczekać.
Ojciec Wincenty zaciął usta, w oczach mu błysnęły skry nienawiści, kurczowe drżenia policzki odęte przebiegły.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Synoradzkiego „Wańko Srogi. Szabla i miecz. Tom 4” bezpośrednio pod tym linkiem!
– Miłościwy panie – ciągnął dalej Andrzej, ku księciu mowę zwracając. – Wyrzeknijcie się zamysłów, zaniechajcie bratania z przewrotnymi łotrami. Gady niemieckie do zguby was ciągną dla własnej korzyści. Wabią, wskazując w przyszłości zyski świetne, obiecują koronę krakowską, ale tak naprawdę nasuwają na ręce wasze pęta. Pokorni niegdyś, zewsząd wygnani bracia zakonni, dziś kęs po kęsie kraj nam zabierają, wzrastając w możność i siłę. Jeżeli z kimś należy w sojusz ścisły wejść, to z Łokciem jedynie przeciwko owej gadzinie zdradliwej.
– Zaprzestańcie słów próżnych, wojewodo, przechodzicie granice cierpliwości mojej.
– Nie, miłościwy panie, nie przechodzę granic cierpliwości. Wszak synem jestem tej ziemi, miłuję ją jako macierz rodzoną, nie mogę więc patrzeć, gdy nieszczęście dla niej się gotuje. Nie od dziś trzymacie z Krzyżakami, panie, nie od dziś pomagacie ich zamysłom, jakież z tego skutki? Kraj cały pławi się co dzień niemal we krwi, jęczy pod wrogim naciskiem nieszczęść… Wspomnijcie Dobrzyń, gdzie sześć tysięcy ludu padło przez ową przyjaźń dla zakonu. A Ciechanów… A Pułtusk… A owe sto trzydzieści wsi niedawno w ciągu dwóch niedziel spalonych, gdzie ludzi rzezano, jak bydlęta proste…
– Wojewodo, ani słowa więcej! – przerwał gwałtownie Wańko. – Jeszcze mnie gotowiście zbrodniarzem okrzyczeć, obwinić o mordy i pod sąd oddać.
– Spytajcie sumienia, miłościwy panie, czy ono wam pochwali przymierze z Niemcem – spokojnie odparł Andrzej. – Dosyć tych krwawych ofiar, dosyć nieszczęść. Ojciec wasz, wspomnijcie na to, zgodę sprawiedliwą z Łokietkiem zalecał, doświadczeniem nauczony. Nie bądźcie katem narodu, otwórzcie oczy, bo dotąd trzymaliście je zamknięte…
– Starcze, nie dufaj sobie, bacz, co mówisz! – w przystępie szału zawołał Wańko. – Jedno słowo, a głowę dasz, choć włos na niej biały…
Trzęsąc się w pasji okrutnej, pogroził wojewodzie zaciśniętą pięścią, z miejsca się porwał i szybko wybiegł, pozostawiając Andrzeja z matką i mnichem.
– Dziwne macie upodobanie, wojewodo, mieszać się do nie swoich rzeczy – rzekła księżna Anna, mierząc starca dumnym, pogardliwym wzrokiem. – Raz potrzeba zrozumieć, że nie wolno bezkarnie obrażać pana swego.
– Niechaj Bóg przebaczy wam, pani, to zło, jakie świadomie krajowi wyrządzacie – poważnie, ze łzą w oku szepnął Andrzej. – Więcej… Nie powiem.
Opuścił komnatę, pełen smutnego uczucia.
Biesiada na zamku trwała długo, nocą już późną rozeszli się ucztujący. Wańko traktował gości ujmująco, okazując przez to, że pożądanymi szczerze byli. Przyjęcie, jakiego doznali, nie pozwoliło wątpić o pomyślnym skutku sprawy Świadczyło ono widocznie, że przymierze było jak gdyby już zawarte i obustronnie potwierdzone.
***
Jakkolwiek dla obu posłów książę mieszkanie w zamku przygotować kazał, jednak podziękowali oni za ten dowód łaski i po biesiadzie udali się do dworku mieszczanina, zwanego powszechnie Żółtym Hansem. Przybysz ten był rodem Niemiec, w Płocku od niedawna osiadły. Kupczył miechami kosztownymi, z czego żył wcale dostatnio. Rychło po przybyciu do miasta wybudował sobie dworek własny, zaprowadził gospodarstwo, a każdego roku ponoć do kutej żelazem skrzyni składał srebrne grosze i denary Oprócz kupiectwa trudnił się też lichwą, obdzierając potrzebujących ludzi ze skóry.
Hans wyczekiwał niecierpliwie powrotu gości swoich z zamku, widać go sprawa przymierza niemało zajmowała. Badawczym wzrokiem spoglądał w twarz komtura Oskara, chcąc wyczytać z niej rezultat poselstwa.
– Zatem rzecz skończona? – zapytał, gdy goście na ławach zasiedli.
Krzyżak ręką machnął niedbale.
– Należało się tego spodziewać – rzekł.
– Z otwartymi rękami was przyjęli? – badał Hans.
– Książę płocki inaczej nas nie zwykł przyjmować – odparł komtur. – Dziś rad był więcej niż kiedykolwiek, chociaż mu wojewodzińscy okazywali jawną niechęć.
– Niegroźna dla nas ta niechęć – lekceważąco podjął Hans. – Kończy się na utyskiwaniach i żalach, co jeszcze więcej utrwala księcia w uporze.
– A jednak należy działać pospiesznie – przestrzegł Holubek. – Kto zaręczy za jutro? O ile wiem, książę miłością ludzi się nie cieszy…
– Obawiacie się o spisek? – Komtur poruszył ramionami. – Płonne to obawy. Znam dobrze ten naród… Panów swoich czcią bezwzględną otacza i nigdy przeciw nim zdrady nie zamyśli.
Czech przecząco poruszył dłonią.
– Wiadomo mi, że naród ten ślepo przywiązuje się do panów swoich – rzekł – ale przyznacie mi, że równie kocha kraj swój… Nuż wpadnie ktoś na trop zamiarów naszych… Wtedy za nic ręczyć nie można.
– Nie obawiajcie się. – Krzyżak się uśmiechnął. – Rycerski to naród, pełen zapału i męstwa, ale pozbawiony wzroku. W potrzebie stanie jak mur, straszny jest wówczas, lecz co się dokoła się dzieje, nie widzi. Bądźcie bez obawy i zdajcie się na nas.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Synoradzkiego „Wańko Srogi. Szabla i miecz. Tom 4” bezpośrednio pod tym linkiem!
Holubek umilkł, znać wszakże po nim było, że go pewność komtura nie przekonała.
Niebawem liczbę gwarzących powiększył ojciec Wincenty, który wsunął się ostrożnie, szeroką opończą całkiem zasłonięty. Biegł z zamku szybko, aż się zasapał, i po chwili dopiero przyszedł do słowa.
– Coś pilnego macie, ojcze, skoro trudziliście się tutaj o tej porze? – zagadnął go od progu komtur. – Nie sądzę, żeby się coś miało dla nas niemiłego stać?
– Jak dzisiaj nic – odetchnąwszy, mówił mnich – wszakże, prawdę rzekłszy, mam pewne powody, które nakazują użyć wcześniej środków przezorności na przyszłość…
– Miałby Wacław niedowierzać? – szybko przerwał Krzyżak.
– Nie o Wacławie mówię – odparł ojciec Wincenty. – Jemu w głowie Kraków i… Dostojeństwo zwierzchniego pana
– Zatem? – nalegająco pytał Krzyżak.
– Wojewoda ten… – powoli mówił mnich. – On nam całą sprawę zepsuć może. Jedyny to człowiek, którego się lękać powinniśmy.
– Sam on niestraszny – zauważył komtur.
– Gdybyż był sam! – westchnął mnich. – Ale ma wielkie poszanowanie u ziemian, słowo jego bardzo wiele znaczy, nie można go lekceważyć. Zawsze był nam przeciwny, dziś bardziej niż kiedykolwiek. Przy mnie księciu w oczy surowe prawdy mówił, nazywając przymierze zdradą…
Krzyżak słuchał z uwagą, gładząc lśniącą brodę, twarz mu posępniała, chmurzyła się, gniew nim owładał.
– Pozbyć się go – rzucił krótko.
– Łatwo powiedzieć – odparł na to ojciec Wincenty – Zauważcie, że Andrzej nie sam przeciwko nam występuje. Zabraknie jego, zastąpi ojca syn, dojrzały i bystrego umysłu rycerz… Zresztą mamy wroga w biskupie Florianie… Przy którym stoi większa część kapituły. Za Andrzejem stoją liczni ziemianie… Ba! I czerni moc. Sprawa niełatwa.
Palcami po stole uderzał.
– Spodziewacie się zatem wybuchu jakiegoś? – pytał komtur.
– Kto to wie? – Mnich złożył ręce. – Sądząc z tego, co słyszałem, źle z nami. Andrzej i niektórzy z ziemian radzili wieczór cały u biskupa. Mają z nim gromadnie do Wacława iść i zerwania sojuszu żądać.
– Wacław nie zechce ich słuchać.
– To więcej niż pewne, lecz sprawa opóźnić się może, do Łokcia doniesie, a ten zepsuje wszelkie plany…
– Chodzi zatem o pośpiech…
– Nie inaczej. Każda chwila droga.
Krzyżak milczał czas niejaki.
– Skoro się rozpoczęło, skończyć trzeba – rzekł. – Jak dla nas, tak dla Jana ważna to sprawa. Łokieć Pomorze chce nam wydrzeć, do papieża nas skarżył i wyrok pomyślny ma. Tej straty dopuścić niepodobna.
Zamyślił się znowu.
– Rada na to – odezwał się Holubek – mieć wojsko w pogotowiu. Przymierze potwierdzić obustronnie i uroczyście, a potem… Wkroczyć na Mazowsze i zająć je. Śląsk prawie cały nasz, tam wojsko zebrać można. Król Jan ma tam załogi wszędzie… Wszak księstwa: opawskie, opolskie, bytomskie, falkemberskie i wrocławskie panowanie czeskie uznały. Mamy też po innych księstwach zamki silne… Kłodzko, Frankstein – warownie są nie lada.
– Nie zapominajcie, że Łokieć na Śląsk już się wkradł – przerwał Krzyżak. – Przycisnął Henryka, Bolesława na swoją stronę przeciągnął. Ci szkodzić nam mogą. Zresztą skoro rozpoczniemy ściągać wojska, zauważy to każdy.
– Łatwo to upozorować. Chodzi głównie o uroczyste potwierdzenie przymierza, czym radzę natychmiast się zająć, wy Pomorze na wieczne czasy, my Mazowsze i… Co się da. Gdy się usadowimy, o wycofaniu nas ani mowy nie będzie. Za ręce się wziąwszy, łatwo się i Łokcia z czasem z Krakowa pozbędziemy. A wojewodzie dać spokój. Usunąć go nietrudno, tysiące jest sposobów, lecz to zaszkodzić nam może. Teraz pilić o zatwierdzenie przymierza, chociażby jeszcze przed niedzielą.
– Ja bym starego się pozbył – szepnął komtur. – Bądź co bądź, przy największym pośpiechu kilka niedziel zejdzie, zanim formy wszelkie pokończymy, a przez ten czas licho się może stać.
– To pozostawmy ojcu Wincentemu – ze stanowczością rzekł Czech. – Jego obowiązkiem jest pilnować naszego dobra. Gdyby się okazała gwałtowna potrzeba… Ha! W takim razie niechaj poczyna, co uzna za stosowne, ale tylko wtedy.
Mnicha, gdy usłyszał to polecenie, zimne poty oblały.
– Srodze niebezpieczną robotę mi dajecie – mruknął. – Palcem się jej tknąć, a pętla sama na gardziel spadnie.
– Strachem podszyci jesteście – roześmiał się Krzyżak. – Czy pierwszyzna to dla was?
Zamiast odpowiedzi, spojrzał tylko ojciec Wincenty na mówiącego.
– Nie trzymalibyśmy byle kogo w Płocku na tym stanowisku – ciągnął komtur. – Powierzyliśmy je wam, bo znamy was od dawna. Macie głowę nie lada, a w niej tysiące sposobów na wszystko. Z każdej matni potraficie się wywinąć…
Tak gwarząc, przesiedzieli niemal do rana, aż dzwony kościelne przypomniały ojcu Wincentemu, że czas powracać do klasztoru, aby uniknąć podejrzeń, które wzbudzić mógł teraz każdy mniej ostrożny krok.