„Była sobie dziewczyna” – reż. Lone Scherfig – recenzja i ocena filmu
Jak wskazuje oryginalny tytuł filmu „Była sobie dziewczyna” – „An education”, kwestia wykształcenia zajmie w obrazie miejsce niezwykle istotne. Do pewnego stopnia produkcję można by potraktować niemal w kategoriach propagandowych i prezentować w szkołach, jako zachętę do nauki dla dzieci i młodzieży. Oprócz morału film ten niesie także inne interesujące treści. Całość stanowi adaptację 12-stronicowego tekstu z czasopisma literackiego autorstwa Lynn Barber - dorastającej w latach sześćdziesiątych w Londynie dziennikarki. Filmowej Jenny.
Jenny jest młodą, inteligentną, ładną i rozkochaną we wszystkim co francuskie uczennicą szkoły średniej, która marzy o Oxfordzie. Oxford to dla niej spełnienie intelektualnych ambicji, ale także droga do wolności – ucieczka przed monotonnym życiem i wymagającym, a nawet nieco despotycznym ojcem. Po drodze na Oxford dziewczyna zauważa jednak pewną ścieżkę alternatywną. Owa ścieżka nie prowadzi co prawda na wyższą uczelnię, ale u jej szczytu zdaje się widnieć upragniona wolność i swoboda. I to w wymiarze o jakim dziewczyna nawet nie marzyła….
Paryż, koncerty, zabawa, sztuka, aukcje, restauracje, taniec, drogie ubrania, luksus… To wszystko kusi. Kusi David – trzydziestokilkuletni zalotnik, prowodyr pytania o sens podejmowania studiów. Bo skoro życie może być cudowne bez konieczności skończenia wyższej uczelni, bez lat nudnej nauki oraz związanych z nią trudów i wyrzeczeń, to po co się uczyć? – zacznie w pewnym momencie zastanawiać się Jenny. Każdy z uczących się ma zapewne swoją odpowiedź. Także twórcy filmu nie omieszkają zaprezentować swojej.
A więc „Była sobie dziewczyna” to z jednej strony film o sensie kształcenia się, ale nie tylko. Obraz Lone Scherfig i Nicka Hornby’ego to także filmowy zapis pewnych czasów. Czasów przed hipisowskich, gdy głodni wolności i zabawy młodzi ludzie stali u progu zaspokojenia swoich pragnień. Ten film to obraz tego „progu”, podczas gdy sam David jest przedsmakiem tego co znajdzie się po jego przekroczeniu.
Zawsze, gdy ktoś mówi o latach sześćdziesiątych, mam ochotę krzyczeć. Lata sześćdziesiąte zaczęły się właściwie dopiero koło ’63, ’64 roku. Początek dekady był dosyć ponury – twierdzi Lynn Barber. Ten ponury początek dekady, a dokładniej rok 1961 rozpoczyna toczącą się w Wielkiej Brytanii akcję filmu. Na ekranie mamy więc tkwiącą w powojennej ascezie Anglię. Według Hornby’ego skrajnie zaściankową i dość ubogą. Druga wojna światowa otworzyła epokę USA, a amerykańskie lata 50. - wielkie samochody, rock’n’roll - były właśnie produktem dobrobytu. Podczas gdy tam każdy się woził Cadillakiem, my nadal czekaliśmy na autobus – mówił scenarzysta.
Poza historycznym wymiarem filmu jego atutem jest także rola głównej bohaterki Jenny, w którą wcieliła się porównywana do Audrey Hepburn Carey Mulligan. Gra utalentowanej Brytyjki została zresztą nominowana do Oscara i Złotego Globu oraz uhonorowana nagrodą BAFTA. Wadą filmu jest z kolei jego przewidywalność. Atuty wynagradzają jednak wady czyniąc obraz wartym obejrzenia.