Bitwa pod Bunker Hill [MAPY]
– tak stwierdził sto lat po bitwie dziewiętnastowieczny amerykański historyk Samuel Adams Drake. Amerykanie, dla których bitwa uzyskała rangę symbolu, tak często przywołują wspomniane starcie, że można zapomnieć, że było to dla nich starcie przegrane. Jednak bitwę pod Bunker Hill z perspektywy czerwonych kurtek świetnie opisuje wyrażenie „pyrrusowe zwycięstwo” – Brytyjczycy byli bardziej poszkodowani z powodu swej wygranej niż Amerykanie z powodu porażki. Usłyszawszy o rezultacie starcia, premier Wielkiej Brytanii lord Frederick North wyraził wątpliwość w to, że będzie można odzyskać kolonie drogą zbrojną.
Po starciach pod Lexington i Concord w kraju zaczęło wrzeć. Jednym z pierwszych działań rebeliantów było oblężenie Armii Brytyjskiej w Bostonie. Miasto, pozostające w rękach Anglików, zostało otoczone przez 16 tysięcy milicjantów z Nowej Anglii. Były to właściwie cztery oddzielne armie wystawione przez poszczególne kolonie (Massachusetts, Connecticut, New Hampshire i Rhode Island). Z racji tego że oblegano stolicę kolonii, Massachusetts, zdecydowano się przekazać dowództwo generałowi Artemasowi Wardowi, który pochodził właśnie z tej kolonii. Dowódcą obrony i jednocześnie głównodowodzącym wojska w Ameryce był doświadczony generał Thomas Gage.
Gage urodził się w 1719 lub 1720 roku w rodzinie pochodzącej z Sussex. Jego ojciec był katolikiem, ale przeszedł na protestantyzm, co umożliwiło mu rozwój kariery politycznej. Już w dzieciństwie, podczas nauki w Westminster School, poznał innych przyszłych słynnych dowódców, którzy wzięli potem udział w wojnie przeciwko Ameryce, między innymi Johna Burgoyna. W 1741 roku rozpoczął służbę w wojsku jako porucznik. W czasie swej kariery uczestniczył w licznych konfliktach. Amerykańska rewolucja nie była pierwszym buntem przeciwko Koronie, w którego tłumieniu wziął udział. Nim stanął do walki przeciwko kolonistom, walczył przeciwko Jakobitom (głównie Szkotom), dążącym do przywrócenia na tron katolickich Stuartów. Wówczas, w 1745 roku, wziął udział w decydującej bitwie pod Culloden Moor, która okazała się ostatnią do dziś bitwą lądową na Wyspach Brytyjskich. Równolegle rozgrywała się wojna o sukcesję austriacką, w której także walczył. W 1754 roku znalazł się na kontynencie amerykańskim. Wówczas wziął udział w wojnie przeciwko Francuzom i Indianom, która była częścią wojny siedmioletniej (chociaż w przypadku Ameryki trwała dłużej). W 1761 roku, po wielu latach wspinania się po szczeblach dowodzenia, został generałem. W końcu w 1764 roku objął stanowisko głównodowodzącego sił brytyjskich w Ameryce. W momencie wybuchu rewolucji Gage przebywał w Ameryce jako żołnierz od kilkunastu lat. Chociaż wydawałoby się, że świetnie znał realia tego kontynentu, nie docenił zawziętości rebeliantów. Tak jak wspominano w poprzednim rozdziale, wojna przeciwko Francuzom i Indianom opierała się głównie na Armii Brytyjskiej. Milicja była wówczas dodatkiem, i to nie zawsze przydatnym. Tym razem jednak do walki stanęli zmotywowani obywatele-żołnierze.
Kliknij mapę, aby ją powiększyć:
Bitwa o Bunker Hill, faza I. Opracowanie kartograficzne:
EXGEO Professional Map, www.exgeo.pl, prawa zastrzeżone
Amerykanie dążyli do konfrontacji z wrogiem. Postanowili sprowokować bitwę przez zajęcie wzgórz na półwyspie Charlestown, leżącym na północ od Bostonu. Były to Bunker Hill i Breed Hill. Pod osłoną nocy Amerykanie prowadzili prace polowe, sypiąc naprędce umocnienia. Stworzyło to poważne zagrożenie dla Brytyjczyków, ponieważ owe wzgórza stanowiły świetne miejsce do ostrzału artyleryjskiego pozycji brytyjskich. O poranku Gage, dowiedziawszy się o zajęciu wzniesień i pracach fortyfikacyjnych, zdecydował się na szybkie działanie. Postanowił przeprowadzić wypad z oblężonego miasta i wypędzić Amerykanów ze wzgórz. Podczas dyskusji w brytyjskim sztabie generał Clinton postulował odcięcie buntowników na półwyspie, ale zdecydowano się na plan generała Howe’a, który zakładał frontalny atak na pozycje wroga. Gage obawiał się, że zastosowanie planu Clintona spowoduje, że żołnierze brytyjscy, próbujący odciąć wroga na półwyspie, sami mogą się znaleźć w kleszczach. Chociaż nowoangielscy milicjanci mieli przewagę liczebną, a ponadto bronili się na ufortyfikowanych wzniesieniach, Gage lekceważył swoich przeciwników. Wierzył w zdolności zawodowego żołnierza brytyjskiego. Uważał, że koloniści rozpierzchną się na widok szturmu regularnego wojska. Decyzja okazała się fatalna w skutkach.
17 czerwca Brytyjczycy przeprowadzili atak. Wojsko zostało przerzucone przez rzekę Karola, która oddzielała wzgórza od Bostonu. Dowodzić w polu miał pomysłodawca planu William Howe – podobnie jak Gage doświadczony oficer i weteran wojny siedmioletniej. Jak czytelnik może pamiętać z rozdziału o taktyce, zasłynął również z wprowadzania lekkiej piechoty do Armii Brytyjskiej. Chociaż prywatnie Howe był przeciwnikiem toczenia wojny z koloniami, to pod wpływem króla wyruszył do Ameryki tłumić rebelię.
Na półwyspie wylądowano o godzinie trzynastej. Gage do walki wysłał około 2200 ludzi, którzy przynależeli do regularnych pułków piechoty i jednego batalionu marines. Pierwotnie planowano wysłać 1500 żołnierzy, a 700 zostawić w rezerwie, ale ostatecznie Howe zdecydował się rzucić wszystkie siły jednocześnie. Już w trakcie bitwy dosłano jako posiłki kolejnych 400 ludzi. Gage samodzielnie zajął prawe skrzydło, a lewe powierzył swojemu podkomendnemu generałowi Pigotowi. Szturm miał być wsparty przez silny ogień artyleryjski zarówno z lądu, jak i z morza. Podczas ostrzału flota zrównała z ziemią miasteczko Charlestown, co miało zasiać terror wśród wroga i wykurzyć ewentualne siły, które mogłyby się tam znajdować. Co więcej, do zadań okrętów należało zaatakowanie Amerykanów z flanek i od tyłu. Dla zwykłego brytyjskiego żołnierza z pewnością utrudnieniem było to, że by zdobyć reduty, atakujący żołnierze musieli się wspiąć w letnim upale obładowani bardzo ciężkim ekwipunkiem. Poza karabinami, bagnetami i amunicją mieli polecenie zabrać jeszcze tornistry z trzydniową racją jedzenia i kocem. Przeciwko sobie Brytyjczycy mieli 1200 Amerykanów ukrytych za siecią naprędce usypanych redut. Dowodził nimi pochodzący z Massachusetts pułkownik William Prescott.
Tekst jest fragmentem e-booka „Czerwone mundury. Armia Brytyjska w czasach wojny o niepodległość USA” Michała Rastaszańskiego. Kup e-booka poniżej:
Polecamy e-book: „Czerwone mundury. Armia Brytyjska w czasach wojny o niepodległość USA”
Kliknij mapę, aby ją powiększyć:
Bitwa o Bunker Hill, faza II. Opracowanie kartograficzne: EXGEO Professional Map, www.exgeo.pl, prawa zastrzeżone
Armia Brytyjska łącznie podchodziła do szturmu trzykrotnie i za każdym razem ponosiła ciężkie straty. Amerykanie dobrze szacowali zasięg karabinów, w wyniku czego ogień milicjantów był niezwykle skuteczny. Chociaż gładkolufowa broń była znana ze swej niecelności, to salwy oddawane z odległości 25–45 metrów były już bardzo bolesne dla atakujących. Po dwóch próbach przybyły posiłki w liczbie wspomnianych wcześniej czterystu dodatkowych żołnierzy. Do ostatecznego ataku Howe rozkazał żołnierzom zdjąć plecaki. Było to prawdopodobnie ostatnie możliwe podejście, w wypadku niepowodzenia bitwa byłaby dla Brytyjczyków przegrana. Grozę trzeciego szturmu opisał ze swej perspektywy kapitan George Harris z 5. Pułku Piechoty, który został niemal stratowany przez maszerujących żołnierzy. Dowodził wówczas kompanią grenadierów:
Zrobiliśmy wyłom w ich fortyfikacjach, do których podchodziliśmy już dwa razy. By zachęcić ludzi do pójścia za mną, wspinałem się po raz trzeci, gdy kula drasnęła mi czubek głowy i upadłem pozbawiony zmysłów i niezdolny się ruszyć. Mój porucznik, lord Rawdon, złapał mnie w ramiona i wierząc, że jestem martwy, usiłował usunąć mnie z miejsca, aby uchronić moje ciało przed zdeptaniem. Ten ruch, chociaż mnie zabolał, przywrócił mi zmysły, aż wyartykułowałem: „Na miłość boską, pozwól mi umrzeć w pokoju”.
Fortunnie dla rannego Rawdon i czwórka podległych mu żołnierzy zdołała wyciągnąć go z pola bitwy i schować za drzewem. W końcu Amerykanom zaczęła się kończyć amunicja, a niektórzy z milicjantów rzucali już kamieniami. Atakującym w końcu udało się przebić przez obronę rebeliantów. Rozpoczęła się walka wręcz, w wyniku której koloniści zostali wyparci z umocnień. Amerykanom brakowało nie tylko amunicji, ale również bagnetów, więc w bezpośrednim starciu używali karabinów niczym maczug. Odwrót przeprowadzany podczas walki w zwarciu był bardzo trudny. Sam pułkownik Prescott w trakcie jego trwania musiał parować ciosy bagnetów.
Zdecydowano o odwrocie z półwyspu. Bitwa skończyła się po trzech godzinach. Gage wygrał, ale zapłacił za to ogromną cenę. Z 2600 Brytyjczyków, którzy brali udział w ataku, 1054 zostało zabitych i rannych, w tym 89 oficerów. Wśród broniących się Amerykanów straty wyniosły 420 ludzi. Między poległymi znalazł się również Joseph Warren, jeden z czołowych rewolucjonistów i świeżo upieczony rebeliancki generał, który nie dostał jeszcze swojego przydziału. Zdecydował się jednak ruszyć do walki jako prosty żołnierz, co przypłacił życiem. Dziś na polu bitwy stoi jego pomnik. Pod wrażeniem śmierci słynnej postaci i zapewne by się pocieszyć po ogromnych stratach własnych, Howe miał podkreślić, że zabicie tego człowieka musiało kosztować buntowników tyle, co utrata pięciuset ludzi.
Kliknij mapę, aby ją powiększyć:
Bitwa o Bunker Hill, faza III. Opracowanie kartograficzne: EXGEO Professional Map, www.exgeo.pl, prawa zastrzeżone
Co prawda wzgórza zostały zdobyte, jednak koszt zwycięstwa był zbyt wysoki. Choć Gage stwierdzał w pobitewnym raporcie, że „akcja ta pokazała wyższość wojsk królewskich”, to niewielu czuło, że rzeczywiście są jakieś powody do zadowolenia.
Czy każdą redutę, którą Amerykanie mogą postawić w krótką letnią noc, należy zniszczyć tym kosztem? Ile takich zwycięstw możemy ponieść?
– pisał w prasie jeden z krytyków raportu generała. Zgryźliwie ironizował również na temat Armii Brytyjskiej niepotrafiącej zmieść „tych niezdyscyplinowanych i pozbawionych ducha bojowego Jankesów, którzy mieli być przepędzeni przy pomocy jednego pułku od jednego do drugiego końca kontynentu”.
O ile Amerykanie, walczący na swojej ziemi, mogli sobie pozwolić na utratę kilkuset milicjantów, o tyle dla wojska brytyjskiego, operującego w zamorskich koloniach, każdy żołnierz był na wagę złota. Pod wpływem kompromitacji 10 października Gage zrezygnował ze swego stanowiska dowódcy sił brytyjskich w Ameryce. Odchodził w atmosferze niesławy, której nigdy się do końca nie pozbył. Ukarano go za zaniedbania i obcięto mu dochody. Nie wykonywał już ważniejszych zadań, chociaż nadal pozostawał gubernatorem Massachusetts. Przygotowywał obronę w razie francuskiej inwazji na Wyspy Brytyjskie. W końcu w 1782 roku otrzymał awans na najwyższy możliwy stopień generalski (full general).
O ile reputacja Gage’a znacznie ucierpiała w wyniku jego pyrrusowego zwycięstwa, wprost przeciwnie było z Howem, który prowadził atak. Jego bohaterska postawa w trakcie bitwy zyskała uznanie. Mimo trudnej sytuacji i ogromnych strat udało mu się wykonać zadanie, ryzykując przy tym swoim własnym życiem.
Nastawienie Howe’a było w iście żołnierskim stylu. Moim zdaniem było idealnie
– pisał w liście generał Burgoyne. Howe został kolejnym głównodowodzącym Armii Brytyjskiej w Ameryce. Na początku 1776 roku nowy dowódca zdecydował się opuścić Boston, a po otrzymaniu posiłków skupił się na Nowym Jorku. Howe na stanowisku głównodowodzącego wojsk w Ameryce pozostawał niemal całą wojnę. Był znany z ostrożnych ruchów i zachowawczych działań. Z pewnością miało to zapobiec wydarzeniom podobnym do tych spod Bunker Hill, czego brytyjski dowódca sam doświadczył.
Opracowanie kartograficzne: EXGEO Professional Map, www.exgeo.pl