Bielany - niezykła historia pewnej dzielnicy

opublikowano: 2017-12-31, 10:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Bielany to dzisiaj jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się dzielnic Warszawy. Ale ich historia jest znacznie dłuższa i pełna fascynujących opowieści!
reklama

Bielany jeszcze w XIX wieku nie stanowiły części Warszawy. Jak miasto to wyglądało w 1873 roku?

To tu, od lasu na Bielanach, zaczęło się wędrowanie warszawiaków za granice miasta. Bielański las znajdował się wtedy daleko za miastem, dzisiaj jest w jego granicach, od wielu dziesiątków lat podchodzą do niego domy mieszkalne – są po drugiej stronie ulicy, po której jeżdżą tramwaje. Choć niewielki, Las Bielański jest ogromnym dobrodziejstwem dla Warszawy, to zabytek przyrody i historii nie mniej drogocenny niż warszawska Starówka. Może nawet bardziej, gdyż jest przez wieki wciąż trwającą pozostałością prastarej mazowieckiej puszczy. Fakt, że pozostałością mocno uszczuploną, lecz wciąż imponującą. To dawny las książąt mazowieckich, teren królewskich polowań jeszcze w wieku XVIII. Jest ważnym refugium, naturalnym muzeum, w którym natura przechowała dla nas puszczańską przeszłość ziemi mazowieckiej. Liczne z występujących tu roślin to prawdziwe rarytasy, stanowią też cenny rezerwuar genów. Las Bielański ocalał cudem i tylko dzięki temu, że na jego terenie przed wiekami powstała pustelnia kamedulska. Dzisiaj jest już po trosze parkiem, ale i puszczą jest również ten wspaniały las miejski, w którym królują monumentalne stare dęby, wiązy, graby i olchy.

Wiele z bielańskich drzew jeszcze zapewne pamięta czas, gdy na wzniesieniu Polkowskiej Góry sprowadzeni z Włoch kameduli w roku 1639 zbudowali swoją pustelnię, tak jak trzeba, w odpowiedniej odległości od miasta – w tym wypadku jednej mili polskiej, tj. siedmiu kilometrów od Starego Miasta i Zamku Królewskiego. Klasztor powstał za sprawą króla Władysława IV jako wotum dziękczynne za zwycięstwo pod Smoleńskiem.

Kazimierz Władysław Wójcicki w numerze 36 „Tygodnika Ilustrowanego” z roku 1860 przytacza legendę, którą tutaj warto zacytować in extenso.

Za dawnych czasów (tak brzmi tradycja) las bielański był wielką puszczą i pochłaniał w sobie całą okolicę Warszawy, aż do Wilanowa, czyli drugiego wybrzeża Wisły. W kniei tej ogromnej, gdzie tury i żubry bujały stadami, podobnie jak wilki, niedźwiedzie i rysie, gdzie bobry miały liczne swoje legowiska, udzielni książęta mazowieccy polowali często. Jeden z nich, imieniem Kaźmirz, zapędzony za zwierzem, zabłąkał się i nie mógł trafić do swego orszaku. Wielce strudzony, pod wysoką górą napotkał zdrojowisko i zaspokoił piekące pragnienie, a wdarłszy się na szczyt góry, usnął pod starą sosną.
reklama

Jak długo spał, nie pamiętał, ale gdy się obudził, otrzeźwiony promieniem słońca, usłyszał najprzód brzęk rojów pszczół dzikich, co liczne barcie miały w pniach odwiecznych sosen, a niedługo potem odbiło leśne echo po rosie kroplistej pieśń pobożną. Zerwał się na nogi, i niedaleko ujrzał małą kapliczkę drewnianą z modrzewia, a na jej progu modlącego się pustelnika, co w tej puszczy od dawna zamieszkał. Pomodlił się z nim razem, za jego przewodem wydostał się na drogę i wrócił szczęśliwie do Warszawy, gdzie go dwór niespokojnie oczekiwał. Książę opowiedział rzecz całą. Zaraz nazajutrz z dworem ruszył na powrót do puszczy, trafił łatwo do kaplicy, znalazł pustelnika, i hojnie go opatrzywszy, kazał naprawić kapliczkę już chylącą się do upadku. I odtąd to warszawianie zaczęli od pierwszych dni wiosny do jesieni nawiedzać Bielany, później zaś te pielgrzymki pobożne rozpoczynali od Zielonych Świątek. Zwyczaj ten odwieczny miał spowodować u króla Władysława IV, że tu wybrał miejsce na kościół i klasztor księży kamedułów. Na tym kończy się miejscowe podanie”.

Pod Warszawą nazwa Bielany pojawiła się razem z białymi habitami zakonników. Jak zanotował to proboszcz z mazowieckiej Rzeczycy, ksiądz Jędrzej Kitowicz w swoim Opisie obyczajów za panowania Augusta III, „erem ich, czyli klasztor, koniecznie musi być drzewem przynajmniej na pół staja opasany, choćby dalej było pole; i nie wolno żadnego drzewa z tego okręgu klasztornego ściąć pod ekskomuniką, aby tak klasztor opasany drzewem lepiej oznaczał pustynią”. No i tak też było, i jest nadal dzięki kamedułom, a chociaż ich już tutaj dawno nie ma, pozostała po nich nazwa Bielany i wciąż drzew wokół dawnej kamedulskiej pustelni rośnie niemało, do tego urodziwych, jak mało gdzie indziej.

Jan III Sobieski (mal. Daniel Schultz, domena publiczna)

Klasztor bielański był obdarzany hojnie przez kolejnych polskich królów, którzy chętnie tu przybywali, Władysław IV tutaj przyjeżdżał, aby się modlić lub polować, toż samo czynili i jego następcy, Jan Kazimierz i Michał Korybut Wiśniowiecki, miał erem zarezerwowany do wyłącznej dyspozycji Jan III Sobieski. Tradycję wyjazdów na Bielany rozpoczęła uroczystość intromisji zakonników do eremu w roku 1643, a utrwaliło wyjednanie przez Jana Kazimierza odpustów dla odwiedzających klasztor oraz procesyjne i uroczyste przeniesienie obrazu Św. Bonifacego z warszawskiej katedry w roku 1673.

Odpusty kamedulskie zawsze cieszyły się zainteresowaniem ludu, który przybywał na nie tłumnie. Z czasem uroczystości kościelne przekształciły się w zabawę ludową na powietrzu. Zwyczaj urządzania wycieczek na Bielany w drugi dzień Zielonych Świątek na trwałe wpisał się w tradycję Bielan. Wędrowanie warszawiaków na łono natury zaczęło się wtedy, przed ponad pięciuset laty, w Zielone Świątki. Na wsi uważano je zawsze za ważne i radosne dni. Świeżą zielenią majono chaty, ze śpiewem procesjonalnie obchodzono pola, Świętowanie kończyło się najczęściej wesołą zabawą. W miastach zwyczaj odbywania dalszych spacerów podmiejskich rozpowszechnił się w wieku XVII. W Warszawie, nim zaczęto wyruszać w dalsze okolice, przez całe wieki głównym celem był klasztor w królewskim lesie na północ od miasta.

reklama

Tekst jest fragmentem książki Lechosława Herza „Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”:

Lechosław Herz
„Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
224
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0486-5
EAN:
9788324404865

Zrazu urządzano to wszystko pod królewskim patronatem, bywał tu August II i August III, zapamiętano szczególnie rok 1766 – wtedy to król Stanisław August urządził na Bielanach wielkie widowisko, na które przypłynął Wisłą. Gdy król wysiadł z łodzi, powitała go wdzięcznie „dziewica przebrana za Wisłę, niejaka Walterowa, trzymająca piekarnię na Koszykach”. Szymon Bogumił Zug pisał, że oświetlony był cały brzeg, na placu zabaw paliło się przeszło 9000 lamp, zewsząd rozbrzmiewała muzyka, rozdawano żywność, dzielono całe woły pieczone, wino rozlewał Bachus siedzący na beczce. Zaproszeni cudzoziemcy mówili, że niczego podobnego dotychczas nie widzieli. Jak się zdaje, wszystko finansował król jegomość. W drugiej połowie wieku XVIII jedną z atrakcji odpustowych był Cygan z tańczącym smorgońskim niedźwiedziem.

12 erem kamedulski, ul. Dewajtis, Warszawa, dz. Bielany (fot. Martuusia2; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.)

Upadek insurekcji i trzeci rozbiór Polski przerwały majówkowe odpusty i zabawy na Bielanach, ale nie na długo. Od 1821 roku na majówki bielańskie można było dopłynąć berlinkami, wyruszającymi spod kościoła Panny Marii na Nowym Mieście, dwadzieścia lat później ruszyły z Warszawy pasażerskie „paropływy”, chętnych było zawsze ponad miarę. Przed 1837 rokiem w okresie Zielonych Świątek w kierunku Bielan przez miejskie rogatki przejeżdżało przeciętnie trzy do sześciu tysięcy powozów i konnych oraz przechodziło do dwudziestu tysięcy pieszych. Największe nasilenie przypadało na drugi dzień Świąt, kiedy po południu przyjeżdżał elegancki Świat, czyli – jak to się mówiło – „wysoki ton”. „Wszystko, co żyło w mieście, wybierało się na Bielany” – pisał Kazimierz Władysław Wójcicki w 1858 roku. W roku 1874 w okresie Świąt parowce przewiozły na Bielany kilka tysięcy osób. „Jądrem zabawy był półsetek huśtawek, dziesiątek karuzeli i para młynów diabelskich, a wszystko to otoczone różnobarwnym wieńcem kramów z garnuszkami i namiotów z kufelkami” – donosił „Kurier Warszawski”. A „Kurier Codzienny” z 1877 roku informował, że tego roku w Zielone Świątki do Lasku Bielańskiego przybyło pieszo z Warszawy ponad czterdzieści tysięcy osób, nie licząc tych, co to przyjechali tam 610 powozami i 450 dorożkami. Ufff…

reklama

W tym czasie powstał też cytowany przez profesora Jana Stanisława Bystronia taki wierszyk:

Szosą, wodą i brzegiem, dryndą, statkiem i pieszo,

warszawianie szeregiem na Bielany dziś śpieszą.

Na zielonej murawie, w słynnym z dawna ich lasku,

jakby w drugiej Warszawie, pełno krzyku i wrzasku.

Woła trzeźwy, pijany: Niechaj żyją Bielany!

Nie brak szczęścia, wesela: pod ożywczym drzew cieniem

rżnie od ucha kapela, płynie browar strumieniem.

Tu karuzel, huśtawki, młyn niosący wysoko,

tam znów inne zabawki wabią ucho i oko:

ówdzie różne wrą tany: Niechaj żyją Bielany!

Stare platany rosną przed palladiańską fasadą ukończonego w roku 1758 kościoła o znakomitej barokowej architekturze. Na tyłach prezbiterium stoi trzynaście eremów, od początku tyle było i nadal jest tyle samo. We wnętrzu świątyni, pełnej zabytków baroku i rokoka, spoczęło serce polskiego króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, jest więc kościół bielański jedną z nielicznych w Polsce nekropolii królewskich, chociaż nie tak znaną jak te z Poznania, Krakowa, Płocka i Warszawy.

Stanisław Staszic (1755–1826) ksiądz, wybitny działacz kulturalny, gospodarczy i polityczny

Pod północną, zewnętrzną ścianą świątyni jest grób Stanisława Staszica, który w tym ukochanym miejscu kazał się pochować. Tutaj, u stóp bielańskiego kościoła, „chwile wolne od zatrudnień urzędowych, w dnie pogodne do późnej jesieni, przepędzał – opowiadał Wójcicki – czytując książki i kreśląc w nich notatki ołówkiem. Panowała tu zwykle cisza uroczysta; po gwarze bowiem Zielonych Świątek, podczas których cała niemal ludność Warszawy przepełniała i las, i kościół, rzadki gość odwiedzał tę odległą okolicę Warszawy. Miał Staszic widok piękny i otwarty na Wisłę i dalekie jej okolice; słuchał szumu tych starych sosen i starszych dębów, do którego z rana i nad wieczorem łączył się głos dzwonu z klasztoru kamedułów; słuchał z upojeniem to gwaru ptastwa, to wesołego okrzyku i pieśni krakowskich flisaków płynących po rzece. Ukochał też tę ustroń i polecił w testamencie, ażeby zwłoki jego pochowano przy tutejszym kościele”.

Ksiądz Staszic był jednym z ojców nowoczesnej nauki polskiej. Słusznie jego imię nosi pałac w Warszawie, w którym mieści się siedziba najwyższych władz Polskiej Akademii Nauk. Portret Staszica widnieje też na honorowym miejscu w galerii ojców polskiej turystyki i krajoznawstwa w barokowym pałacu Małachowskich, będącym siedzibą Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Warszawie.

reklama

Należał do pierwszych polskich turystów i jako pierwszy lub jeden z pierwszych wchodził na kilka bardzo wysokich i niełatwych szczytów tatrzańskich. Chociaż główny cel tych jego wspinaczek był naukowy i tam na wysokich turniach dokonywał pomiarów i systematycznych badań, nie tylko botanika i geologia go zajmowały. Był patriotą najczystszej wody. Do grobu Staszica na Bielanach pielgrzymowali młodzi Polacy w czasach zaborów: Piotr Wysocki, jeden z przywódców sprzysiężenia, uczestnik powstania listopadowego Maurycy Mochnacki – z dala od agentów carskiej ochrany spotykali się tutaj z przyjaciółmi, u stóp klasztoru za miastem, pośród lasu, i tutaj formułowali cele walki o wyzwolenie narodowe.

W drugiej połowie wieku XIX elegancka Warszawa porzuciła Bielany i zaczęła wyjeżdżać na odpoczynek gdzie indziej, rozwijająca się sieć linii kolejowych z Warszawy bardzo to ułatwiała. Bielany stały się miejscem wypoczynku uboższych warstw ludności, Las Bielański poczęła otaczać zła sława, odpustowe zabawy Ściągały dziesiątki żebraków i ciemnych typów, ukrywali się w lesie zbiegowie z więzień i złodzieje, tu załatwiano osobiste porachunki, popełniano samobójstwa, latem mieszkały tu prostytutki, stacjonowało wojsko.

Tekst jest fragmentem książki Lechosława Herza „Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”:

Lechosław Herz
„Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
224
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0486-5
EAN:
9788324404865

W Polsce Ludowej zabawy z okazji religijnych odpustów zostały zastąpione majówkami Świeckimi, powstał wtedy Park Kultury na Bielanach wzorowany na sowieckich urządzeniach do masowego wypoczynku. To była taka imitacja imprez dawniejszych, zielonoświątkowych. Była więc karuzela, tańce, strzelnica i piwo, była pańska skórka i wata cukrowa również, były place zabaw – na jednym królował ogromny drewniany słoń. Ale były też czytelnie na świeżym powietrzu, one również cieszyły się powodzeniem, dzisiaj chyba ten pomysł by już nie przeszedł. To w tamtych peerelowskich czasach powstała ta melodyjna, sympatyczna piosenka, napisana przez Witolda Krzemieńskiego do słów Ludwika Starskiego, którą śpiewała Maria Koterbska w filmie Irena do domu z 1955 roku

Taki tłum jak tu,

Taki szum jak tu,

To tradycja stara jak Świat,

reklama

I o Śmiech tu lżej,

Więc się śmiej i śmiej,

Młodszy jesteś tu o parę lat.

Karuzela, karuzela

na Bielanach co niedziela,

Śmiechu beczka i wesela,

A muzyczka, muzyczka nam gra.

Karuzele na Bielanach to już przeszłość. Dzisiejszy Las Bielański jest oazą ciszy i spokoju. I ja po to tam przychodzę. Śnieżną zimą, kto wie, czy wtedy nie jest tutaj najpiękniej. Przedwiośniem, gdy w bielańskich grądach cieszą oczy kobierce zawilców. Wiosennymi wieczorami, gdy jak szalone koncertują dla mnie ptaki. Letnim skwarem można uciec w cień dębowych olbrzymów. Jesienią przychodzę, aby oglądać teatr barw.

Dębowe liście długo się ociągają nim opadną na ziemię, a gdy się już na to zdecydują, wtedy jedną z większych przyjemności jest brodzenie wśród tych liści zalegających leśne dróżki. Przedzimiem las jest bezlistny i wtedy ukazuje swoje zadziwiające piękno w całej okazałości, we mgłach i szarugach również. Wiem, co piszę, bo w bielańskiej puszczy bywam często, tam się zaczęło moje wędrowanie po mazowieckich lasach, to mój biotop, w którym czuję się dobrze, mój las domowy, oddalony tylko o kwadrans drogi od miejsca, w którym zapuściłem w Warszawie korzenie.

Rezerwat przyrody Las Bielański w Warszawie (fot. Adrian Grycuk; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.)

Najbardziej naturalne drzewostany w roku 1973 zostały objęte ochroną jako krajobrazowy rezerwat przyrody. Niedawno Las Bielański znalazł się na liście specjalnie chronionych europejskich obszarów przyrodniczych. Niewiele wielkich miast europejskich może się szczycić takim lasem pośrodku miejskiej zabudowy. Ten niewielki las jest ostoją, w której przechowywane jest bogactwo mazowieckiej flory. Utrzymuje się w nim stale stadko saren i żyją rzadkie motyle – paś żeglarz i paś królowej oraz jeden z naszych największych motyli nocnych – zawisak tawulec. Mieszkańcem bielańskich dębów jest kozioróg dębosz, chrząszcz związany ze starymi dębami.

Ubywa tych dębów na Bielanach. Coraz ich więcej leży powalonych na ziemię, pokonanych przez choroby, starość i zanieczyszczenia atmosferyczne. W niżej położonej części lasu rosło sześć ogromnych dębów. Zawsze je odwiedzałem, przy każdej sposobności. Od niedawna dwa z tych olbrzymów już nie żyją. Pozostałe, na szczęście, wciąż imponujące. Przed stu laty w tym lesie rosło dębów ponad trzydzieści tysięcy. Ćwierć wieku temu już tylko coś około trzech tysięcy. Zaledwie. Ile pozostało teraz? Ale to wciąż bardzo, bardzo piękny las. Jeden z najpiękniejszych polskich lasów.

Tekst jest fragmentem książki Lechosława Herza „Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”:

Lechosław Herz
„Pod ożywczym drzew cieniem... Na podwarszawskim Mazowszu”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
224
Format:
165 x 235
ISBN:
978-83-244-0486-5
EAN:
9788324404865
reklama
Komentarze
o autorze
Lechosław Herz
Polski aktor, krajoznawca i pisarz. Autor m.in. „Klangor i fanfary. Opowieści z Mazowsza”, (Iskry 2012), "Podróże po Mazowszu" (Iskry 2016).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone