Boris von Brauchitsch – „Mała historia fotografii” – recenzja i ocena
„Mała historia fotografii” zwróciła moją uwagę jeszcze zanim miałem okazję choćby ją otworzyć. Wyróżnia się okładką ze znanym i moim prywatnym zdaniem nad wyraz stylowym zdjęciem George’a Hoyningena-Huene „Suknia od Schiaparelliego, kapelusz i pasek od Marii Guy”. Dziwi Was, że recenzję rozpoczynam od zdjęcia na okładce? Cóż, po przeczytaniu wspomnianej książki to właśnie fotografie zapadają najbardziej w pamięć. Pozycja wydana przez „Cyklady” jest bogato, a przede wszystkim pięknie ilustrowana. Autor dobrał doskonałe przykłady fotografii od połowy XIX wieku po schyłek XX. Wydawałoby się, że nic w tym dziwnego, bo to przecież książka o fotografii. Boris von Brauchitsch włożył jednak w selekcję zdjęć sporo wysiłku – to nie tylko prace ciekawe i poruszające, ale przede wszystkim oryginalne. Dobrze uzupełniające tekst, ale zarazem słabiej znane i nie powtarzane po 1000 razy w przeróżnych albumach.
Przy tym „Mała historia fotografii” w żadnym razie nie jest albumem. Przeszło 100 zdjęć stanowi jedynie uzupełnienie dla popularnonaukowej książki opowiadającej o fotografii, a przede wszystkim fotografach. Na pierwszych stronach autor sporo miejsca poświęca technice i wynalazkom związanym z historią fotografii, rozpoczynając wykład od czasów... Arystotelesa. Dalej przechodzi do właściwego tematu. Ponad 100 stron tekstu poświęca artystom i ich dziełom.
Książka jest napisana ciekawie i pozwala dowiedzieć się wiele o fotografii. Przy tym jest przeznaczona do konkretnego odbiorcy. Natłok informacji i nazwisk, sprawia że całkowicie niewprawiony czytelnik może się znudzić, bądź... zgubić. Początkujący pasjonat historii fotografii powinien jednak być zachwycony.
Dla niego wadą może być przede wszystkim język autora – miejscami zagmatwany i zbyt zdawkowy. Czytając „Małą historię fotografii” odniosłem wrażenie, że jest ona napisana dość chaotycznie. Przy tym nie wykluczam, że jest to wina tłumaczenia.
Merytorycznie książka zawodzi przede wszystkim w zakończeniu. Wprawdzie jej niemiecki oryginał został opublikowany w 2002 roku, ale treść książki urywa się na przełomie lat 80 i 90. W efekcie autor nie podejmuje tematu absolutnego upowszechnienia się fotografii na skutek wynalezienia aparatów cyfrowych i informatyzacji społeczeństwa. Z przykrością zauważyłem też, że niektóre rozdziały nie zawierają ilustracji, przez co czytelnik musi sam sobie wyobrażać to, o czym pisze autor. Tak jest np. w rozdziale poświęconym pierwszym fotografiom kolorowym.
To wszystko jednak raczej drobne mankamenty. Książka była dla mnie przyjemną i przydatną lekturą, na dodatek doskonale wydaną. Jedynie cena (50 zł) może zniechęcać, choć przy takiej jakości publikacji i ponad 100 fotografiach wydaje się zrozumiała.