Bomba atomowa i Nagasaki – miasto, w którym zapanowała śmierć
Bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 roku pogłębiła podział wśród cywilnych i wojskowych przywódców politycznych Japonii. Admirałowie i generałowie nie dopuszczali nawet myśli o bezwarunkowej kapitulacji, która w ich mniemaniu była największą hańbą. Innego zdania byli cywile, którzy uważali, że wybuch bomby atomowej stanowił nadzwyczajną okazję, aby wreszcie złożyć broń. Do tej drugiej idei skłaniał się również sam cesarz Hirohito.
Japońskie władze nie zdradziły swoim obywatelom prawdy o Hiroszimie. W kręgach wojskowych obawiano się, że świadomość potęgi atomu zasieje ziarno niepewności, a w efekcie zburzy morale cywilów. Przeczucie nadchodzącej porażki i tak było coraz silniejsze, a zindoktrynowani japońscy obywatele w obliczu klęski i poddania się woli aliantów coraz częściej wybierali samobójczą śmierć.
Departament Wojny USA z siedzibą na Marianach postanowił rozpocząć akcję propagandową, której celem było uświadomienie Japończyków o katastroficznej sile atomu. Amerykanie zrzucili więc nad Japonią około sześciu milionów ulotek o treści:
Posiadamy bomby atomowe; jedna taka bomba ma siłę równą sile ładunków wybuchowych niesionych przez 2 tys. naszych bombowców B-29 wykonujących misję konwencjonalną. Zastanówcie się nad tym straszliwym faktem. Użyliśmy tej broni przeciwko waszemu krajowi. Jeśli nie wierzycie, dowiedzcie się, co zdarzyło się w Hiroszimie, gdzie zrzuciliśmy tylko jedną bombę. Wzywamy was, byście wystąpili do Cesarza z petycjami o zakończenie wojny. Ewakuujcie wasze miasta.
Niestety druk milionów egzemplarzy wymagał czasu, a ich rozpowszechnienie opóźnił dodatkowo o parę godzin brak bomb agitacyjnych T-3, które służyły do rozrzucania ulotek i materiałów propagandowych. W efekcie Nagasaki otrzymało swoją partię 10 sierpnia, dzień po druzgocącej katastrofie.
Bomba atomowa i Nagasaki: presja czasu
Dzień oraz miejsce zrzutu drugiej bomby atomowej były w rzeczywistości zbiegiem niefortunnych okoliczności. Na Tinianie (Mariany Północne) trwały ostatnie prace związane z przygotowaniem Fat Mana (Tłuściocha), egzemplarza 31. Pierwotnie jej zrzut był planowany na 11 sierpnia, ale generał Paul Tibbets, dowódca załogi Boeinga B-29 Superfortessa Enola Gay z którego zrzucono pierwszą bombę atomową Little Boy, wyraził żal, że terminu nie można przyśpieszyć. Dzień 9 sierpnia 1945 roku zapowiadał się na ostatni pogodny. Po nim miało nastąpić gwałtowne załamanie warunków, a w efekcie brak widoczności uniemożliwiający precyzyjny zrzut bomby. Ustalono więc, że tylko data 9 sierpnia wchodzi w grę jako termin ataku. Oznaczało to zdwojenie wysiłków naukowców i techników przy sfinalizowaniu prac nad Fat Manem, którym i tak nieustannie towarzyszyła atmosfera niepewności i pośpiechu. Członkowie zespołu montażowego czuli na sobie ogromną odpowiedzialność. W końcu to od nich zależało, czy wojna zakończy się szybciej i czy żołnierze wreszcie będą mogli w spokoju wrócić do swoich domów i rodzin.
Jeden dzień robił różnicę. W krótszym odstępie czasowym między bombardowaniami aspekt psychologiczny mógł lepiej zadziałać na Japończyków. W świadomości dumnego społeczeństwa kraju wschodzącego słońca i jego władz mogła narodzić się myśl, że Amerykanie dysponują o wiele większym arsenałem atomowym niż w rzeczywistośći. Wierzono, że druga bomba zmusi Japonię do kapitulacji.
Ostatni techniczny sprawdzian Fat Mana nie przebiegł zgodnie z oczekiwaniami. Młody naukowiec, podporucznik marynarki Bernard J. O’Keefe zauważył nieprawidłowości, które w rezultacie mogły doprowadzić do niepowodzenia misji. Ktoś w pośpiechu umieścił na odwrót końcówki przewodów, mające łączyć układ odpalania zainstalowany z przodu bomby z czterema radarami znajdującymi się w ogonie. O’Keefe zdecydował się wbrew restrykcyjnym przepisom bezpieczeństwa zaryzykować i zamienić końcówki za pomocą lutownicy. Udało mu się, a Fat Man-31 był gotowy do zrzutu na arsenał w Kokurze w prefekturze Kiushiu, który był pierwotnym celem ataku.
Bomba atomowa nad Nagasaki: chwila apokalipsy
Fat Man został załadowany do przedniej komory bombowej Boeinga B-29 zwanego Bock’s Car, od nazwiska jego dowódcy Fredricka Bocka, ale tym razem to nie on miał zasiąść za sterami bombowca. Jego miejsce zajął major Charles W. Sweeney. Bock’s Car wyruszył z Tinianu 9 sierpnia o godzinie 3:47 nad ranem. O godzinie 10.44 Sweeney znalazł się nad Kokurą i zdał sobie sprawę, że mgła i unoszący się nad miastem dym uniemożliwiają wykonanie zadania. Dodatkowo japońskie lotnictwo, zaniepokojone krążącym nad miastem amerykańskim Boeingiem, wysłało przeciw niemu swoje myśliwce. Major Sweeney został zmuszony obrać kurs na cel rezerwowy – Nagasaki, stare miasto portowe, w którym wyprodukowano torpedy wystrzelone na Pearl Harbor. Inną alternatywą przy kończącym się paliwie był zrzut wartej kilkaset milionów dolarów bomby do oceanu. Wybrano jednak Nagasaki.
Widoczność w Nagasaki nie była idealna, ale Sweeney dostrzegł dziurę między chmurami. Udało mu się wycelować i zrzucić ładunek. Dnia 9 sierpnia 1945 roku, o godzinie 11.02 nastąpiła eksplozja drugiej, jeszcze potężniejszej bomby atomowej Fat Man-31. Była to bomba plutonowa, której siła wybuchu wynosiła 22 kilotony, czyli prawie dwa razy tyle co Little Boya. Jej zabójczy zasięg został ograniczony wyłącznie przez ukształtowanie tamtejszych terenów. Strome wzgórza wokół Nagasaki spowodowały mniejsze szkody w porównaniu z Hiroszimą, ale żniwo siły uderzeniowej w dalszym ciągu było powalające. Nie da się ustalić dokładnej liczby śmiertelnych ofiar, ale do końca 1945 roku śmierć w związku z wybuchem oraz w wyniku choroby popromiennej poniosło 75 tysięcy osób. W przeciągu kolejnych pięciu lat choroba popromienna oraz inne z nią powiązane zabiły następnych 65 tysięcy ludzi. Szacuje się, że 54 procent mieszkańców Nagasaki zginęła w wyniku wybuchu i ze względu na jego skutki.
Polecamy e-book Piotra Bejrowskiego i Natalii Stawarz – „Azja we krwi. Konflikty – zbrodnie – ludobójstwo”
Nagasaki: martwe miasto
To była chwila. Oślepiający błysk wchodzący w barwy purpury i towarzyszący temu zjawisku silny powiew gorącego wiatru. Ognista fala wybuchu spowodowała pożary, a łąki, uprawy i lasy w jednej chwili zamieniły się w jałowe pogorzeliska. Chwilę później nastąpiła cisza.
Relacje hibakusha, czyli ofiar eksplozji bomby atomowej, są do siebie podobne, a zarazem bardzo osobiste. Ze wspomnień doktora Takashiego Nagai i jego współpracowników, którzy tego pamiętnego dnia znajdowali się na terenie szpitala uniwersyteckiego w Nagasaki, wynika, że najbardziej zatrważającym momentem była chwila tuż po wybuchu. Cisza i ciemność zdawały się być odrealnionym i przerażającym doświadczeniem. Dopiero krzyki i błagalne wołania o pomoc w pewien sposób przywoływały ocalonych do rzeczywistości. Słysząc głosy innych, zdobywali pewność, że nie stąpili do piekieł, ale nadal żyją i znajdują się w swoim mieście Nagasaki, które już nie było tym samym znanym miejscem. Każdy z hibakusha przeżył osobistą tragedię i stawił czoła śmierci. Widział ciała najbliższych, sąsiadów, kolegów lub przechodniów. Potęga atomu sprawiła, że ludzkie szczątki nie miały w sobie wiele z człowieka. Skóra z umierających schodziła płatami, ludzie tracili kończyny, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny.
Hibakusha brzemię działań atomu nosili lub będą nosić do końca życia. Wielu z nich zapadło na chorobę popromienną. Wielu musiało też ukrywać swoją traumę w obawie przed wykluczeniem. Nikt nie chciał zatrudnić ani związać się z osobą, która znajdowała się w obrębie obszaru oddziaływania atomu. Usunięto ich poza margines społeczeństwa. Na szczęście dziś postawy Japończyków wobec hibakusha uległy diametralnej zmianie. Ofiary zarówno Hiroszimy jak i Nagasaki mogą liczyć na szacunek wśród obywateli oraz finansową pomoc rządu i w niektórych przypadkach dodatek medyczny.
Nagasaki, które przed wybuchem II wojny światowej tętniło życiem i jako jedno z nielicznych japońskich miast było otwarte i przyjaźnie nastawione na zachodnie wpływy, teraz jawiło się jako ponura nekropolia. Tak opisał je kapitan Marynarki Wojennej USA William C. Bryson w liście do swojej żony z 14 września 1945 roku:
Miejsce przenika zapach śmierci i rozkładu, zmieniający się od ostrego odoru gnijącego mięsa do nieco delikatniejszego smrodu, w którym najsilniej czuje się amoniak. Ogólne wrażenie, przesłaniające to, co odbieramy naszymi fizycznymi zmysłami, to poczucie martwoty, absolutnej istoty śmierci w sensie końca bez nadziei na wskrzeszenie. A wszystko to nie skupia się w jednym miejscu. Jest wszędzie i nic nie uniknęło jej dotknięcia. W większości zburzonych miast można pogrzebać zmarłych, usunąć gruzy, odbudować domy i znowu doprowadzić miasto do życia. Czuje się jednak, że tu jest inaczej. Jak dawna Sodoma i Gomora, miejsce zostało posypane solą, a nad bramami napisano ichabod (przeminęła sława).
W Hiroszimie i Nagasaki określenie „miasto zmarłych” przestało być metaforą, a stało się rzeczywistością. Podobnie jak bomba atomowa z mrzonki zamieniła się w realną broń masowej zagłady. To był wstrząs dla świata. Ludzkość wchodziła w nowy okres – erę atomu. Los tych dwóch miast to preludium potencjalnego unicestwienia ludzkości. Miejmy nadzieję, że nigdy się to nie wydarzy.
Wyczekiwany koniec
Sztandarowym argumentem zwolenników użycia bomby atomowej w Hiroshimie i Nagasaki było stwierdzenie, że Japończycy się nie poddadzą. Będą walczyć do ostatniej kropli krwi, zupełnie nie zważając na własne życie. Amerykanie rzeczywiście nie mylili się w tej kwestii, gdyż zarówno japońskich żołnierzy jak i ogół społeczeństwa charakteryzowało silne poczucie obowiązku względem boskiego Cesarza. Ale sam Hirohito zaczął mieć wątpliwości, zwłaszcza po wybuchu pierwszej bomby atomowej. Japońska flota i lotnictwo praktycznie już nie istniały, blokady handlowe uniemożliwiły dostawy zarówno surowców jak i żywności. Na japońskie miasta spadło tysiące bomb, a cały kraj stał się ruiną, którą otaczała pożoga. Kilka godzin przed drugim zrzutem bomby atomowej na Nagasaki, wojska Armii Czerwonej wkroczyły na tereny Mandżurii, gdyż Związek Radziecki 8 sierpnia złamał pakt o neutralności i wypowiedział Japonii wojnę. Wielu historyków uważa to za główny powód japońskiej kapitulacji.
Jednak wojna mogłaby zakończyć się o wiele wcześniej, gdyby prezydent Harry Truman zgodził się przyjąć pierwszą japońską kapitulację z zastrzeżeniem, że pozycja cesarza nie zostanie naruszona. Naród japoński nie mógł przystać na abdykację i osądzenie Hirohito. Dla Japończyków było to ważne ze względu na boskie pochodzenie rodu cesarskiego. Wywodził się on od bogini Słońca Amatresu. A więc Hirohito nie był dla Japończyków człowiekiem, a istotą boską. Zaburzenie tej idei podważyłoby zarówno wartości shintoizmu, jak i japońskiej tradycji.
W nocy po zagładzie Nagasaki zwołano w Tokio konferencję cesarską. Głosy za kapitulacją i przeciwko niej były wyrównane, ale decydujące zdanie mógł wyrazić tylko cesarz, który zwrócił się do zgromadzonych ministrów i generałów takimi słowami:
Zakończenie wojny jest jedynym sposobem przywrócenia pokoju na świecie i uwolnienia narodu od strasznego nieszczęścia, które go przygniata […] Nadszedł czas, kiedy musimy zmienić to, co jest nie do zniesienia.
Premier Suzuki Kantarō uznał te słowa za odpowiednie zakończenie dyskusji. Japonia poddała się. Zbliżał się koniec długiej i strasznej wojny.
Bibliografia:
- Burke-Guffney Brian, Nagasaki: the British experience, 1854-1945, wyd. Global Oriental, Kent 2009.
- Nagai Takashi, Dzwony Nagasaki, wyd. Pax, Warszawa 1955.
- Nagasaki – tamtego pamiętnego dnia 9 sierpnia 1945, [red.] Estera Żeromska, wyd. Trio, Warszawa 2002.
- Rhodes Richard, Jak powstała bomba atomowa, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2000.
- Szotkiewicz Adam, Hiroszima i Nagasaki. Trauma Japonii, Polityka, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1507964,1,hiroszima-i-nagasaki-trauma-japonii.read [dostęp: 8.08.2020].
Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz