Bohdan Urbankowski - „Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg” - recenzja i ocena
Zobacz też: Józef Piłsudski i przewrót majowy
Ci, którzy znają już twórczość Urbankowskiego, nie znajdą tu wiele nowego. Biografia powstała z zebrania w jednym woluminie dwutomowej pracy z 1997 r., która z kolei opierała się na wcześniejszych tekstach (np. na Filozofii czynu z 1988 r.). Wznowienie jest więc pewnym ukoronowaniem dorobku autora, ale także może być z powodzeniem uznane za współczesny manifest polityczny tych, którzy odwołują się do spuścizny Marszałka.
Urbankowski bowiem, dogłębnie prześwietlając sylwetkę architekta zamachu majowego, nie stroni od komentarzy politycznych. Jego antyrosyjskie nastawienie jest podniesione do kwadratu. Z jednej strony bowiem czas jego twórczości przypada na ustrojową transformację, co nakłada się z perspektywą osoby, od dawna już zaangażowanej w działalność opozycyjną. Z drugiej zaś strony, stara się on patrzeć na rekonstruowaną przeszłość oczami Piłsudskiego, który nigdy nie ukrywał swej niechęci do państwa carów i bolszewików.
Przeczytaj:
- Wiktoria warszawska czy „cud nad Wisłą”? O roli Józefa Piłsudskiego w bitwie warszawskiej 1920 roku
- Dlaczego Piłsudski? Na marginesie obchodów Narodowego Święta Niepodległości
Marszałek odmalowany jest z rozmachem. Czytelnik może obejrzeć jego rodzinne środowisko i wyniesione z domu wartości, początki socjalistyczno-insurekcyjnego aktywizmu, wojnę z bolszewikami, pierwsze lata II RP, zamach majowy i wreszcie ostatni etap życia. Porządek problemowy miesza się tu z ciekawą, erudycyjną problematyzacją materiału. Część pierwsza – Korekta mitów – traktuje o losach Piłsudskiego od narodzin do śmierci. Romantyzm celów, pozytywizm środków, czyli druga część, to fresk przedstawiający koleje walki, toczonej przez Marszałka, ukazany w szerokim kontekście dziejowym. Wreszcie, ostatnia część, Filozofia czynu, to przenikliwa analiza jego myśli politycznej.
Obok drobiazgowej rekonstrukcji faktów z życia prywatnego, Marzyciel i strateg to dogłębne studium z historii wojskowości, a pewne wątki książki ocierają się nawet o antropologię historyczną i socjologię. Na szczególne uznanie zasługuje zwłaszcza ostatnia część, w której Urbankowski pieczołowicie zrekonstruował światopogląd Piłsudskiego, sumując różnorakie motywy, rozrzucone w wielu tekstach i wypowiedziach. Z powodu takiej wielowątkowości dzieło to wykracza poza standardy akademickiej biografii, będąc w istocie studium całego pokolenia i podsumowaniem pewnej epoki w dziejach Polski.
W swej narracji Urbankowski nie bierze jeńców, a z powodu wspomnianego upolitycznienia pewnych wątków niejednokrotnie strzela na oślep. Po części usprawiedliwia go przyjęta konwencja – wszak od tekstów eseistycznych mamy prawo oczekiwać tez śmiałych, czy wręcz przerysowanych, które nie byłyby możliwe do postawienia i obronienia w naukowym opracowaniu. Przyznać trzeba też, że Urbankowski przywołuje szeroką literaturę przedmiotu, edycje źródłowe oraz archiwalia. Nad pewnymi jego tezami nie można jednak przejść do porządku dziennego.
Z całą pewnością w niektórych momentach nader irytujące jest przyjmowanie perspektywy Piłsudskiego. Wiążę się to choćby z druzgocącą krytyką lub (w lżejszych przypadkach) z ironizowaniem na temat politycznych konkurentów Marszałka. Zdecydowanie strywializowana została postać Wincentego Witosa, z klasy i formatu Ignacego Daszyńskiego pozostało tylko jego uwielbienie dla Piłsudskiego. Romana Dmowskiego oskarżył zaś Urbankowski m.in. o złe reprezentowanie Polski na konferencji pokojowej w Wersalu. Jako Wielkopolaninowi trudno mi zgodzić się z tezą, że w okresie zaborów w Wielkopolsce toczyła się Ersatzkrieg (substytut wojny) i że dopiero duch Legionów podziałał na tutejsze społeczeństwo mobilizująco, wskrzeszając takie wartości, jak żołnierski honor, i doprowadzając w efekcie do wybuchu powstania wielkopolskiego. Przyjmowanie optyki głównego bohatera pracy czyni Urbankowskiego ślepym na cechy odmiennych tradycji politycznych. Umyka mu np. na organicznikowski charakter powstania wielkopolskiego, pozbawionego mitów i metodycznie poprowadzonego ku zwycięstwu nad osłabionym wrogiem.
Przeczytaj:
Co więcej, Urbankowski wyraźnie unika głębszej analizy i oceny systemu sanacyjnego. Przemilcza albo bagatelizuje fałszowanie wyborów i represje wobec przeciwników politycznych (silnie akcentuje jedynie zamknięcie – jednego! – czasopisma „Faszysta Polski” po zamachu majowym), stawia też trudną do obrony tezę, jakoby Polska (w przeciwieństwie do Niemiec) uniknęła kryzysu gospodarczego. W końcu, autor podkreśla też politykę „równych odległości” wskazując, że Piłsudski poszukiwał sojuszników Polski na Zachodzie i nigdy nie zgodziłby się na wspólny marsz z Hitlerem na Związek Radziecki.
Trudno także pozbyć się wrażenia, iż Urbankowski traktuje życie Piłsudskiego jako pewne continuum – od młodzieńczego, częściowo nieuświadomionego podążenia śladem romantycznych legend (spiski, zesłanie etc.), do dojrzałego, świadomego kreowania mitu własnej osoby i wykorzystania go w walce niepodległościowej. Kto zna inne książki autora, ten z pewnością zauważy, że kreacja tego rodzaju romantycznego toposu i potraktowanie go jako ramy interpretacyjnej jest znakiem firmowym Urbankowskiego (czyni on tak choćby porównując Wiktora Heltmana do Adama Mickiewicza w swej książeczce Kierunki poszukiwań. Szkice o polskich socjalistach). Polityka Piłsudskiego zostaje przez to odarta z pewnych ambiwalencji. Nie oglądamy zrywania się ciągłości myślenia i powracania w nowych kontekstach i nowych warunkach; otrzymujemy natomiast postać, potraktowaną jako szczytowy produkt (neo)romantycznej konwencji.
Wszystkie te mankamenty mieszczą się Jednak w granicach, dopuszczalnych przez ambitną, historyczną eseistykę, a spoglądanie oczyma badanej postaci ma też swoje dobre strony. Przypatrujemy się bowiem z bliska nie tylko tak złożonym zagadnieniom, jak rola socjalizmu w światopoglądzie młodego Piłsudskiego, jego religijność czy charakter motywu „palca Bożego”. Oglądamy także quasi-familijne obyczaje żołnierzy Piłsudskiego, przenosimy się do willi w Sulejówku, słowem – chłoniemy klimat tamtych czasów, jakże trudny do uchwycenia w ramach naukowych monografii.
Dobra książka to książka taka, w której potknięcia stają się irytującymi detalami, uaktywniającymi zmysł krytyczny czytelnika; w której mnogość szczegółów nie przytłacza, ale wzbogaca; w której czterocyfrowa liczba stron to zaproszenie do wielogodzinnej przygody. Taką książką jest książka Urbankowskiego.