Bombardowania przed 1940 r. - wyobrażenia i rzeczywistość
Zobacz też: Tajemnicze bombardowanie Syrii
W 1938 roku amerykański krytyk Lewis Mumford, dobrze znany ze swoich niepochlebnych opinii na temat nowoczesnego ogromnego miasta, w swojej książce The Culture of Cities analizował narodziny i upadek tego, co nazwał „Megalopolis”. Opisał „rozległy ropniak o wulgarnej pretensjonalności i potędze”, w którym cywilizacja staje się z roku na rok coraz słabsza i pozbawiana ochrony aż do dnia, w którym zabrzmiały syreny ogłaszające atak powietrzny: „Nagle, ot tak, w nowoczesną miejską egzystencję ponownie wprowadzony został terror bardziej niszczycielski i demoralizujący od jakiegokolwiek znanego w pradawnej dżungli czy jaskini. Dyszenie, dławienie się, charczenie, czołganie, nienawiść; mieszkaniec Megalopolis umiera, świadomy swego losu; tysiące zgonów”. Mumford dowodził, iż życie w mieście podczas działań bombowych nie było już możliwe. Rezultatem końcowym tej destrukcji było miasto zmarłych, „Nekropolis”, „grobowiec dla umierających (…) ciało obrócone w zgliszcza”.
Mumford był jednym z setek Europejczyków i Amerykanów, których bogata wyobraźnia pisarska pomogła ukształtować popularne wyobrażenie tego, jak mogą wyglądać działania bombowe i to na długo zanim stały się one możliwe czy też rzeczywiste. Najbardziej znanym z nich był angielski pisarz H.G. Wells, którego The War in the Air ([Wojna w przestworzu]) wydana już w 1908 roku, ustanowiła wzorzec dla wszystkich następnych powieści, tak fantastycznych, jak i z dziedziny literatury faktu, które zajmowały się potencjalnymi efektami działań bombowych. W powieści, flota złowrogich niemieckich statków powietrznych w ciągu kilku godzin niszczy Nowy Jork, tworząc szkarłatne piekło z którego nie było ucieczki”. Wynikła wojna światowa ogarnęła całą cywilizację, której nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa i postępu zostało usunięte z pamięci szybciej niż upadek jakiegokolwiek innego wcześniejszego cywilizowanego porządku: „I nie była to powolna dekadencja, która opanowała zeuropeizowany świat; inne cywilizacje zgniły i upadły, zeuropeizowana cywilizacja została zmieciona z powierzchni ziemi”. Wells wykorzystał tę książkę do naświetlenia tematu, do którego powracał regularnie podczas lat poprzedzających wybuch II wojny światowej: że zastosowanie osiągnięć nauki do prowadzenia wojny stwarza duże niebezpieczeństwo. Zniszczenie Nowego Jorku w powieści było, jak sugerował, „logicznym wynikiem” tego niefortunnego mariażu. W mniej znanym sequelu, The World Set Free, napisanym pięć lat później w 1913 roku, Wells przewiduje erę nuklearną, w której 200 największych miast świata zostaje zniszczonych w „nieugaszonych szkarłatnych pożogach atomowych bomb”. Podobnie jak Mumford, Wells uważał miejskie życie za zarówno definiujące współczesne czasy, jak i wyjątkowo podatne na zagładę przez tę samą naukę, która stała za jego powstaniem.
W wojnie, która wybuchła w sierpniu 1914 roku, nie urzeczywistniły się ani rzekoma wrażliwość miast, ani wizja upadku cywilizacji, pozostały one jednak dominującymi metaforami podczas trzydziestu lat dzielących wczesne przewidywania Wellsa od masowych bombardowań miast po 1940 roku. Samoloty I wojny światowej znajdowały się w początkowym stadium swego technicznego rozwoju. Chociaż wojna ta stała się świadkiem początków tego, co zaczęto nazywać pod jej koniec „bombardowaniem strategicznym”, skala tego bombardowania była niewielka a jego bezpośredni wpływ na państwa jemu poddane był znikomy. Pierwsze duże naloty prowadzone były przez sterowce, tak jak to miało miejsce w powieści Wellsa. Niemiecka marynarka zatwierdziła dalekodystansowe ataki Zeppelinów na brytyjskie miasta portowe i, ostatecznie, przeciwko celom położonym w Londynie. Pierwszy z 52 nalotów przeprowadzono nocą z 20 na 21 stycznia 1915 roku. Łącznie podczas wojny te statki powietrzne zrzuciły 162 tony bomb, głównie na chybił trafił, i spowodowały śmierć 557 osób. Ataki samolotów skierowane przeciwko obiektom położonym z dala od linii frontu rozpoczęły się 22 września 1914 roku, gdy garstka samolotów Royal Naval Air Service, na rozkaz Pierwszego Lorda Admiralicji, Winstona Churchilla, zaatakowała hangary Zeppelinów w Kolonii i Düsseldorfie, po czym 23 listopada przeprowadzono nalot na miasto Friedrichshafen, w którym budowano Zeppeliny. W odwecie pierwsze niemieckie samoloty zaatakowały Wielką Brytanię w dniu 24 grudnia. Przez następne dwa lata niemieckie, francuskie i brytyjskie jednostki organizowały niewielkie i nie przynoszące niemal żadnych skutków naloty do czasu aż w końcu 1916 roku niemieckie siły powietrzne sformowały „Dywizjon Angielski”, dowodzony przez kapitana Ernsta Brandenburga, który rozpoczął serię dziennych i nocnych ataków na brytyjskie porty, z czego 18 nalotów przeprowadzono przeciwko Londynowi. Pierwszy atak skierowano 25 maja 1917 roku przeciwko Folkestone, ostatni rok później, nocą z 19 na 20 maja, gdy celem był Londyn. Mieszana formacja wielosilnikowych samolotów Gotha G.IV i Zeppelin-Staaken R.VI w 52 nalotach zrzuciła 110 ton bomb, zabijając 836 osób i raniąc 1982 dalsze. Pierwotnym celem miało być zniszczenie „morale Brytyjczyków” do takiego stopnia, by brytyjski rząd zaczął rozważać wycofanie się z konfliktu. Jednakże skala ataku zupełnie nie wsparła tego, co było w najlepszym wypadku spekulatywną strategią. Małe niemieckie naloty przeprowadzono również przeciwko francuskim celom przemysłowym w Paryżu, zabijając 267 Paryżan, jednak i tu osiągnięto niewiele. Ofensywa zakończyła się wiosną 1918 roku z powodu wzrastających strat. Jej największym osiągnięciem było sprowokowanie brytyjskiego odwetu.
Niemieckie bombardowanie, jakkolwiek sporadyczne i ograniczone, pomogło w zorganizowaniu nie tylko zintegrowanego systemu obrony powietrznej, lecz również tego, co miało się stać pierwszą strategiczną ofensywą powietrzną. Pierwsze działa przeciwlotnicze rozmieszczono w południowo-wschodniej Anglii wiosną 1915 roku. Obronę powietrzną założono formalnie pod nazwą Air Defence of Great Britain. W samym sercu systemu znajdował się Obszar Obrony Powietrznej Londynu, powstały w lipcu 1917 roku pod dowództwem generała majora Edwarda Ashmore’a. Latem 1918 roku obrona chlubiła się 250 działami przeciwlotniczymi (opierającymi się o artylerię rozwiniętą na Froncie Zachodnim), 323 reflektorami, ośmioma dywizjonami myśliwskimi przeszkolonymi do działań przechwytujących o każdej porze dnia i personelem liczącym 17 000 żołnierzy. Do namierzania nadciągających samolotów założono, w odległości 50 mil [80 km] od wrażliwych na atak obszarów, kordon posterunków obserwacyjnych obsadzanych przez żołnierzy i policjantów. W zagrożonych miastach w 1917 roku zorganizowano prymitywną strukturę obrony cywilnej, z improwizowanymi schronami, strażnikami cywilnej obrony przeciwlotniczej i policjantami wyposażonymi w gwizdki mające ogłaszać alarm. W ciągu ostatnich dwóch lat wojny system ten był rzadko potrzebny a zupełnie niepotrzebny po ostatnich nalotach z maja 1918 roku, jednak stworzył precedens, do którego odwołano się później w latach 30., gdy lekcje z I wojny światowej były potrzebne przy tworzeniu planów brytyjskiego systemu cywilnej obrony przeciwlotniczej. Naloty spowodowały wybuchy paniki w zbombardowanych miastach; w porcie wschodniego wybrzeża Hull, łatwym celu dla Zeppelinów, część mieszkańców przeniosło się z miasta do okolicznych terenów wiejskich, tak jak miała to czynić podczas następnej wojny. Szacuje się, że w Londynie od 100 000 do 300 000 mieszkańców szukało schronienia w podziemiach metra.
Tekst jest fragmentem książki Richarda Overy'ego „Bombowce nad Europą 1939-1945”:
Prowadzenie nalotów było szeroko potępiane jako złośliwy i tchórzliwy atak na niewinnych. Łączna liczba 1239 zabitych w atakach Zeppelinów i bombowców, zawierała 366 kobiet i 252 dzieci. Według The Times bombardowanie reprezentowało „powrót do barbarzyństwa”, w ciągu następnych 25 lat takie określenia miano regularnie stosować względem ataków powietrznych. Powszechne były głosy apelujące o odwet, używające dokładnie takiej samej retoryki moralnego usprawiedliwienia, jaka miała być później wykorzystywana podczas Blitzu, i nastąpiło kilka rozmyślnych akcji odwetowych. Rząd pragnął jednak odpowiedzi o bardziej systematycznym charakterze. Rada Lotnictwa, powołana w 1916 roku, planowała utworzyć oddzielne, niezależne siły powietrzne, które chciała, za zgodą rządu, wykorzystać do podjęcia systematycznej strategicznej ofensywy dalekiego zasięgu przeciwko niemieckim celom militarnym i gospodarczym, znajdującym się w ograniczonym zasięgu dostępnych wówczas samolotów. W lipcu 1917 roku południowoafrykański żołnierz i polityk, marszałek polny Jan Smuts, odwiedzając Londyn podczas konferencji imperialnej, został poproszony przez premiera Davida Lloyda George’a o stworzenie rekomendacji dla organizacji brytyjskiego wysiłku lotniczego. Smuts zasugerował utworzenie oddzielnego ministerstwa lotnictwa oraz wspierał ideę ataków dalekiego zasięgu przeciwko nieprzyjacielskiemu frontowi domowemu. Pomysł został zaakceptowany i początkowy plan bombardowań sporządził lord Tiverton, starszy oficer sztabowy Royal Flying Corps (RFC), na żądanie pierwszego szefa nowoutworzonego sztabu lotnictwa, sir Fredericka Sykesa. Plan ataku na przemysł jako kluczowe cele wskazywał niemieckie gałęzie przemysłu produkujące stal, chemikalia, silniki lotnicze oraz iskrowniki, i od października 1917 roku VIII Brygada RFC, dowodzona przez podpułkownika Cyrila Newalla (przyszłego szefa sztabu lotnictwa w późnych latach 30.), rozpoczęła ograniczony atak na miasta w których się one znajdowały.
Siły złożone głównie z lekkich bombowców De Havilland DH-9 nie odniosły wielkich sukcesów. Załogi posiadały średnio 17 godzin nalotu, były słabo wyszkolone w nawigacji i identyfikowaniu celów, i przenosiły 250- i 500-funtowe bomby, które, jak się okazało później, wyrządzały niewiele szkód. Nowoutworzony Komitet ds. Polityki Działań Powietrznych (Air Policy Committee) zachęcał, by załogi, które nie były w stanie odnaleźć głównego celu, „systematycznie atakowały ważne miasta” z zamiarem wytwarzania szeroko rozprzestrzenionego zamętu i podkopywania morale pracowników. Tej ofensywie również przeciwstawił się efektywny niemiecki system obrony przeciwlotniczej, który podobnie jak brytyjski, został aktywowany po raz pierwszy w 1915 roku w odpowiedzi na alianckie napady. W tym samym roku utworzono Przeciwlotniczą Służbę Obserwacyjną ([Flugmeldedienst]), wykorzystującą samoloty obserwacyjne i naziemne posterunki obserwacyjne. W 1917 roku, gdy rozpoczęły się cięższe alianckie naloty, w ramach systemu obrony połączono samoloty przechwytujące oraz rozbudowaną sieć 400 reflektorów i 1200 dział przeciwlotniczych różnego kalibru. By utrudnić nocne naloty, w zachodnich Niemczech wprowadzono ściśle przestrzegane zaciemnienie połączone z podświetlaniem fałszywych celów. Tak jak w Wielkiej Brytanii, wprowadzono lokalne środki obrony cywilnej mające chronić ludność cywilną. Łącznie zginęło 746 osób a dalsze 1843 odniosły rany; podobnie jak w Wielkiej Brytanii, niemiecka propaganda potępiała „potworność” (Schrecklichkeit) ataków na bezbronną ludność cywilną.
Zamiar zorganizowania poważnej ofensywy bombowej przeciwko Niemcom, jako pośredniego wkładu do wojny na lądzie, przyniósł ostatecznie utworzenie w kwietniu 1918 roku Royal Air Force, owocu połączenia Royal Flying Corps i Royal Naval Air Service. Zarządzenie Gabinetu z 13 maja 1918 roku podkreślało, że niezależność tych sił została celowo powiązana z zadaniem „przeprowadzania szeroko zakrojonych nalotów bombowych na Niemcy”. By podkreślić to zobowiązanie, 5 czerwca aktywowano integralny element nowych RAF w postaci Independent Air Force (Niezależne Siły Powietrzne; co miało wyróżniać je od samolotów RAF nadal wspierających armię) dowodzonych przez generała (później marszałka Royal Air Force) sir Hugha Trencharda. Dwa tygodnie później sztab RAF przedstawił Gabinetowi Wojennemu szczegółowy przegląd brytyjskiej strategii działań powietrznych przybliżający zasady, na których miały się opierać wszystkie przyszłe ofensywy powietrzne. Sugerowano, że wykorzystanie sił powietrznych jest najlepiej rokującym i najefektywniejszym sposobem osiągnięcia pokoju za pomocą atakowania „kluczowych gałęzi przemysłu” nieprzyjaciela oraz „moralności (sic) jego narodu”. Sporządzono szczegółową listę celów precyzyjnych w przemysłowym regionie Zagłębia Ruhry i Nadrenii, opierającą się na pierwotnym planie Tivertona; w przypadku niemożności ich zaatakowania, bombowce miały atakować „gęsto zaludnione centra przemysłowe” w celu „zniszczenia morale robotników”.
Tekst jest fragmentem książki Richarda Overy'ego „Bombowce nad Europą 1939-1945”:
Szansa na przetestowanie możliwości formacji bombowców nigdy się nie urzeczywistniła. W czerwcu Independent Force zrzuciły na Niemcy zaledwie 70 ton bomb, w sierpniu jedynie 100, a w ostatnich tygodniach wojny dalsze 370 ton. Większość tego ładunku zrzucono na cele taktyczne – lotniska lub system transportowy obsługujący linię frontu. Przykładowo z 13 ataków przeprowadzonych podczas 1918 roku na łatwo dostępne dla brytyjskich bombowców badeńskie miasto Offenburg, większość skierowano na stację kolejową lub linie kolejowe. Łącznie siły strategiczne przeniosły nad cele zaledwie 8% tonażu bomb zrzuconego przez brytyjskie samoloty podczas wojny. Jedynie 172 z ich 650 głównie niewielkich nalotów skierowano przeciwko obszarowi Niemiec, a straty były wysokie, łącznie 458 samolotów.
Francuskie Naczelne Dowództwo nie było zachwycone bombardowaniami dalekiego zasięgu, a sformowane w październiku 1918 roku amerykańskie i włoskie jednostki bombowe, które miały dołączyć do rozbudowanych alianckich Inter-Allied Independent Force, nie zdążyły wziąć udziału w poważniejszych akcjach. Podobnie jak fantastycznonaukowe wymysły Wellsa, niezależna ofensywa bombowa była bardziej wyobrażona niż rzeczywista.
Powojenne oceny bombardowań Niemiec stworzone w 1919 roku przez Brytyjską Komisję ds. Bombardowań (British Bombing Commision) i Amerykańską Komisję ds. Bombardowań (United States Bombing Survey) wskazywały bardzo skromne osiągnięcia materialne. Miały jednak istnieć przesadzone oczekiwania względem prawdopodobnego wpływu bombardowań na morale kraju. Słynne jest stwierdzenie Trencharda mówiące, iż moralny, tudzież psychologiczny wpływ bombardowania jest dwudziestokrotnie większy od rezultatu materialnego, chociaż nie istniało zbyt wiele dowodów mogących to potwierdzić, poza sporadycznymi, lecz przejściowymi wybuchami paniki w trakcie wojny w brytyjskich, francuskich i niemieckich miastach, oraz klasowych przesądów osób, które o takowym wpływie zapewniały. Raport z manewrów RAF z 1923 roku, z Trenchardem, który pełnił obecnie funkcję szefa sztabu lotnictwa, przyjął, iż nowoczesna wojna jest „walką o morale”, w której rozgorączkowany miejski tłum okaże się „nieskończenie bardziej podatny na załamanie się”. Identyczną opinię wygłosił włoski generał Giulio Douhet, którego opracowanie Panowanie w powietrzu stało się jednym z klasyków teorii wykorzystania sił powietrznych. Dowodził on, iż pojawienie się samolotu zmieniło nieodwracalnie charakter wojny, ze szkodą dla armii i marynarek wojennych. Przyszłe wojny, jak argumentował, miały polegać na szybkim zniszczeniu nieprzyjacielskich sił powietrznych, by móc następnie możliwie najszybciej i bezwzględniej przejść do ataku na cywilną gospodarkę i populację. Tymczasowe bestialstwo (Douhet popierał także wykorzystanie środków gazowych bądź bakteriologicznych) miało uczynić wojny szybkimi i ostrymi oraz, w ten sposób, mniej kosztownymi dla życia ludzkiego niż długa wojna na wyniszczenie, której Europa dopiero co doświadczyła. „Człowiek, który toczy walkę na śmierć i życie – a takie są wszystkie współczesne wojny – ma prawo” – jak twierdził Douhet – „wykorzystać wszelkie środki mające utrzymać go przy życiu”. Douhetowska wizja przyszłej wojny zawdzięczała coś Wellsowi – „Nakreślam ci mroczny i krwawy obraz” – było to jednak pierwsze i trafne wyrażenie tego, co miało być wkrótce nazywane „wojną totalną”.
Chociaż Trenchard i Douhet są obecnie obwoływani pionierami teorii wykorzystania sił powietrznych, ich wnioski były przerysowane oraz nienaukowe, i z perspektywy wojskowości lat 20., były zaproszeniem do przyjęcia tego, co było ciągle powszechnie uważane za moralnie nieakceptowalne pogwałcenie praw wojny. Pomimo pozycji, jaką cieszyli się w późniejszym czasie, w latach 20. pozostawali oni względnymi outsiderami. Douhet był w 1922 roku krótko ministrem lotnictwa w pierwszym rządzie Mussoliniego, jednak potem zrezygnował ze służby wojskowej, został zwolniony ze stanowiska ministra i pozostawiony, by samotnie bronił swej teorii zza kulis. Trenchard większość okresu swojej służby jako szef sztabu lotnictwa spędził walcząc o utrzymanie niezależnego statusu sił powietrznych oraz podtrzymywanie wyraźnie strategicznego charakteru tożsamości swojej formacji. Żaden nie stał się w latach 20. powszechnie znany, chociaż prace Douheta zyskały większą popularność w następnej dekadzie. Żadne siły powietrzne w latach 20. (czy nawet w 30.) nie rozwinęły celowo zdolności do działań strategicznych, by móc szybko i bezwzględnie wyeliminować nieprzyjaciela za pomocą ataku na morale ludności cywilnej, strategii opisywanej z grubsza w latach międzywojennych jako „nokautujący cios”. Co było znaczące odnośnie do Douheta i Trencharda, jak i wielu innych powojennych teoretyków wojskowości, to założenie, że przyszła wojna będzie toczona pomiędzy całymi społeczeństwami, w których obywatel, czy to w mundurze, czy w fabryce, czy prowadzący pociąg czy orzący pole, czy płci męskiej czy żeńskiej, będzie dodawał swój wkład do narodowego wysiłku wojennego. To założenie czyniło przemysł, miasta i robotników celami wojny takimi samymi jak siły zbrojne i jeszcze mocniej wiązało je z przedwojenną fikcją o zagrożeniu dla cywilizacji.
W latach 20. europejska opinia publiczna postrzegała działania bombowe okresu I wojny światowej w bardziej złowrogich barwach niż większość wojskowych. Przełomową zmianą przyniesioną przez wojnę było powszechne uświadomienie sobie przez europejskie społeczności, że w każdej przyszłej wojnie nie będzie już żadnej mowy o nietykalności ludności cywilnej. Chociaż skala działań bombowych podczas I wojny światowej była niewielka, zostały one wykorzystane do symbolicznego przedstawienia przejścia do nowego ważnego etapu, w którym nauka na usługach wojny może obalić konwencjonalne formy konfliktu zbrojnego na korzyść celowego ataku na społeczność cywilną. Komentując w 1923 roku stwierdzenie, że nieprzyjacielskie samoloty mogą w ciągu trzech godzin zatruć cały Londyn, angielski historyk, Goldsworthy Lowes Dickinson, napisał: „wojna wydaje się obecnie eksterminacją, nie tylko żołnierzy, lecz również cywilów i cywilizacji”.
Lowes Dickinson nie był znawcą wojskowości, jednak większość panikarskiej literatury lat międzywojennych została uczyniona bardziej trwożącą z powodu faktu tworzenia jej przez żołnierzy lub byłych żołnierzy albo przez naukowców i inżynierów, którzy chwaląc się publicznie swoją wiedzą, nadawali swym wnioskom większą powagę. Hrabia Halsbury, który w 1926 roku napisał 1944, powieść o przyszłym ataku gazowym, jaki unicestwia Londyn, był tym samym lordem Tivertonem (obecnie wyniesionym do wyższego tytułu szlacheckiego), który w 1917 roku planował strategiczną ofensywę powietrzną przeciwko Niemcom. W swej przedmowie twierdził, iż nie ma nic fantastycznego w jego opisie ataku gazowego, który oparł o najnowsze badania prawdopodobnych efektów użycia broni chemicznej. W 1927 roku rozwinął on dla czytelników popularnej gazety lekcje przedstawione w swej powieści: „Organizacje centralne kluczowe dla nowoczesnej wojny funkcjonują w «otwartych miastach» i w większości w oparciu o pracę cywilów (…). [Pierwszą wyłaniającą się z tego konkluzją jest to, że atak będzie skierowany na ludność cywilną]”. Te opinie miały wiele wspólnego z Douhetem, i z falą alarmistycznej literatury na temat działań powietrznych stworzoną przez wojskowych ekspertów we Francji. W 1930 roku podpułkownik Arsène Vauthier w The Aerial Threat and the Future of the Country ostrzegał, że w następnej wojnie francuskie miasta zostaną zdławione gazem i bombami: „(…) cała przyszłość kraju jest zagrożona, cała ludność cywilna zostanie nagle umieszczona na linii frontu”.
Tekst jest fragmentem książki Richarda Overy'ego „Bombowce nad Europą 1939-1945”:
W panikarskiej literaturze lat międzywojennych można wyszczególnić dwa konkretne elementy: po pierwsze, że ofiarami destrukcji padną duże miasta; po drugie, że destrukcja będzie szybka a stopień zniszczeń unicestwiający. W większości wymyślonych relacji z bombardowań pojawiają się standardowe motywy zaskoczenia, szybkości i skali ataku powietrznego. W marcu 1930 roku, niedługo po śmierci Douheta, w The War of 19-, czołowe wydawane we Włoszech czasopismo lotnicze, opublikowało jego opinię o wojnie powietrznej pomiędzy Francją i Niemcami, w której cztery francuskie miasta są atakowane przez niemieckie samoloty 500 tonami ładunków zapalających i bombami z trucizną, co wystarcza do ich kompletnego zniszczenia. Naloty trwają tylko godzinę, a cztery miasta zostają doszczętnie spalone. Frank Morison w książce War on Great Cities, wydanej w 1938 roku, zaledwie kilka miesięcy przed wybuchem nowej wojny, opowiadał o milionach Londyńczyków zabitych przez atak gazowy, i dalszych milionach ofiar po szybkim brytyjskim odwecie wymierzonym przeciwko Paryżowi, Rzymowi lub Berlinowi. Sugerował, że jedna bomba o wadze 5000 funtów miałaby wystarczyć do całkowitego zniszczenia administracyjnego i rządowego centrum w okolicach Whitehall.
Jak wielu innych ekspertów piszących o bombardowaniach, zapewniał swoich czytelników, że nie jest to „wytwór fantazji”, lecz chłodne sprawozdanie z faktu. Tom Wintringham, były żołnierz a później dowódca Brytyjskiej Brygady Międzynarodowej podczas hiszpańskiej wojny domowej, w 1935 roku nakreślił równie ponury obraz końca wielkich europejskich miast: od 5 do 6 milionów mieszkańców Londynu, Paryża i Berlina zabitych w wyniku połączenia śmiertelnego oddziaływania gazu, ładunków wybuchowych, wychłodzenia, chorób i głodu. We wszystkich tych opisach, i ze szczególnym wskazaniem Douheta, obrona przeciwko bombardowaniom jest mało skuteczna i zupełnie nieefektywna przeciwko gazowi lub drobnoustrojom.
Większość z tych pesymistycznych przedstawień wojny powietrznej było w rzeczy samej fantazyjnymi obrazami, oderwanymi od technicznych i naukowych realiów. Wszystkie łączyła wiara w oczywistą wrażliwość nowoczesnych miast na „nokautujący cios”. Było to tak szeroko omawiane i aprobowane, że wymaga pewnego wyjaśnienia. W latach 20. większość zurbanizowanej Europy składała się z zabudowy ukończonej stosunkowo niedawno, z miastami wypełnionymi migrantami ze wsi, lub imigrantami z zagranicy. Nowe, liczne społeczności żyły w zatłoczonych, szybko wzniesionych szeregowcach i kamienicach, i służyły rozkwitającym portom oraz gałęziom przemysłu stymulowanym przez szybki rozwój europejskiego handlu i wytwórczości. Nowe miasta były uważane przez wielu krytyków społecznych (i większość europejskiej elity konserwatywnej) za socjalnie amorficzne i wyalienowane, z nierozwiniętym poczuciem wspólnoty i o niestałych wartościach. Były miejscami przedwojennych i powojennych ruchów o charakterze radykalnym i, w przypadku Rosji, rewolucji. Nowe miasta były również powszechnie kojarzone ze wzrastającą falą przestępczości, nałogów i defektów genetycznych. Te opinie na temat miejskiego życia odzwierciedlały głębokie klasowe i regionalne uprzedzenia; pojawiały się regularnie właśnie w opisach przyszłych bombardowań, ponieważ spodziewano się, iż pozbawiony korzeni miejski tłum będzie bardziej skłonny do paniki.
Opis psychologii tłumu autorstwa Gustave’a Le Bona opublikowany w 1895 roku, czy studia nad instynktem stadnym Williama Trottera, które wydano w 1916 roku, ugruntowały popularną opinię, że charakter nowoczesnego miejskiego życia predysponuje jednostki do łączenia się w momentach kryzysu w niemożliwy do opanowania motłoch. Urzędnik brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa, analizując w 1937 roku to, co postrzegał jako niezrównoważone zachowanie „obcych” i „biedniejszych warstw społeczeństwa” podczas niemieckiego bombardowania Londynu w 1917 roku, doszedł do wniosku, że „stolice stanowią popularne centra nerwowe, w których niebezpieczeństwo jest największe”.
Wrażliwość miast była również uważana za produkt złożoności i wzajemnego powiązania nowoczesnej infrastruktury, która wspierała miejskie życie. Spodziewano się, że nagłe zakłócenie funkcjonowania którejś z jej części rozbije całość i spowoduje społeczną katastrofę. Mechanizm tego procesu został wyjaśniony w artykule brytyjskiego filozofa Cyrila Joada, piszącego w 1937 roku:
Wydaje się uzasadnione, by zakładać, że w ciągu kilku dni od wybuchu następnej wojny przestaną działać systemy dostaw gazu i oświetlenia elektrycznego, że nie będzie wentylacji w tunelach metra, że przestanie funkcjonować system kanalizacji a ścieki zainfekują ulice, że duże części Londynu staną w płomieniach, oraz że hordy uciekinierów będą się starały wydostać z miasta, bez benzyny do ich samochodów czy jedzenia dla ich żołądków, rozsypując się jak szarańcza na cały kraj w nadziei ucieczki przed terrorem z przestrzeni powietrznej.
Wojskowy myśliciel J.F.C. Fuller zasugerował, że w ciągu kilku godzin od dużego nalotu na Londyn miasto stanie się „jednym wielkim rozhisteryzowanym domem wariatów”: „ruch uliczny zastygnie, pozbawieni dachu nad głową będą wrzeszczeć o pomoc, miasto ogarnie pandemonium”. Gdy życie w mieście załamie się – kontynuował Fuller – rząd zostanie zmieciony przez „lawinę terroru”.
Takie wizje odzwierciedlają głębsze obawy związane z niepewną naturą nowoczesnej „cywilizacji” i jej zdolnością do przetrwania po stoczeniu się w masową zindustrializowaną wojnę z lat 1914-1918. Rezultat był głębokim paradoksem. W latach międzywojennych w Europie i Stanach Zjednoczonych panowała prawdziwa i entuzjastyczna fascynacja możliwościami samolotu. W europejskich dyktaturach, tak prawicowych, jak i lewicowych, awiacja została zaprzęgnięta do wyrażania dynamicznej nowoczesności i technologicznego wyrafinowania nowych ruchów politycznych.
We Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych lotnictwo było istotnym produktem nowoczesnej ery konsumpcjonizmu, zdolnym do zmieniania stylów życia, ułatwiającym nowoczesną komunikację i zapewniającym podniecające możliwości zorganizowanego wypoczynku. Tu nauka autentycznie służyła człowiekowi. Z drugiej strony lotnictwo wojskowe było uważane nie tylko za fascynujący techniczny przejaw współczesnych czasów, lecz również za zwiastun ich możliwego rozpadu. Większość apokaliptycznego języka używanego do opisywania zagrożenia ze strony bombardowań było inspirowane nie tyle przez wizję śmierci spadającej z przestrzeni powietrznej, co przez autodestrukcyjną naturę cywilizacji zdolnej do wytworzenia technicznych środków pozwalających na unicestwienie w pierwszej kolejności nowoczesnych miast. „Marnym pocieszeniem jest” – powiedział lord Halsbury brytyjskiej Izbie Lordów w 1928 roku – „że jedyną odpowiedzią jaką możemy znaleźć na zniszczenie połowy cywilizacji jest to, że powinniśmy być w stanie zniszczyć jej drugą połowę”.