Bitwa o Mierzeję Wiślaną, czyli początek oblężenia Gdańska (marzec 1807 roku)
Ten tekst jest fragmentem książki Szymona Jagodzińskiego „Pomorze 1807”.
Bitwa o Gdańsk rozpoczęła się 7 marca. W pierwszym tygodniu miesiąca kilka tysięcy żołnierzy napoleońskich w kilku miejscach przekroczyło rzekę Nogat. W następnych dniach kolejne pruskie posterunki i pikiety były przepędzane spod Żuławek i Miłocina (6 marca) oraz Pruszcza i Świętego Wojciecha (7 marca). To wtedy gubernator gdański gen.-por. Hermann von Manstein rozkazał spalić przedmieścia Stare Szkoty, Peterszawa, Chełm i Siedlce. Między 9–12 marca z dymem puszczono ponad 800 domów. 11 marca spiętrzono Motławę, zalewając pozostałą część miasta (południową i wschodnią). 9 marca marsz. François Lefebvre przeniósł kwaterę główną z Tczewa do Różyn. Dzień później Gdańsk został okrążony, a komunikacja z Królewcem była możliwa tylko przez Mierzeję Wiślaną i drogą morską.
9 marca dywizja polska gen. bryg. Antoniego Kosińskiego (sprawował dowództwo do 20 marca) stanęła nad Radunią w: Bielkówku, Goszynie i Arciszewie. Nadciągająca na prawym skrzydle dywizja saska von Polenza zajęła Kemlady i Świętego Wojciecha. Na lewym skrzydle dywizja francuska gen. bryg. Jeana Ménarda z dywizją badeńską arcyks. usadowiły się w Kowalach i Ujeścisku. Linia blokady stopniowo się wydłużała. Pierwszego dnia blokady, 12 marca, batalion francuski stał w Oruni, batalion saski w Świętym Wojciechu, dwa kolejne bataliony saskie i francuski 19. pułk strzelców konnych w Borkowie, następne dwa bataliony saskie w Głębokiem i Kemladach, kontyngent badeński z francuskim 23. pułkiem strzelców konnych w Ujeścisku, Szadółkach i Mygowie, polska Legia Północna w Pieckach i Wrzeszczu, pod Piekliskiem batalion polski, w Nowych Szkotach dwa pułki kawalerii polskiej, pułk kirasjerów saskich w Juszkowie, natomiast główny tabor oblężniczy w Łęgowie. Pozostałe bataliony i pierwsze transporty taboru oblężniczego docierały dopiero w następnych tygodniach. Artyleria i amunicja były dostarczane ze Szczecina, z Głogowa, Warszawy i Torunia. 12 marca kwatera główna X Korpusu przeniosła się do Piecek. Pierścień blokady opasywał teraz twierdzę ze wszystkich stron w odległości 3 km. Komunikacja z Wisłoujściem mogła się odbywać tylko prawym brzegiem Wisły, a z Piławą przez Mierzeję Wiślaną.
12 marca służby inżynieryjne X Korpusu WA osiągnęły pierwszy sukces. Zmieniły bieg rzeki Nowej Raduni, w związku z czym twierdza straciła dopływ świeżej wody, a większość młynów wodnych została pozbawiona siły napędowej. Na polecenie von Mansteina zamknięto Śluzę Kamienną i uruchomiono sześć nowych młynów napędzanych kieratami (woły i konie). Miało to zapewnić miastu codzienne dostawy mąki. Dzień ten minął na „[...] samych obserwacjach i utarczkach wstępnych [...]”. Następnego dnia pod Biskupią Górką toczono potyczki, jednak bez rozstrzygnięcia. To wtedy z szeregów pruskich zaczęli dezerterować pierwsi polscy żołnierze – później zjawisko to stało się niezwykle dotkliwe; 14 i 15 marca panował zastój, do czego w dużej mierze przyczyniła się niekorzystna pogoda (wiatr i śnieg). Trwały jedynie prace polowe nad budową szańców nr 1–5.
Dopiero 16 marca nastąpiło pierwsze napoleońskie natarcie na twierdzę. Na Chełm i Siedlce uderzyła Legia Północna – dwie kompanie grenadierów i dwie kompanie woltyżerów z 2. pp pod rozkazami mjr. Antoniego Downarowicza. W tym samym czasie trzy kompanie 2. batalionu 2. pp Legii przypuściło szturm na Szaniec Wapienny. Z kolei dwa bataliony saskie z batalionem francuskim 2. pułku piechoty lekkiej natarło na Szaniec Jezuicki, zaś kombinowana kolumna badeńsko-francuska dokonała zwrotu zaczepnego na Górę Cygańską. Prusacy szacowali tę siłę na 3–4 tys. bagnetów. Próbę oporu podjęły trzecie bataliony pruskie 17. pp Treskow i 31. pp Kropff. Szaniec Wapienny został zajęty tymczasowo, zaś Góra Cygańska i część Siedlec na stałe. Tego dnia z garnizonu gdańskiego zdezerterowało 33 żołnierzy, w tym 22 z Szańca Rykforckiego. 17 marca przez Wisłoujście do Nowego Portu dotarł pierwszy pułk kozacki (pięć szwadronów – sotni, Barabanszikow). Dzień później przybył drugi pułk (pięć sotni, Małachow), zaś 19 marca trzeci pułk doński (pięć sotni, Popow V). Każdy pułk liczył ok. 400 koni, łącznie było to ok. 1,2 tys. Kozaków.
Jak wspomniano, 18 marca stanowisko gubernatorskie w Gdańsku objął hr. Friedrich von Kalkreuth. Zaniepokojony postępami robót oblężniczych, postanowił przejąć inicjatywę. Stało się to w momencie, gdy batalion Legii Północnej przeprowadził kolejne natarcie na Szaniec Wapienny, a batalion badeński na Siedlce. Freikorps von Krockow (pięć kompanii) był za słaby, by stawić im opór. Na szczęście hr. von Kalkreuth w porę podesłał świeżo przybyły z Piławy batalion rosyjski z pułku kronsztackiego ppłk. Dymitra Dumaszewa. Z odsieczą pospieszyła rezerwowa kolumna pruska płk. Karla von Massenbacha i pułk kozacki Popow V. Prusacy z impetem uderzyli na Wrzeszcz i Ujeścisko. Batalion badeński ustąpił z przedmieścia Ujeściska na widok nadciągającej chmary Kozaków, tym samym został odsłonięty bok Legii Północnej. Na szczęście pod bronią stał tam polski półbatalion, który zbity w czworobok stawił twardy opór pułkowi dońskiemu i uratował całą dywizję przed obejściem. Potwierdziło to tylko obawy nowego dowódcy dywizji polskiej gen. dyw. Ignacego Giełguda („Nie mam żadnych przepisów, gdzie powinienem rejterować w przypadku odwrotu. Nie wierzę sąsiadom na prawym i na lewym skrzydle [Sasi i Badeńczycy – przyp. aut.] [...]”). Prusacy twierdzili, że poległo 40 żołnierzy napoleońskich, a prawie 100 (głównie badeńskich) dostało się do niewoli.
20 marca doszło do największego starcia podczas pierwszej fazy oblężenia twierdzy. Marszałek François Lefebvre, oczekując przybycia artylerii oblężniczej, postanowił definitywnie odciąć Gdańsk od Królewca i pomocy drogą morską. W tym celu postanowił zająć Mierzeję Wiślaną (niem. Frische Nehrung). Napoleon domagał się tego od marszałka już z chwilą przybycia pod twierdzę, jednak z powodu płynącej Wisłą kry termin był przesuwany. Głównodowodzącym został gen. bryg. Jean Schramm. Jego brygadę tworzyły: 1. batalion francuskiego 2. pułku piechoty lekkiej, 1. batalion pułku saskiego Prinz Maximilian, dwubatalionowy polski 4. pp, szwadron francuskiego 19. pułku strzelców konnych i szwadron pospolitego ruszenia 1. pułku kawalerii narodowej. Razem byo to 2150 bagnetów, 200 szabel i po trzy armaty saskie i badeńskie. Schramm podzielił brygadę na trzy kolumny uderzeniowe. Pierwsza (saska) ppłk. Georga von Vogela na prawym skrzydle miała zepchnąć linię czat pruskich wzdłuż Szkarpawy w kierunku Zalewu Wiślanego. Druga (francuska) płk. Michaela Brayer miała nacierać frontalnie na Mikoszewo. Trzecia (polska) płk. Louisa Montmarie’ego miała pomaszerować na lewym skrzydle prosto na Gdańsk. To przy tej ostatniej kolumnie przebywał gen. bryg. Jean Schramm. Dodatkowo dołączona została do niej kolumna lotna kpt. Henriego Tholozé (100 szabel 19. psk i armata), która miała odciąć drogę odwrotu Prusaków na Gdańsk.
Już 17 marca pruski komendant na Mierzei gen.-mjr Johann von Rouquette meldował gubernatorowi Gdańska o sygnałach świadczących o francuskich przygotowaniach. Ze względu na szerzącą się dezercję Prusacy zakładali, iż Francuzi znają dokładnie położenie wszystkich pruskich punktów oporu i rezerw. Jak na tak strategiczną placówkę, garnizon pruski nie był imponujący – tylko 1430 bagnetów, 54 szable i dwie armaty konne (według stanu na 20 marca). To niecałe trzy bataliony. Niewykluczone, że w poprzednim tygodniu na Mierzeję dotarły jakieś uzupełnienia i stan garnizonu mógł dochodzić do 2 tys. żołnierzy. W dodatku brakowało mu ochoty do dalszej wojaczki.
Większość żołnierzy była albo półinwalidami, albo niedoświadczonymi rekrutami. Zresztą, nie brakowało też poborowych polskiego pochodzenia, którzy w ogóle nie byli zainteresowani służbą pod obcym sztandarem. W nocy z 19 na 20 marca o godz. 4 rozpoczęła się przeprawa pod Żuławkami. Francuski batalion od razu napotkał trudności, gdyż brzeg był płytki i flotylla berlinek nie mogła do niego przybić. Trzeba było skakać do lodowatej wody. W tym momencie huknęła pierwsza salwa.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Szymona Jagodzińskiego „Pomorze 1807” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Szymona Jagodzińskiego „Pomorze 1807”.
Zza wału przeciwpowodziowego palbę karabinową rozpoczęła zaalarmowana kompania 1. batalionu 58. pp Courbière pod rozkazami kpt. Wilhelma von Lagerströma. Prusak nie wiedział, że stawił opór tylko jednej francuskiej kompanii, podczas gdy pozostałe przeprawiły się niepostrzeżenie i uderzyły od strony lewego skrzydła. Okrążeni Prusacy musieli skapitulować. W tym samym czasie sześć polskich kompanii pod rozkazami adiutanta marsz. François Lefebvre`a bez żadnych trudności sforsowało rzekę. Nie napotykając na opór, polska kolumna zajęła Sztutowo, blokując także lewy brzeg Szkarpawy do Izbiska włącznie. Równocześnie kolumna saska, od razu po przekroczeniu linii zamarzniętych moczarów i bagien, ruszyła w stronę Mikoszewa, gdzie mieściła się kwatera główna von Rouquette’a. Ten, mając przy sobie tylko kompanię przyboczną batalionu grenadierów Schmeling, wydał rozkaz odwrotu pod Sobieszewo, gdzie z początku artyleria pruska miała przewagę.
Pułkownik Michael Brayer nie miał w tym czasie żadnej armaty. Silne uderzenie na bagnety 1. batalionu 2. pp lekkiej zmusiło von Rouquette’a do dalszego odwrotu na Krakowiec. W świetle dnia sytuacja zaczynała się powoli wyjaśniać. Okolica była pokryta szronem, każdy rów melioracyjny – skuty lodem. Natura nie ograniczała tempa francuskiego natarcia. Von Rouquette był przekonany, że ma przed sobą aż 3 tys. Francuzów. Faktycznie było ich ok. 900. W ciągu dramatycznej nocy komendant pruski stracił przeszło 300 żołnierzy. Ledwo udało mu się pozbierać 700 bagnetów.
Inna kolumna pruska (3. batalion 16. pp Diericke), szacowana na 400 bagnetów, zawróciła w stronę Gęsiej Karczmy (niem. Ganskrug), gdzie cumowały dwa promy umożliwiające szybką ucieczkę przez Wisłę. Z odsieczą przybył pułk kozacki Małachow. Von Rouquette nie miał złudzeń co do jakości pomocy przybyłej z Gdańska: „Chcę dać z siebie wszystko, żeby wykonać rozkaz [zajęcie Mierzei i przywrócenie komunikacji z Piławą – przyp. aut.], ale w tym celu potrzebuję innej pomocy niż Kozacy”. Mimo to tych 400 Kozaków wystarczyło, by zatrzymać straż przednią kpt. Henriego Tholozé (100 szabel z armatą). Z odsieczą w porę pospieszył 2. batalion polskiego 4. pp ppłk. Aleksandra Chlebowskiego. Przed zmierzchem gubernator Gdańska podesłał z pomocą korpus lotny hr. Wilhelma von Krockowa (700 bagnetów, 100 szabel i dwie armaty) i pułk kozacki Barabanszikow. Było już jednak za późno. Von Rouquette rozpoczął generalny odwrót w stronę Wisłoujścia, stamtąd 21 marca pół tysiąca niedobitków pruskich dotarło do Gdańska. To była klęska. Pruski garnizon na Mierzei Wiślanej został całkowicie rozbity – ponad 300 zabitych i rannych, 600 Prusaków dostało się do niewoli. Uratował się tylko 3. batalion 16. pp Diericke (350 bagnetów i 42 kirasjerów) prowadzony przez mjr. Augusta von Kamptza, który przebił się do Piławy. Brakuje danych na temat strat armii napoleońskiej.
Klęska na Mierzei Wiślanej osłabiła morale miasta i twierdzy gdańskiej. Dlatego hr. Friedrich von Kalkreuth postanowił przeprowadzić demonstracyjne uderzenie, tym bardziej że od kilku dni armia francuska prowadziła intensywne roboty inżynieryjne na Biskupiej Górce i Grodzisku. Natarcie rozpoczęło się rankiem 26 marca. Poprowadzić je miał płk Karl von Massenbach. Pruska kolumna liczyła 1,8 tys. bagnetów, 1 tys. szabel, w tym 600 Kozaków, sześć armat konnych i haubicę. Podzielona na sześć mniejszych kolumn, miała uderzyć w stronę Siedlec, Chełma i Góry Wiatracznej. Równocześnie mjr Wilhelm von Krockow (pięć kompanii piechoty, 60 szabel i dwie armaty 3-funtowe) miał przeprowadzić natarcie z Nowego Portu na Wrzeszcz. Operacja miała się rozpocząć o godz. 4 rano – dokładnie wtedy następowała zmiana wart na linii przykopów.
Początkowo pruskie natarcie rozwijało się pomyślnie. Batalion badeński znów nie popisał się czujnością. Szykując się do zluzowania, praktycznie bez oporu oddał Siedlce i Chełm. Odwrót ten odsłonił 1. batalion polskiego 1. pułku piechoty, który miał przejąć służbę na linii transzei („Ledwieśmy się w rowie umieścili [...], padł na nas z lewej strony grad kul. Chociaż jeszcze ciemno było, ale od śniegu jaskrawo, spostrzegłem tyralierów bieżących, aby nam z tej strony tył zabrać [...]”). Kolumna Prusaków przedarła się na tyły i odcięła batalion mjr. Stanisława Malczewskiego, który zaczął się przebijać w stronę Ujeściska. Straż tylną stanowiła kompania woltyżerska por. Dezyderego Chłapowskiego, tocząca nieprzerwane potyczki z Kozaczyzną. Nagle ukazała się zwarta masa dwóch szwadronów dragonów pruskich, która ruszyła do szarży.
Bohaterska kompania została rozbita, a jej dowódca dostał się do niewoli. Przeciwuderzenie zaczął pospiesznie montować mjr Jan Weyssenhoff. Skupił on pod swoją komendą cztery kompanie 1. batalionu oraz 5. i 6. kompanię 2. batalionu polskiego 1. pułku piechoty, z którymi ruszył do desperackiego natarcia. Za nimi pociągnął płk Dominik Dziewanowski, prowadząc 150 konnych ułanów i dwie armaty francuskie (por. Charlot). To zaimprowizowane uderzenie zatrzymało napór Prusaków. W tym momencie na miejsce przybył marsz. François Lefebvre i osobiście stanął na czele 2. batalionu polskiego 2. pp: „Zsiadł z konia, a odpiąwszy surdut, kazał doboszom bić szarżę, a znajdując, że nie dość żywo biją, sam bęben porwał i tak przyspieszonym krokiem pędził ku Prusakom [...]”. Nieprzyjaciel nie wytrzymał impetu kontrnatarcia i został zmuszony do odwrotu aż pod Suchanino i Chełm. Prusacy zapomnieli, że gdy za pierwszym razem przechodzili przez tę ostatnią miejscowość, niedokładnie oczyścili ją z Francuzów. Teraz, gdy kolumna von Massenbacha przedzierała się z powrotem, na ulicach miasteczka uderzyła w nią gęsta palba karabinowa dwóch ukrytych kompanii polskich. Czasu na naprawę błędu już nie było. Padł Chełm i Cyganki. Natarcie załamało się. Straty Prusaków wyniosły 199 żołnierzy (siedmiu oficerów), w tym 13 zabitych i 49 rannych. Pozostałych 137 dostało się do niewoli.
Fiaskiem zakończył się również atak Freikorpsu von Krockow. Pruski zagończyk nie popisał się talentem. Miał poprowadzić jedynie dywersję, zamiast tego ruszył do natarcia już po odwrocie kolumny głównej von Massenbacha. Zmodyfikował także swój plan. Zamiast na Wrzeszcz, uderzył na Oliwę, gdzie mieścił się mały skład żywnościowy Francuzów. Gdy straż przednia hr. von Krockowa docierała na miejsce, nadeszła niepokojąca wiadomość, iż pruska straż tylna została napadnięta pod Brzeźnem przez 4. batalion polskiej Legii Północnej. Prusak czym prędzej zawrócił z odsieczą. Doszło do chaotycznej walki. Nagle szwadron pospolitego ruszenia rawskiego (por. Maciej Sutkowski) zaszarżował na pruskie centrum. Hrabiego von Krockowa osaczył w tej samej chwili francuski szaser i polski ułan. Po zaciętym pojedynku wielokrotnie ranny Prusak poddał się („Poddałem się, mając 13 ran [...]”). Polakowi, kpt. Antoniemu Sokolnickiemu, adiutantowi dowódcy pospolitego ruszenia, przypadła chwała pojmania do niewoli pruskiego majora: „Ja miałem to szczęście złapać mjr. von Krockowa i gdym usłyszał od niego, że prosi o pardon i że jest hrabią, natenczas zastawiłem go od ciosów i trzymając go za piersi, a dając cugle do prowadzenia konia towarzyszowi, zaprowadziłem go do kwatery głównej [...]”. Do niewoli dostało się 63 żołnierzy pruskich.
Marszałek François Lefebvre był zadowolony z postawy armii polskiej. Pamiętne były jego słowa wykrzyczane w czasie natarcia 2. batalionu 1. pp: „Pokażmy im, że Polacy nie boją się armat!”. Nie miał jednak dość słów, by wyrazić swoje oburzenie na postawę sojusznika badeńskiego. W kolejnych dniach intensywność potyczek zmalała. 29 marca z Piławy przybył gen.-mjr ks. Aleksy Szczerbatow z pozostałymi dwoma batalionami garnizonowymi pułku kronsztackiego (w sumie ok. 1,8 tys. bagnetów) i mjr August von Kamptz z 350 bagnetami i 42 konnymi kirasjerami, które uratowały się z pogromu na Mierzei Wiślanej. Do ostatniej potyczki w tym miesiącu doszło 31 marca, gdy batalion Legii Północnej uderzył na pruski szaniec przy Bramie Oliwskiej. Po przełamaniu zaciętego oporu Prusaków udało się go tymczasowo zająć. Niebawem z odsieczą nadszedł batalion rosyjski, który w krwawej potyczce odbił szaniec (15 rannych Rosjan, brak danych dotyczących poległych). Nie na długo, bo jeszcze tego samego dnia z pomocą batalionu saskiego pułku Prinz Maximilian szaniec został ponownie zajęty. Tym razem już ostatecznie. Straty były poważne – 180 żołnierzy pruskich i 45 saskich, którzy dostali się do niewoli.