Bohaterska obrona Lwowa w 1918 roku
Jesienią 1918 roku wielonarodowa monarchia habsburska rozpadała się. Problem w tym, że niepodległościowe aspiracje narodów żyjących pod berłem Habsburgów często dotyczyły tych samych terytoriów. Nie inaczej było w Galicji, gdzie w 1910 roku Polacy stanowili 47,6 proc. ludności, Ukraińcy 40,3 proc., Żydzi 10,9 proc., Niemcy, Czesi i inni 1,2 proc. Ale w Galicji Wschodniej zdecydowanie dominowała ludność ukraińska – ponad 70 proc. wobec 14,5 proc. Polaków. Obie nacje uważały tę ziemię za swoją. Konflikt był nieunikniony.
W październiku 1918 roku polskie i ukraińskie elity postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Utworzona we Lwowie Ukraińska Rada Narodowa ogłosiła powstanie niepodległego państwa ukraińskiego obejmującego Galicję Wschodnią, północną Bukowinę i Ruś Zakarpacką. Przygotowania do zbrojnego przejęcia władzy podjęła działająca od jesieni 1917 roku konspiracja wojskowa. Prym wiedli w niej oficerowie Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych, ochotniczej formacji, która, jak Legiony, walczyła u boku Austriaków. 29 października do Lwowa przybył sotnik USS Dmytro Witowśkyj i objął kierownictwo spisku. Mógł liczyć na 1000–1500 żołnierzy i kilka setek cywilów. Rozkazy o wystąpieniu zbrojnym przesłano również do ukraińskich struktur w Przemyślu, Stryju, Samborze, Złoczowie, Stanisławowie, Tarnopolu, Rawie Ruskiej. Legion USS wezwano do Lwowa.
Tymczasem lwowska Rada Miejska uchwaliła akces do państwa polskiego, a w Krakowie powstała Polska Komisja Likwidacyjna, która miała przejąć administrację. Polskie elity we Lwowie zlekceważyły plany Ukraińców, nie spodziewając się, że zdobędą się oni na akcję w mieście, w którym stanowią znikomą mniejszość. Na domiar złego nielicznej i rozproszonej polskiej konspiracji zbrojnej brakowało przywódcy. Polska Organizacja Wojskowa por. Ludwika de Laveaux liczyła 300–400 członków. Z peowiakami współdziałał Związek Wolność, który zrzeszał Polaków służących w armii austriackiej. Grupą nie więcej niż 200 byłych oficerów i żołnierzy Polskiego Korpusu Posiłkowego dowodził kpt. Antoni Kamiński, który uznawał zwierzchnictwo warszawskiej Rady Regencyjnej. Podobną liczebność osiągnęły związane z obozem narodowym Polskie Kadry Wojskowe kpt. Czesława Mączyńskiego. Ogółem było to 600–800 słabo wyszkolonych i uzbrojonych ludzi – garstka jak na ok. 140 tys. Polaków mieszkających we Lwowie.
Sygnały o tym, że Ukraińcy sposobią się do wystąpienia, zaniepokoiły por. de Laveaux. 31 października zorganizował on spotkanie dowódców organizacji zbrojnych w celu połączenia wysiłków i przygotowania się do obrony. Mówi się, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania, a wtedy było ich pięciu. Mączyński i Kamiński bagatelizowali zagrożenie, wybuchł spór o naczelne dowództwo. Wieczorne spotkanie także nie przyniosło porozumienia. Mączyński zakończył je słowami: Teraz idziemy spać, a o 7 się zobaczymy. Tyle że do rana sytuacja zmieniła się diametralnie.
Lwów nam zabrano...
1 listopada 1918 roku ok. godz. 2 w nocy ukraińscy spiskowcy przystąpili do działania. Zajęli namiestnictwo, ratusz, Dworzec Główny, Pocztę Główną, Komendę Miasta, cytadelę, koszary wojskowe. Austriacki namiestnik gen. Karl Georg Huyn przekazał władzę swemu zastępcy Ukraińcowi Wołodymirowi Decykiewyczowi, a ten oddał ją Ukraińskiej Radzie Narodowej. 2 listopada o świcie na ratuszowej wieży powiewała niebiesko-żółta chorągiew. Na ulicach pojawiły się ukraińskie patrole.
Polacy zostali całkowicie zaskoczeni. Zasnęli w polskim Lwowie (no, może austriacko-polskim), a obudzili się w ukraińskim. Jan Rogowski, były legionista, wspominał: Doszedłem do pl. Kapitulnego i wtedy ujrzałem, że z wieży ratuszowej zwieszają się wielkie żowto-sine [żółto-niebieskie – aut.] chorągwie. Jakie uczucia zatargały wówczas sercem, trudno opisać. Były to uczucia zdumienia, poniżenia, gniewu [...]. Widzę twarze ludzi blade, chmurne, oczy przygasłe, rozgorączkowane, niepewność lub przestrach nawet malują się w każdym ruchu. Polski dramat opisał poeta Stanisław Rossowski: To było jakby w głowę/ Uderzenie obuchem – ono zaranie/ Oślizgłe, we mgle – pierwsze listopadowe/ [...] – Skurcz chwytał ludzi za gardło/ I bladością pokrywało się lice/ [...] Gdy półgłosem jeden drugiemu zwierzał tajemnicę/ Jaką ta noc miniona przyniosła:/ Lwów nam zabrano, skradziono!
Szok wkrótce ustąpił miejsca woli walki. Członkowie organizacji konspiracyjnych, byli żołnierze Legionów i armii austriackiej, studenci, uczniowie oraz harcerze spontanicznie zgłaszali się do polskich placówek: Domu Akademickiego, gdzie zebrali się peowiacy i pekawiacy, Domu Techników i szkoły im. Sienkiewicza, w której stacjonował oddział kpt. Zdzisława Tatara-Trześniowskiego podległy kpt. Kamińskiemu. Szkoła pierwsza stawiła opór Ukraińcom: jej załoga zorganizowała wypad na koszary policji, zdobywając broń, a potem odparła atak kilkudziesięciu żołnierzy wspieranych przez karabin maszynowy. Wieść o tym lotem błyskawicy obiegła miasto. Potrzebą chwili stało się wyłonienie jednolitego dowództwa, które objął kpt. Mączyński. Funkcje w sztabie, nazwanym później Naczelną Komendą Obrony Lwowa, pełnili oficerowie z POW i PKW.
Polskie Reduty
W następnych dniach polski opór tężał. Ochotnicy rozbrajali ukraińskich żołnierzy i milicjantów oraz maruderów z armii austro-węgierskiej. Energiczny kpt. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, nowy komendant szkoły im. Sienkiewicza, koordynował walkę w zachodniej części miasta. Na jego rozkaz oddział por. Jana Schramma 2 listopada zajął dworce kolejowe Główny i Czerniowiecki, gdzie znajdowały się duże zapasy żywności, broni, amunicji i sprzętu wojskowego. Najgorzej było na Dworcu Głównym, gdzie koczowały tysiące powracających z frontu żołnierzy c.k. armii. Ta zanarchizowana, wielonarodowa masa za wszelką cenę chciała się wydostać ze Lwowa. Licząca niespełna 100 ludzi polska załoga nie mogła upilnować dworcowych magazynów i pociągów z zaopatrzeniem. Por. Roman Abraham rozproszył Ukraińców na Bogdanówce i przejął od Węgrów Szkołę Kadetów. Pchor. Ludwik Wasilewski opanował politechnikę, koszary na Wulce i remizę tramwajową. W polskie ręce wpadło również lotnisko na Lewandówce, szkoła św. Marii Magdaleny, Góra Stracenia.
Władze ukraińskie zaostrzyły kurs wobec Polaków. Witowśkyj, mianowany dowódcą Ukraińskiej Armii Halickiej, wprowadził w mieście stan oblężenia i godzinę policyjną. Zagroził rozstrzelaniem co dziesiątego mieszkańca domu, z którego ostrzelano by ukraińskich żołnierzy. Na razie nie atakował – czekał na przybycie z Czerniowiec zaprawionego w bojach Legionu USS. Strzelcy siczowi (ok. 800 ludzi z bronią maszynową i moździerzami) dotarli pod Lwów koleją 3 listopada. Wyładowali się w Sichowie i dwiema kompaniami ruszyli do szturmu na dworce kolejowe. Polacy zdołali utrzymać Dworzec Główny. 4 listopada zdobyli cerkiew archidiecezjalną na Górze św. Jura oraz seminarium greckokatolickie przy ul. Kopernika, które nazwano Redutą Piłsudskiego – było stale ostrzeliwane z cytadeli i gmachu Ossolineum.
Front we Lwowie ustabilizował się. Obszar kontrolowany przez Polaków wyznaczała linia: Kulparków – Szkoła Kadetów – cmentarz Stryjski – Reduta Piłsudskiego – park Kościuszki – Góra św. Jura – ul. Bema – stacja na Kleparowie – lotnisko na Lewandówce. Kpt. Mączyński podzielił polskie siły na pięć odcinków. Odcinkami I (Dom Techników) i II (szkoła im. św. Marii Magdaleny) dowodził kpt. Tatar-Trześniowski, odcinki IV (Dworzec Główny) i V (szkoła im. Sienkiewicza) powierzono kpt. Borucie-Spiechowiczowi. Odcinek III (szkoła im. Konarskiego) Mączyński nadzorował osobiście. W jego dyspozycji pozostawał też oddział kawalerii „Wilki”, artyleria oraz skromne lotnictwo – trzy samoloty. W tym czasie sprawnie działały już polskie służby tyłowe, a ochotnicza zbieranina stawała się zorganizowaną siłą wojskową.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:
W tym czasie załamany niepowodzeniami Witowśkyj złożył naczelne dowództwo. Na krótko zastąpił go Hryhorij Kossak, a po kilku dniach dowodzenie przejął sotnik Hnat Stefaniw. Polskie dowództwo chciało wykorzystać chwilowe zamieszanie w szeregach ukraińskich i przejść do ofensywy. 9 listopada polskie natarcie wzdłuż ulic Mickiewicza i Kopernika załamało się w ogniu ukraińskich karabinów maszynowych. Tylko oddział ppor. Adolfa Massara przedarł się do Poczty Głównej. Jego podkomendni – sławne lwowskie batiary – bili się dzielnie, ale ich dyscyplina pozostawiała wiele do życzenia. Po zajęciu gmachu opróżnili z pieniędzy pocztowe sejfy.
Potem inicjatywę przejęli Ukraińcy. Między 13 a 15 listopada zawzięcie atakowali polskie pozycje na Kulparkowie, Zamarstynowie, w pobliżu Szkoły Kadetów oraz parku i cmentarza Stryjskiego. Gwałtami i rabunkami znaczyła swój szlak bojowy przybyła z Ukrainy Naddnieprzańskiej sotnia atamana Andrija Dołuda. 17 listopada Ukraińcy przypuścili gwałtowny szturm, który miał rozbić polskie ugrupowanie. Ich celem stała się Szkoła Kadetów, ale atak został odparty. Także na Zamarstynowie Polacy przeszli do natarcia. Był to krytyczny moment zmagań o Lwów. Obie strony były zmęczone i wykrwawione. Uzgodniono rozejm, który miał obowiązywać do ranka 21 listopada.
Odsiecz i wyzwolenie
Walki o Lwów odbiły się głośnym echem na ziemiach polskich. Gazety opiewały bohaterstwo obrońców, zwłaszcza małoletnich ochotników, i dopominały się odsieczy, ale tworząca się Polska nie miała armii, która mogłaby dopomóc krwawiącemu miastu. W Warszawie stali jeszcze Niemcy, w Krakowie dopiero pozbyto się Austriaków i zaczęto tworzyć zalążki Wojska Polskiego. Ponadto Lwów był odcięty, gdyż Ukraińcy zajęli Przemyśl, przez który biegła linia kolejowa łącząca Lwów z Krakowem.
W organizację pomocy dla miasta zaangażował się gen. Tadeusz Jordan-Rozwadowski, szef sztabu Polskiej Siły Zbrojnej podległej Radzie Regencyjnej. Nakazał gen. Bolesławowi Roi odbicie Przemyśla, a znajdującemu się w Lublinie płk. Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu przygotowanie uderzenia na Rawę Ruską. Do Przemyśla skierowano ok. 400 żołnierzy formowanego w Krakowie 5. Pułku Piechoty, składającego się z dawnych legionistów. Wspierani przez pociąg pancerny, śmiałym atakiem zajęli miasto 11 listopada. Komendę nad siłami polskimi w Przemyślu objął ppłk Michał Karaszewicz-Tokarzewski.
W tym czasie do Warszawy powrócił z Magdeburga Józef Piłsudski, który otrzymał od Rady Regencyjnej dowództwo nad wojskiem. 12 listopada nakazał gen. Roi wsparcie „ekspedycji wschodniogalicyjskiej”. Niechętny Piłsudskiemu Roja zwlekał, mimo że otrzymał alarmujący meldunek ze Lwowa. Wtedy inicjatywą wykazał się Karaszewicz-Tokarzewski i, naciągając nieprecyzyjne rozkazy, zorganizował odsiecz. Pomysł przewiezienia ponad 1300 żołnierzy pociągami przez wrogie terytorium był tyle śmiały, ile ryzykowny. Na silny opór Polacy natrafili jednak tylko w Sądowej Wiszni, którą trzeba było zdobywać przez kilka godzin. 20 listopada wieczorem, po godzinach podróży, pierwszy pociąg z żołnierzami 5. pułku wjechał na lwowski dworzec.
Karaszewicz-Tokarzewski zaraz udał się na naradę do Naczelnej Komendy Obrony Lwowa. Uzgodniono uderzenie rankiem następnego dnia, gdy upływał termin zawieszenia broni. Zgrupowanie Północne (400 żołnierzy, pluton kawalerii, cztery działa, dwa pociągi pancerne) por. Waleriana Sikorskiego miało nacierać z Kleparowa na Podzamcze i wyprzeć Ukraińców z Wysokiego Zam¬ku. Zgrupowanie Południowe (1600 żołnierzy, szwadron kawalerii, cztery działa i pociąg pancerny) kpt. Boruty-Spiechowicza miało opanować Górę Jacka, Pohulankę i Łyczaków. Aby odwrócić uwagę przeciwnika, oddziały II i III odcinka miały pozorować ataki na centrum miasta i cytadelę.
Zgrupowanie Południowe obeszło wrogie stanowiska i zaatakowało Pohulankę, zmuszając Ukraińców do odwrotu. Potem zajęło Dworzec Łyczakowski, ale nie zdołało opanować Góry Jacka. Znacznie gorzej poszło Sikorskiemu. Pociąg pancerny utknął pod stacją Podzamcze, a natarcie piechoty zostało zatrzymane na Zamarstynowie. Ukraińcy zaciekle kontratakowali, spychając Polaków na pozycje wyjściowe. Spore straty poniósł oddział kpt. Tatara-Trześniowskiego, który wbrew rozkazowi zaatakował cytadelę.
Mimo to wieść o polskich posiłkach i impet ofensywy podkopały morale ukraińskiego dowództwa, które zarządziło ewakuację z miasta nocą z 21 na 22 listopada. Aby zdezorientować Polaków, kilku grupom nakazano pozorowany atak. Manewr się powiódł i Ukraińcy sprawnie wycofali się na Kurowice.
Gdy Polacy spostrzegli, że przeciwnik ustępuje, ruszyli za nim. Nad ranem do śródmieścia wkroczył oddział por. Abrahama i zatknął na ratuszu biało-czerwoną chorągiew. Lwów był wolny.
Według danych zebranych w latach trzydziestych XX wieku przez Towarzystwo Badania Historii Obrony Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w polskich oddziałach i służbach pomocniczych służyło ok. 6 tys. ludzi. Prawie połowa miała nie więcej niż 25 lat. Naliczono 439 poległych lub zmarłych z ran.
W oblężeniu
Wyzwolony Lwów nadal nie był bezpieczny, gdyż dookoła stały oddziały ukraińskie, a łączność z resztą kraju zapewniała tylko linia kolejowa do Przemyśla, którą transportowano żołnierzy, broń i zaopatrzenie. Jej utrzymanie było dla miasta sprawą życia lub śmierci. Z obrońców Lwowa utworzono regularne jednostki Wojska Polskiego: 1. i 2. Pułk Strzelców Lwowskich oraz pułk artylerii.
Ukraiński pierścień wokół miasta zacieśniał się. Pod koniec grudnia Ukraińcy wdarli się na Łyczaków i Persenkówkę. Atak udało się odeprzeć, ale mieszkańcy nie mieli prądu i wody wskutek zniszczenia wodociągu i elektrowni. Aby złamać morale obrońców, ukraińska artyleria regularnie ostrzeliwała centrum miasta. Na krótko poprawiła sytuację kolejna odsiecz, którą doprowadził 9 stycznia 1919 roku gen. Jan Romer.
W polsko-ukraiński konflikt włączyła się ententa. 19 stycznia do Lwowa przybyła aliancka misja, która zaproponowała rozejm i tymczasowy podział Galicji Wschodniej. Ani Polacy, ani Ukraińcy nie zgodzili się na to. Do kontynuowania walki parła zwłaszcza strona ukraińska, wiedząc, że obrońcy Lwowa nie mogą liczyć na wsparcie wobec zaangażowania Wojska Polskiego na innych frontach. W lutym i marcu Ukraińcy opanowali linię kolejową, odcinając miasto od dostaw żywności i amunicji.
Dopiero gdy ściągnięto oddziały z Wielkopolski, polska ofensywa w drugiej połowie marca odblokowała Lwów, a potem odrzuciła siły ukraińskie na południowy wschód. Ostatecznie wojna polsko-ukraińska zakończyła się w lipcu, gdy Polacy wyparli Ukraińską Armię Halicką za Zbrucz.
Obrona Lwowa w listopadzie 1918 roku, a potem kilkumiesięczne oblężenie, były najważniejszymi epizodami tej wojny. Utrata miasta byłaby prestiżowym ciosem dla odrodzonego państwa polskiego i wzmocniłaby pozycję negocjacyjną Ukraińców wobec aliantów. O tym, że tak się nie stało, przesądziły patriotyzm i waleczność lwowskich Polaków oraz ochotników z całego kraju, którzy pospieszyli im z pomocą. W uznaniu tych zasług 22 listopada 1920 roku Józef Piłsudski nadał miastu Order Virtuti Militari. Warto jednak pamiętać, że swoich bohaterów, którzy bili się o rodzinny Lwów, mają też Ukraińcy. Dla nich krew przelana przez strzelców siczowych ma taką samą wartość symboliczną jak dla Polaków ofiara lwowskich Orląt.