Big history, czyli historia w makroskali
„Wielka historia” ([big history]) jest wprawdzie nieduża, jeśli spojrzeć na liczbę uprawiających ją badaczy, natomiast imponująca, gdy wziąć pod uwagę skalę wyzwań, które sama przed sobą postawiła. Kwestionuje ona „to, co wszyscy historycy wiedzą” o historii, próbując w ten sposób dać nowe odpowiedzi na fundamentalne pytania, łamiąc przy tym konwencje, granice dyscyplin naukowych i (zdaniem niektórych) zasady pracy naukowej. W zamian proponują wizję historii, która zarówno w sensie przestrzennym, jak i czasowym przekracza wszystkie dotychczasowe próby nakreślenia historii uniwersalnej w dosłownym znaczeniu tego słowa. Big history zaczyna się bowiem wraz z Wielkim Wybuchem, a swoim zakresem obejmuje cały wszechświat.
Pomysł big history narodził się w pierwszej połowie lat 90. w głowach dwóch ludzi na dwóch krańcach świata: David Christian, badacz dziejów carskiej Rosji, prowadził zajęcia z historii powszechnej w Australii; drugi zaś – Fred Spier (z wykształcenia biochemik, zajmował się socjologią historyczną) – pracował wówczas na Uniwersytecie w Amsterdamie. Efektem burzy mózgów była seria artykułów, seminariów i książki, które do dziś stanowią fundament tego nurtu historiograficznego. Z góry powziętym założeniem projektu było pisanie historii w skali makro, przekraczającej dotychczasowe ujęcia historii globalnej. Także waga pytań, które stawiano, była znacznie większa niż w większości prac historycznych. Całość historii – zarówno tej naturalnej, jak i społecznej – miała zostać ujęta w jednej spójnej narracji, którą porównać można najwyżej do mitów o stworzeniu świata.
Projekt ten wydaje się tak ambitny, że aż bezczelny, niemniej jego zwolennicy argumentują, że nie jest to podejście zupełnie nowe. Twierdzą oni, że jest wręcz przeciwnie i big history wpisuje się w dwie tradycje obecne od pewnego czasu w naukach społecznych i historycznych: w koncepcję historii powszechnej oraz posthumanistyki.
Świat w łupinie orzecha
Koncepcja historii powszechnej jest jednym z najstarszych pomysłów w historiografii. Już Herodot czy Polibiusz, opisując dzieje odpowiednio wojen perskich i punickich, wykroczyli poza tę wąską perspektywę, tworząc panoramy dziejów całego znanego im świata śródziemnomorskiego. Myślenie w takich szerokich kategoriach było także silnie obecne w historiografii chrześcijańskiej: skoro Kościół miał charakter powszechny, to również jego historia była automatycznie historią powszechną w sensie zarówno geograficznym (tłumaczyła bowiem dzieje całego świata), jak i czasowym (wiedziano przecież, jak świat powstał i jak się skończy). Podobnie oświecenie znalazło w historii powszechnej swój „naturalny” gatunek historiograficzny. Dopiero zwycięstwo haseł nacjonalizmu i wkroczenie nauk historycznych na uniwersytety spowodowały, że koncepcja dziejów powszechnych zeszła na dalszy plan, ustępując miejsca mniejszym, narodowym historiom, bardziej użytecznym z punktu widzenia państwa i chętniej przyjmowanym przez czytelników.
Historie nienarodowe powróciły do łask dzięki zmianom mentalnym i specyficznej grupie ekscentryków, którzy na nowo dostrzegli, że badaniem historycznym można objąć nie tylko dzieje polityczne państw jak chociażby Francja, Wielka Brytania czy Polska, lecz przykładowo również dawny handel czy kulturę. Wymagało to wyjścia poza ciasne ramy historiografii narodowych. Wielu spośród tych ekscentryków – Toynbee, Pirenne czy Braudel – zostało dzięki temu zaliczonych do grona klasyków historiografii i zajęło trwałe miejsce w programie studiów historycznych.
Christian i Spier wpisują się w tę tradycję. Zasadniczą nowością jest poszerzenie definicji świata i historii powszechnej. W paradygmacie big history granice świata to granice naszego poznania, stąd też nawet najdalsze zakątki znanego nam Wszechświata są obszarem zainteresowania historyków na równych prawach z na przykład Półwyspem Apenińskim. Wynika to – argumentuje Christian – nie tyle ze zmiany założeń badawczych przyjętych jeszcze przez Herodota, lecz z postępu naszej nauki. Świat pierwszego historyka był geograficznie ograniczony ze względu na trudności w komunikacji, nasz świat, dzięki postępowi technik badania kosmosu, wydaje się niemal nieograniczony.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Ludzkość jak mgnienie oka
Niemal oczywistym skutkiem takiego postawienia problemu jest „zwrot posthumanistyczny” w big history : człowiekowi nie przysługuje już centralne miejsce w narracji historycznej, bowiem dzieje ludzkości stanowią bardzo niewielki ułamek losów wszechświata. Łatwo to zauważyć, zestawiając kilka tysięcy lat „historycznego” rozwoju ludzkości z miliardami lat istnienia wszechświata. Do tego jednak potrzebna jest właśnie perspektywa kosmiczna, argumentuje Christian: dopiero biorąc pod uwagę dzieje wszechświata można odpowiedzieć na zasadnicze pytania, dotyczące miejsca zajmowanego w nich przez człowieka.
Także ten pomysł nie jest jednak zupełnie nowy; stanowi on raczej najbardziej radykalną odmianę funkcjonującego już w historiografii nurtu. Gdy zajrzeć do klasycznej już pracy Fernanda Braudela o Morzu Śródziemnym, można zauważyć, że także dla niego pierwszym istotnym tematem jest przeszłość geologiczna akwenu, na którą dopiero nakładają się biegnące w szybszym tempie dzieje ludzkości. Podobnie environmental history czy historia klimatu wykraczają poza antropocentryzm klasycznej historiografii. I znów, big history stanowi raczej zmianę ilościową niż jakościową. Człowiek nadal jest rozpatrywany w granicach swojego środowiska naturalnego, tym środowiskiem staje się jednak cały wszechświat.
Nie oznacza to jednak, że dla zwolenników big history ludzkość nie jest istotna jako przedmiot badań. Wręcz przeciwnie, jej rola jest niezwykle doniosła – Christian i Spier argumentują, że człowiek jest pierwszym stworzeniem w historii naturalnej, który posiadł zdolność „kolektywnego uczenia się”, przekraczając w ten sposób czas życia pojedynczego przedstawiciela gatunku. W ten sposób ludzkość wprowadzać ma nową jakość w historii wszechświata.
I po co to wszystko?
Czy big history ma jakikolwiek sens? Czy nie lepiej zostawić dzieje wszechświata naukom ścisłym, a historię naturalną Ziemi geologom i biologom? Z pozoru wydaje się, że historycy nie mogą wnieść wiele do badań nad tą problematyką. Z drugiej jednak strony, właśnie zdolność stworzenia wspólnej narracji, syntezy historii naturalnej i historii ludzkości stanowić może odpowiedź na pytanie, po co historycy powinni się tym zajmować.
Także nauki historyczne mogą wynieść coś z flirtu z dziejami wszechświata. Jak podkreśla David Christian, najważniejszą umiejętnością, jaką mogą nabyć studenci historii dzięki praktykowaniu big history, jest najprawdopodobniej umiejętność łączenia różnych skal: zarówno przestrzennych, jak i temporalnych; od okresów rozwoju wszechświata obejmujących miliardy lat, po mikrohistorie poświęcone np. jednemu tygodniowi z życia pewnej wioski. Biorąc pod uwagę trudność, jaką sprawia wielu historykom radzenie sobie z różnymi porządkami czasu i przestrzeni, ten efekt byłby bardzo pożądany.
Big history nigdy nie znajdzie się w głównym nurcie badań historycznych; przypadnie jej raczej rola ekscentrycznego, nie do końca poważnego nurtu filozofii historii. Z drugiej jednak strony, nie oznacza to, że jej istnienie jest bezsensowne – właśnie na pograniczach dyscyplin, z szalonych koncepcji rodzą się najlepsze pomysły.
Zobacz też
- Animal studies – wyzwanie dla historiografii?;
- Konwencjonalizacja niekonwencjonalnego, czyli jak zwyciężeni stają się zwycięzcami;
- Herstoria – kobiety w historii czy historia kobiet?;
- Miesiąc historii kobiet w USA. Historia kobiet to historia władzy?;
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Redakcja: Roman Sidorski