Bitwa pod Olszynką Grochowską: przegrana wygrana bitwa

opublikowano: 2016-02-25, 15:16 — aktualizowano: 2024-02-25, 06:00
wolna licencja
Bitwa pod Olszynką Grochowską była najkrwawszą bitwą powstania listopadowego. Przyniosła śmierć ponad 17 tysiącom istnień. Dla Chłopickiego jej wspomnienie stało się koszmarem, w którym zwyciężyłby, gdyby dowodził do końca. Urosła do rangi symbolu narodowego. Co tak naprawdę wydarzyło się 25 lutego 1831 roku na polach przed Pragą?
reklama
Olszynka Grochowska, Czwartacy, obraz Wojciecha Kossaka (domena publiczna)

Bitwa pod Olszynką Grochowską: Preludium

Powstanie z 29 listopada, które historia nazwała listopadowym, podzieliło polskie społeczeństwo. Zrzucenie rosyjskiego nadzoru, który od połowy lat 20. XIX w. obierał coraz bardziej drastyczne formy, stało się iskrą, która rozbudziła nadzieję na odzyskanie niezależnego bytu politycznego. W sercach mieszkańców warszawy i młodych oficerów i podoficerów armii polskiej zapłonęły wielkie nadzieje. Wyżsi oficerowie i generalicja nie byli jednak tak optymistycznie nastawieni. Zdawali sobie sprawę ze znacznej przewagi zbrojnej Imperium Rosyjskiego i praktycznie nieograniczonego potencjału, jakim dysponowała carska armia, a także znaczenia Rosji na arenie międzynarodowej. Od początku starali się uniknąć wojny. Tym samym nieświadomie stali się hamulcem, który w dużej mierze przyczynił się do porażki.

Mała armia, wielkie możliwości

Sytuacja armii Królestwa Polskiego w przededniu wojny z Rosją przedstawiała się nie najgorzej. W roku 1830 wojsko polskie liczyło ok. 35 tys. żołnierzy: 12 pułków pieszych, 8 pułków kawalerii, 3 brygady artylerii, korpus rakietników, saperów i pociągów, oraz korpus żandarmerii. Każdy pułk piechoty składał się z dwóch batalionów, zaś pułk jazdy z 4 szwadronów. Dzięki surowej dyscyplinie, narzuconej przez bezwzględnego księcia Konstantego (wodza naczelnego armii Królestwa), jednostki te przedstawiały wysoką wartość bojową. Liczebność wojska mogła być łatwo powiększona dzięki wydajnemu systemowi rezerwy. W obliczu nadchodzącego konfliktu szybko przystąpiono do tworzenia 3 i 4 batalionów w piechocie i 5 i 6 szwadronów w pułkach jazdy, następnie powołano po 16 nowych pułków piechoty i jazdy, które mimo wysokiego morale nie mogły dorównać starym wyćwiczonym jednostkom. W efekcie w styczniu 1831 r. armia liczyła już około 70 tys. żołnierzy, dawał się jednak odczuć dotkliwy brak broni i mierne wyszkolenie większości oddziałów.

Ambitny plan przedstawił w grudniu 1830 gen. Dezydery Chłapowski. Zakładał on, prócz wydatnego powiększenia armii, zorganizowanie i przeszkolenie oddziałów partyzanckich działających na tyłach nieprzyjaciela oraz rozszerzenie powstania na Wołyń i Podole. Plan zakładał także uprzedzenie maszerujących na Warszawę Rosjan. Przez wysłanie kilku polskich korpusów za Niemen i Bug zmuszeni byliby do podzielenia swojej armii na mniejsze oddziały, dzięki czemu powstawała możliwość wydania ich głównym siłom walnej bitwy nad rzeką Liwiec i odepchnięcia ku Białemustokowi. Projekt, choć ambitny, nie zyskał aprobaty dyktatora – gen. Józefa Chłopickiego.

Rozważny czy romantyczny?

Chłopicki, od 3 grudnia wódz naczelny armii polskiej, a od 5 grudnia dyktator powstania, był starym i doświadczonym żołnierzem, który dowiódł swoich zdolności dowódczych już w czasie wojen napoleońskich w Hiszpanii. Walczył u boku Francuzów aż do 1814 r., kiedy złożył dymisję. Podobno jej powodem był napoleoński projekt traktatu pokojowego, jaki cesarz chciał zawrzeć z koalicją, w którym Księstwo Warszawskie przypadło w udziale Rosji, a tytuł króla Polski – Carowi Aleksandrowi I. Jednakże w tym samym roku wstąpił do formowanego armii Królestwa kongresowego. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy wybuchowe usposobienie generała Chłopickiego skonfrontowało się z pedantycznym i gwałtownym charakterem ks. Konstantego. Obrażony przezeń, kilkukrotnie opuścił służbę, nie dbając nawet o uzyskanie oficjalnego abszytu. Było to powodem quasi-aresztu domowego, który odbywał nie przejmując się w ogóle prośbami księcia, który nakłaniał go do powrotu do służby. W końcu jednak złożył prośbę o dymisję i wycofał się z życia wojskowego i politycznego. Upór z jakim odnosił się do wielkiego księcia przysporzył mu popularności i ogromnego zaufania wśród społeczeństwa, a wraz ze świetną opinią wyniesioną ze służby za Napoleona, zaowocowało to później powierzeniem mu stanowiska naczelnego wodza powstania.

reklama

On sam objął władzę bez wiary w zwycięstwo. Miał świadomość, że w warunkach w jakich znalazło się Królestwo po wybuchu listopadowym szanse na oparcie się Rosji są nikłe. Obawiał się dodatkowo chaosu politycznego w kraju, jaki niewątpliwie musiał zapanować w sytuacji rozprężenia władz i działań radykalnie nastawionych grup społecznych. Na zapewnienia gen. Chłapowskiego o możliwości skutecznej walki, odpowiedział pesymistycznie:

Przymaszeruje ich (Moskali) trzykroć sto tysięcy, a wiesz co? Gdybyśmy mieli trzykroć, a Moskale tylko sto, jeszcze oni zwyciężą, wiesz dlaczego? Oto dla tego, że oni mają cesarza, a my nie.

Józef Chłopicki, pierwszy dyktator powstania listopadowego (domena publiczna)

Sam początkowo próbował opóźnić wojnę, odroczyć ją na tak długo, jak to będzie możliwe, mając nadzieję na zawarcie układu z carem Mikołajem I, z którym prowadził w styczniu i w lutym 1831 rokowania pokojowe. Kiedy jednak zakończyły się one fiaskiem (car żądał bezwarunkowej kapitulacji), 17 stycznia generał złożył urząd dyktatora i wodza naczelnego. Na jego miejsce mianowano ks. Michała Radziwiłła. W praktyce jednak Chłopicki ciągle pełnił swoją funkcję, gdyż armia widziała w jego osobie jedynego godnego człowieka na to stanowisko.

22 lutego, po świeżo stoczonej bitwie pod Wawrem (gdzie starał się jedynie nie dopuścić do przegranej, ze względu na zły teren pola walki), powołano go na dowódcę pierwszej linii z prawem rozkazywania całości. Chłopicki początkowo planował wydać Rosjanom walną bitwę, która podniosłaby ducha w polskiej armii i uratowała jej honor, wątpiąc w możliwość wygranej. Wkrótce jednak uznał, że istnieje szansa pobicia Rosjan i pospieszył na czoło sił polskich, zgrupowanych pod Grochowem, naprzeciw których zdążała bliska już armia feldmarszałka Iwana Dybicza.

reklama

Polecamy e-book Jakuba Jędrzejskiego – „Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”

Jakub Jędrzejski
„Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
160
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-31-0

W sprzedaży dostępne są również druga i trzecia część tego e-booka. Zachęcamy do zakupu!

Bagnista dolina i mały lasek

Na początku XIX w. obszar dzisiejszej prawobrzeżnej Warszawy był podmokłą doliną, poprzecinaną kilkoma suchymi przejściami i długim szerszym pasem ciągnącym się wzdłuż szosy siedleckiej, od Wawra poprzez Grochów i rozszerzającym się ku Pradze. Z północy biegła jeszcze wąska, położona miedzy bagnami droga przez Ząbki, wychodząca na dogodny, suchy teren dopiero niedaleko Wisły. Pomiędzy Kawęczynem a Grochowem znajdował się lasek olszynowy, poprzecinany głębokimi rowami, stanowiącymi naturalną barierę dla nacierającego przeciwnika. Tam Chłopicki postanowił przyjąć walną bitwę, która miała rozstrzygnąć o losach Warszawy.

Maszerująca na stolicę Królestwa armia rosyjska nadeszła wzdłuż szosy siedleckiej, z kierunku południowo-wschodniego. Liczyła ona 65 tys. żołnierzy, w tym 48,5 tys. piechoty, 10 tys. kawalerii i 228 dział. Od północy miał zaatakować z flanki korpus grenadierski gen. Szachowskiego w liczbie 15 tys. ludzi. Rosjanie ulokowali swoje lewe skrzydło pod wodzą gen. Piotra Pahlena w okolicach Wawra, zaś prawe pod dowództwem gen. Giorgija Rosena miało przed sobą kępę olch.

January Suchodolski, Generałowie Chłopicki i Skrzyniecki na czele wojsk polskich (domena publiczna)

Siły polskie liczyły 50 tys. żołnierzy, w tym 47 batalionów piechoty, 69 szwadronów jazdy i 136 dział. Chłopicki, chcąc jak najlepiej wykorzystać własności terenu ulokował jedną dywizję pod dowództwem gen. Piotra Szembeka opodal Grochowa, na południe od szosy, oraz dwie dywizje gen. Jana Skrzyneckiego na północ od niej. Sama Olszynka została obsadzona kilkoma oddziałami z dywizji Skrzyneckiego, zaś po obu jego stronach ustawiono dwie baterie artylerii po 20 armat, które skutecznie broniły obejścia tej pozycji i uniemożliwiały oskrzydlenie sił polskich. Przed atakiem z północy siły polskie ubezpieczał korpus kawalerii gen. Jana Umińskiego. W odwodzie pozostawał jeden Korpus gen. Tomasza Łubieńskiego.

Bitwa

Już w nocy z 20 na 21 lutego zaczęły się walki o gaj olchowy. Nazajutrz Dybicz próbował ponownie zając tę pozycję, lecz determinacja zaciekle broniących się Polaków zmusiła go do odwrotu i nastąpiła przerwa w działaniach. W tym samym czasie korpus Szachowskiego zmusił do cofnięcia się siły polskie pod wodzą gen. Jana Krukowieckiego. Białołęka została przejściowo zdobyta przez Rosjan, jednakże rano 25 lutego opuścili oni tę pozycję, by obchodząc trzęsawiska przez Ząbki połączyć się z główną częścią swoich sił. Krukowiecki zdecydował się na kontratak i ponownie zajął Białołękę, gdzie pozostał, stosując się do powierzonych mu rozkazów.

Huk dział bijących pod Białołęką był dla Dybicza sygnałem do ataku, który zamierzał przeprowadzić dopiero dnia następnego. Obawiał się pobicia Szachowskiego przez Polaków, stwierdził zatem, że najwyższa pora na atak. Rozpoczęła się potężna kanonada artyleryjska, która jednak nie zaszkodziła polskim oddziałom, gdyż rosyjscy artylerzyści ogień prowadzili niecelnie, strzelając zbyt wysoko.

reklama

Po ustaniu kanonady, o godz. 9:30, rozpoczął się atak mas piechoty rosyjskiej, której pierwsze i drugie natarcie zostało odparte przez stojące w lasku oddziały pod wodzą gen. Franciszka Żymirskiego. Dopiero ok. godz. 11.00, trzeci atak wsparty ogniem artylerii, w którym Rosjanie rzucili 18 batalionów piechoty, a potem dodatkowe 7, zmusił 9 dzielnych batalionów polskich do odwrotu. Wróg zajął olszynkę, sytuacja wymykała się spod kontroli.

Chłopicki widząc sytuację, sformował kontrnatarcie stając na czele 12 batalionów piechoty, które uderzyły na południowa krawędź lasku, zaś 4 dalsze powiódł gen. Skrzynecki. Żymirski został wówczas śmiertelnie ranny - kula armatnia urwała mu rękę, a wkrótce, odwieziony do Warszawy, wyzionął ducha. Rosjanie cofnęli się pod naporem polskiej piechoty i opuścili lasek, zaś impet uderzenia zepchnął ich prawie pod stanowiska rosyjskiej artylerii. Feldmarszałek Dybicz rzucił nowe 8 batalionów, zaś dalsze 20 trzymał w odwodzie. Siły Polaków słabły. Piechota odebrała Rosjanom olszynkę, lecz zaczynała się cofać. W końcu i gen. Chłopicki, ranny odłamkiem granatu w nogę i siedzący już na trzecim koniu (pierwsze dwa zabił ogień artylerii) osunął się wyczerpany na ziemię i został odniesiony na Pragę, zdając dowództwo Skrzyneckiemu. Dywizja Gen. Krukowieckiego ciągle bezczynnie stała pod Białołęką. Wzywany na pole bitwy przez Chłopickiego, który formalnie nie był jego przełożonym, a mając rozkazy utrzymania Białołęki, stał tam, czekając na rozwój wydarzeń. Stanowiło to szczególne zagrożenie, gdyż korpus Szachowskiego był już w drodze, aby dołączyć do reszty sił rosyjskich. Także i gen. Łubieński, stojący na czele jazdy w odwodzie zdecydował się nie uznawać rozkazów chłopickiego. W obliczu nieuchronnej klęski gen. Skrzynecki wydał rozkaz odwrotu do Warszawy. Sytuacja pogrążonych w chaosie wojsk polskich stawała się krytyczna.

Piłeś? Nie atakuj.

Dochodziła godz. 15.00, linie polskie reorganizowały się i przyjęły pozycje obronne za Grochowem. Wówczas generał Karl Wilhelm von Toll, szef sztabu Dybicza dostrzegł szansę przeprowadzenia nagłego ataku z zaskoczenia na przegrupowujące się polskie jednostki, który umożliwiłby ostateczne ich rozbicie. Zdecydował się na przeprowadzenie szarży kawalerii, na którą Dybicz przystał, bardziej zdjęty obawami o los korpusu Szachowskiego. Do szarży rzucono 28 szwadronów kirasjerów i ułanów. Dowodzący szarżą Toll nie wiedział jednak, że zakończy się ona całkowitym fiaskiem, bowiem po prawej stornie olszynki znajdował się głęboki rów odwadniający, a grząskie pole bitwy nie sprzyjało jej przeprowadzeniu. Zanim rosyjscy saperzy przygotowali przeprawy przez rów, polskie oddziały spostrzegły zamiary Rosjan i przegrupowały się, przyjmując pozycje obronne. Kawaleria rosyjska pokonywała rów bardzo powoli, a uszykowanie się do szarży zajęło im ponad godzinę. Wreszcie ok. godz. 16.00, kawalerzyści rosyjscy ruszyli do ataku, dla odwagi uprzednio napojeni gorzałką.

reklama

Na samym początku szarży rozsypała się spójność poszczególnych szwadronów, które przestały nacierać równym frontem. Zbliżającą się jazdę Polacy przywitali silnym ogniem karabinowym i kartaczowym, gdyż w końcu na pole walki przybyła z Białołęki świeża brygada gen. Antoniego Giełguda wraz z baterią artylerii. Rosyjskie uderzenie było słabe i kirasjerzy prawie natychmiast zaczęli się cofać.

Polscy ułani okresu powstania listopadowego (opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported)

Że ci wszyscy Kirasjerzy byli pijani, na to w tem dowód, iż ich blisko Pragi kilkuset wzięto do niewoli, a z tymi kilkuset tylko pięciu oficerków, którzy się pewnie zabłąkali, zgubili mapę, jak Francuz mówi. Oficerów przy tych kilku szwadronach musiało naturalnie być więcej, jak pięciu, Ale że nie byli tak pijani, jak żołnierze, znaleźli pewniejszą drogę do domu(…). Po wojnie Moskale tę szarżę bardzo świetnie opisywali po dziennikach zagranicznych. Tymczasem była to szarża, która się zupełnie nie udała, bo i źle ją poprowadzono i nadto wódki rozdano tym olbrzymom. Że się nie udała, dowodzi fakt, iż 8-my regiment w czworoboku dotrzymał i pewnie ani jednego człowieka wtedy nie stracił.

  • wspominał po latach gen. Chłapowski, w bitwie grochowskiej stojący na czele 2 szwadronów ułanów, które osłaniały wycofujące się bataliony polskiej piechoty. Próbował także stawić opór rosyjskiej kawalerii, co nie doszło do skutku ze względu na przewagę liczebną Rosjan, lecz jak się okazało, wyręczył go ktoś inny.

Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”

Michał Beczek
„Wikingowie na Rusi”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
135
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-37-2

Książka dostępna również jako audiobook!

Kawaleria, która igrała z ogniem

Wtedy to płk. Ignacy Prądzyński, obserwujący pole bitwy, przypomniał sobie o kompanii rakietników pieszych, nie biorącej dotąd udziału w walce. Korpus rakietników był nowoczesną jednostką, utworzoną z inicjatywy gen. Józefa Bema, który przeprowadzał w Królestwie eksperymenty z nowym rodzajem broni - racami kongrewskimi (nazwane tak od ich wynalazcy, Williama Congreve’a, który wprowadził tę broń na uzbrojenie armii brytyjskiej). Miały one postać żelaznych tub wypełnionych prochem, wyposażonych w długi drewniany statecznik. Pocisk taki, mimo że niecelny, dobrze sprawdzał się jako zapalający. Jak wspominał Prądzyński:

(ustawił) ich kozły na piaskowych wzgórzach miedzy dywizją Skrzyneckiego a szosą. Rakietnicy zaczynają natychmiast puszczać swoje race na całą równinę, a zwłaszcza na owe masy jazdy rosyjskiej. Pociski te, nieznane wcale rosyjskiemu wojsku, ogromne wrażenie czyniły na ludziach i koniach, ile że to wrażenie powiększone było przez dzień zimowy, szary i już chylący się do wieczora.

reklama
Chłopicki ze sztabem. Obraz Wojciecha Kossaka (domena publiczna)

Rozpętało się piekło. Nieznana Rosjanom broń, lecąca z wielkim pędem, przeraźliwie wyjąca i plująca krwistym językiem ognia tak przeraziła kawalerzystów i ich wierzchowce, że w szeregach zapanował totalny chaos. W nieładzie zaczęli się wycofywać, wpadając na własną piechotę, okrążyli Olszynkę i zapędzili się aż pod Dabrową górę, gdzie zniknęli z pola walki. Jedynie dwa szwadrony pułku kirasjerów ks. Alberta zdołały przebić się przez polskie linie nie czyniąc im praktycznie żadnych szkód i zapędziły się aż pod rogatki Pragi, skąd ich dowódca, płk. Meyendorff, zdecydował się cofnąć w obliczu totalnego fiaska całej szarży i wysokich strat własnych. Niemniej jednak gen. Toll powitał powracającego pułkownika jak bohatera.

Po nieskutecznej szarży wojsko polskie w porządku rozpoczęło odwrót w kierunku Pragi. Już pod koniec dnia na pole bitwy dotarł Szachowski ze swym korpusem. Mimo iż podwładni Dybicza nalegali na kontynuowanie natarcia, ten ok. godz. 18.00 wstrzymał wszelkie ruchy swoich wojsk. Kanonada artyleryjska trwała jeszcze do godz. 21.00, po czym bitwa dobiegła końca. Rosjanie rozłożyli się obozem, wysuwając osłonę w stronę Pragi. Nie odważyli się na kolejne próby rozbicia wojsk polskich i wkrótce odeszli na leża zimowe.

Gdy milkną działa…

Obie strony poniosły duże straty. Po stronie rosyjskiej poległo ok. 10 tys. żołnierzy. Tylko w olszynce Leżało ok. 5 tys. trupów rosyjskich żołnierzy. Ogromne straty poniosły jednostki biorące bezpośredni udział w boju o lasek, np. pułk Nowoingermanlandzki liczył po bitwie tylko 200 bagnetów. Odważny pułk Kirasjerów ks. Alberta stracił 80% swojego stanu sprzed bitwy. Siły polskie uszczupliły się o ok. 7 tys. ludzi, zaś największe straty poniosła dywizja gen. Żymirskiego, która straciła ok. 40 % stanu. Boleśnie dała się odczuć utrata 5 tys. sztuk broni, pozostałej na pobojowisku.

Żołnierz rosyjski z rakietą Congreve’a (domena publiczna)

Pomimo braku jednolitego kierownictwa i braku koordynacji poszczególnych korpusów, nie zniszczono polskich sił, ani nie pozbawiono polskiej armii możliwości dalszego działania. Wkrótce po bitwie podnosiły się głosy, że kawaleria polska w tej bitwie nie spełniła oczekiwań dowódców. Biorąc jednak pod uwagę niepowodzenie szarży kirasjerów i grząski grunt pola bitwy, nie miała by i tak większych szans na skuteczne działanie.

W kilka lat po bitwie grochowskiej, generał Chłopicki twierdził, że był pewien zwycięstwa. Gdyby nie został ranny, poprowadziłby przegrupowane korpusy piechoty i jazdy do ostatecznego uderzenia, które przyniosłoby zwycięstwo. Zaraz potem planował powrócić do Warszawy, rozpędzić sejm i postawić na czele państwa Leona Dembowskiego, wysłać silny korpus na Wołyń, a samemu ruszyłby na Litwę. Takie miał plany, a przynajmniej marzenia.

Bitwa jednak była początkiem pomyślnego dla Polaków okresu, w którym inicjatywa znajdowała się po ich stronie. Dała tak potrzebny czas Polakom, który mogli wykorzystać na przygotowania do dalszej walki. Nastąpiła przerwa w działaniach wojennych, trwająca aż do wiosennej ofensywy wojsk polskich, która niosła duże nadzieje i pomyślnie się rozwijała. Klęska pod Ostrołęką w maju 1831 pogrzebała jednak nadzieję na pomyślny rozwój wypadków. Losy listopadowego zrywu były właściwie przesądzone.

Bibliografia:

  • Chłapowski Dezydery, Pamiętniki. Część II. Wojna 1830-31, Poznań 1899,
  • Kukiel Marian, Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków 1929,

Powstanie listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne. Militaria. Europa wobec powstania, pod red. W. Zajewskiego, Warszawa 1980,

  • Prądzyński Ignacy, Pamiętniki, T. IV, opr. B. Gembarzewski, Kraków 1909.

Redakcja: Antoni Olbrychski

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

reklama
Komentarze
o autorze
Krzysztof Kuczyński
Student Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Pasjonat historii morskiej sztuki wojennej, wojskowości staropolskiej, jeździectwa i żeglarstwa. Naukowo zajmuje się historią wojskowości.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone